Danek: Zamglony horyzont
Niedawno, w momencie wyrwanym z codziennej plątaniny spraw, ukazały mi się puste pola, zasnute rzadką, styczniową mgłą. W głębi, nad horyzontem, wynurzały się z niej grzbiety wysokich wzgórz, a może niskich gór. Linia horyzontu była całkowicie zatopiona we mgle, która tam gęstniała najmocniej, więc ciemne bryły wzgórz wyglądały, jakby wisiały nad polami w powietrzu, nie dotykając ziemi podstawą pogrążoną w mętnym oparze. Dalej, za wzgórzami, nie dało się dostrzec już nic, a mgła zacierała ich kontury, zlewając je z matowym niebem. Widok ten przezierał przez szeroką wyrwę w banalnym miejskim krajobrazie.
Gdzieś już oglądałem taki pejzaż. I to wiele razy. Mistrzem w ich malowaniu był Caspar David Friedrich, jeden z najwybitniejszych malarzy romantycznych i jeden z największych ludzi romantyzmu Północy. Jego dzieła są niezwykle silnie nasycone symboliką chrześcijańską. Na jej objaśnieniu skoncentrował swój wysiłek najbardziej znany badacz twórczości Friedricha, niemiecki historyk sztuki Helmut Börsch-Supan (ur. 1933). Zgodnie z interpretacją kodu symbolicznego pejzaży Friedricha dokonaną przez tego uczonego góra, w swojej wzniosłości, spokoju i mocy, wyobraża chrześcijaństwo, a ciemne, nizinne pierwsze plany obrazów – życie doczesne. Kopiec pojawia się na nich jako symbol pogaństwa. Brama oznacza przejście z tego na tamten świat. Żeglujące statki obrazują dążenie przez ziemskie koleje losu do królestwa niebieskiego, a strumień wpadający do morza – związek człowieka z nieskończonością, z Bogiem. Eteryczne miasta z płócien Friedricha symbolizują przebywanie duszy w miejscach zaziemskiego odpoczynku. Zawsze zielone świerki – drzewa, które najczęściej malował – wyrażają nadzieję na życie wieczne. Nawet postacie trójki wędrowców w strojach niebieskim, zielonym i czerwonym ze „Skał kredowych na Rugii”, należących do najsłynniejszych obrazów Friedricha, według Börscha-Supana personifikują trzy cnoty teologiczne: wiarę, nadzieję i miłość (1).
W sposobie ukazywania świata przez mistrza z pomorskiego Greifswaldu trzeba widzieć coś więcej, niż tylko oryginalną koncepcję artystyczną – zgodnie zresztą z wyznawaną przez niego filozofią sztuki. Zbliżała się ona mocno do romantycznych teorii estetycznych Friedricha Wilhelma Josepha von Schellinga, ale różniła od nich wyraźnie religijną, teistyczną orientacją: zamiast ku abstrakcyjnemu Absolutowi idealistycznych filozofów zwracała się ku Bogu. Albowiem w istocie, przed oczami chrześcijanina świat otwiera się jako księga symboli, zapraszając, by ją odczytać. I wie on – lub czuje – że tajemnicza dłoń, która rozchyla przed nim karty księgi, czeka, by poprowadzić go przez świat drogą, jaką ujawni odczytanie. Ot, choćby ów nieco Friedrichowski krajobraz, który zdarzyło mi się widzieć, daje się odszyfrować w sposób symboliczny. Gdziekolwiek bowiem spoglądamy naszymi ziemskimi oczami, zamglony horyzont otacza nas ze wszystkich stron. Jak nauczał jeszcze Platon, świat doczesny jest cieniem rzeczywistości prawdziwej. Tu, na ziemi, widzimy tylko jej rozmyte zarysy, jak przez mgłę. Aby do niej dotrzeć, musimy odejść daleko od miejsca, gdzie normalnie się znajdujemy, pogrążeni w codziennym życiu. Musimy wyruszyć z miejsca, w które – jak powiedziałby Heidegger – zostaliśmy „rzuceni” w świat, ku odległej linii horyzontu. Przebić się przez mgliste kłęby doczesnych spraw, na drugą stronę. W ten sposób powoli wejdziemy na grzbiet wzgórza, zbocze góry: odnajdziemy drogę prowadzącą wzwyż – do Boga – a ona wyniesie nas wysoko ponad mętną zasłonę. Tak jak postać widoczną na najsławniejszym chyba obrazie Friedricha – „Wędrowiec przed morzem mgły”.
Adam Danek
1. Zob. Gabrielle Dufour-Kowalska, Caspar David Friedrich. U źródeł wyobrażeń romantycznych, przeł. Maria Rostworowska, Kraków 2005. Autorka nie zgadza się z ujęciem Börscha-Supana, niemniej dostarcza licznych informacji na temat światopoglądu Friedricha oraz jego swoistej via mystica jako metody twórczej w malarstwie.
Kategoria: Adam Danek, Kultura, Myśl, Publicystyka