banner ad

Danek: My z Kalormenu

| 15 kwietnia 2022 | 1 Komentarz

Siedmiotomowy cykl „Opowieści z Narnii” (1950-1956) autorstwa Clive’a Staplesa Lewisa (1898-1963) należy do kanonu chrześcijańskiej beletrystyki, a zarazem do najpopularniejszych dzieł literackich przeznaczonych dla młodych czytelników. Chętnie sięgają też po niego starsi, bo choć napisany w zasadzie dla dzieci, traktuje o sprawach poważnych.

W fabule siedmioksięgu kilkakrotnie powraca państwo o nazwie Kalormen. Na mapie fantastycznego świata wykreowanego przez Lewisa odgrywa ono rolę politycznego podmiotu zła. To właśnie Kalormen dokonuje ostatecznie podboju Narnii i tym samym zamknięcia cyklu czasowego narnijskiego uniwersum, inicjując apokaliptyczny koniec jego istnienia. Kalormen stanowi zatem Imperium Końca: ostatnie państwo w dziejach, którego zwycięstwo zamyka ziemską historię, a otwiera eschatologię.

Najwięcej o Kalormenie pozwala się dowiedzieć powieść „Koń i jego chłopiec” (1950), jedyna, której akcja osadzona jest w tym państwie. Jedno zauważamy natychmiast: jako Kalormen sportretował autor szeroko pojęty świat Wschodu. Kalormen wydaje się odbijać w sobie jednocześnie dawną Arabię, Rosję, Chiny, Indie, Japonię. Kalormen to historyczny Orient: wyrafinowane formy kultury splatają się tam z wszechobecnym pozornym chłodem emocjonalnym i równie wszechobecną w życiu społecznym przemocą; to Wschód kalifów i sułtanów, wielkich chanów mongolskich, chińskich bogdychanów, rosyjskich samodzierżców czy indyjskich Wielkich Mogołów. Angielski pisarz celowo kontrastuje go z Narnią, upodobnioną do wyidealizowanego, literackiego obrazu europejskiego Średniowiecza, inaczej mówiąc – z Okcydentem, gdzie formy kulturowe są zdecydowanie prostsze, ale za to mentalność zdecydowanie bardziej humanitarna.

Kalormen, jak opisał go Lewis, to wręcz modelowy „orientalny despotyzm” ze schematu historiozoficznego marksistów. Funkcjonuje w nim kastowy porządek społeczny. Najwyżej w hierarchii społecznej plasują się Tarkaanowie, kasta wojowników. Kalormen reprezentuje więc militokrację – typ państwa, gdzie klasa polityczna rekrutuje się spośród wojskowych. Podobnie jak Kalormen, Narnia jest monarchią, ale jakże odmienną: egalitarną, nieomal „republikańską”, gdzie władca wydaje się posiadać status „pierwszego wśród równych” i budzi nie tyle respekt, co sympatię.

W przywołanej wcześniej powieści podczas tajnej narady, w której toku zapada decyzja o ataku na Narnię, monarcha Kalormenu słyszy z ust następcy tronu: „Cały ten kraik mniejszy jest niż jedna czwarta najmniejszej z twoich prowincji. (…). To po prostu niewidoczny pyłek na kresach twojego imperium.”* Narnia pozostaje niewielkim państewkiem, natomiast Kalormen mieści w swoich granicach to, co geopolityka nazywa „wielką przestrzenią” (niem. Großraum). Wydaje się, że ta różnica rozmiarów powstała nieprzypadkowo. Nie przez przypadek użyliśmy też w odniesieniu do ustroju Narnii określenia „republikański”. Jej mieszkańcy obnoszą się dumnie z mianem „wolnych Narnijczyków”. Filozofowie polityki do Jana Jakuba Rousseau włącznie głosili, iż porządek polityczny ufundowany na idei „wolności” da się urzeczywistnić tylko w małych państwach, ponieważ władza sprawowana przez wielu nie radzi sobie w państwie o rozległym terytorium i dużej liczbie mieszkańców – takie państwo wymaga silnego rządu, kierowanego przez jedynowładcę. I tutaj ujawnia się fakt, iż Kalormen i Narnia reprezentują całkowicie odmienne filozofie polityczne. Filozofię narnijską można streścić następująco: państwo jest małe, słabe, nie interesuje się zewnętrznym światem, trwa w biernym błogostanie, ale za to panuje w nim „wolność” i dzięki temu jego mieszkańcy mogą oddawać się dobrej zabawie. Skąd my to znamy? To filozofia państwa głoszona przez polskich obrońców „złotej wolności” i „respublikantów” z XVII i XVIII wieku: lepiej, by państwo pozostało słabe, lepiej, by upadło, niż by dla jego wzmocnienia zmniejszyła się „wolność”. W rezultacie państwo rzeczywiście upada, podzielone i skonsumowane przez inne państwa, które zamiast o „wolność” wolą dbać o siłę. I tak dochodzi do paradoksu: dla „wolnościowca” obcy despota okazuje się mniejszym wrogiem niż własny potężny rząd. Wracając do świata wykreowanego przez Lewisa, podczas wspomnianej tajnej narady monarcha Kalormenu stwierdza: „Te barbarzyńskie państewka, które zowią się WOLNYMI (co w rzeczywistości oznacza, że panoszy się tam próżniactwo i bałagan), nie są na pewno miłe bogom i wszystkim rozsądnym ludziom.”* Oto konserwatywne credo Kalormenu.

Narnia chce jedynie trwać i cieszyć się „wolnością”, Kalormen – ekspandować, opanowywać, podbijać, zdobywać. Plus ultra! Ten powieściowy kontrast przywodzi na myśl fragment wywiadu, jakiego w 1998 r. udzielił Grzegorzowi Górnemu Aleksandr Dugin, wówczas przywódca rosyjskiej Partii Narodowo-Bolszewickiej. Dugin powiedział: „My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem, przy pomocy wywieranego przez nas nacisku, maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii. Nie jesteśmy zainteresowani kolonizowaniem tak jak Anglicy, lecz wytyczaniem swoich strategicznych granic geopolitycznych (…).” Naród, który rozumuje jedynie w kategoriach trwania, sam szykuje sobie klęskę. Państwo, które nie dąży do ekspansji, dąży do upadku.

W sposobie, w jaki Lewis portretuje wroga, łatwo dostrzec wpływ jego mistrza, Gilberta Keitha Chestertona (1874-1936). Ten wybitny katolicki pisarz w sferze idei był energicznym i błyskotliwym przeciwnikiem wszystkiego, co przedstawia posępny Kalormen: militaryzmu, dążeń imperialnych, mocy politycznej. Przed I wojną światową przez lata atakował jako publicysta wilhelmińskie Niemcy, uważane przezeń za główną ostoję kultury zmilitaryzowanej. Zwalczał piórem Rudyarda Kiplinga, ponieważ Kipling uchodził za najzdolniejszego literackiego piewcę imperializmu, a także wszelkie nurty filozoficzne dowartościowujące siłę, jak poglądy Nietzschego. Wytrwale przekonywał o bezwzględnej wyższości duchowości i tradycji intelektualnej Zachodu nad Wschodem. W swojej znakomitej powieści „Kula i krzyż” (1909) umieścił scenę konfrontacji bohaterów z ekscentrycznym uczonym Maurycym Whimphey’em, zafascynowanym apoteozą siły w kulturach archaicznych i orientalnych – czy to w Asyrii, czy w Turcji, czy na wyspach południowego Pacyfiku. I Chestertonowi, i Lewisowi na płaszczyźnie ustrojowej marzyło się coś w rodzaju chrześcijańskiej republiki. Być może opisie Kalormenu pobrzmiewają też odległe echa sporów, jakie autor jeszcze w okresie międzywojennym wiódł zawzięcie ze swoim przyjacielem Johnem R.R. Tolkienem (1892-1973). Dwaj akademicy i literaci różnili się wyobrażeniami o właściwym porządku politycznym. Kiedy w 1936 r. Hiszpania pękła na dwa wojskowe obozy, toczące bezlitosny bój, Tolkien ulokował swe sympatie po stronie generała Franco. Lewis natomiast podzielał niechęć europejskich demokratów do Caudillo, który niósł Hiszpanii dyktaturę, soldateskę, rządy silnej ręki, tendencje faszystowskie i tym podobne strachy z repertuaru demoliberalnej demonologii.

Dlaczego poświęcać tyle miejsca na doszukiwanie się przesłania ideowego w powieściowym cyklu dla dzieci? Dlatego, że popularne powieści oddziałują na zbiorową wyobraźnię polityczną znacznie silniej, niż traktaty polityczne, które nierzadko pisane są nudno, a zwykli ludzie ich nie czytają. Oddziaływanie to uważnie analizował Stanisław Cat-Mackiewicz (1896-1966), najgłośniejszy w okresie międzywojennym polski monarchista. Cat otwarcie określał siebie mianem imperialisty. Za największych literackich inspiratorów imperializmu uznawał trzech pisarzy: Polaka Henryka Sienkiewicza, Francuza Claude’a Farrère’a oraz Anglika Rudyarda Kiplinga, którego Chesterton zwalczał dokładnie za to, za co Cat go chwalił.

W przeciwieństwie do twórcy „Opowieści z Narnii” nie jesteśmy uprzedzeni do Wschodu, imperializmu, militaryzmu, kastowego ustroju społecznego, potęgi państwa, a nawet do rozumnej tyranii (w klasycznym, greckim sensie tego pojęcia). Przeciwnie, stoimy po ich stronie. My – ludzie Kalormenu.

 

Adam Danek

 

* Przeł. Andrzej Polkowski.

Kategoria: Adam Danek, Kultura, Myśl, Publicystyka

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Marcin Sułkowski pisze:

    Rozumna tyrania, szczególnie w klasycznym, greckim sensie tego pojęcia to oksymoron.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *