Chesterton: Austria
Człowiek nordycki, typ niemieckiego narodowego socjalisty, jest bardzo słabym myślicielem – w dodatku niezwykle zacofanym w nauce i filozofii. Dlatego na przykład, że kurczowo trzyma się słowa "aryjczyk", tak, jakby był nim jego własny pradziadek, w pocie czoła, wytrwale przedzierający się przez pierwsze stronice Maxa Müllera, pod skoncentrowany okiem zdumionych etnologów późniejszych czasów.
Jest on powolnym w bardzo wielu rzeczach; na przykład w zwalnianiu więźniów, którzy są niewinnymi; lub w odpowiedzi na pytania zadawane mu przez zagranicznych krytyków i biskupów.
Mamy niezbite dowody, na to że jest opieszałym w spłacaniu swoich długów – do momentu całkowitego zaprzestania ich płacenia. Jest bardzo powolnym w doprowadzeniu do utopii, którą obiecał narodowi niemieckiemu: pełnej stabilności finansowej i całkowitego zniknięcia bezrobocia. Jest on ciamajdą w tysiącu różnych rzeczy, od długości swoich posiłków po przewlekłość swojej metafizyki. Niemniej jednak w jednej rzeczy nie jest on flegmatyczny, a raczej przebiegle bystry. W przelewaniu niewinnej krwi; naprawdę posiadł on pewną biegłość w kwestii mordowania ludzi, a perspektywa tego sportu wprawia go w stan niezwykłego entuzjazmu, który zamienia go prawie w człowieka. Hitler naprawdę zabił sporo ludzi jak na weekend wypoczynku, z kolei zabójstwo Dollfussa wykazywało pewien dotyk efektywności, do ukazania której naziści zobowiązali się w innych obszarach swojej działalności.
Biorąc to pod uwagę, bardzo ważnym jest, aby wywrzeć większy nacisk na sprawy poruszone na początku tego artykułu. Dollfuss zmarł jako człowiek lojalny i odważny, prosząc o przebaczenie dla swoich oprawców; a dusze sprawiedliwych są w ręku Boga, bez względu na to, w jak głębokim stopniu ich wrogowie (napiętnowani znakiem marnoty, jak wszystko inne czego się chwycą) czerpią przyjemność z odmawiania im religijnej asysty.
Ale Dollfuss umarły, nawet bardziej niż za życia, jest dla ludzkości symbolem czegoś ogromnego, czegoś praktycznie nigdy nie wspominanego przez naszych polityków czy nasze gazety. Dla własnej wygody nazywamy to coś – Austrią; w pewnym sensie moglibyśmy nazywać to coś prawdziwą Europą; ale przede wszystkim (bo jest to fakt ważny i często pomijany) ściśle rzecz biorąc, w zgodzie z historią, powinniśmy nazywać to coś – Niemcami. Sam fakt, że nazwa "Niemcy" została zaczerpnięta od Austriaków i oddana Prusakom, podsumowuje trzystuletnią tragedię. To opowieść o wojnie prowadzonej przez barbarzyńców przeciwko Imperium, oryginalnemu i rzeczywistemu niemieckiemu Imperium, wojny rozpoczętej pierwszym pruskim strzałem wojny trzydziestoletniej; a zakończonej tym, który zabił Kanclerza Austrii. Czy nazywamy to coś Imperium, starymi Niemcami czy kulturą Dunaju, niezmiennie oznaczało to i oznacza Austrię. O tym, że czymś normalnym dla Europejczyków, nawet dla Niemców, w ogóle dla ludzi cywilizowanych, jest być chrześcijanami; i musimy dla historycznej uczciwości dodać – być katolikami. Kultura ta zawsze była znienawidzona przez graniczących z nią północno-wschodnich barbarzyńców, aż w XIX wieku barbarzyński geniusz, nazwany Bismarckiem, rzeczywiście zdołał przenieść do Prus prestiż, który zawsze należał do Austrii. Ów fakt jest zawsze pomijany we współczesnej oświeconej dyskusji, ponieważ składa się z dwu rzeczy: elementarnej znajomości historii, co jest rzadkością, a także elementarnej znajomości historii najnowszej, co jest znacznie rzadsze, niż znajomość historii starożytnej.
Zawsze jest nadzieja, że przynajmniej sześciu polityków słyszało o Imperium Rzymskim; co więcej, może dwóch i pół polityków słyszało gdzieś o Świętym Cesarstwie Rzymskim. Natomiast wśród przodujących pisarzy naukowych rzadko który do tej pory zauważył istnienie Austriaków, są tacy, którzy czytali coś o Ostro-Gotach a może (jeśli są bardzo zawziętymi naukowcami) naprawdę wiedzą dużo więcej o Asturyjczykach niż Austriakach. Można w ich gronie czasem wzbudzić słabe zainteresowanie czymkolwiek historycznym i a średniego kalibru zamieszanie o czymś prehistorycznym. Ale fakty, które doprowadziły do faktów przed którymi stoimy dzisiaj i które patrzą nam w twarz, te znane są praktycznie nikomu w wieku gazet.
Dlatego być może nikt wśród naszych władców, nie będzie miał pojęcia, co oznacza powiedzenie, że ohydna rzeź w Wiedniu była kontynuacją polityki, wyrażonej inwazją na Śląsku i zwycięstwem pod Sadową.
Nie mniej jednak, nauczyliśmy się dzisiaj czegoś; a mianowicie że stare rzeczy powracają. Jest to po prostu odwieczna prawda jak i część naszej cywilizacji; Inwazja barbarzyńców.
Nie jest nią państwo Korporacyjne; lub teoria faszystowska; lub tysiące innych teorii, w tym nasza, wdrażane do usprawnienia naszej starożytnej cywilizacji. To Turcy oblegający Wiedeń.
Jeśli rzeczywiście nie będzie niesprawiedliwością dla dostojnej i stabilnej religii Mahometa, aby ją porównać z gorączkowymi kaprysami i obłędem, które przepełniają umysły połowicznych i na pół ochrzczonych Teutonów północy. To jest to, co normalny człowiek rozumie przez Turków oblegających Wiedeń. To centrum naszej cywilizacji w niebezpieczeństwie; to cios barbarzyńcy, który choć raz, w swoim zaślepieniu, trafił w jej serce.
Gilbert Keith Chesterton
‘The Well and the Shallows’ – zbiór tekstów 1935 r.
Tłumaczył: Arkadiusz Jakubczyk
Kategoria: Arkadiusz Jakubczyk, Historia, Inni autorzy, Myśl, Polityka, Publicystyka