Carl Schmitt: Teologia polityczna 2
W zasłużonej i cennej serii Aletheia ukazał się nareszcie polski przekład „legendarnej książki o politycznej legendzie”, czyli odpowiedzi udzielonej przez „mędrca z Plettenbergu” na atak, który przypuścił nań jego, naprzód przyjaciel i intelektualny partner, a później śmiertelny wróg – niemniej wybitny teolog Erik Peterson (1890-1960) w eseju Monoteizm jako problem polityczny. Odpowiedź ta uwieńczyła jeden z najważniejszych, a zarazem najdziwniejszych, sporów intelektualnych w XX wieku. Dziwność ta wynika z dwóch rzeczy.
Po pierwsze, spór ten jest niesłychanie rozciągnięty w czasie: esej Petersona został opublikowany w 1935 roku i żył odtąd swoim własnym życiem, mając bardzo szeroki odzew, lecz Schmitt przez całe lata milczał, wydając tylko gniewne pomruki w Glossarium, opublikowanym dopiero po jego śmierci; odpowiedź publiczną (czyli właśnie Teologię polityczną 2) zdecydował się dać dopiero w 1969 roku, gdy Peterson już od dziewięciu lat nie żył. Po drugie, atak na Schmitta – ściślej mówiąc: jednocześnie na jego (pierwszą) koncepcję „teologii politycznej” i na jego oportunistyczną postawę polityczną od 1933 roku (wstąpienie do NSDAP) – został przeprowadzony w erudycyjnej rozprawce Petersona o heterodoksji imperialnej teologii stworzonej na użytek Konstantyna Wielkiego przez bpa Euzebiusza z Cezarei, znienacka i w sposób aluzyjny, bo nazwisko Schmitta pada tam jedynie w ostatnim przypisie do akapitu, w którym Peterson ogłasza ową „legendarną” tezę, która brzmi: monoteizm polityczny – czyli uzasadnienie jedyności cesarza, jako władcy ziemskiego, jedynością Boga – jest sprzeczny z chrześcijańskim dogmatem trynitarnym, a zatem teologia imperialna Euzebiusza była politycznym nadużyciem nowiny chrześcijańskiej; ergo, na gruncie ortodoksyjnego chrześcijaństwa wszelka teologia polityczna jest „teologicznie niemożliwa” i „wykluczona”; może ona istnieć jedynie na gruncie judaizmu bądź pogaństwa.
Tę właśnie tezę błyskotliwie kwestionuje Schmitt, wskazując przede wszystkim na takie błędy i niejasności Petersona, jak: bezzasadność przejścia od indywidualności opisywanego przypadku do ogólności końcowej tezy; ograniczoność materiału, która dotyczy zarówno problematyki po stronie politycznej zagadnienia (ograniczenie się do ustroju monarchicznego, i to wyłącznie w jego późnoantycznej formie), jak po stronie teologicznej (pominięcie choćby także monoteistycznego islamu); pozostawienie poza granicami argumentacji zarówno pytania o to, czy wyjątkowość chrześcijaństwa sięga aż odmienności jego wewnętrznej struktury od wszystkich innych religii w tym sensie, iżby wykluczało ono kult publiczny w polis, jak polimorficzności teologii politycznej, która posiada dwie strony: teologiczną i polityczną, tym samym zaś specyficzne pojęcia ich obu, co implikuje ich wielość: „jest wiele politycznych teologii, gdyż z jednej strony istnieje wiele religii, a z drugiej wiele rodzajów i metod polityki”; niedopowiedzenie, kto jestdecydentem wykluczenia monoteizmu „jako problemu politycznego” (teolog? polityk? uczony?); wieloznaczność samego pojęcia „wykluczenia”.
Reasumując: w sporze obu gigantów (znanym nam także z korespondencji) racja moralna była po stronie Petersona, którego słusznie oburzało złożenie przez Schmitta pokłonu w świątyni Rimmona/Hitlera; ale intelektualnie spór o dopuszczalność teologii politycznej wygrał Schmitt, rozkładając Petersona na łopatki.
Carl Schmitt, Teologia polityczna 2. Legenda o wykluczeniu wszelkiej politycznej teologii, przeł. B. Baran, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2014, str. 144.
prof. Jacek Bartyzel
Za: Legitymizm.org
Kategoria: Recenzje