Ambrożek: Konserwatywna narracja dziejów i co z tego wynika
Na początku warto chyba wyjaśnić kwestię tytułu. Czy kiedykolwiek mieliśmy do czynienia z czymś, co przypomina konserwatywną narrację dziejów? Jeżeli stwierdzimy, że mamy na myśli nierozrywane kontinuum czasowe, musimy na to pytanie odpowiedzieć przecząco. Można wymienić w historii Polski kilka zdarzeń aspirujących do zgodności z wyznacznikami konserwatyzmu jako takiego. W przypadku I Rzeczpospolitej logicznym wydaje się dzieło Stanisława Augusta nie odnoszące się co prawda do doktrynalnego wymiaru konserwatyzmu, ponieważ de facto oznaczałoby to realizację programu konfederatów barskich, lecz mamy na myśli pewne kierunki i działania polityczne, które charakteryzowały się daleko posuniętą roztropnością i poszanowaniem. Potem cały szlak ugodowców – stańczyków i realistów zaboru rosyjskiego typu Wielopolskiego i – z pewnymi odstępstwami – Spasowicza i Piltza. Tutaj abstrahuję całkowicie od dyskusji, czy ci ugodowcy w różnych okresach uważali politykę realistyczną za realny punkt odniesienia dla niepodległości Polski. Wiele osób – głównie demokraci oraz endecy – zarzucali tej polityce zatarcie celów narodowych. Warto zauważyć, że kwestia działania politycznego była zbliżona – próba stworzenia gruntu, na którym można stworzyć materialne podstawy polityki. Na koniec jeszcze dziedzictwo konserwatyzmu międzywojennego oraz działanie w komunizmie, oczekujące na lepsze czasy i zmianę sytuacji.
Ten króciutki ogląd sytuacji pokazuje fragmentaryczność i niejednolitość tradycji politycznej. Tworzenie pewnej narracji wymaga tymczasem stałości wynikającej z uznania pewnego zachowania za kościec posiadający możliwie największą liczbę odniesień do różnych typów zachowań narodowych. Co więcej, te punkty odniesienia muszą przekształcić się w regularnie powtarzany mechanizm działania, który musi być powielany przez cały okres trwania narodu. Jeżeli stwierdzimy, że takim kośćcem miałaby być roztropność polityczna, z której można wyprowadzić pewne treści doktrynalne, to zauważymy, że ta tradycja była w dziejach polskich nieprzyjmowana jako własna, co uniemożliwiało jej rozwój. W jej obrębie można także wymienić niejednolitość, która oznacza korzystanie z różnych środków politycznych w różnym stopniu. Jest to przypadłość wybitnie polityczna, ponieważ na jej przykładzie można udowodnić, że polityka jest działaniem zmiennym, które wymusza stopniowanie.
Prostym wnioskiem płynącym z tych rozważań jest niemożność stworzenia czegoś takiego jak tradycja konserwatywna. Można próbować – paradoksalnie – nawiązywać do specyficznego, polskiego konserwatyzmu doktrynalnego, ale w tym przypadku czeka nas apologia złotej wolności i I Rzeczpospolitej, co jest z kolei niemożliwe ze względu na wymagania praktyki politycznej. Pisałem już wcześniej na temat rozjaśnienia pojęć politycznych i nieutożsamiania konserwatyzmu, który w definicji przejawia zamiłowanie do porządku, z anarchią. Problem polega na tym, że hasło konserwatyzmu bywa odczytywane kontekstualnie, co stanowi niechybny problem dla konserwatystów ideowo-politycznych. Wynika z tego, że także ten kierunek tworzenia wspólnej narracji może być problematyczny, ponieważ może być źle pojmowany przez społeczeństwo.
Koniecznym jest zatem stworzenie pewnego dualizmu narracyjnego, nieco w historycystycznym duchu heglowskim, z dużą dozą wartościowania. Ten dualizm zamyka się w haśle przeszłości oraz przyszłości. Przeszłość w tym kontekście jest definiowana jako całokształt doświadczeń historycznych narodu polskiego. Koniecznym jest zatem przeanalizowanie poszczególnych kierunków działań w każdym okresie czasowym. Podsumowaniem tego kierunku musi być stwierdzenie, że w przeszłości powielaliśmy bardzo dużą liczbę błędów w rozeznaniu politycznym, co wpływało na ostateczny rezultat naszych działań. To działanie ma zatem opierać się na akceptacji dziedzictwa i przyjęciu go, ale odrzuceniu w procesie podejmowania przyszłych decyzji politycznych. Ma to służyć maksymalnej kumulacji wszelkich doświadczeń politycznych, co ma nas uodpornić na ewentualne drastyczne zmiany sytuacji, które nie były powtarzalne w przeszłości. Ponadto, silny ładunek heglowski ma podkreślić proces ewolucji polityki oraz dążenie społeczeństwa polskiego do upadku, zwłaszcza w okresie I RP, co ma stworzyć skuteczne antidotum na te problemy.
Druga sfera – przyszłości – powinna zatem oznaczać przyjęcie tego doświadczenia jako nauki tego, jak nie powinno tworzyć się polityki. Oczywistym zarzutem płynący ze strony naszych oponentów będzie wtedy wznoszenie głosów o odzieranie z moralności. Istotnym jest dbanie o tę kwestię i jej nie pominiemy. Powinna ona zamykać się w formule docenienia indywidualnego bohaterstwa oraz cnót składanych często na ołtarzach niepotrzebnych ofiar. Podwaliną naszego działania jest konkluzja, że zagwarantowanie prosperity państwa nie zależy tylko od skutecznie prowadzonej polityki, ale także od odpowiedniego wykształcenia obywateli w kierunku patriotyzmu i poszanowania dla państwa. Koniecznym wszakże jest podkreślenie, że działanie polityczne różni się jednak od indywidualnego, w związku z czym należy utrzymać tu nieco zmodernizowany weberowski dualizm etyk: na etykę odpowiedzialności (polityczną) i etykę przekonań (indywidualną). Tu obecny jest bardzo silny element wartościujący – na „dobre” i „złe” praktyki, jednak jest on konieczny po to, by wprowadzić właściwe rozróżnianie pojęć politycznych.
Zestawmy jednak te koncepcje z innymi scenariuszami realizmu politycznego. Prof. Łagowski oraz Tomasz Gabiś kreują wizję wyrzeczenia się historii jako takiej. O ile mogę się zgodzić, że historia nie powinna być przedmiotem zatargów politycznych, o tyle nie zgodzę się, że refleksja historyczna powinna zniknąć z przestrzeni publicznej. Historia powinna służyć nauce tego, jak nie można robić polityki. Jej rola jest w gruncie rzeczy tylko i wyłącznie pozytywna, ponieważ naturą polityki jest samoograniczanie się, co wyklucza nam poszerzenie kategorii pozytywnych, w imieniu których można tworzyć politykę. Negatywna polityka wyznacza nam naukę na przyszłość dotyczącą ewentualnych możliwych scenariuszy rozwoju polityki, co przy zapewnieniu naszego doświadczenia historycznego bogatego w krytykę pewnych działań historycznych będzie naprowadzało na konkretny kierunek polityczny. Można tutaj mówić także o pewnym totalizmie w podejściu do historii, ale warto zauważyć, że polityka jest korzeniem tego totalizmu, a polityki niepodobna się wyrzec, ponieważ z niej wychodzą wszelkie pojęcia publiczne.
Oczywiście nie jestem w stanie zagwarantować tego, czy dany schemat sprawdziłby się. Jak zwykle występuje tutaj zbyt wiele zmiennych zależnych oraz wynikających z tego sprzężeń zwrotnych między poszczególnymi sferami życia publicznego. Uważam jednak, że ta wizja zebrania wszelkich doświadczeń w jedno oraz ich krytyka przy poszanowaniu cnót obywatelskich jest jedyną alternatywą dla porządku państwowego, ponieważ przerabialiśmy już wszelkie warianty polityk historycznych, które nie były realizowalne. Zgodzę się z tym, że archetyp Polaka nie pozwala na zmianę postępowania w pewnych sytuacjach, jednak pamiętajmy o tym, że stałość jest rzeczą częstą, ale zmienną. Nie dopuszczam do siebie możliwości, by przy stosowaniu pewnych nacisków politycznych wynikających z nakazów rozumowych, ów program nie zmienił świadomości historyczno-politycznej Polaków. Tym bardziej, że wielu podkreśla ostatnią zmianę w paradygmacie myślenia politycznego społeczeństwa, która rzekomo ma iść w duchu pragmatyzmu. Miejmy nadzieję, że w odpowiednim momencie uchwycimy ten pragmatyzm i przy naszym ładunku moralnym nie popadnie on w cynizm, egoizm i nihilizm.
Mateusz Ambrożek
Kategoria: Mateusz Ambrożek, Myśl, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka, Społeczeństwo