Na marginesie 50-lecia Vaticanum II
50-lecie II Soboru Watykańskiego przyniosło Interesujący artykuł prałata Fernando Ocáriza – znanego głównie jako wikariusz generalny Opus Dei, ale w tym wypadku piszący jako teolog, zaangażowany w rozmowach z FSSPX. Bardzo trzeźwo przedstawił sprawę "duszpasterskości" ostatniego soboru. Wszystkich problemów to nie rozwiązuje, ale trochę nas wyprowadza z dialektyki w stylu "jak nie dogmatyczny, to wszystko wolno".
Z problemem Soboru zmierzył się też prałat Brunero Gherardini i nie daje spokoju – tym, którzy uznaliby, że niedawno ks. Ocariz "wyjaśnił wszystko" na temat rangi Vaticanum II. Ks. Gherardini wierci dziurę w brzuchu zadowolonemu olbrzymowi "słusznej opinii" – słusznie, jak każdy teolog godny tej nazwy.
Nie musilismy też długo czekać na odpowiedź uczestnika tych samych rozmów z drugiej strony – Ks. Jean-Michel Gleize z FSSPX. Powiem najpierw, że zdecydowanie wolę sytuację, gdy FSSPX operuje analizą (niż antysoborową politgramotą) i argumentuje jakoś subtelniej – jak tym razem. A jednak wydaje mi się, że całe powodzenie swego wywodu ks. Gleize zawdzięcza wyjściowemu i wszechobecnemu uproszczeniu: uznał, że Benedyktowa "jedność podmiotu" jest czymś obok lub zamiast "jedności przedmiotu". Ale może jest inaczej – i może gdy Kościół pojmuje siebie jako jeden podmiot w dziejach, obejmuje to także jedność przedmiotu, czyli jedność wiary – bo ona jest owym kręgosłupem jednego podmiotu? I w ten sposób zachowuje także zdolność adaptowania swych niezmiennych zasad do zmiennych sytuacji (mam wrażenie, że w ujęciu FSSPX Tradycja przypomina taki kartezjański twór, który się automatycznie sam "podstawia" w każdej sytuacji, jak w równaniu).
Ks. Gleize zdaje się wychodzić z założeń tomistycznych. Jednak to jest taki udawany “św. Tomasz”, w którym jest więcej racjonalizmu Kartezjusza (zupełnie jak w podręcznikach, z których zapewne uczył się w FSSPX): króluje wyobrażenie, że żeby coś było "niezmienne", musi być czymś w rodzaju jednoznacznego i płaskiego iksa. O sztucznym przeciwstawieniu "jedności podmiotu" i "jedności przedmiotu" nawet i wstyd mówić, zwłaszcza w odniesieniu do Kościoła, w przypadku którego jedno i drugie jest niezrozdzielne. Rozumiem FSSPX, gdy domaga się bezpiecznych, komunikatywnych formuł katechizmowych – nie rozumiem, gdy domaga się, aby całe nauczanie Kościoła przybrało postać katechizmu kard. Gasparriego.
Dorzucając teraz swoje trzy grosze, powiedziałbym, że nie ma jednego “problemu Vaticanum II” – jest ich kilka, niesprowadzalnych do siebie: 1) problem z dopuszczalną nowością nauczania (zawsze treści "nowe" nastręczają trudności – i nie jest to każdorazowo wina soborów etc.); 2) problem z tym, że w niektórych przypadkach nowe elementy nauczania wyrażono w języku albo obojętnym względem dotychczasowej Tradycji, albo prowokacyjnym wobec niej (to także kwestia obiektywnych trudności, ale i towarzyszącej Soborowi atmosfery "przełomu"); 3) i w końcu – uwzględnijmy to, choć bez przesady w rozmiarach tego zjawiska – problem realnej otwartości niektórych formuł na błędne koncepcje teologiczne, niekiedy wyznawane przez aktywnych soborowych ekspertów (nie można zaprzeczyć, że są takie passusy, które dają się interpretować zupełnie niekatolicko – ale z drugiej strony naturalna postawa katolicka powinna tu polegać na obronie własnej linii kościelnej dokumentu, a nie interpretacji narzucanej mu przez jakiegoś teologa mającego poczucie własności względem dokumentów). W przypadku 1) należy się uczyć z pokorą, w przypadku 2) i 3) podjąć wysiłek budowania objaśnień oficjalnych. Tyle jeśli chodzi o dokumenty.
Nie będę tu ani starał się być na siłę oryginalny, ani nie będę próbował się sztucznie odróżnić od opinii wyrażanych np. w Bractwie Św. Piusa X – bo mi na różnieniu się z FSSPX nie zależy. Mam jednak wrażenie, że występuje w tym środowisku tendencja do 1) mieszania tych trzech przypadków w jeden "problem Vaticanum II" (czyli że np. byliby skłonni do wycięcia "w imię Tradycji" także tych odrośli Tradycji, których by nie znaleźli w Magisterium wcześniejszym, choć nie są one w żadnym razie kontradyktoryjne z Tradycją – to jest choćby przykład "subsistit in"); 2) ich podejście jest takie, że tam, gdzie natykamy się w dokumentach Soboru na poważne kłopoty interpretacyjne, należy po prostu zdezawuować Sobór – co dla mnie jest sygnałem ducha anarchicznego majsterkowiczostwa; Kościół nie powinien być szantażowany na zasadzie: "pogodzimy się, ale odwołajcie Sobór" – to raczej widzący trudności teologowie i biskupi powinni przyłożyć rękę do tego, aby te trudne miejsca zyskały poprawki, jednak bez wylewania dziecka z kąpielą.
Kiedy FSSPX porównuje dokumenty ostatniego Soboru z dawnymi, podkreśla “klarowność” tych dawniejszych, oraz “wieloznaczność” tych soborowych. Abstrahując od tego, że “klarowność” bywa też zasługą upływu lat (w trakcie których coś się “jak figa ucukruje, jak tytuń uleży”), problem polega również na odmiennej celowości porównywanych dokumentów: np. Pascendi św. Piusa X nie ma żadnego innego celu niż "ochrona przed błędami" – ale to jest tylko jeden z aspektów Ewangelii, prawdopodobnie nie najważniejszy. Te ważniejsze – np. głoszenie Ewangelii "wszystkim narodom" – wymagają więcej odwagi mierzenia się z życiem – a więc pewnie i sformułowań niekiedy tak nowych jak orzeczenia dawnych, starożytnych soborów, które ze swobodą sięgały do słów, których nie było początkowo w kanonie.
Ponadto wciąż ta sama uwaga: w przypadku sformułowań niedoskonałych etc. należy bronić intencji Kościoła, to naturalna postawa – zgodna z najgłębszą intuicją Odkupienia: tam, gdzie zdarzyło się potknięcie, tam należy ratować pierwotną intencję, a nie ogłaszać herezję; raczej więc “zbawić” (tekst Kościoła) niż “potępić” (tekst Kościoła).
Paweł Milcarek
Kategoria: Inni autorzy, Publicystyka, Religia, Wiara