Zimny: Nie taki Netflix straszny…?
Serial Squid Game (czyli po polsku: Gra w kalmara lub Gra Kalmara) był niewątpliwie jednym z ciekawszych wydarzeń popkultury ubiegłego roku. Zyskał on znaczną popularność, rzesze fanów, jak również krytyków na całym świecie, w tym również w Polsce. Szczególnie krytyczni wobec serialu w naszym kraju byli przedstawiciele prawicy, zarówno konserwatyści, jak i przedstawiciele politycznego katolicyzmu. Dyskusje nad produkcją, albo raczej, spadające na nią gromy dało się jednak zauważyć przede wszystkim w mediach społecznościowych, na jedną recenzję, do tego ubożuchną, zdecydowało się skądinąd sympatyczne, ale niezbyt wyrafinowane intelektualnie środowisko Polonii Christiany, na której stronie w dniu 9 listopada 2021 roku pojawił się tekst Filipa Obary pt. Nie wierzę w człowieka. Zapiski na marginesie Squid Game[1].
Istotnie ryzyko było duże. Serial był wyprodukowany przez Netfliksa, co już jest dość złowróżbne. Platforma ta nie stroni od promocji wątków tęczowych, tolerancji, suflowania w nadmiarze postaci o niebiałym kolorze skóry czy nawet fałszowania historii pod dyktando poprawności politycznej czy promocji lewicowej wizji świata i dziejów (takie akcenty można zauważyć chociażby w serialu The Crown). Przystępując do oglądania podzielaliśmy więc obawy, wyszliśmy jednak z założenia, że aby krytykować trzeba się najpierw zapoznać i trzeba przyznać uczciwie, spotkało nas miłe zaskoczenie. Być może wynika to z faktu, że Netflix dał swoją markę, jednak serial powstał w Korei Południowej, która, jak cała Azja Wschodnia, jest jednak w miarę odporna na coraz nowsze i coraz mniej mądre pomysły białego człowieka. Serial wolny był od nowolewicowej propagandy, wątek homoerotyczny pojawił się raz, zresztą pod sam koniec i przedstawiono go negatywnie. Jedynym zarzutem, który można potwierdzić było nadmierne okrucieństwo i przesadny naturalizm w jego przedstawieniu, jednak jest to powszechna cecha dzisiejszego kina.
Reżyser, scenarzysta i twórca w jednej osobie, Hwang Dong-hyuk, chciał jednak swoim serialem poddać krytyce panujące w Korei Południowej stosunki. Do stworzenia tej produkcji skłoniły go własne przeżycia podczas kryzysu finansowego w roku 2008, kiedy, pozostając bez pracy, czytał mangi z gatunku survivalu i odkrył pewne analogie między bohaterami tych utworów a swoją własną sytuacją. Wtedy właśnie przyszła mu do głowy koncepcja gry survivalowej, w której nagrodą byłyby pieniądze[2]. Brzmi to nieco jak socjalistyczne narzekanie na to, że nie wszyscy mają pieniądze, są bogaci, piękni itd., ale nie należy zbywać tego lekceważąco. Świat dzisiejszego kapitalizmu, chroniony parawanem demokracji liberalnej jest przecież odległy od organicznej, konserwatywnej wizji świata. Konsumpcjonizm i wyścig szczurów są niewątpliwymi patologiami i bardzo dobrze, że ktoś o tym ponownie przypomniał z telewizyjnych ekranów w przystępnej formie.
W grze, wokół której toczy się fabuła serialu, najlepiej radzą sobie właśnie ci, którzy potrafią ten indywidualizm i pragnienie własnej korzyści przezwyciężyć na rzecz dobra wspólnego. Jedną z gier, z którą muszą zmierzyć się bohaterowie jest przeciąganie liny. Gorsza drużyna potrafi się do niej przygotować, opracowuje taktykę, plan, tworzy zespół. Następnie, dzięki konsekwentnej realizacji założeń i wzajemnemu wsparciu jest w stanie pokonać inną, teoretycznie silniejszą drużynę, która okazuje się być wyłącznie zbiorem indywidualności. W tym miejscu warto też wspomnieć, że napiętnowane zostają wszelkie próby chodzenia na skróty i oszukiwania w grze. Bohaterowie, którzy tego próbują, szybko odpadają, a jeśli nawet udaje im się przemknąć niezauważenie, później się to na nich mści.
Ten ostatni aspekt jest bardzo ważny. Sporo uczestników gry to właśnie ludzie, którzy nie mieli umiaru w hazardzie lub chcieli bardzo szybko i bardzo tanim kosztem się wzbogacić, dopuszczając się przy tym licznych oszustw. Inni popełniali przestępstwa albo sami doprowadzili się do nieciekawej sytuacji życiowej w taki lub inny sposób, czy to przez lenistwo, uzależnienia czy inne podobne zjawiska. Trudno się zatem oprzeć przekonaniu, że do jakiegoś stopnia gracze zasłużyli na los, który ich spotkał. Przypomina się więc demestriański pogląd, że nie ma ludzi niewinnych, a cierpienie jest karą za jakieś zło. Jest to zresztą o wiele lepszy argument za moralną dopuszczalnością gry od faktu, że wszyscy gracze grają zupełnie dobrowolnie. W ich sytuacji trudno wyobrazić sobie inne wyjście, taka zgoda jest efektem przymusu – obojętnie czy zewnętrznego (konieczność spłaty długów) czy wewnętrznego (chęć zrobienia czegoś ze swoim życiem), w każdym razie jest obciążona jakąś wadą. Tymczasem uzyskujemy pewien morał – każde zło domaga się kary i odpłaty (co zresztą przyznają w wywołanych bliskością śmierci chwilach sami bohaterowie).
Krytyka konsumpcjonizmu i współczesnych stosunków kapitalistycznych w demoliberalizmie byłaby rzecz jasna niepełna bez wzięcia na tapet osób w tym systemie decyzyjnym. I tu serial również nie zawodzi. Gra może funkcjonować dzięki sponsorującym ją bogaczom, którzy przyjeżdżają kibicować podczas decydujących rozgrywek. Ludzie ci przedstawieni są jako zdemoralizowani i znudzeni życiem, w którym najprawdopodobniej nie mają żadnego celu. Ich przedstawienie wskazuje, że bogacą się dla bogactwa i jedną z nielicznych rozrywek jest napawanie się cudzym cierpieniem. Oczywiście najlepiej z bezpiecznej odległości, zza szyby pancernej, najlepiej z lustrem weneckim, tak aby przypadkiem nie zaryzykować własnego udziału i własnego, cennego w swoim bezsensie, życia (uczciwie wskazać trzeba, że jest od tej reguły jeden wyjątek, ale opisanie go byłoby spojlerem). Warto tu zaznaczyć, że wspomniany wątek homoerotyczny dotyczy właśnie jednego ze sponsorujących grę milionerów i nabiera poniekąd homofobicznego wyrazu, stanowi dodatkowe podkreślenie bezproduktywności bogacza. Woli on chłopców, z czego może zyskać wprawdzie przyjemność, ale za to nic się nie stworzy, czego przeciwieństwem jest, nomen omen, płodna, miłość heteroseksualna. Warto też dodać, że bezpośrednio za ten postępek (anty)bohatera tego spotyka kara. Czy kogoś wreszcie zdziwi, gdy napiszemy, że ów sodomita jest Amerykaninem?
Kolejny wątek wart omówienia dotyczy pewnej bohaterki, która jak się okazuje, uciekła z Korei Północnej. Sam fakt ujawnienia tego dopiero w jednym z dalszych odcinków jest w naszej opinii błędem – Koreańczycy z północy mówią inaczej, mają inną mentalność od południowców i inni bohaterowie (a wraz z nimi widzowie) powinni być tego świadomi od samego początku. Pomijając jednak tę w gruncie rzeczy techniczną kwestię, wart przyjrzeć się jej historii. Na południu zamiast cieszyć się wolnością i dobrobytem, musi żebrać i kraść, żeby przeżyć, a także zapewnić jako taką egzystencję bratu, który uciekł wraz z nią oraz… zebrać środki na zorganizowanie ucieczki swoich rodziców. Warto dodać, że już raz zapłaciła za tę usługę, ale została oszukana. Organizatorzy nielegalnego transportu ludzi wzięli pieniądze i zniknęli.
Przypadek tej bohaterki, zwanej Kang Se-bjok porusza zatem ciekawe zagadnienia. Po pierwsze, zwraca uwagę na problem wszystkich uciekinierów z północy, którzy wcale nie znajdują na południu lepszego życia[3], a często są traktowani jako ludzie drugiej kategorii czy potencjalni komuniści lub szpiedzy (taka sugestia pada w serialu pod adresem bohaterki). Korea Południowa, zamiast krainą mlekiem i miodem płynącą, oazą spokoju i bezpieczeństwa, okazuje się również być miejscem, gdzie trzeba walczyć o życie, choć w nieco inny sposób. Tu zresztą należy zadać sobie pytanie, czy taki los, tj. uczestnictwo w niebezpiecznej grze dla uciechy paru bogatych ludzi spotkałby ją na północy?
Tyle w warstwie dosłownej, bo przecież metaforycznie Gra jest obrazem państwa i społeczeństwa południa. I tu na przykładzie Kang Se-bjok twórcy stawiają ważne pytanie: czy aby na pewno południe jest lepszym miejscem od północy? Czy żyje się na nim godniej, czy to tylko złudzenie, bo w gruncie rzeczy południowcy również są poddani uciskowi, ale, jak to się mówi kpiąc z libertarian, at least this is not government? Oczywiście nie chodzi tu o kolejną próbę rewizji stosunku konserwatystów i prawicy do Korei Północnej (choć jeśli pojawi się zapotrzebowanie na taki artykuł, autor mógłby się tego tematu podjąć), rozważania na temat obecności logiki sakralnej w tym bastionie itd., tylko o prostą przecież konstatację, że demoliberalizm i komunizm[4] są z punktu widzenia konserwatysty aberracjami podobnego autoramentu i w gruncie rzeczy każdą próbę ich zrównania, wykazania podobnego stopnia zbrodniczości i dehumanizacji powinien on powitać z otwartymi ramionami.
Wreszcie, żeby zamknąć ten wątek pozwolimy sobie zwrócić uwagę, że Kang Se-bjok ma chyba najszlachetniejsze intencje ze wszystkich uczestników gry. Chce pomóc bratu i rodzicom, zaś zło, którego dopuściła się przed przystąpieniem do niej było stosunkowo niewielkie, bo również obliczone na ten cel i wynikające z oszukania przez innych. Dopytana o bardziej osobisty cel, odpowiada że zawsze chciała odwiedzić wyspę Dzedzu. To pozwala dostrzec pewną różnicę między priorytetami mieszkańców północy, a goniącymi za zyskiem i przyjemnościami mieszkańcami południa.
Warto omówić jeszcze inny wątek migracyjny. Jednym z bohaterów jest pochodzący z Pakistanu Ali. Można się tu dopatrzyć krytyki imigracji, bo wcale nie znalazł lepszego życia, stracił zdrowie, kolejni pracodawcy go oszukują. Sama postać przedstawiona jest pozytywnie. Jest człowiekiem pracowitym i honorowym, chętnie pomaga bohaterom, z którymi się zaprzyjaźnił, a gdy ci wyświadczą mu jakieś dobro bardzo stara się odwdzięczyć. Można by zatem stwierdzić, że w imigracji nie ma nic złego, skoro odmalowany jest tak pozytywny obraz przybysza z innego kraju, jednak to nie do końca prawda. Warto bowiem zwrócić uwagę, że w krytyce imigracji bardzo często zapomina się o tym, że jest ona szkodliwa również dla samych imigrantów. Tymczasem są oni wyrywani ze swojego naturalnego otoczenia, ze społeczności, z którą dzielą zwyczaje i wartości. Przez wędrówkę za chlebem zostają wykorzenieni – to także ważny aspekt krytycznego spojrzenia na imigrację, który twórcy serialu dostrzegli. Wspomnieć jednak trzeba, że Ali, będący ciemniejszej karnacji, jest też jednak pokazany jako nieco głupszy od żółtych, bo w jednej sytuacji daje się oszukać w bardzo oczywistej intrydze (co swoją drogą powiela stereotyp, że żółci są cwani i przebiegli).
Godną poruszenia kwestią jest również obraz chrześcijaństwa przedstawiony w serialu. Malując szerszy kontekst nie można nie wspomnieć, że Korea Południowa jest jednym z bardziej schrystianizowanych państw Azji Wschodniej. Chrześcijaństwo rozwijało swoją działalność misyjną w tym kraju szczególnie intensywnie w XIX w., czyniły to zarówno denominacje protestanckie, jak i katolicy. W obu jednak wypadkach, jak szokująco to nie zabrzmi, nie odegrało ono w Korei pozytywnej roli – traktowane często było jak wytrych umożliwiający wyswobodzenie się spod rygorów tradycyjnej kultury koreańskiej. Szczególną popularność zyskało u kobiet, które widziały w nim szansę na „wyzwolenie” z tradycyjnego patriarchatu. W tym kontekście odpowiedź „spadaj, jestem buddystą”, której główny bohater udziela na próbę nagabywania (wcale nie religijnego, jak się potem okazuje) staje się zrozumiała i uzasadniona.
Ale co ważniejsze, w serialu przedstawiony jest głównie protestantyzm modelu amerykańskiego z charakterystyczną dlań ewangelią sukcesu. I ten amerykański model, wykrzywiający prawdziwy obraz chrześcijaństwa, stanowiący wręcz jego parodię, jest rzecz jasna krytykowany. Gdy wiara nie przynosi oczekiwanego powodzenia w życiu, okazuje się być zupełnie pusta. Jeden z uczestników gry jest pastorem i póki mu się wiedzie, póty odzyskuje wiarę, ale w chwili próby ją traci i wpada w rozpacz. Trudno by inny skutek duchowy wywołała religia, która głosi, że łaska Boża daje powodzenie już tu i teraz. Jest to obraz fałszywy i odległy od prawdziwego chrześcijaństwa, w którym zawsze akcentowano doczesne cierpienia i próby, jakich wiernym poddaje Bóg. O tym, jak wyzute z chrześcijańskiego ducha jest to chrześcijaństwo świadczy też jedna ze scen, w której uliczny kaznodzieja krzyczy o Jezusie zamiast pomóc potrzebującemu bohaterowi, którego dopiero co, tuż obok niego, wyrzucono z samochodu.
Notabene to przedstawienie wątku religijnego nie spodobało się p. Obarze w jego recenzji na łamach Polonii Christiany. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, a mamy nadzieję, że to kwestia gustu, a nie braku znajomości realiów koreańskich. Serial przedstawia pewien konkretny kraj, w którym dominuje pewien konkretny model „duchowości” chrześcijańskiej. Ponieważ model ten jest zły i fałszywy, nie dziwi, że zostaje w Squid Game skrytykowany. Dalsza część wspomnianej recenzji proponuje pewne rozwiązania pozytywne – zaleca bohaterom serialu, aby zwrócili się ku Bogu i w ten sposób odzyskali godność, bez materialistycznego uczestnictwa w Grze. A zatem jej autor nie orientuje się w stosunkach koreańskich, a przede wszystkim nie pojmuje deskryptywnego (i krytycznego!) charakteru tej opowieści.
A przecież Squid Game do tego właśnie się ogranicza: do opisu rzeczywistości, jej oceny. Nie ma tam żadnego programu pozytywnego, żadnej wizji co bohaterowie powinni ze sobą zrobić, co powinno zrobić ze sobą społeczeństwo koreańskie jako takie, jak powinny być urządzone stosunki w Korei. I to właściwie pozwala kreślić tę recenzję w tak miłych dla twórców serialu słowach. Nie ulega wątpliwości, że gdyby p. Hwang zaproponował jakieś rozwiązania, nie byłyby to rozwiązania konserwatywne. Pobieżne przecież zapoznanie się z jego biogramem wskazuje, że ma on raczej sympatie socjalistyczne. Historia i współczesność pokazują zaś, że odpowiedzią socjalistów na dostrzeżony problem atomizacji społecznej, alienacji i patologii kapitalizmu jest jeszcze więcej wykorzenienia, jeszcze więcej alienacji, jeszcze więcej atomizacji i jeszcze więcej ułudy. To każe z obawą patrzeć na możliwą kontynuację, do której twórcy zostawili sobie furtkę. Ale, jako się rzekło, tego wszystkiego nie było w wyemitowanym w 2021 roku sezonie, a krytyka była celna i wynikała z uważnych spostrzeżeń. Czemu szukać problemów zamiast się z tego cieszyć?
Jeszcze dwie uwagi. Pierwsza dotyczyć będzie estetyki serialu. Jest on całkiem ładny. Wprawdzie kostiumy przejawiają typową dla Azjatów potrzebę uniformizacji – gracze noszą zielone dresy, a strażnicy różowe kurtki, ale taka jest ich kultura. Poszczególne gry i stanowiska do nich przygotowane i wykonane zostały ze starannością. Gra w kulki toczy się w scenerii stylizowanej na wioskę lub miasteczko o zachodzie słońca. Mimo, że sama gra zbiera krwawe żniwo, lokalizacja ta uspokaja widza. Może zresztą o ten kontrast chodzi. Również wnętrza kompleksu w którym toczy się gra również zostały zaprojektowane starannie. Wspólna sala graczy jest ładnie wykafelkowana (notabene na kafelkach tych można dotrzeć symbole gier), szefowie przedsięwzięcia, jak na bogaczy przystało, mają ładne meble i sprzęty. Ogólnie rzecz ujmując, serial raczej cieszy oko.
Po wtóre natomiast wśród głosów krytyki pojawiły się i takie, że widzowie postanowili zorganizować sobie podobne gry, choć na mniejszym poziomie ryzyka. Pomysł taki doczekał się podobno realizacji w Hiszpanii, nad czym załamał ręce redaktor F.O., a zatem prawdopodobnie autor przytoczonej wcześniej recenzji na stronie Polonii Christiany[5]. Istotnie nic w tej wiadomości dobrego, ale jeśli ktoś po obejrzeniu Squid Game chce się w Squid Game bawić to znaczy, że nic z tego serialu nie zrozumiał. I owszem, to smutne, że z obrazu, który w zamierzeniach miał być pouczający, niektórzy są w stanie wynieść tylko rozrywkę.
Na koniec uwagi krytyczne. Nie będzie ich zbyt wiele, jednak serial niewątpliwie przesadza z naturalizmem scen przemocy. Krew leje się jak w Pile czy innym horrorze, często zupełnie niepotrzebnie. Cięcie w momencie upadku ze znacznej wysokości w zupełności wystarczy, nie trzeba jeszcze pokazywać zmasakrowanych zwłok. Z drugiej jednak strony zauważmy, że ostatnio media próbują otoczyć nas szczelną barierą sterylności od tego typu obrazków. Facebook i YouTube cenzurują niektóre przesadnie brutalne filmy czy zdjęcia, nieczęsto takie widoki przydarzają się na żywo. Pytanie jednak czy to dobrze, zupełny brak obcowania z brutalnością może być jednak na dłuższą metę szkodliwy.
Reasumując powyższe rozważania, serial zdecydowanie jest godny polecenia. Przedstawia ciekawą, przemyślaną i celną krytykę stosunków we współczesnym świecie, stosunków które przecież także (a nawet przede wszystkim) dla konserwatysty są nie do przyjęcia. Jednocześnie, ponieważ nie proponuje (przynajmniej na moment zakończenia I sezonu) żadnych rozwiązań pozytywnych wolny jest od potencjalnej propagandy na rzecz leczenia dżumy cholerą, a tym samym – każdy może wynieść z niego własne przemyślenia i własne rozważania. Produkcja jest przyjemna pod względem tak wizualnym, jak i dźwiękowym, a fabuła wciąga. Wreszcie, choć wyprodukowany został przez Netfliksa, wolny jest od stręczenia widzowi homoseksualizmu, dywersyfikacji rasowej czy tandetnej propagandy demoliberalizmu. Proszę się nie obawiać, choć niekoniecznie pokazywać dzieciom.
Adrian Zimny
[1] F. Obara, Nie wierzę w człowieka. Zapiski na marginesie Squid Game, 9 listopada 2021 roku, https://pch24.pl/nie-wierze-w-czlowieka-zapiski-na-marginesie-squid-game-opinia/ (dostęp: 7 lutego 2022 roku).
[2] P. Brzeski, ‘Squid Game’ Creator Hwang Dong-hyuk Talks Season 2, Show’s Deeper Meaning, 13 października 2021 roku, https://www.hollywoodreporter.com/tv/tv-news/squid-game-creator-season-2-meaning-1235030617/ (dostęp: 7 lutego 2022 roku).
[3] Kilka lat temu media podały informację, że uciekinier z północy zmarł w Korei Południowej z głodu. W tym roku jeden z uciekinierów zdecydował się wrócić na północ. Vide: Korea Płd.: Uciekinier z Północy uciekł na Północ, bo żył biednie?, „Rzeczpospolita”, 4 stycznia 2022 roku, https://www.rp.pl/spoleczenstwo/art19253291-korea-pld-uciekinier-z-polnocy-uciekl-na-polnoc-bo-zyl-biednie (dostęp: 7 lutego 2022 roku).
[4] Proszę bardziej obeznanych z tematyką Korei Pn. czytelników o wybaczenie tego uproszczenia, ale jest ono konieczne, żeby nie przekroczyć ram artykułu.
[5] Makabryczny serial staje się rzeczywistością? Hiszpanie będą grali w Squid Game, 20 października 2021 roku, https://pch24.pl/makabryczny-serial-staje-sie-rzeczywistoscia-hiszpanie-beda-grali-w-squid-game/ (dostęp: 7 lutego 2022 roku).
Kategoria: Adrian Zimny, Kultura, Myśl, Publicystyka
Serii nie oglądałem. Po przeczytaniu zarówno wzmiankowanej recenzji p. Filipa Obary jak i niniejszej p. Zimnego, w mojej ocenie ta pierwsza stoi jednak na wyższym poziomie intelektualnym. Za to pretensjonalnością już, p. Adrian bije p. Filipa na głowę…