Zimny: Dlaczego pamiętamy?
Jak co roku, przypada mi w udziale wygłoszenie przemówienia otwierającego obchody rocznicy męczeńskiej śmierci Dobrego Króla Ludwika. Co roku poświęcam to przemówienie temu samemu zagadnieniu: przyczynom, dla których my, Polacy, upamiętniamy wydarzenia, które miały miejsce we Francji. Co roku staram się uchwycić ów temat z innej perspektywy. Nie inaczej będzie tym razem.
Podczas przygotowań do obchodów i reklamowania ich na pewnym popularnym portalu, jeden z redaktorów znanego lewicowego pisma, wyraził graniczące z oburzeniem zdziwienie, czemu w społeczeństwie, mającym w większości pochodzenie chłopskie, są ludzie chętni występować w obronie króla, monarchii i hierarchii społecznej. Przecież – jego zdaniem – absolutnie nie leży to w ich interesie. Publicysta ów jest marksistą i pobrzmiewają tu echa teorii walki klas. My tę teorię odrzucamy! Wierzymy nie w walkę, a w harmonijną współpracę wszystkich klas, czy może raczej, mówiąc naszym językiem, stanów społecznych dla wspólnego dobra, którym jest nasz naród, nasze Państwo, nasza cywilizacja. A harmonijna współpraca możliwa jest tylko przy zachowaniu hierarchii społecznej, która tę pracę organizuje i każdemu przydziela najbardziej dlań odpowiednie zadania. Współpraca ta musi mieć na celu realizację konkretnych wartości.
Stare powiedzenie mówi: gdy Francja kicha, Europa ma katar. Trudno nie przyznać mu racji. Francja, kraj potężnej kultury, wykwintnych obyczajów, rozmiłowany w literaturze, sztuce, filozofii i dysputach politycznych, potężnie oddziaływa na cały nasz kontynent. Triadę wartości rewolucyjnej Francji, cała Europa przyjęła za własną. Wolność, którą zresztą zdeptał terror jakobinów; równość, którą znieważył Kodeks Napoleona, prowadząc do rządów plutokracji; braterstwo, którego odmówiono Wandejczykom, ponieważ kochali swego króla i Alzatczykom, ponieważ byli Niemcami. Rewolucja sama wypaczyła wartości, które podniosła na sztandar, ale i bez tego wypaczenia nie byłyby to nasze wartości. Hasło to zresztą ewoluowało. Alcide de Gasperi, premier Włoch, jeden z ojców-założycieli Unii Europejskiej, polityk notabene chadecki (co okazuje wewnętrzną niespójność chrześcijańskiej demokracji), podczas szczytu w Brukseli powiedział, że wartościami, w które on wierzy są „wolność – równość – demokracja”. To tym bardziej nie są nasze wartości. Odrzucamy demokrację, ponieważ jest ona pogrzebem wszystkich wartości, wydaniem dobra wspólnego na żer demagogów, na żer ludzi nierozumiejących czym jest „dobro wspólne”.
Jakie są zatem nasze wartości? Gdybyśmy chcieli ułożyć je w triadę, zapewne brzmiałaby ona: religia chrześcijańska (katolicka), tradycja, autorytet. Chrześcijaństwo, które uformowało Europę, nie taką, jaką znamy czy kochamy, ale po prostu Europę. Które podnosi dusze ludzkie ku ich wyżynom. Które niesie wiarę w odkupienie zła. Tradycja, która pozwala nam przechować skarby przeszłości i przekazać je następnym pokoleniom, która zapewnia łączność i stanowi pomost między przeszłością, a przyszłością. Która pozwala nam się odnaleźć i zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy. I autorytet, który pozwala nam zrozumieć, że każdy ma w porządku kosmosu swoje własne miejsce i swoje własne zadania. Miejsce, o które musi dbać i zadania, które musi wypełniać. I takiej chcemy Polski i Europy. I taką była Europa (i Polska) przed rokiem 1789. Zanim Francja, ta wielka i potężna swoją kulturową przewagą Francja, wszystkiego nie odwróciła. I przecież król Polski, Stanisław August, na wieść o śmierci Ludwika XVI, widząc tę wspólnotę wartości, którą aktem haniebnego królobójstwa zburzono, ogłosił na dworze trzytygodniową żałobę.
Mówię dużo o Unii Europejskiej, o Europie. Nie bez powodu. Nasz kontynent niewątpliwie jest pewną jednością, ukształtowaną przez wspólną religię i wspólnotę kultury. Chcemy, by taką jednością pozostał. Jednocześnie odrzucamy stanowczo obecną formę integracji, jako opartą na tych wartościach rewolucyjnych, których w ogóle nie uznajemy za wartości. Cóż lepiej zapewni europejską jedność niż więzy krwi łączące monarchów Starego Kontynentu. Jakaż rękojmia będzie pewniejszą? Nie chcę pozostać gołosłowny, dlatego podam przykład. Kolejny przykład łączący Polskę i Francję. Za czasów króla Michała zawiązała się w naszym kraju opozycja wobec monarchy. Ze smutkiem muszę przyznać, by pozostać w prawdzie, że opozycję tę finansował i wspierał arcychrześcijański Ludwik XIV (jak widać opozycja szukająca protekcji zagranicy nie jest, niestety, w naszym kraju czymś nowym). Kiedy jednak wrogowie króla Michała podsunęli mu pomysł, by zdetronizować polskiego władcę, unieważnić jego małżeństwo i następnie wydać królową za francuskiego księcia, którego Ludwik będzie mógł wybrać, władca Francji nie tylko stanowczo temu pomysłowi odmówił swej aprobaty, lecz także zaprzestał wspierania antykrólewskiej opozycji. Solidarność monarchów, zrozumienie, że jeden filar europejskiego porządku nie może obalić innego, ponieważ wówczas sam może nie wytrzymać naporu sklepienia, że przecież i jeden, i drugi król bronią tych samych wartości i służą swojej wspólnocie, mimo różnic doraźnej polityki – wszak z francuskim tytułem „króla arcychrześcijańskiego” korespondował polski: „króla prawowiernego”. I zauważmy, jak bardzo sytuacja ta jest inna od dzisiejszej, gdy nasza opozycja składa hołdy we wszystkich stolicach Unii Europejskiej, hołdy te są przyjmowane, a owe mocarstwa, na czele z Niemcami, przyznają sobie prawo do tego, by bezpośrednio ingerować w życie polityczne innego, suwerennego państwa: i to jest wspólnota europejska?
Wszedłem więc na grunt zagadnień polityki zagranicznej. Na końcu poświęcę kilka słów na rozwinięcie i tej kwestii. Zainspirował mnie do tego Otto von Bismarck, który onegdaj napisał „każda władza we Francji będzie dla Niemiec lepsza niż rządy Burbonów”. Otto von Bismarck był wielkim statystą i wielkim dyplomatą, doskonale wiedział, co mówi. Dom Kapetyngów przez nieomal millennium spędzone na tronie Francji doskonale zrozumiał, a może i zjednoczył się z francuską raison d’état. Już od czasów Filipa Augusta zrozumieli potomkowie Hugona, że nie mogą dopuścić do zjednoczenia Niemiec. Tej polityce Kapetyngowie byli wierni i ją realizowali. W czasach Burbonów przerodziło się to w wojnę z Habsburgami: ale przecież tylko do czasu. Gdy stało się jasne, że Dom Austrii nie będzie w stanie zjednoczyć Rzeszy, czyli gdy Francja odniosła nad nim swoje wielkie zwycięstwo, wówczas Burbonowie nie mieli problemów, by odwrócić sojusze, cały czas przestrzegając tej wielkiej zasady, wypisanej mieczem przez Filipa Augusta pod Bouvines.
Ta polityka upadła razem z Domem Burbonów. W 1791 r. Zgromadzenie Narodowe uchwaliło wojnę z Austrią. Wojnę bezsensowną, wojnę z czystego resentymentu do odwiecznego wroga. Wojnę wiarołomną, ponieważ w tym czasie, od niemal półwiecza, Austria była już Francji sojuszniczką, a sojusz ten wymierzony był w małe państwo o wielkich ambicjach i potężnej armii: w Prusy. Tylko tak wielka dynastia, jak Burbonowie, mogła tak prędko dostrzec niebezpieczeństwo czające się nad Szprewą, Pregołą i Niemnem. Nie uprzedzajmy jednak faktów! Wojnie z Austrią przeciwny był bowiem właśnie król Ludwik. To on starał się przekonać wysoką izbę, by nie popełniała tego głupstwa, to on starał się je odpędzić, w tym celu prowadził korespondencję z cesarzem. I ta korespondencja stała się dowodem zdrady, przyczyną procesu i śmierci Ludwika XVI. Francja zabiła króla, który chciał ją uratować.
Jaką bowiem politykę wobec Niemiec będzie prowadzić Francja odtąd? Będzie Francja żyrować zjednoczenie Rzeszy i pchać Niemcy ku hegemonii w Europie. Napoleon Bonaparte przekracza Ren. Dokonuje tzw. „mediatyzacji”, czyli scalenia państewek niemieckich. Likwiduje w ten sposób paraliż, jaki dotknął Rzeszę po pokoju westfalskim. Nacjonalizm niesiony za Ren przez jego armie budzi w Niemcach poczucie narodowości, rusza kula śnieżna. Kula, która w 1870 pod Sedanem zmiecie kolejnego Napoleona. Ów trzeci Napoleon sam zresztą masę tej kuli zwiększa, a jej pęd przyspiesza: dla niego zasadą polityki zagranicznej jest zasada narodowości. Niemcy zostają zjednoczone, dzieło Burbonów zrujnowane. Potem jest tylko gorzej. Wprawdzie w 1914 Francja wyrusza na wojnę z Niemcami, w 1918 ją wygrywa – ale o jakości tego pokoju mówi marszałek Foch, że to zawieszenie broni na dwadzieścia lat. I kolejna wojna rozrywa Europę, a po niej Francja, która rzekomo wygrała, staje się najwierniejszym wasalem Republiki Federalnej Niemiec w Europie. Tej Republiki Federalnej Niemiec, która Europę zamienia w swoje prywatne poletko, wiernie zresztą strzegąc triady rewolucyjnej wraz z aneksem de Gasperiego. Tej Republiki Federalnej Niemiec, która i naszemu państwu daje się we znaki. Wołanie o powrót króla Francji jest więc także wołaniem „precz z tyranią bestii z Bonn!”
Oto dlaczego jako z pewnością niearystokraci, niekoniecznie szlachcice i Polacy jesteśmy tu dzisiaj i wołamy: À bas la république ! Vive le roi Louis XX !
Do zobaczenia w Reims!
Adrian Zimny
(tekst jest poprawioną i uzupełnioną wersją przemówienia otwierającego obchody 226. rocznicy śmierci Ludwika XVI w Warszawie)
Kategoria: Adrian Zimny, Historia, Myśl, Publicystyka
Śmieszą mnie tzw. legitymiści. Legitymzm to teoria naciągania. Tak samo śmieszą mnie piewcy jakiejś szywnej hierarchi społecznej. Wszyscy ci inteligenci, któzy rozczulają się nad głupkiem (bo Ludwik XVI był głupi, ale przede wszystkim chwiejny) i gloryfikują dawne hierarchiczne czasy, widzą siebie pewnie w roli arystokratów, a przynajmniej skromnej szalchty. A tak naprawdę, większość z nich nie miałąby szans na wykształcenie, poprzez właśnie bariery społeczne. Większość byłaby na samym dole bariery społecznej.
Legitymizm francuski, nie ma żadnego praktycznego znaczenia dla polskiej rzeczywistości. Polska od końcówki XIV wieku, jest monarchią elekcyjną. A niektórzy polscy monarchiści, czują się bardziej lojalnymi wobec Bourbonów i tamtejszej, niepolskiej tradycji.
Inni monarchiści zaś bronią Jaruzela i broniliby każdego "generała gazrurkę" jako katechona. Jeszcze inni uznają byłego działacza PZPR za regenta. Współcześni monarchiści polscy to raczej operetka lub kabaret, a nie poważne rozważania ideowe. Podkreślam słowo "ideowe". Albo popierają jakiś wymyślonych katechonów, albo brną w antykwarczyność. Żadnych pomysłów na rozwój idei. Oczywiście, to ciekawe dla osób interesujących się historią. Jednak programowo fantastyka.
Matko Bosko Częstochowsko, czytam i nie wierzę w to co jest utaj napisane. Gratuluję poglądów i wiedzy. Brawo, brawo i brawo, należy się nagroda w postaci bobla.