banner ad

Żelazny: Brexit a sprawa europejska

OB-WN555_pound0_P_20130301063433W 2003 r. Polacy mieli możliwość wypowiedzenia się w trwającym aż dwa dni referendum ws. akcesji Rzeczypospolitej do Unii Europejskiej. Kluczem tutaj była przede wszystkim ważność tej formy głosowania, która od wprowadzenia w Polsce nowej konstytucji w 1997 r. wymaga ponad 50 % frekwencji. Po wieloletniej, jednostronnej propagandzie pro rządowi udało się nie tylko namówić Polaków do głosowania za wejściem do Wspólnoty Europejskiej, ale ponadto udało się zachęcić do pójścia do urn większość do tego uprawnionych obywateli. Skutkiem wspomnianego głosowania było bezpośrednie włączenie Warszawy w strefę wpływów brukselskiej biurokracji. Począwszy od 1 maja 2004 r. Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. W tym momencie nikt chyba nie zakładał, że jej byt może wkrótce ulec jeśli nie całkowitemu unicestwieniu, to przynajmniej niezwykle wielkiej erozji.

Zjednoczone Królestwo nigdy nie było kojarzone ściśle z Europą, szczególnie w tym kontynentalnym znaczeniu. Położenie tego kraju w znaczący sposób determinuje prowadzoną od stuleci brytyjską politykę zagraniczną. Można by ją określić krótko jako „nie być w Europie, ale móc ją kontrolować”. Dla każdego, kto choć troszkę orientuje się zatem w owych wyspiarskich relacjach aż dziwnym wręcz wydaje się nie sama decyzja o Brexicie, lecz fakt, iż Wielka Brytania w ogóle znalazła się w strukturach Wspólnoty Europejskiej. Tym większe ów zdziwienie, gdy uświadomimy sobie, że w latach 60′ ubiegłego wieku Rząd Jej Królewskiej Mości aż trzykrotnie składał wniosek akcesyjny do EWG… toteż trzykrotnie przy stosownym veto ze strony Francji (1961, 1963 i 1967 r. ). Nasuwa się tedy pytanie czemu im na owym członkostwie wtenczas tak bardzo zależało?

Nie odkrywam Ameryki stwierdzając, że Brytyjczycy od zarania prowadzą niezwykle wyrafinowaną, pozbawioną uczuć i emocji politykę względem obcych narodów i państw. Z punktu widzenia moralnego zasługują przez to na skrajnie negatywny osąd. Natomiast patrząc na to w kategoriach dbania o interes swojego państwa już tak jednoznaczni być nie możemy. Odizolowanie od reszty kontynentu wynikające z położenia Wielkiej Brytanii na setkach, a może i tysiącach wysp znajdujących się na północ od brzegów Francji spowodowało, że kraj ten nie musiał nigdy specjalnie liczyć się z zagrożeniem zewnętrznym. Jak historia dowiodła ostatni udany najazd na owe, co by nie rzec tereny traktowane przez setki lat jako peryferia Europy miał miejsce blisko 1000 lat temu (podbicie Anglii przez normandzkiego księcia Wilhelma zwanego Zdobywcą w roku 1066). Późniejsze próby zdobycia Albionu kończyły się fiaskiem, czy to w XVI wieku podczas klęski (spowodowanej pogodą) hiszpańskiej Wielkiej Armady, jak również niemożnością dokonania tegoż przedsięwzięcia przez niemiecki Wehrmacht podczas minionej wojny światowej. Kanał Angielski dał mieszkańcom Zjednoczonego Królestwa gwarancje bezpieczeństwa, pozwolił na swobodny rozwój, żywot z dala od kontynentalnych trosk, zawieruch wojennych. Niestety w dobie wielkiej ekspansji kolonialnej Anglia korzystając ze swojego wspaniałego położenia nie tylko wyrosła na mocarstwo, nie tylko podbiła szereg krajów i zniewoliła setki narodów na całym Globie, ale ponadto zaczęła żywnie ingerować w politykę na kontynencie europejskim.

Określenie „niestety” nie jest tutaj przypadkowe. Począwszy od XVII wieku widzimy jawny wzrost zainteresowania Londynu nie tylko stosunkami z relatywnie bliską i potencjalnie groźną Brytanii Francją. Anglicy zaczynają myśleć kategoriami globalnymi, przez co nawet ingerencja w sprawy polskie, kraju teoretycznie nie mającego z nimi żadnych konfliktów staje się zasadna. W tym okresie Anglia, która włada już całością Wysp, będąca w unii z Walią, Szkocją i Irlandią przyczynia się znacząco m.in. do wybuchu Powstania Chmielnickiego, a w przyszłości miała nieoceniony wpływ na wszelkie zrywy narodowe Polaków… które z góry miały określony cel i nie był on w żadnym wypadku tym na czym naszym przodkom najbardziej zależało. Przez setki lat Wielka Brytania prowadziła politykę skłócania wszystkich, przeciwko wszystkim na kontynencie europejskim. Miało to na celu wyeliminowania potencjalnego hegemona, który zagroziłby interesom Zjednoczonego Królestwa. Gdy tylko jedno z państw za bardzo urosło w siłę, Anglicy wnet montowali koalicję w celu jego zwalczenia. Częstokroć takowe tworzone były przeciwko Francji, a skoro Polska była jej naturalnym sojusznikiem to… brytyjska dyplomacja zawsze do końca XIX wieku wspierała Prusy, a także Rosję. Nie można też się temu dziwić, że rozbiorcy Polski mieli pod koniec XVIII wieku ciche przyzwolenie na unicestwienie naszego kraju.

Należy tutaj zaznaczyć z całą mocą, że Wielka Brytania nigdy w swej historii nie próbowała zaangażować się w nawet najmniejszy konflikt bez zawarcia stosownej koalicji. W pewnych stopniu stało się to przekleństwem polityki tego kraju, z drugiej owa ostrożność pozwoliła na zachowanie jej obecnego bytu. Zwróćmy tutaj uwagę, że gdy w XX wieku wzmocnienie się pozycji Niemiec przybrało na tyle alarmującą pozycję, iż stało się jasnym, że wojna o dominację w Europie stała się nieunikniona, Zjednoczone Królestwo podjęło odpowiednie kroki w celu likwidacji problemu. Temu też posłużyć miała utworzona koalicja zwana Trójporozumieniem, która oparta została o sojusz Anglii, Francji oraz Rosji (zawarta ostatecznie w 1907 r.). To samo miało miejsce i podczas zmagań II wojny światowej… jednak tutaj już Wielka Brytania w pewnym sensie wpadła we własne sidła. Jej pozycja na skutek wspomnianego konfliktu została wszak mocno podważona.

Jakoby jednak nie ganić angielskiej polityki lat 30′ i 40′ względem Polski i nie tylko, należy przyznać, iż mimo swych licznych błędów zawsze kierowała się jednym, aby jak najmniejszymi kosztami osiągnąć jak najwięcej dla Królestwa. Co istotne, bez kierowania się do tego żadną ideologią. Zastanawiamy się, czemu kolejne rządy Jego Królewskiej Mości tak znacząco bagatelizowały problem niemieckiego nazizmu? Dlaczego w 1934 r. kolejno nie podjęły polskich i włoskich propozycji wojny prewencyjnej przeciwko rodzącej się III Rzeszy, a w 1935 r. wręcz przyzwoliły na odrodzenie się silnej niemieckiej floty?

Z perspektywy czasu jesteśmy mądrzejsi, wiemy co się wydarzyło. W tamtym czasie najistotniejszym był dla Imperium aspekt kolonialny, a temu w znaczący sposób zawadzało Królestwo Włoch, które nazbyt ochoczo zajmowało kolejne obszary Afryki, podważając tym samym pozycję Wielkiej Brytanii na tym kontynencie. Tutaj nie w smak był Londynowi nie tyle kiełkujący niemiecki militaryzm, co kolonializm włoski. Gdy doszło już w marcu 1938 r. do Anschlussu Austrii było już za późno na stosowne interwencje. Niemcy stały się zbyt silne, a Zjednoczone Królestwo nie posiadało de facto armii lądowej. Rozpoczęła się oportunistyczna gra na czas i skierowanie pierwszego uderzenia niemieckiego na wschód, aby dać sobie czas na przygotowanie się do wojny.

Ofiarami jak się później okazało niezwykle cynicznej gry Londynu stały się kolejno Czechosłowacja i Polska. Co jednak należy zasadniczo podkreślić, w naszym przypadku sami staliśmy sobie winni prowadząc bezmyślną politykę zagraniczną. Można by ją wręcz nazwać obłędną, która doprowadziła do nieszczęsnego września ’39… a jeszcze w marcu tegoż roku nic nie wskazywało na to, iż to Polska stanie się pierwszym celem niemieckiego ataku. Dokumenty norymberskie wprost uświadomiły nam, iż od 1936 r. III Rzesza szykowała się do konfrontacji z Wielką Brytanią, Polskę mając za kraj neutralny. Udzielenie tzw. gwarancji z kwietnia 1939 r. i ich przyjęcie przez Józefa Becka było majstersztykiem angielskiej dyplomacji, która dała Wyspom kolejny rok na dozbrojenie się i przygotowanie się na odparcie niemieckiego ataku. Jak się okazało, błędy lat 1934-38 udało się stosownie zniwelować. Polska dyplomacja zauważmy… doprowadziła wtenczas do unicestwienia naszej państwowości.

Skutkiem II wojny światowej była znaczna zmiana pozycji sił na świecie. Wielka Brytania mimo zachowania nienaruszonego bytu państwowego stała się w duży stopniu uzależniona od polityki swej byłej koloni – USA. Nadal jednakże na samym kontynencie europejskim próbowała zachować swe dawne wpływy, próbować kontrolować poczynania wielkich państw Zachodu. W 1946 w Zurychu Winston Churchill przedstawił koncepcję powrotu idei Kalergiego i Brianda, które zakładały instytucjonalizację procesuintegracji europejskiej. Według pomysłu Churchilla pierwszym krokiem do utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy miało być powołanie swego rodzaju Rady Europy. W 1948 Churchill przewodził obradom kongresu w Hadze, na którym delegaci poparli koncepcje sformalizowania współpracy, jednak w większości sprzeciwiali się natychmiastowemu wdrożeniu rozwiązań federalistycznych. Wielka Brytania kolejno tworzyła Unię Zachodnią, Radę Europy… jednakże polityka przezeń prowadzona zakładała nieangażowanie się w ponadnarodowe struktury, szczególnie takie, które mogłyby zagrozić jej współpracy z USA czy ONZ. W efekcie gdy powstawała EWG Zjednoczone Królestwo odmówiło podjęcia współdziałania z Francją i Niemcami. Co oczywiście miało na celu osłabienie ich ew. przywództwa nad Europą. Anglii poszli wtenczas zapewne w lepsze rozwiązanie, luźnego bloku państw skupionych wokół idei wolnego rynku jakim była EFTA (istnieje do tej pory).

Jednakże wzrost potęgi państw bloku EWG w latach ’60 spowodował, iż Zjednoczone Królestwo postanowiło przystąpić do niego z zamiarem kontrolowania go od środka. Jak już wspomniałem aż trzykrotnie było odstawiane z kwitkiem, by w końcu w 1973 r. uzyskać akceptację wspomnianej organizacji do swej akcesji. Między czasie EWG przerodziło się na skutek zawierania kolejnych traktatów w wielki, biurokratyczny moloch, który zaczął reprezentować interesy przede wszystkim Niemiec. Tworzenie superpaństwa przez Berlin w oparciu o Unię Europejską, która w zasadzie narodziła się po 2009 r. sprawia, że Wielka Brytania mogłaby stać się państwem pod wielkim wpływem RFN-u, na co Londyn nie może sobie pozwolić.

Obecnie po Brexicie sytuacja związana z członkostwem Królestwa wcale nie jest tutaj jeszcze przesądzona. Mimo procedury wyjścia ze Wspólnoty jaką przewiduje Traktat Lizboński… nikt tego jeszcze nigdy nie sprawdził w praktyce. Ile potrwa? Czy rząd Jej Królewskiej Mości poprawnie przeprowadzi ten proces? Tutaj zaczyna się wielka gra. Możliwe, że sytuacja związana z Wielką Brytanią popchnie Brukselę do zmian w celu powrotu do koncepcji Europy Ojczyzn. Możliwe jednak, że Berlin zrobi wszystko, po wyrzuceniu z klubu największego oponenta koncepcji ścisłej integracji, aby utworzyć jednolite państwo europejskie.

Rolą Polski jest w tym momencie nauka od Brytyjczyków sztuki dyplomacji. Walczenie o swój interes państwowy, który wcale nie musi być zgodny z tzw. europejskim. Wydaje się, że po raz pierwszy od setek lat dla Londynu Warszawa stała się strategicznym partnerem, co niewątpliwie trzeba wykorzystać. Niemniej prowadzenie polityki międzynarodowej opiera się o system kompensat. Czy nasz obecny rząd jest w stanie to zrozumieć? Czy będzie podchodził do wszystkiego jak w okresie II RP, kiedy polska dyplomacja działała bez drogowskazu, niczym obłędny fanatyk ideologii… prestiżu i emocjonalnego postępowania względem sobie nienawistnych państw… jak np. Rosja? W interesie Polski jest przede wszystkim postępowanie, po pierwsze, aby za każdą przysługę otrzymywać wymierną zapłatę. Z kolei w przypadku dostrzeżenia nieuchronnego konfliktu, aby przystąpić do niego zawsze możliwie jak najpóźniej. Niestety jak historia dowodzi, my Polacy skupiamy się na emocjach, na tzw honorze. Nasi dyplomaci nadal nie potrafią zrozumieć, że prowadzenie polityki międzynarodowej to nie to samo co relacje międzyludzkie. Niech Wielka Brytania będzie nam wzorem, który w dyplomacji nakazuje odrzucenie jakichkolwiek sentymentów.

Krystian Zbigniew Żelazny

Kategoria: Inni autorzy, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *