Wywiad z przełożonym generalnym Bractwa Św. Piusa X
28 grudnia br. „La Porte Latine”, portal francuskiego dystryktu Bractwa, opublikował wywiad z ks. Dawidem Pagliaranim FSSPX, przełożonym generalnym Bractwa Św. Piusa X. W wywiadzie poruszono m.in. kwestie przyszłości Kościoła i powołań oraz roli Bractwa i rodzin katolickich w odrodzeniu Kościoła.
Minęło pięć miesięcy od wyboru Księdza na stanowisko przełożonego generalnego Bractwa Św. Piusa X na dwunastoletnią kadencję. Te pięć miesięcy z pewnością pozwoliły Księdzu na ogólne zorientowanie się w całości dzieła założonego przez abp. Lefebvre’a, uzupełniając Księdza dotychczasowe, już bogate doświadczenie osobiste. Jakie jest Księdza ogólne wrażenie i czy ma już Ksiądz listę priorytetów na najbliższe lata?
Bractwo jest dziełem Bożym i im bardziej się je poznaje, tym bardziej się je kocha. Dwie rzeczy uderzają mnie najbardziej w tym odkrywaniu [Bractwa]. Po pierwsze opatrznościowa charakterystyka Bractwa: jest ono wynikiem wyborów i decyzji świętego, prowadzonego jedynie przez nadprzyrodzoną i „proroczą” roztropność, której mądrość doceniamy jeszcze bardziej wraz z upływem lat i pogłębianiem się kryzysu w Kościele. Ponadto po raz kolejny mogłem stwierdzić, że nie jesteśmy jakimiś uprzywilejowanymi ludźmi, których Pan Bóg sobie zachował: uświęca On wszystkich członków Bractwa oraz wiernych poprzez niepowodzenia, próby, rozczarowania – słowem poprzez krzyż, a nie przez inne środki.
65 nowych alumnów, przyjętych w tym roku do seminariów Bractwa, to w okresie ostatnich 30 lat wynik rekordowy. Był Ksiądz rektorem seminarium w La Reja w Argentynie przez sześć lat. W jaki sposób zamierza Ksiądz wspierać rozwój powołań – tak pod względem ilościowym, jak i jakościowym?
Jestem przekonany, że prawdziwe wsparcie wzrostu liczby powołań i ich wytrwania nie polega głównie na środkach ludzkich czy też „technicznych”, takich jak biuletyny, wizyty apostolskie czy reklama. Aby się rozwinąć, powołanie potrzebuje przede wszystkim ogniska domowego, w którym miłuje się Pana Jezusa, Jego krzyż i kapłaństwo; rodziny, gdzie nie ma ducha rozgoryczenia ani krytyki pod adresem kapłanów. Powołanie budzi się przez osmozę (przenikanie – przyp. tłum.) w kontakcie z autentycznie chrześcijańskimi rodzicami i kapłanami głęboko przesiąkniętymi duchem Chrystusowym. To właśnie na tym poziomie trzeba ze wszystkich sił pracować. Powołanie nigdy nie rodzi się z intelektualnych rozważań czy otrzymanej lekcji, z którą się umysłowo zgadzamy. Te elementy mogą pomóc odpowiedzieć na Boże wezwanie, jednak pod warunkiem uwzględnienia tego, co wcześniej wspomniałem.
14 października br. papież Franciszek kanonizował papieża, który podpisał wszystkie dokumenty II Soboru Watykańskiego – papieża nowej Mszy, papieża, podczas którego pontyfikatu 80000 księży porzuciło stan kapłański. Jakie refleksje wzbudza u Księdza ta kanonizacja?
Ta kanonizacja powinna nas pobudzić do głębszej refleksji, [sięgającej] daleko poza medialny szum, który trwał zaledwie parę godzin i który nie zostawił żadnego głębokiego śladu ani u jej zwolenników, ani u przeciwników. Wręcz przeciwnie, po paru tygodniach taki szum może spowodować, że wszyscy na to zobojętnieją. Powinniśmy uważać, aby nie wpaść w żadną z tych pułapek.
Po pierwsze wydaje mi się rzeczą dosyć oczywistą, że – wraz z beatyfikacjami i kanonizacjami wszystkich ostatnich papieży, od Jana XXIII począwszy – chciano w pewien sposób „kanonizować” sobór, nowe pojmowanie Kościoła i życia chrześcijańskiego, które wprowadził sobór i które promowali wszyscy ostatni papieże.
Jest to zjawisko niespotykane w historii Kościoła. Przykładowo Kościół potrydencki nigdy nie zamierzał kanonizować wszystkich bez wyjątku papieży od Pawła III po Sykstusa V. Kanonizował jedynie Piusa V, a i to nie ze względu na jego powiązania z Soborem Trydenckim czy wprowadzaniem w życie jego postanowień, ale z powodu jego osobistej świętości, którą przedstawiono całemu Kościołowi jako przykład i wykorzystano dla Kościoła jako przykład świętości papieskiej.
Zjawisko, którego jesteśmy świadkami, przypomina raczej zmiany nazw głównych placów i alei, jakie następują po rewolucji czy upadku reżimu.
Trzeba także odczytać tę kanonizację w świetle obecnego stanu Kościoła, albowiem pośpieszna skwapliwość kanonizowania papieży soboru jest zjawiskiem względnie niedawnym, którego najjaskrawszym wyrazem była praktycznie natychmiastowa kanonizacja Jana Pawła II.
Ten narzucony pośpiech po raz kolejny ukazuje obecną kruchość Kościoła wywodzącego się z soboru. Czy chce się to uznać, czy nie, całe skrzydło ultra-progresistów i pseudo-reformatorów postrzega obecnie sobór jako przestarzały. Mam tu na myśli np. episkopat niemiecki. Z drugiej strony najbardziej konserwatywni są siłą rzeczy zmuszeni przyznać, że sobór rozpoczął proces prowadzący do tego, że Kościół przynosi coraz mniejsze owoce. Jest czymś normalnym, że – w obliczu tego zjawiska, które wydaje się nieodwracalne – obecna hierarchia za pomocą wspomnianych kanonizacji próbuje w pewien sposób dowartościować sobór, tak, aby spowolnić tę trwałą tendencję.
Żeby przytoczyć jeszcze raz analogię z życiem świeckim: za każdym razem, gdy jakiś reżim przechodzi kryzys i jest tego świadomy, próbuje na nowo przedstawić wartość swojej konstytucji, jej świętości, trwałości i transcendentnej wartości, podczas gdy w rzeczywistości jest to znak, że wszystko, co wywodzi się z tej konstytucji i na niej się opiera, jest śmiertelnie zagrożone i trzeba je ratować wszelkimi możliwymi środkami. Historia pokazuje, że te środki są zazwyczaj niewystarczające do przywrócenia życia temu, co już się zużyło.
Trzy lata temu (17 października 2015 r. – przyp. red „La Porte Latine”) papież Franciszek wygłosił ważne przemówienie promujące „synodalność” w Kościele, zachęcając wszystkich biskupów do „słuchania Boga, aż po usłyszenie z Nim krzyku ludu; słuchania ludu, aż po odkrycie w nim tego, do czego wzywa nas Bóg”. Jak sam stwierdził (w przemówieniu z 25 listopada 2017 r. – przyp. red „La Porte Latine”), to właśnie w oparciu o tę nową synodalność podyktował nowe prawa upraszczające procedury stwierdzenia nieważności małżeństwa i zredagował Amoris lætitia po synodzie nt. rodziny. Czy widzi w tym Ksiądz udział Ducha Świętego? Co Ksiądz sądzi o tym nowym wyrażeniu (tj. „synodalności” – przyp. tłum.), używanym obecnie przez władze Kościoła?
Cykliczna debata o synodalności nie jest niczym innym jak zastosowaniem w epoce posoborowej doktryny soborowej o kolegialności – i wywołaniem problemów, które ta ze sobą niesie.
Faktycznie mówi się o tym bardzo często, nawet w debatach, które poruszają inne kwestie czy mają inny cel. Myślę tu np. o ostatnim synodzie nt. młodzieży, gdzie ten temat któryś raz z kolei był poruszany. Oznacza to, że hierarchia nie znalazła jeszcze należytego rozwiązania – i nic dziwnego, gdyż ten problem jest nierozwiązywalny.
Rzeczywiście, kolegialność jest przyczyną, dla której Kościół znajduje się w sytuacji permanentnego quasi-soboru, czemu przyświeca utopijna wizja rządzenia Kościołem powszechnym z udziałem wszystkich biskupów świata. Doprowadziło to ze strony krajowych konferencji episkopatu do żądań – które nigdy się nie skończą – systematycznej i wciąż nie zaspokajającej oczekiwań decentralizacji. Mamy przed oczyma swego rodzaju walkę klasową w wydaniu biskupów, która w niektórych episkopatach skutkuje mentalnością prawie schizmatycką. Myślę tu znowu o episkopacie Niemiec, który jest jaskrawym przykładem wszystkich obecnych deformacji. Rzym utknął w ślepej uliczce. Z jednej strony wobec lokalnych episkopatów musi choć trochę ratować swoją władzę, która jest podważana. Z drugiej strony nie może porzucić nauczania soborowego ani jego konsekwencji, nie podważając jednocześnie autorytetu soboru, a w konsekwencji fundamentów obecnej eklezjologii. W rzeczywistości wszyscy zmierzają w tym samym kierunku, tyle że z różnymi prędkościami.
Dyskusje o tych sprawach uwidaczniają ową ukrytą dolegliwość, a zwłaszcza fakt, że ta rewolucyjna doktryna jest co do zasady sprzeczna z monarchiczną naturą Kościoła. Nie znajdzie się zadowalającego rozwiązania, dopóki się jej definitywnie nie odrzuci.
To paradoksalne, ale jedynie Bractwo może pomóc [w tym zakresie] Kościołowi, przypominając papieżom i biskupom, że Pan Jezus założył Kościół monarchiczny, a nie ten współczesny chaotyczny wiec. Przyjdzie dzień, że to orędzie zostanie wysłuchane. Tymczasem naszym zadaniem jest przechować to głębokie znaczenie Kościoła i jego hierarchii, mimo pola bitwy oraz ruin, które mamy przed oczami.
W jaki sposób Kościół mógłby skorygować błędy soboru? I czy rozważanie tej kwestii po upływie 50 lat jest realistyczne?
Z czysto ludzkiego punktu widzenia nie jest to spojrzenie realistyczne, albowiem mamy do czynienia z Kościołem zupełnie zreformowanym, we wszystkich dziedzinach jego życia, bez wyjątku. Nowe pojęcia wiary i życia chrześcijańskiego logicznie doprowadziły do nowego sposobu postrzegania Kościoła i życia w nim na co dzień. Mówiąc po ludzku, powrót do przeszłości jest niemożliwy.
Jednakże być może zbyt często zapominamy, że Kościół jest zasadniczo instytucją Bożą, mimo że uwidacznia się zarówno w ludziach, jak i w historii ludzkiej. Pewnego dnia papież, wbrew wszelkim oczekiwaniom i wbrew wszelkim ludzkim kalkulacjom, zaprowadzi porządek i wszystko, co trzeba skorygować, zostanie skorygowane, albowiem Kościół jest Boski, a Pan Jezus go nie opuszcza. Istotnie, obiecał uroczyście, że „bramy piekielne nie przemogą go” (Mt 16, 18). Wówczas blask boskości Kościoła będzie tym mocniejszy, im bardziej obecnie sytuacja wydaje się nieodwracalna.
Rok 2018 był rokiem 30. rocznicy konsekracji biskupich w Ecône, dokonanych przez abp. Lefebvre’a – prawdziwej „operacji przetrwania” Tradycji. Czy uważa Ksiądz, że ta operacja była co do swej natury wyjątkowa i że była skuteczna, w tym sensie, że dziś biskupi na świecie akceptują udzielanie święceń kapłańskich i sakramentu bierzmowania w rycie tradycyjnym, czy też sądzi Ksiądz, że wraz z upływem lat będzie trzeba rozważyć kolejne konsekracje?
Przyszłość Bractwa jest w rękach Opatrzności. Do nas należy wierne odczytywanie znaków, podobnie jak czynił to nasz Założyciel, który nigdy nie chciał ani uprzedzać Opatrzności, ani jej ignorować. Mamy tu najpiękniejszą lekcję od abp. Lefebvre’a i wielu tych, którzy jej wówczas nie zrozumieli, powoli zrewidowało swój osąd sprawy.
Dystrykt Francji jest najstarszy i najważniejszy, nawet jeśli dystrykt Stanów Zjednoczonych coraz bardziej go dogania. Jakie są priorytety w zakresie spraw dotyczących duchowieństwa, a także materialnych i duszpasterskich, które Ksiądz postawił przed nowym przełożonym, ks. de Jorna, który przez 22 lata był rektorem seminarium w Ecône?
Wszystkie priorytety dadzą się streścić w kilku zdaniach. Nowy przełożony dystryktu ma piękne zadanie czuwania, aby we wszystkich naszych domach i u wszystkich naszych członków zachowywano prawdziwego ducha, którego zostawił nam nasz Założyciel: ducha miłości do wiary i prawdy, do dusz, do Kościoła, a zwłaszcza to, co z tego wszystkiego wypływa: ducha autentycznej miłości między członkami Bractwa. O tyle, o ile będziemy zachowywać tego ducha, będziemy mieli dobry wpływ na dusze, a Bractwo nadal będzie przyciągało wiele powołań.
Zaiste, jest to piękny i entuzjastyczny program! Trzeba jednak będzie, aby i wierni w pełni w nim uczestniczyli. Widział Ksiądz, jak przybyli tysiącami na niedawną pielgrzymkę w Lourdes, podczas której celebrował Ksiądz uroczystą Mszę św. w niedzielę Chrystusa Króla. O co chce Ksiądz prosić wiernych? Co może im Ksiądz zaoferować?
Byłem głęboko wzruszony widząc w Lourdes pielgrzymów różnego wieku, a w szczególności wiele rodzin i dzieci. Ta pielgrzymka jest naprawdę godna uwagi i bardzo znacząca. Przypomina nam, że przyszłość Kościoła i powołań znajduje się w rodzinach, w których rodzice wznieśli krzyż Pana Jezusa. Istotnie, jedynie krzyż Pana Jezusa i ofiarność, która z niego wypływa, przynosi rodziny wielodzietne. Dla naszego społeczeństwa, tkwiącego w egoizmie i apostazji, ukaranego własną bezpłodnością, nie ma szlachetniejszego i cenniejszego świadectwa niż młoda matka otoczona wianuszkiem dzieci. Świat może odrzucić nasze kazania, ale nie może nie dostrzegać tego widoku. A to również odzwierciedla Bractwo. Ostatecznie to ten sam ideał krzyża – powtarzam to jeszcze raz – sprawia, że dusza poświęca się Panu Bogu albo że matka poświęca się ofiarnie i bezgranicznie wychowaniu i uświęceniu wszystkich dzieci, które Opatrzność chce jej powierzyć.
W końcu ta pielgrzymka przypomina nam także, że jakiekolwiek odrodzenie może się dokonać jedynie pod płaszczem Najświętszej Maryi Panny, albowiem w dobie obecnego spustoszenia nie ma innego miejsca na świecie, które przyciągałoby nadal tyle dusz, co Lourdes.
A więc wiernym z Francji mówię po prostu: nie zapominajcie wszystkich tych, którzy Was poprzedzili, którzy byli waleczni, którzy byli krzyżowcami, miles Christi. Miejcie także świadomość, że obecna bitwa w obronie wiary i Kościoła jest bez wątpienia największą z dotychczasowych w historii.
Dobrego i świętego roku 2019!
Za: Wiadomości Tradycji Katolickiej (31 grudnia 2018)
Kategoria: Publicystyka, Religia, Wiara