Witczak: Komboskion (część 2) — Środa popielcowa
Post – rozumiany szeroko jako wyrzeczenie, wyciszenie i rezygnacja z wygód towarzyszących codziennemu, niefrasobliwemu życiu – znaleźć możemy prawdopodobnie w każdej religii. Przybiera on różne formy, czasami inne niż w chrześcijaństwie, niekiedy wypaczone. Podstawowe techniki pozostają jednak te same: umiarkowanie w przyjmowaniu pokarmów przechodzące w radykalną wstrzemięźliwość; kontrola słów aż do fazy zupełnego milczenia; umartwianie ciała poprzez (niekoniecznie drobne) niewygody, takie jak ograniczanie snu, spanie na gołej ziemi, korzystanie jedynie z zimnej wody, noszenie zgrzebnego stroju, pozostawanie w bezruchu czy wręcz zadawanie sobie bólu.
Wszędzie na świecie ludzie zastanawiający się nad tajemnicą istnienia i poszukujący wyzwolenia z podłości doczesnej egzystencji potrafili zauważyć, że droga do Absolutu, do Ostatecznej Rzeczywistości, do Boga – wiedzie przez post. Dla jednych będzie to post rytualny, tymczasowy, podejmowany w określonych porach roku i momentach życia, inni zdecydują się na pełną ascezę, jak chrześcijańscy eremici pustyni czy Hindusi wkraczający w dwa ostatnie etapy życia człowieka pobożnego: wanaprasthę i sannjasę.
Stojąc na gruncie pewności naszej wiary chrześcijańskiej (czy też katolickiej), nie będziemy osądzać motywacji ludzi z innych tradycji ani też dociekać – przynajmniej nie w tych krótkich uwagach – co sprawiło, że dotarli do wniosków tak zbliżonych. Dobry duch, Duch Święty, może natchnąć każdego, a zły duch może pogodzić się z cząstką dobra, by tym skuteczniej zwodzić człowieka. I wreszcie, człowiek posiada własne władze ciała i umysłu. Niewykluczone zatem, że rozum i intuicja same wystarczą do tego, by w naturalny sposób zauważyć pewne rzeczy.
Istotne jest to, by post miał właściwy wymiar – to znaczy taki, który transcenduje adepta, a więc wznosi go wyżej, ponad zasłonę doczesności. W praktyce postnej, tak samo jak i modlitewnej, nie wolno zatrzymywać się na tym, co powierzchowne. Powierzchowne są korzyści zdrowotne, ale to samo można powiedzieć o korzyściach psychicznych. Sensem postu chrześcijańskiego nie jest sama tylko satysfakcja z ujarzmienia popędów, opanowania ciała i kierowania myślami. To także jest etap powierzchowny, a skoro fakt ten zauważyli jogini i mnisi buddyjscy, to tym bardziej powinniśmy my.
Moglibyśmy rzec, że na pierwszym miejscu ex aequo stoją pokuta (co jest prawdopodobnie charakterystyczne właśnie dla chrystianizmu) i zjednoczenie z Bogiem. Pokuta nie jest dziś traktowana poważnie, ponieważ współczesnym teologom wydaje się, iż obraz Boga wierzyciela, który żąda spłaty długu, to obraz nie tylko zbyt surowy, ale i w pewien sposób naiwny, rzekomo deprecjonujący autentyczny majestat Absolutu. Oczywiście, jeżeli nasze postrzeganie tych spraw stanie się zbyt dosłowne, jeśli skoncentrujemy naszą uwagę na próbach zmierzenia ciężaru naszych grzechów i intensywności naszej pokuty, wówczas dojdziemy najwyżej do skrupułów lub pustego formalizmu. Nie zmienia to jednak faktu, że pokuta jako spłata długu jest bardzo tradycyjnym i archaicznym motywem chrześcijańskim. Bóg wie najlepiej, jak to mówią muzułmanie – i będzie wiedział, w jaki sposób nas rozliczyć.
Ale są przecież i tacy, którzy pokutują zgoła nadmiarowo – święci od dzieciństwa, żałujący już nie tylko swoich drobnych niedoskonałości, ale i wstawiający się za grzechy całego świata. Z jednej strony, to poświęcenie dla innych, kontemplacja w imię tych, którzy „nie wiedzą, co czynią”, a jednak prosimy, by im przebaczyć. Z drugiej, tak czy inaczej poza pokutą post jest po prostu drogą oczyszczenia. Nie fizycznego i psychicznego, czy też emocjonalnego – to tylko środki, narzędzia. Bez pojęcia Boga i transcendencji asceza ta będzie jedynie manipulacją na poziomie prakriti, w jakiejś mierze – rodzajem magii, może nawet środkiem wiodącym na manowce pychy.
Adam Tomasz (Roch) Witczak
za: legitymizm.org
Kategoria: Inni autorzy, Publicystyka, Religia, Roch Witczak