banner ad

Wilk: Św. Jozafat – męczennik za unię

| 30 listopada 2021 | 2 komentarze

Prawda, że dobry jest pokój publiczny, ale ten, który zostawił nam Chrystus, nie zaś ów pokój, o którym powiedział: Nie przyszedłem puszczać pokój, ale miecz (Mt 10, 34). Co za społeczność może być światłości z ciemnościami? Jaka zgoda między Chrystusem a Belialem? Między katolikami a synami schizmy i herezji? Między kościołami katolickimi a bluźnierstwami schizmatyków? Co za pokój będzie, gdy obrazą Bożą poczyniony?
św. Jozafat Kuncewicz OSBM


Boże pokoju i Pasterzu wielki nasz, fundowniku jedności, Jezu Chryste, któryś przyszedł zbierać, a nie rozpraszać, wejźrzy na nie, a daj im w tej niewoli pogańskiej, którąś ich dla tego odszczepieństwa dotknąć raczył, serce skruszone. Plaga Twoja niech się im, tak jako faraonowi, na zatwardzenie i zaślepienie oczu ich nie obraca, ale raczej na powstanie ich, w którym Ciebie i Twego na ziemi namiestnika szukając i do Twojej jedności świętej z pokorą wracając, niechaj najdą przed okiem Twoim Boskim hojne miłosierdzie i z tej niewolej wyswobodzenie ku wolnej służbie Twojej. Zmiłuj się nad ludem Twoim i owcami owczarni jednej Twojej. A tym ruskim narodom daj ten rozum, żeby ich w tak ślepym uporze nie naśladowali, ale raczej imi się karząc, w przybytku domu Twego w jedności ciała Twego osadzeni i sobie, i braciej swej zgubionej miłosierdzie Twoje wielkie a nieprzebrane zjednali. Który z Ojcem i Duchem Świętym królujesz na wieki. Amen.
x. Piotr Skarga SI


W czasach, w których Bóg w swej łasce nakazał nam żyć, ciężko jest być katolikiem. Zewsząd słychać głosy zachęcające do korzystania z życia, do czerpania z niego pełnymi garściami, ile tylko się da. Wszędzie czają się pokusy, którym oprzeć się jest tym trudniej, że ich odrzucanie nie jest powszechnie uważane za cnotę, a za przejaw nienormalności. Życie, mówią modernistyczni apostaci, jest krótkie: carpe diem! Kto więc dzisiaj żyje wiarą? Kto poświęca się Bogu, Jego świętemu Kościołowi i bliźnim, nie bacząc na żadne światowe przeszkody? Kto głosi ludzkości starożytny dogmat extra Ecclesiam nulla salus, odwodząc ją w ten sposób od szatańskich otchłani ekumenii? Słynna Deklaracja z Balamand (Zawsze Wierni nr 23, lipiec–sierpień 1998: zobacz tu) jest jeszcze jednym krokiem wykonanym przez Kościół Vaticanum II. Poświęcając dobro dusz w imię fałszywego pokoju, staje się niechlubnym „świadectwem wiary” 2. połowy XX wieku. Jest to zdrada Wiary Świętej, połączona z brakiem szacunku i pośrednim negowaniem zasług naszych przodków, wytrwale i z poświęceniem walczących o jedną owczarnię pod jednym pasterzem. Symbolem tej bezcelowej z dzisiejszego, ludzkiego punktu widzenia, walki jest postać świętego Jozafata Kuncewicza, arcybiskupa wschodniego obrządku, postać przez lata dająca przykład unitom i motywująca przeciw odszczepieństwu oraz do zachowania wiary katolickiej na terenach objętych „jurysdykcją” schizmatyckich patriarchów.

Św. Jozafat urodził się w 1580 r. we Włodzimierzu, w prawosławnej rodzinie, z matki Marianny i ojca Gabriela. Mieli oni szlacheckie pochodzenie, z braku jednak majątku zajmowali się handlem. Jan, bo takie było chrzestne imię późniejszego arcybiskupa, był dzieckiem spokojnym i pobożnym, do czego wielce przyczyniła się matka, często zabierająca go do cerkwi i opowiadająca o Panu Jezusie. Po ukończeniu szkoły we Włodzimierzu Jan nie uczył się więcej – rodzice, wobec niedostatku funduszy, zmuszeni byli oddać syna do terminowania u wileńskiego kupca Jacka Popowicza. W Wilnie zetknął się Kuncewicz z Kościołem Łacińskim i jego przedstawicielami, między którymi byli jezuici i przyszła podpora świętej unii, Jan Welamin Rutski. Jako że działo się to niedługo po zawarciu unii, Kuncewicz został, co oczywiste, niejako zmuszony do opowiedzenia się po stronie schizmatyckiej bądź katolickiej obrządku wschodniego. Odnalazłszy Prawdę w Kościele Rzymskim, przyjął unię, a wkrótce z racji swego powołania kapłańskiego, które dało się także poznać dzięki wpływowi jezuitów, odrzucił świat z jego marnościami wstępując do Zakonu św. Bazylego Wielkiego (1604 r.). Habit przyjął w unickim kościele Świętej Trójcy z rąk metropolity Hipacego Pocieja. Złożył od razu za jego zgodą śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Odtąd miał Kuncewicz nosić imię Jozafat.

Klasztorne życie spędzał na modlitwie i pracy, nie stronił od umartwień ciała, ofiarowując to wszystko za nawrócenie schizmatyków. Zachowywał wszystkie posty, sypiał często na podłodze, praktykował samobiczowanie. Na ciele nosił szorstką włosienicę, piersi i biodra okręcał łańcuszkiem z kolcami. W umartwieniach hamować musieli Jozafata jego jezuiccy spowiednicy. Znajdował też czas na czytanie klasztornych ksiąg do nabożeństwa i żywotów świętych. Opierając się na dziełach tego typu udowadniał w pismach swoich błędność prawosławia. Skoro tylko został wyświęcony na diakona, zwrócił się do ludu bezpośrednio, broniąc katolicyzmu w kazaniach. Inną ulubioną przez niego metodą nawracania było odwiedzanie domów mieszczan.
We wrześniu 1607 do klasztoru Świętej Trójcy dołączył Jan Welamin Rutski, przyjmując imię Józef. Był on nawróconym kalwinem, pragnącym spędzić resztę swojego życia korzystając z dobrodziejstw obrządku łacińskiego. Bóg jednak zdecydował inaczej, a Rutski, poznawszy Jego wolę dzięki kazaniu ks. Fabrycego SI, który zupełnie nieświadomie ogłosił ludowi jego wstąpienie do bazylianów, poddał się jej jak przystało na wiernego sługę. Wraz z Jozafatem Kuncewiczem miał być Rutski odnowicielem podupadłego klasztoru, przyciągając wiernych i nowicjuszy codziennymi nabożeństwami i świątobliwością życia.

„Na zewnątrz”, w świecie, było dużo gorzej. Schizmatycy werbowali wielu wschodnich katolików, by jak najprędzej i całkowicie zniszczyć świętą unię. Chcieli również włączyć w swe szeregi Jozafata, słynącego już wśród ludności z pobożności i gorliwości. Na każdą propozycję mnich odpowiadał łagodnie, lecz zdecydowanie: nie. Dodatkowej siły do walki z nieprzyjaciółmi Kościoła katolickiego dodało mu wyświęcenie na kapłana, którego w 1609 r. dokonał metropolita Pociej. Żywot Kuncewicza został wzbogacony o możliwość codziennego odprawiania Mszy św., z czego zakonnik skwapliwie korzystał. Często i długo spowiadał swoich wiernych, odwiedzał więzienia i szpitale, udzielając posług duchowych, a nierzadko wsparcia materialnego. Nieustanna praca i modlitwa zabierała mu dużo czasu, dlatego swój dzień rozpoczynał już o godzinie drugiej; w zimie pozwalał sobie na sen do trzeciej.

Wkrótce rozkaz Rutskiego, który był już wówczas archimandrytą klasztoru Świętej Trójcy i pomocniczym biskupem metropolity Pocieja, dokonał zmiany w spokojnym życiu Jozafata, który został przełożonym nowo wybudowanego klasztoru Zakonu św. Bazylego w Byteniu. Opatrzność Boska zrządziła jednak rychły powrót Kuncewicza do Wilna: po śmierci metropolity (1613 r.) na unicką stolicę biskupią w Wilnie wstąpił Rutski i mianował Jozafata swym następcą na stanowisku archimandryty klasztoru Świętej Trójcy. 12 listopada 1617 r. Rutski wyświęcił Kuncewicza na biskupa; miał on objąć funkcje biskupa pomocniczego archidiecezji połockiej, bardzo pod względem religijnym zaniedbanej i pozostającej w dużej części pod wpływami schizmy. Opory skromnego zakonnika odnośnie tak znacznego wyniesienia zostały przełamane przypomnieniem o obowiązującym go świętym posłuszeństwie wobec przełożonych. Był początkowo pasterzem diecezji witebskiej, później w 1618 r., po śmierci sędziwego metropolity Gedeona Brolnickiego, został arcybiskupem Połocka. Rządy Kuncewicza nie znały kompromisu ani z „letniością” niektórych katolików, ani z błędami schizmatyków. Kapłanom ze swego najbliższego otoczenia polecił codziennie odprawiać Mszę św. i często oczyszczać się w sakramencie spowiedzi. Schizmatykom odbierał klasztory, odnawiał zaniedbane cerkwie unickie. Jako arcybiskup nie zapomniał o ubogich, goszcząc ich w swojej siedzibie, nawiedzając jak dawniej szpitale i wspomagając w różny sposób. Jednym z jego zajęć było spowiadanie wiernych; nie odrzucał przy tym nikogo. Sam spowiadał się często, zwykł był nawet mawiać, że pragnąłby nosić ze sobą spowiednika, aby móc ustawicznie oczyszczać swą duszę. Abp Kuncewicz intensywnie pracował również nad reformą duchowieństwa. W tym celu napisał krótki katechizm i nakazał kapłanom nauczyć się go na pamięć, wynikało to z troski o powierzone sobie dusze i zapewnienie im dobrych nauczycieli. Był także autorem czterdziestu ośmiu reguł dotyczących życia kapłańskiego; miały być one bezwzględnie przestrzegane. Nakazywał w nich księżom często się spowiadać, codziennie odmawiać brewiarz, Msze św. odprawiać jak najczęściej, a koniecznie w niedziele i święta. Duchowni powinni ponadto przypominać wiernym o obowiązku odbycia spowiedzi co najmniej raz na rok. Nie wolno im było pobierać opłat za udzielanie sakramentów; surowo karane było też pijaństwo, lichwa i gra w karty. Zarządził Jozafat, że kapłan greckokatolicki, który po śmierci żony powtórnie zawiera małżeństwo, zostaje wykluczony z Kościoła. Co roku zwoływał synody diecezjalne w Połocku, Witebsku i Mścisławiu, nie chcąc sprawować rządów w izolacji od swoich kapłanów. Wydał też rozporządzenie dotyczące nieuznawania przez osoby duchowne świeckiej władzy, o ile uzurpuje sobie ona prawo do decydowania o sprawach ściśle religijnych i kościelnych, co często zdarzało się wśród bogatszej szlachty.

Mimo że obarczony wieloma obowiązkami, ciągle pamiętał o tym, że jest zakonnikiem. Żył bardzo skromnie, nie korzystał z bogactw arcybiskupstwa. Wspólnie ze współbraćmi śpiewał w katedrze św. Zofii godziny kanoniczne, brał udział we wszystkich nabożeństwach, nie zaniedbując tego nawet podczas podróży, kiedy dla wypełnienia obowiązku wobec Boga zatrzymywał się w napotkanych cerkwiach. Nadal zachowywał wszelkie posty (mięsa nigdy nie jadał), biczował się jak dawniej. Jego modlitwy miały na celu przede wszystkim nawrócenie schizmatyków, heretyków i pogan.

W 1620 r. schizmatycki patriarcha jerozolimski Teofan wyświęcił w Kijowie siedmiu biskupów na stolice zajęte przez władyków unickich. Był wśród nowo konsekrowanych Melecjusz Smotrycki, przeznaczony na arcybiskupstwo połockie. Zygmunt III Waza skazał nieprawowitą hierarchię na banicję, jednak wykonanie woli króla pokrzyżowała wybuchła właśnie wojna polsko-turecka. Smotrycki obrał na swoją tymczasową siedzibę wileński klasztor Ducha Świętego; stąd prowadził agitację przeciw arcybiskupowi Kuncewiczowi za pośrednictwem swoich wysłanników. Jeden z nich, mnich o imieniu Sylwester, podczas pobytu Jozafata w Warszawie, stworzył na nowo gminę prawosławną w Połocku. W Witebsku również uznano Smotryckiego za biskupa. Abp Kuncewicz, dowiedziawszy się o tym, co dzieje się w jego diecezji, natychmiast do niej powrócił; kilka następnych miesięcy strawił na jej objeżdżanie i rugowanie schizmy. Kiedy w Połocku zebrano ludność, by wysłannicy Zygmunta III mogli jej odczytać listy królewskie, wzywające do posłuszeństwa legalnemu biskupowi, o mało nie doszło do samosądu na posłach i Jozafacie. Arcypasterz nie zmienił mimo to łagodnego podejścia do wiernych, nawracając dzięki temu wielu błądzących.

Sytuacja stawała się coraz gorsza. Arcybiskup doskonale zdawał sobie sprawę z grożącego mu niebezpieczeństwa, niejednokrotnie rozmawiał ze swoim otoczeniem o zbliżającej się śmierci. Zapewniał przy tym, że nikomu poza nim nie stanie się krzywda. Mógł uciekać, mógł wezwać na pomoc wojska królewskie – nie zrobił tego. Wyjechał za to do ogarniętego wrzeniem Połocka z niewielką tylko liczbą towarzyszących osób. Ciężko im tam nawet było pokazać się na ulicy; momentalnie rozpoczynało się lżenie i obrzucanie kamieniami. Nic jednak nie powstrzymało Kuncewicza od nawracania schizmatyków. Kiedy tylko mógł, odprawiał nabożeństwa i głosił kazania. Nie opuścił miasta nawet wówczas, gdy był już pewien, że odszczepieńcy zrobią wszystko, by zamordować swojego biskupa. Z ich poduszczenia w pobliżu pałacu biskupiego kręcił się stale pop Eliasz, mający za zadanie miotać obelgi na Jozafata, gdy ten tylko pojawi się w zasięgu jego wzroku. Zdradziecki plan zakładał, iż otoczenie arcypasterza w końcu nie wytrzyma takiego traktowania swojego pana i ukarze sprawcę, a wówczas schizmatycy, rzekomo w obronie pokrzywdzonego, wymierzą sprawiedliwość „mącicielowi porządku społecznego”, czyli Kuncewiczowi. Gdy Eliasza aresztowano, tłum przypuścił szturm na pałac, lecz Jozafat nakazał mnicha uwolnić, co na krótko uspokoiło sytuację. Pałająca żądzą krwi tłuszcza powtórnie pojawiła się za namową popów, wówczas nie było już ratunku. Wdarłszy się do pałacu, napotkała na swej drodze arcybiskupa, który wyszedł jej naprzeciw z ojcowskimi pełnymi miłości słowami na ustach. Schizmatycy odpowiedzieli ciosami kijów i siekier. Konającego wywleczono na dziedziniec, gdzie jeden z zabójców wystrzałem z rusznicy dopełnił męczeństwa.

Zrabowawszy co było cennego w pałacu i zniszczywszy resztę, urządzili sobie „zwycięzcy” ohydną ucztę, w czasie której pastwili się nad ciałem męczennika – tak wielka była nienawiść do Kościoła katolickiego, przez niego reprezentowanego. Wyrywano martwemu włosy z brody, siadano na nim, obrzucano błotem. Zabito jego psa, porąbano w kawałki i rozrzucono je na ciele Jozafata, aby jeszcze bardziej go znieważyć przez zmieszanie jego krwi z krwią zwierzęcą. Jakież było zdumienie oprawców, gdy obdarłszy zwłoki z szat zobaczyli włosienicę… W końcu pociągnięto ciało ulicami miasta w stronę Dźwiny i utopiono w niej. Było to 12 listopada 1623 roku.

W sześć dni po zbrodni ciało Arcybiskupa wydobyto i przewieziono do Połocka. Już wtedy dokonywały się za przyczyną Jozafata liczne nawrócenia i uzdrowienia, które potwierdzały jego świętość. Pogrzeb odbył się dopiero 18 stycznia 1625 roku. Przez owe czternaście miesięcy od chwili śmierci trumna stała na katafalku w katedrze św. Zofii. Często ją otwierano, by ukazać ludowi wolne od zepsucia ciało i krew sączącą się ciągle z rany od siekiery na głowie.

Śmierć męczennika wydała wiele owoców. Kilkunastu głównych jej sprawców przed wykonaniem na nich wyroku nawróciło się na katolicyzm. W 1627 r. Melecjusz Smotrycki, pośredni sprawca śmierci arcybiskupa Kuncewicza, złożył przed metropolitą Rutskim katolickie wyznanie wiary. Potępił wszystkie swoje dawniejsze pisma skierowane przeciw Kościołowi Rzymskiemu i świętej unii. Potem na schizmatyckim synodzie w Kijowie, na który przybył jako ukryty katolik, by tym łatwiej przyciągnąć do prawdziwej wiary odszczepieńców, rozpoznany wyrzekł się publicznie unii, gdy prawosławni zażądali tego pod groźbą śmierci. Gdy wyjechał z Kijowa, poznał swój błąd. Odtąd pokutował, prowadząc surowe życie, pełne umartwień. Urban VIII, odpuściwszy mu winy, nadał tytuł arcybiskupi.

16 maja 1643 roku tenże papież beatyfikował Jozafata. Kolejni Wikariusze Chrystusowi wpisywali imię unickiego męczennika do martyrologium (Benedykt XIV), udzielali odpustu zupełnego na wieczne czasy wiernym, którzy w uroczystość błogosławionego nawiedzą kościół bazyliański i przystąpią do sakramentów (Klemens XIV). W 1866 r. dekretem bł. Piusa IX Jozafat Kuncewicz został wpisany w poczet świętych. Uroczystość kanonizacyjna odbyła się 29 czerwca 1867 r., w trakcie obchodów ku czci śś. Piotra i Pawła z okazji tysiącosiemsetletniej rocznicy ich śmierci. Święta unia zyskała swojego patrona w czasach jej ciężkich prześladowań. O ileż bardziej te prześladowania są straszne dzisiaj, gdy nie ma już oparcia w hierarchii, która coraz bardziej udowadnia swoją przynależność do tego świata, a nie do królestwa Pana Jezusa. O ileż bardziej dziś potrzebna jest modlitwa do świętego Jozafata, aby Bóg, za jego przyczyną zesłał na świat, a zwłaszcza na Kościół swój, prawdziwy pokój, pokój Chrystusa Króla…

Święty Jozafacie, módl się za nami!

 

Szymon Wilk

 

Za: piusx.org.pl

 

Kategoria: Publicystyka, Religia, Wiara

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Skomand pisze:

    Unia zaszkodziła w polskiej polityce i w końcu wydała zatrute owoce. W postaci ukraińksiego ludobójsta. I nie zmieni tego świętość niektórych unitów

     Wtedy zaś, była błędem, a jezuici to zawodowi szkodnicy. I dzisiaj, i wtedy. Grzech pychy to u nich niemal norma.

  2. Gierwazy pisze:

    Ignacy Loyola, Franciszek Ksawery, Franciszek Borgiasz, Piotr Skarga i wielu, wielu innych – jezuici dokonali moc wspaniałych rzeczy oraz wydali mnóstwo wielkich i zasłużonych mężów. A że potem popadli w dekadencję to inna sprawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *