banner ad

Wielomski: Absolutyzm Charlesa Maurrasa

| 20 listopada 2021 | 0 Komentarzy

Dość powszechnie postrzega się konserwatyzm jako filozofię polityczną głoszącą zasadę autorytarną, która to ma być zaporą przeciwko liberalizmowi i głoszonej przezeń zasadzie emancypacji jednostki. Konserwatyzm opracował zwarty system antyliberalny oparty na społeczeństwie uporządkowanym w korporacje z panującymi nad nimi suwerenem. Jeśli chodzi o przedstawicieli tego kierunku działających w wieku XX, to w Polsce najbardziej znanym teoretykiem prawicowej dyktatury jest z pewnością Carl Schmitt. Trzeba jednakże podkreślić, że nie był to myśliciel całkowicie oryginalny, ponieważ czerpał inspiracje z wcześniejszych filozofów tego kierunku, wymieńmy tutaj np. Juana Donoso Cortesa i Josepha de Maistre’a. Jerry Z. Muller w wydanej niedawno pracy o konserwatyzmie, która wywołała także spore zainteresowanie w Polsce, znajdujemy jednak stwierdzenie, że wśród inspiratorów decyzjonizmu Schmitta znajdował się także Charles Maurras i ideologia Action Française .

W dwudziestowiecznej Francji idea decyzjonistycznego autorytaryzmu najpełniejszy wyraz znalazła w wizji państwa i społeczeństwa Charlesa Maurrasa (1868 – 1952), którego wydana przed wojną Encyklopedia Gutenberga dość krótko, ale trafnie scharakteryzowała jako „nacjonalistę, później monarchistę, ateistycznego redaktora klerykalnej Action Francaise” .Dla myśliciela tego jedyną szansą na powrót do harmonii i ładu jaki panował na świecie przed Rewolucją jest restauracja absolutnej i dziedzicznej monarchii. To, że świat pogrążony jest w nieładzie i dysharmonii jest wedle niego zasługą demokracji, republiki i liberalizmu.

Aby zrozumieć dlaczego Maurras postuluje restaurację monarchii trzeba uzmysłowić sobie czym jest dlań republika. Jest ona dlań synonimem chaosu, anarchii i afer. Duch republikański jest w sprzeczności z całą francuską tradycją polityczną i narodowym; jest przeciwstawny francuskiemu duchowi narodowemu. Francja, według Maurrasa, zerwała z tradycją i ustanowiła sobie ustrój bazujący na szkodliwych z zarazem wewnętrznie sprzecznych zasadach demoliberalnych, całkowicie idealistycznych, stworzonych gdzieś w pracowniach przez osiemnastowiecznych filozofów, nie mających pojęcia o realnym życiu i rzeczywistych problemach. Filozofowie ci, byli tak naiwni, że pomylili własne fantazje i obsesje z Kartezjańskim racjonalizmem. Źródłem tych wszystkich błędów jest nieposkromiony indywidualizm oparty na abstrakcyjnych teoriach równości, wolności i umowy społecznej, a którego źródeł konserwatysta upatruje w myśli Reformacji i Romantyzmu . Życie oczywiście negatywnie zweryfikowało owe teorie, ale w międzyczasie, tzn. w czasie Rewolucji Francuskiej wyrosła nowa elita władzy, dla której te niedorzeczne, ale chwytliwe idee stanowiły jedyną legitymizację. Dlatego, chociaż sami członkowie rządzącej oligarchii w nie nie wierzą, to głoszą je po dziś dzień na użytej ludu. Idee te konserwatysta charakteryzuje następująco: „Liberałowie klasyczni i ich anarchistyczni i demokratyczni następcy, dzieci 1789 roku, nauczają, że jeden człowiek ma taką samą wartość jak każdy inny, i z tego twierdzenia, usprawiedliwili zarówno zniesienie stanów społecznych, korporacji zawodowych, likwidację jakiejkolwiek różnorodności statutów prowincji, miast, krajów rodzinnych. Tam gdzie stary ustrój widział kombinację bytów różniących się wartością, rolą i funkcją a które były sobie równe tylko na cmentarzu, nowy reżim wyobraził sobie jakieś zestawienie osób przypuszczalne równych i identycznych. Realizując tę doktrynę politycy w końcu ją rozcieńczyli przez uśmierzenie absurdów, poprzez domieszkę zasad przeciwnych.”

Konsekwencją liberalizmu jest to, co Maurras określa jako „duch rewolucyjny”. Istotą społeczeństwa demokratycznego jest konflikt. To różni je od ancien regime’u, w którym monarcha zapewniał harmonijność; społeczeństwo po prostu cierpi z braku suwerena. Konflikt jest bezustannie wywoływany przez polityków, którzy swoją demagogią tworzą masy ludzi niezadowolonych, którym perfidnie wmówiono, że mogą żyć lepiej nie poprzez wytężoną pracę, ale grabiąc tych, którzy mają więcej. Politycy sami stwarzają takie nastawienie tylko i wyłącznie po to aby za pomocą głosów tychże ubogich ludzi dojść do władzy. Sensem demokracji jest więc ciągła anarchizacja społeczeństwa przez demokratycznych polityków – zapewne stąd pochodzi znane powiedzenie Maurrasa, że „Liberał jest to anarchista, który troszczy się o węzeł swojego krawata.” Taki nieskrępowany egoizm prowadzi do zniszczenia wszelkich więzi społecznych i rodzinnych, bowiem liczy się tylko to co jest moje, jednostkowe; społeczeństwo może umierać, liberała ani demokraty nic to nie obchodzi. Dlatego też, wedle Maurrasa, liberałowie z taką furią niszczyli wszystkie te instytucje, które głoszą antyindywidualizm i prymat wspólnoty nad interesem jednostki. Ostoją antyindywidualizmu jest rodzina i Kościół. To przeciw tym instytucjom wymierzona jest laicka i republikańska szkoła .

Rewolucja i jej pogrobowcy zniszczyli hierarchiczne i paternalistyczne społeczeństwo stanowe, aby podzielić ludzi na skonfliktowane ze sobą klasy społeczne, którymi łatwo mogą kierować demagodzy. Politycy republikańscy robią to zresztą nie tylko w swoim interesie, ale także dla swych prawdziwych mocodawców: Żydów, masonów, protestantów i meteków, których Maurras określa jako „cztery stany skonfederowane.” Owi „konfederaci” to po prostu plutokracja, oligarchii finansowa powstała w czasie Rewolucji na spekulacji zrabowanym szlachcie i Kościołowi majątkiem.

Konserwatysta, idąc śladem Hobbesa, uważa, że sensem władzy jest utrzymanie porządku i sprawiedliwości, a to wymaga jej bezstronności. Władza aby mogła być na prawdę bezstronna nie może być obieralna. Każdy wybór jest złem sam w sobie, niezależnie od liczby i rodzaju elektorów. Wybór cesarza przez siedmiu elektorów wcale nie był elekcją lepszą niźli ta, której dokonuje czterdzieści milionów Francuzów w wyborach powszechnych, gdyż zło „nie pochodzi od liczby głosujących, ale od przedmiotu nad którym się głosuje. Jeżeli daje się im decydować o kierunku jaki ma realizować rząd, jeżeli daje się im wybierać szefa państwa, to o dziesięć tysięcy do jednego można się założyć, że wybiorą człowieka którego nos im się podoba i który nie będzie miał więcej rozumu niźli tykwa. Założę się dwa tysiące do jednego, że będą wymagać od rządu polityki zgodnej z ich partykularnym interesem, poświęcając interes ogólny polityce mniejszego wysiłku i mniejszej pracy bez troski o przyszłość czy to bliższą czy to dalszą. Książęta – elektorzy w Niemczech działali dokładnie tak samo jak suwerenni obywatele republiki francuskiej. Ostatnią rzeczą o której będą myśleli i jedni i drudzy, będzie z pewnością interes publiczny.” Hobbesowki egoista, człowiek – wilk nigdy nie myśli o państwie, zna tylko to, co ssłuży jemu samemu.

Ponieważ wyborcy przy głosowaniu nie kierują się przesłankami racjonalnymi, zdarzyć się może, że w jednym akcie głosowania zaprzeczona i zniszczona może zostać cała cywilizacja europejska – np. gdyby wybory wygrali komuniści. Aby prawo służyło całemu narodowi, a nie jakiejś grupie musi zostać ustanowione arbitralnie przez władzę. Lud może je przyjąć – zaakceptować poprzez praktykę lub odrzucić (głosując nogami). Przyjąć nie oznacza bowiem przegłosować – Maurras uważa, że Rousseau, a po nim cała plejada demokratycznych filozofów jest w błędzie kiedy mówi, że lud jako całość kieruje się tylko dobrem publicznym; wprost przeciwnie, człowiek z natury jest egoistą i myśli tylko o sobie: „Wola ludu, suma woli indywidualnych, jest czymś. Wola ogólna, wyraz interesu ogólnego narodu, rasy, kraju, jest zupełnie czymś innym, rzeczą całkiem różną.” Gdzie indziej konserwatysta pisze podobnie: „Trafne prawo polityczne nie jest to wcale ustawa prawidłowo uchwalona, ale prawo zgodne z przedmiotem i danym okolicznościom. Nie jest ono tworzone, jest wydobywane i odkrywane z tajemnicy natury związków, czasu i państw.” Aby zrozumieć skąd bierze się mniemanie o tak egoistycznym charakterze natury ludzkiej trzeba zrozumieć czym dla Maurrasa jest człowiek.

Wilki i stan natury

Francuski konserwatysta, idąc śladem Auguste’a Compte’a uważa, że biologia, historia i socjologia są tymi dziedzinami nauki, na podstawie których należy orzekać o naturze ludzkiej. Szczególnie ważna jest w tych obserwacjach biologia. Przez jej pryzmat należy patrzeć na politykę i na historię, aby znaleźć, odkryć prawa rządzące człowiekiem. Popularnych jest bowiem wiele idei, które choć są chwytliwe społecznie, to w rzeczywistości są one całkowicie fałszywie, a co gorsza, szkodliwe. Należy odróżnić dwa rodzaje praw: droit i loi jakie obowiązują w przyrodzie. Droit jest oczywiście nadrzędne wobec loi. Dlatego nie wszystko co nosi rangę ustawy jest prawem właściwym, może być całkowicie sztuczną i nierzeczywistą konstrukcją.

Dla konserwatysty społeczeństwo jest żywym organizmem. Organizm społeczny jest taki sam jak wszystkie inne bytujące w przyrodzie. Społeczeństwo składa się z milionów miniorganizmów – rodzin. Jednostka jako odrębny byt nie istnieje; jest tylko częścią składową najmniejszej komórki. Logiczne jest więc, że społeczeństwo musi się rządzić prawami, jeśli nie identycznymi, to przynajmniej bardzo zbliżonymi do praw przyrody. Maurrasowi nie chodzi jednak o organicyzm w sensie średniowiecznym, ale pozytywistyczny biologizm. Owe prawa to dziedziczność, dobór naturalny – darwinizm społeczny, ciągłość, którą w polityce jest tradycja. Biologia wykazuje nam nierówność poszczególnych bytów egzystujących w przyrodzie – „Społeczeństwo może dążyć do równości, ale w biologii równość jest tylko na cmentarzu.”

Biologiczna interpretacja i legitymizacja społecznej hierarchii jest swoistym ewenementem w myśli konserwatywnej, ponieważ Maurras jest chyba jedynym myślicielem z tego kręgu, podzielającym wiarę w Darwinowską hipotezę ewolucji gatunków. Maurras wykorzystuje ją jednak dla celów politycznych. W przyrodzie, wedle Darwina, pierwsze komórki były sobie „równe” czyli podobne do siebie. Konserwatysta dostrzega jednakże, że w miarę rozwoju powstawały pierwsze organizmy. Początkowo były one „demokratyczne”, bo rządziły się wolą większości komórek. Szybko jednak ta pierwotna demokracja uległa zagładzie, a wymusił ją podział pracy pomiędzy elementami składowymi. Hierarchia i zróżnicowanie jest skutkiem postępu. W czasie procesu ewolucji niewielka część komórek utworzyła mózg, i jako wyżej wyspecjalizowane zaczęły rządzić resztą. Konstatacja taka daje jej autorowi powód do stwierdzenia, że „postęp jest arystokratą.” Jak więc widzimy, to biologia jest największym wrogiem demokracji, bowiem uczy, że postęp społeczny polega na hierarchizowaniu społeczeństwa i jego dyferencjacji.

Jak więc wygląda człowiek z punktu widzenia biologiczno – socjologicznego, a więc empirycznego, które odrzuca kartezjański racjonalizm?

Człowiek rodzi się mały i bezbronny, całkowicie zależny od otoczenia. Ma prawo do życia tylko dlatego, że jest obywatelem. Jest całkowicie zależny od rodziców; nie myśli jeszcze samodzielnie. Od samego początku, z natury rzeczy, dziecko nie jest równe rodzicom. Pomiędzy nim a nimi nie ma rzecz jasna żadnej umowy, a jedynie całkowita i bezwarunkowa zależność, hierarchia – „Natura od samego początku tak jasno pokazuje, że jest rezultatem tej poważnej i niemożliwej do odparcia konsekwencji, że błędna jest wiara w filozofię nieśmiertelnych zasad (praw człowieka – A.W.), kiedy opisuje się początki społeczności ludzkiej jako owoc umowy między ludźmi dojrzałymi, pełnymi świadomości życiowej i wolnymi, działającymi na podstawie zasady egalitarnej, quasi równymi, jeżeli nie równymi w rzeczywistości, i quasi – kontrahentami, aby podsumować tę czy tamtą część swoich licznych praw w umyślnym planie zagwarantowania ich przestrzegania przez innych ludzi.”

Wolność i równość jest imaginacją, natura pokazuje nam to w całej rozciągłości już w chwili narodzin. Człowiek przez całe życie jest właściwie dzieckiem, któremu potrzeba patriarchalnej władzy, aby będąc wolnym nie zrobił sobie krzywdy. To władza chroni nieporadną i słabą jednostkę przed otaczającymi ją niebezpieczeństwami. Państwo i jego przymus, podatki – oto cena jaką płaci jednostka za swe poczucie bezpieczeństwa.

Z biegiem czasu, wraz z procesem dorastania następuje socjalizacja małego człowieka, jego uspołecznienie – instynkty, które moglibyśmy określić jako wilcze zostają stłumione i wciśnięte pod gorset kultury, etyki i tradycji. Te wielkie dary przekazuje dziecku społeczeństwo. Otoczenie przekazuje nam zdobycze cywilizacji, i zanim dorośniemy właściwie wszystko z niej czerpiemy, nie dając na razie niczego w zamian. A więc to cywilizacja tworzy człowieka. I nic nie możemy na to poradzić, że to nie my kreujemy świat, ale to on kreuje nas i kształtuje w sposób jaki uważa za korzystny. Maurras pisze następująco: „Społeczeństwo nie jest jakimś stowarzyszeniem dobrowolnym – to jest połączenie naturalne. Ono nie jest chciane, nie jest wybierane przez jego członków. Nie wybieramy ani naszej krwi, ani naszej ojczyzny, ani języka, ani tradycji. Nasze społeczeństwo rodzinne jest nam narzucone. Społeczeństwo ludzkie zaspokaja część potrzeb naszej natury. Mamy możliwość tylko zaakceptowania go, sprzeciwienia się mu, być może ucieczki, ale w istocie nie mamy możliwości obyć się bez niego.”

Cywilizacja jako dorobek pokoleń i tysiącleci jest z natury rzeczy wspanialsza i doskonalsza niźli dzieło jakiejkolwiek jednostki, a nawet całego pokolenia. Sam Maurras definiuje ją jako różnicę pomiędzy tym, co posiada jednostka, a tym co ma społeczeństwo. Cywilizacja jest dorobkiem historii, mądrości wielu pokoleń. Jej poziom wzrasta dzięki dokonaniom pojedyńczych ludzi, jaki i całych generacji. Cywilizacja to suma doświadczeń znanych człowiekowi jako tradycja. Tymczasem demokracja wszystko to odrzuca na korzyść kontraktualnie pojętego społeczeństwa, w którym bytują tylko jednostki.

Ale wróćmy do naszych rozważań o człowieku, o jego rozwoju i naturze. Maurras po stwierdzeniu, że od chwili narodzin dzieci nie są równe dorosłym, zastanawia się czy niemowlęta są równe wobec siebie? Czy rzeczywiście rodzą się jako Lockowska tabula rasa? Oczywiście nie, równość polega tylko i wyłącznie na tym, że wszyscy jesteśmy ludźmi, a więc wszyscy należymy do gatunku homo sapiens. Wynika z tego, że mamy równe prawa i obowiązki, ale tylko jako ludzie; nie jako obywatele. Z natury mamy więc daną umiejętność rozróżniania dobra od zła, mamy podobne potrzeby fizyczne, podobnie się zachowujemy i odczuwamy. Jednak od samego początku jesteśmy nierówni. I to właśnie owa nierówność jest motorem powstania społeczeństwa, skoro umożliwia wzajemne uzupełnianie się talentów, co w efekcie daje harmonię opartą na hierarchii społecznej.

Różnica talentów jest jednak źródłem zła, bowiem powoduje zawiść pomiędzy tymi co nie posiadają, lecz posiadać by bardzo chcieli, tyle, że nie mają ochoty pracować, albo też nie są do tej pracy zdatni, a tymi, którzy czegoś się w życiu dorobili. Istotą społeczeństwa jest więc konflikt, którego źródłem jest egoizm i zawiść. Paradoksalnie jednak jednostka czuje się zbyt słaba aby samodzielnie podjąć walkę o słuszny w jej mniemaniu podział dóbr; tak więc, konkluduje Maurras, wilczość natury ludzkiej jest źródłem społecznej natury człowieka . Wilki działają w stadach, a człowiek także nie zaprzecza tej regule, gdyż jako istota drapieżna ale zarazem słaba musi atakować i polować w grupie. Dla konserwatysty jest to wielki paradoks człowieka odkryty, przez gęsto zresztą cytowanego w Maurrasowskich Myślach politycznych Hobbesa. Człowiek jest więc istotą zarazem społeczną, grupową, jak i egoistyczną; to egoizm i drapieżność popycha go do stworzenia społeczeństwa, aby w gromadzie tym łatwiej polować i zjadać słabszych. Człowiek zawiązuje wspólnoty chociaż jest to sprzeczne z jego aspołeczną naturą, gdyż aby atakować jak i aby się bronić musi zjednoczyć się z innymi; inaczej niechybnie zostałby zjedzony przez swego silniejszego i bardziej drapieżnego sąsiada, czy żeby powiedzieć dokładnie, aby nie zostać jego niewolnikiem, gdyż pożeranie bliźniego jest mniej korzystne ekonomicznie niż zużytkowanie jego sił i przywłaszczenie sobie jego kobiet i dzieci.

Człowiek nie dąży do zagłady drugiej podobnej mu istoty także dlatego, że nie umie żyć w samotności; potrzebuje przyjaciela, towarzysza – dlatego Robinson ani nie zjadł Piętaszka, ani nie uczynił go swoim niewolnikiem, ale towarzyszem niedoli. Jednakże ta potrzeba towarzystwa wynika z egoizmu człowieka przeradzającego się w towarzyskość. Pięć tysięcy lat istnienia na świecie państw dowodzi, że instynkt społeczny jest instynktem silniejszym niźli instynkty egoistyczne. Gdyby ludzie żyli pojedyńczo to nie byłoby tradycji, gdyż żyjący we wrogiej sobie samotności ludzie nie mogliby przekazywać swoich doświadczeń dzieciom, o ile te ostatnie w ogóle by mieli i wychowywali, zamiast zjeść je na obiad. Rację mają więc zarówno Arystoteles jak i Hobbes, chociaż na pierwszy rzut oka ich filozofia wydaje się całkowicie przeciwstawna.

Pierwotna społeczność wyraża się w rodzinie. Skupia się w niej zarówno egoistyczne dążenie mężczyzny -ojca do dominacji nad rodziną, a więc do posiadania, jak i instynktowną poddańczość osób słabszych – kobiet i dzieci do zapewnienia sobie bezpieczeństwa przed łasymi na nie innymi ludzkimi wilkami. Strach przed otoczeniem, przed zagrażającymi wrogami prowadzi do centralizacji rodziny, czego wyrazem staje się absolutna władza ojca. Centralizacja ta stopniowo obejmuje wiele rodzin ze sobą spokrewnionych, nad którymi czuwa najstarszy z rodu ojciec – naczelnik. Taka organizacja jest już właściwie mini – państwem. Powstaje więc ono drogą podboju słabszych przez silniejszych lub poprzez akt komedacji, czyli uznania, w imię własnego dobra, zwierzchności.

Państewka rodowe, podobnie jak jednostki, są ze sobą w konflikcie. Powtarza się tu ten sam mechanizm, co u jednostek: aby się bronić (lub atakować) łączą się w większe gromady, federacje, czy monarchie. Kilka zaprzyjaźnionych, połączonych sojuszem państewek rodowych tworzy gminę, pierwszą organizację stricte państwową. Te zaś tworzą regiony, a te ostatnie państwa. Te ostatnie, podobnie jak jednostki zawierają sojusze lub walczą ze sobą .

Państwo, prowincja, gmina, a nawet rodzina są jednak harmonijne tylko z pozoru, gdyby tak było na prawdę, to nie tworzyłyby się w ich wnętrzu organizacje broniące partykularnych interesów, takie jak gildie, cechy, korporacje, prowincje czy stronnictwa. Wszystkie w.w. organizacje walczą o przywilej lub specjalne traktowanie; chyba, że są słabe, wtedy walczą o równouprawnienie ich członków z resztą społeczeństwa. Wreszcie, gdyby w społeczeństwie panowała naturalna harmonia, to nie wykształciły by się stany społeczne, a ich członkowie nie odgradzaliby się przegrodami prawnymi, chroniącymi ich przed napływem nowych członków. Zgodnie z zasadami biologicznej selekcji elementów mądrzejszych, mających talenty organizacyjne oraz potrzebną do tworzenia ładu siłę wytworzyły się dwa rządzące stany społeczne: szlachta i duchowieństwo . Aby załagodzić konflikty, nadać im cywilizowane formy, aby owe nieuniknione spory jak najmniej szkodziły dobru wspólnemu, władza musiała ustanowić prawo, bazujące na zwyczajach i lokalnych tradycjach – dlatego prawo przedrewolucyjnej Francji, bazujące na tradycji i zwyczajach, choć nie przegłosowywane było lepsze niźli prawa uchwalane przez parlamenty (loi było zgodne z droit). Suweren tworzy normy na których wyrasta hierarchia społeczna, jest ona zazwyczaj pochodna wpływowi i sile jaką jaką wywalczyły sobie jednostki w społeczeństwie. Ideałem jest sytuacja gdy suwerenowi uda się uśmierzyć konflikty społeczne. Ponieważ nie można się łudzić, że znikną one same, skoro ich przyczyna – egoizm i zawiść są wieczne – to jednak władza może, i powinna, spróbować wypchnąć je na zewnątrz, kierując siły witalne społeczeństwa przeciwko innym narodom. Tu tkwi właśnie źródło kolonializmu i nacjonalitaryzmu (terminem tym określa Maurras agresywny nacjonalizm, któremu udaje się skumulować siłę konfliktów wewnętrznych poprzez wypchnięcie ich na zewnątrz) Przykładem takiej jedności wewnętrznej osiągniętej kosztem innych narodów jest kolonializm brytyjski.

Nacjonalizm jest więc najwyższą formą jedności narodowej. Stwierdzenie to wyjaśnia zarazem w jaki sposób Maurrasowi udało się dokonać połączenia nacjonalizmu z konserwatywnym rojalizmem, a więc idei, które do tej pory wzajemnie ze sobą walczyły: francuscy demokraci tradycyjnie określali się jako patrioci, przeciwstawiając narodowi arystokratów. Z kolei „arystokraci” wypierali się wszelkiego nacjonalizmu, który był dla nich symbolem Rewolucji. Według Maurrasa monarchia musi zaś być nacjonalistyczna, aby zachować jedność społeczeństwa, a zarazem ma być złączem zespalającym cały naród. Idea tożsamości celów nacjonalistów i monarchistów znalazła wyraz w doktrynie tzw. nacjonalizmu integralnego. Jak więc widzimy, hobbesowski suweren stał się nie tylko konserwatywnym monarchistą, ale także nacjonalistą, czy, posługując się określeniami samego autora tejże koncepcji, nacjonalitarystą.

Zadaniem władzy jest więc stanąć ponad konfliktami społecznymi. Władza, wedle powyższej koncepcja winna być „neutralna” społecznie; na wszystkie konflikty winna patrzeć bezstronnie i obiektywnie, rację przyznając tym, którzy ją rzeczywiście mają, a nie tym, którzy są w państwie liczniejsi i bardziej wpływowi. Taką władzą, która przynajmniej teoretycznie, w praktyce bywało nie zawsze idealnie, była monarchia absolutna. Cała szkoła Action Francaise, przede wszystkim grono wybitnych historyków, którzy z tej formacji wyszli, zawsze mieli skłonności do apologizacji przedrewolucyjnej monarchii, a szczególnie Ludwika XIV . Władza nieobieralnego suwerena, właśnie dlatego, że nie była wybierana, była niezależna od nacisków grup społecznych, które w ustrojach elekcyjnych udzielają kandydatom poparcia w zamian za przywileje po odniesionym zwycięstwie. Monarcha mógł się więc kierować tylko i wyłącznie dobrem publicznym, a nie korzyścią własnych wyborców. Co ważniejsze, monarcha, sam będąc uosobieniem tradycji, szanował wolności i odrębności prowincjonalne, gminne i stanowe. Harmonia starej Francji, wedle konserwatysty, była pochodna decentralizacji i nie mieszania się państwa w sferę społeczną, chyba, że należało rozwiązać nabrzmiały konflikt. Sensem przedrewolucyjnej suwerenności była umiejętność depolityzacji społeczeństwa, odebrania mu prawa do prowadzenia sporów politycznych i zawładnięcia całą sferą polityczną przez absolutnego i niezależnego od grup nacisku suwerena .

Ta harmonia, nieco zresztą ze względów propagandowych wyidealizowana przez Maurrasa, została zniszczona od razu na samym początku Rewolucji Francuskiej. Od chwili jej rozpoczęcia datuje się konflikt biednych z bogatymi, bowiem załamała się delikatna harmonia stanowiona przez władzę. Rewolucjoniści, znający społeczeństwo i rządzące nim mechanizmy jedynie z filozoficznych gabinetów i lóż masońskich „wierzyli, że ład rodzi się w społeczeństwie spontanicznie. A to anarchia jest zawsze gotowa do wytryśnięcia.”

Owa anarchia jest dla Maurrasa synonimem rządów partyjnych, czyli Hobbesowskim stanem natury.

„Czym jest rząd w republice? – pyta w Myślach politycznych -Rządem partii, czyli niczego. Czym jest partia? Podziałem, częścią” Partia (fr. le partie) w samej swej nazwie pokazuje, jakim jest złem: część nigdy nie będzie realizowała interesu publicznego, zawsze będzie broniła interesów partykularnych. Interes partykularny wyraża się w tzw. woli ludu, czyli większości; interes ogólny zaś w racji stanu .

Kiedy Rewolucja zniszczyła władzę zwierzchnią, było wiadomo, że wojna społeczna wisi na włosku, że harmonia Średniowiecza jest już przeszłością. Proklamując wolność Rewolucja wprowadza słynne prawo Le Chapelier; i nie robi tego po to aby osłabić spójność robotników. Związki zawodowe mają coś takiego w sobie, co czyni je podobnymi korporacjom, a korporacja będąc niezależną od państwa, staje się dla państwa – despoty, dla państwa omnipotentnego, a takim jest właśnie wedle konserwatysty demokracja, przeciwnikiem, i to przeciwnikiem z którym nie można znaleźć kompromisu, bowiem związek nie chce poddać się wszechogarniającej władzy państwa. Państwo może łatwo wymusić uległość na jednostkach, o ile te są zatomizowane; zorganizowana grupa jest trudna do ujarzmienia.

Sensem liberalizmu było uwolnienie zwierzęcych instynktów człowieka. Póki państwo było rządzone przez niezależnego od ludu suwerena, władza mogła być sprawiedliwa, czyli stać na straży dobra publicznego. Z chwilą gdy lud zaczął rządzić, państwo zostało wydane na łup rządzącej większości, która posługiwała się nim do realizacji swoich partykularnych interesów, zapominając oczywiście o dobru publicznym. Lud uwierzył, że to on jest suwerenem, ale oczywiście Maurras nie uważa aby to była prawda. Ma czym polega jego suwerenność w demokracji? Na tym, że raz na cztery czy pięć lat idzie na wybory? Gdybyż jeszcze na prawdę decydował o ich wyniku! W rzeczywistości jest on podmiotem jednej wielkiej manipulacji dokonywanej przez rządzących. To plutokracja poprzez mass – media kreuje polityków i od jej poparcia tak na prawdę zależą wyniki poszczególnych kandydatów.

Harmonia ancien regime’u została zniszczona. Rewolucja i będąca jej pokłosiem republika nie stworzyły nowej. Suwerenność monarsza została zastąpiona przez suwerenność partii politycznych. W chwili obecnej (tzn. w III Republice) „Francja jest rozrywana, gdyż ci, którzy nią rządzą nie są ludźmi państwa, ale ludźmi partii. Uczciwi dbają tylko o dobro partii, nieuczciwi o zapełnienie własnej kieszeni. Jedni i drudzy są wrogami Francji. Francja nie jest partią.”

Ta nienawiść do partyjniactwa była zapewne przyczyną nie zarejestrowania stworzonej przez Charlesa Maurrasa Action Francaise jako partii politycznej. Miała ona zawsze formułę ligi. Maurras tak sam uzasadniał tę decyzję w „Ankiecie o monarchii”: „Nie jesteśmy ani komitentem wyborczym, ani grupą nacisku, ani zwykłą partią opozycyjną, ani szkołą filozoficzną obmyślającą idee i obyczaje. Jesteśmy konspiracją. Konspirujemy przez stan ducha. Tenże stan ducha kierujemy całkowicie na podpowiadanie, wywoływanie i sekundowanie zamachowi, zamachowi siłowemu – ten zamach będzie skierowany przeciwko reżimowi, który gnębi Francję.” Ćwierć wieku później pisze podobnie: „Action Francaise nie jest partią polityczną. Partie chcą wygrywać swoje interesy dla własnych korzyści. Naszym pragnieniem jest stopienie wszystkich interesów w jednym najwyższym interesie zreorganizowanego narodu. (podkr. – A.W.)

Ta nienawiść do parlamentaryzmu będącego w opinii konserwatysty ukoronowaniem partyjniactwa powoduje, iż odrzuca on nawet demokrację jako drogę do restauracji monarchii, preferując zamach dokonany przez wojskowych (armia francuska tradycyjne była zdominowana przez prawicę), bądź nawet przez uliczną kontrrewolucję.

Naturalnym skutkiem demokracji jest centralizacja, gdyż „Rząd liczby prowadzi do dezorganizacji państwa. Z konieczności niszczy wszystko, co go powstrzymuje, wszystko co odróżnia się od niego: religię, rodzinę, tradycję, klasy, wszelkiego rodzaju organizację. Każda demokracja izoluje i osłabia jednostkę, rozwija zaś państwo poza właściwą mu sferę działania.”

Totalna egalitaryzacja i unifikacja spełnia potrzeby tak polityków, jak i dążenia ludu. Lud kieruje się egoizmem i zawiścią; i właśnie demokracja daje mu narzędzie realizacji tych zwierzęcych i niskich instynktów, ponieważ masy mogą w imieniu prawa grabić bogatych i skracać wysokich.

To nie lud jednak decyduje w państwach demokratycznych; jego suwerenność jest czysto teoretyczna i nominalna. W rzeczywistości decydują politycy, czyli rządząca oligarchia. Gdyby oni nie chcieli centralizacji, to by jej nie było. Politycy wykorzystują socjalne roszczenia motłochu do powiększania własnej władzy. Ci demagodzy którzy krzyczą o wolności i równości, która musi być nie tylko formalną, ale i materialną, w rzeczywistości chcą odebrać zarówno wolność i własność społeczeństwu, aby oddać ją administracji państwowej. Politycy zyskują dzięki temu osłabienie bogatych, mogących stać się zarzewiem buntu przeciwko socjalistycznemu państwu, a równocześnie, i jest to chyba ważniejsze; zyskują głosy wyborcze. Demokraci prowadzą redystrybucję majątków, aby stworzyć w miarę liczną klasę społeczną żyjącą na koszt państwa, a więc od państwa zależną. Jest to liczna grupa ludzi dostająca pieniądze właśnie za to, że nic nie robi, poza, oczywiście, jedną jedyną rzeczą: raz na cztery lata idą na wybory, a ponieważ demokracja jest rządem liczby, cyfrokracją, zapewniają demagogom utrzymanie władzy, a sobie minimum socjalne na koszt ciężko pracujących podatników.

Maurras uważa, że byłby w wielkim błędzie ten, kto myślałby, że taka demokracja rzeczywiście zbudowała mniejszą czy większą równość majątkową. Redystrybucja dóbr polega bowiem na łupieniu starych, szlacheckich elit podejrzanych o brak lojalności wobec demokratycznego reżimu. Równocześnie bowiem powstają nowe fortuny, nowa arystokracja, bogacąca się i żyjąca na koszt państwa. Na Rewolucji majątku dorobiła się burżuazja, ale historia jest historią walki elit (motyw Paretowski) . Po oportunistach i radykałach do władzy i pieniędzy z nią związanych idzie już nowa elita, sama przedstawiająca się jako robotnicza i ludowa, a w rzeczywistości żądna władzy tak samo jak poprzednia. O ile nawet burżuazja byłaby skłonna zbudować nowy ład i harmonię, aby zabezpieczyć swe majątki przed rewolucją bolszewicką, o tyle ta prąca do władzy elita robi wszystko aby wzmóc konflikt społeczny, ponieważ nie chce się dzielić władzą, chce mieć monopol władzy .

Lud jest tylko narzędziem walki, narzędziem pozbawionym politycznej świadomości, wykorzystywanym jako szeregowiec w konfliktach pomiędzy elitami walczącymi o władzę; a walka ta trwa w demokracji permanentnie. Każda arystokracja, bez względu na swe pochodzenie stara się zabezpieczyć posiadaną władzę. Za starej monarchii gwarantem ładu był król. Dziś, gdy tego gwaranta zabrakło, rządząca oligarchia musi wziąć się za wychowywanie ludu – wyborców. Lud bowiem jedynie może ją , w myśl zasady demokratycznej, obalić. Celem władzy musi się więc stać maksymalne uzależnienie społeczeństwa od rządzących.

Celowi temu służy min. laicka i republikańska szkoła, która już w nazwie pokazuje, że nie jest, jak byśmy to dziś powiedzieli, neutralna światopoglądowo. Dla konserwatysty państwowa szkoła jest jednym z elementów totalizacji państwa; indoktrynacji obywateli od ich dzieciństwa i wychowywania ich na janczarów reżimu.

Współczesne państwo jest odwrotnością przedrewolucyjnej Francji: „Mamy obecnie rząd republikański i administrację monarchiczną; dobro publiczne domaga się by ten paradoksalny porządek został obalony.” Współczesna republika nie ma, wedle Maurrasa, głowy, czyli suwerena; zamiast niego trwa permanentna walka elit o władzę. Sprawy państwowe nie są załatwiane, skoro walka o stołki nie pozwala poświęcić im zbyt wiele czasu. Równocześnie na dole, czyli tam gdzie winna panować wolność, samorządność i odrębność, panuje biurokratyzm. Przed centralizacją nie chronią człowieka żadne tony papieru zapisane jego rzekomymi prawami. Całe to szumne gderanie republikanów o prawach obywatelskich i przyrodzonych nie ma najmniejszego przełożenia na praktykę – „Wolność jest prawem w republice, ale jest ona tutaj tylko prawem; w narodowym królestwie, wolności będą faktyczne, naprawdę realne i namacalne (…) Królestwo i wolność umarły razem”

Republika od dziecka wychowuje swoich obywateli, czyli nominalnego suwerena na janczarów ustroju, dzięki podporządkowaniu państwu szkoły, ekonomii, spraw socjalnych i propagandy. Republika wedle konserwatysty to „Cezar anonimowy i bezosobowy, wszechwładny, ale nieodpowiedzialny i nieświadomy, niszczący Francuzów od kołyski.” W demokracji następuje więc deifikacja państwa, panuje fetyszyzm budżetu, totalizacja gospodarki – jednym słowem, w republice „Państwo jest bogiem”

Środkiem podporządkowania społeczeństwa jest także etatyzm i interwencjonizm państwowy; ten pierwszy służy uzależnieniu pracobiorców wprost od państwa; ten drugi nakłada wędzidła tak robotnikom jak i pracodawcom. Wszystkie te środki, połączone z walcem propagandy reżimowej w mass – mediach ma na celu kreację prawdy, nowej prawdy; nie jest ona obiektywną, jest prawdą, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, medialną, rzeczywistością wirtualną. Tymniemniej dla ludzi nie ma to różnicy, bowiem nie rozróżniają politycznej prawdy od fałszu.

Czym jest bowiem prawda? „Prawda (nie mówię szczerość…), prawda może być jeszcze czymś innym niż nadzwyczajną rozkoszą umysłu – to jest cecha suwerena, siła wszechmocna.” Rzeczą normalną w polityce jest, że są „rzeczy, które trzeba zarezerwować dla mędrców i są też inne, które są strawą dla ludu.” Lud potrzebuje prawdy w niemniejszym stopniu niż chleba i władza musi mu ją dać. Tę właśnie potrzebę wykorzystuje rządząca oligarchia, która wedle konserwatysty kłamie zawsze i wszędzie. Lud zdaje sobie sprawę, że jest okłamywany, ale łapie się podanej mu prawdy, bo lepsza taka niż żadna; człowiek musi po prostu w coś wierzyć i mieć autorytety; z resztą, jak pisze Maurras „błąd lub kłamstwo, które nie zostaje ukarane nabywa po troszę autorytetu prawdy.” Jest to motyw ewidentnie Hobbesowski – w Lewiatanie suweren ustala przecież religię poddanych…

W ten sposób ideowy przywódca francuskiej prawicy zamyka koło systemu: władza kreuje rzeczywistość, oszukuje nominalnego suwerena, kadząc mu przy okazji ile tylko można. Złotouści politycy, chodzący w aurze ojców narodu robią z Francuzów niewolników, traktując ich jak ciemną i bezwolną maszynkę do głosowania; ci zaś są dumni, że są wolni i równi, że poprzez demokrację mogą wykrzyczeć swoje najniższe instynkty.

Demokratyczny spektakl trwa…

Dyktator i król

„Monarchia nie jest partią i nie rodzi się w sporach wyborczych. Monarchia to jedyna droga ocalenia Francji, jedyny sposób przeciwstawienia się etatyzmowi i socjalistycznej anarchii.” Tak pisał w ogłoszonym w 1933 roku manifeście diuk Jean de Guise, popierany przez Action Francaise orleanistyczny pretendent do tronu Francji .

Tak, rząd autorytarny jest prostą konsekwencją celu, jaki wyznaczyli sobie działacze Action Francaise i kierujący nimi Charles Maurras. Tylko rząd autorytarny może stać się hobbesowskim suwerenem, czyli stanąć ponad grupami, zdepolityzować społeczeństwo i zakończyć konflikt społeczny w jaki zapędziła Francję republika. Lud nie może, w myśl wyżej wyartykułowanej koncepcji, wybierać władzy, gdyż każdy wybór narzuca rządowi przyporządkowanie się celom wyborców, a więc interesom grupowym. Prezydent aby być neutralnym w konfliktach społecznych musiałby nic nie obiecywać w kampanii wyborczej, nikomu nie mógłby powiedzieć, że coś mu da: zasiłek, koncesję itd. Jakie miałby więc szanse z kandydatem, który obiecuje każdemu wyborcy to, czego on odeń oczekuje? Żadne. Władza nie mogąc pochodzić od ludu, nie może więc być wybieralna. Jej legitymizacją może więc być albo siła, albo tradycja. Mamy więc do wyboru albo dyktaturę, albo monarchię. Maurras początkowo skłaniał się do tej pierwszej, dopiero zastanowiwszy się nad jej wadami, został rojalistą. Jego monarchia zresztą bardzo różni się od tej której bronili Bossuet, Bonald czy de Maistre. Nie przedstawia nam XX-wieczny konserwatysta wizji dobrego króla, który nie skrzywdziłby nawet muchy; wręcz przeciwnie – jest to rząd twardej ręki, umiejący zapewnić posłuch swoim moralnym autorytetem, ale nie wahający się użyć siły w sytuacji krytycznej: „Król Francji to zarazem niezbędny dyktator i prawowity monarcha (…) rządy króla Francji będą musiały być srogie i mściwe w pierwszym okresie jego władzy, tak, aby potem mogły służyć poprawie życia całego społeczeństwa.” Maurrasowski król to raczej dyktator Donoso – Cortesa, tyle, że w koronie i z berłem; to inkarnacja Hobbesowskiego suwerena.

Rene Remond w książce Prawice we Francji pisze słusznie, że „ich rojalizm nie jest wiarą: Maurras, Bainville stali się monarchistami w wyniku myślenia krytycznego, uznając monarchię za formułę polityczną najbardziej satysfakcjonującą, jako formę rządu rekomendowaną przez doświadczenie historyczne. Ich monarchizm jest formą demonstracji, jest konsekwencją praw rządzących społeczeństwem. Brak tu namiętności geometrycznych i mistycznych (te pierwsze były charakterystyczne dla Bonalda, te drugie dla de Maistre’a – A.W.) To nacjonalizm zaprowadził ich do monarchii – poczuli się monarchistami, gdy inni byli rojalistami z potrzeby. Przejście od nacjonalizmu do monarchii drogą refleksji logicznej i praktycznego empiryzmu powoduje, że ludzie z Action Francaise zostaną zawsze w głębi ducha bardziej nacjonalistami niż monarchistami, i bardziej monarchistami niż rojalistami.” Podobnie źródła Maurrasowskiego rojalizmu ocenia Jean Touchard: „doktryna Maurrasa jest bardziej antydemokratyczna i antyparlamentarna niż monarchistyczna.”

Dlaczego więc monarchia a nie dyktatura? Tu także powodem jest utylitaryzm; monarchia zapewnia ciągłość władzy. Dyktatura zapewnia zaprowadzenia ładu, ale brak jasnych kryteriów dziedziczenia władzy powoduje, że upada wraz ze śmiercią dyktatora; a więc świat wraca do pierwotnego chaosu, Hobbesowskiego stanu natury. W monarchii natomiast władza jest automatycznie przekazywana następcy, i co nie mniej ważne, nie jest wybierana – w dyktaturze następcę wybiera jakieś grono najbliższych współpracowników zmarłego wodza, ale każdy elektor kieruje się interesem własnym a nie publicznym, łącznie z samym następcą, który do momentu obioru również hołduje egoistycznym interesom. Dopiero samo sprawowanie władzy zmienia ten pogląd, ponieważ dla suwerena interes własny zawsze jest zarazem interesem państwa, skoro jest on jego panem. Dyktator wybierany byłby ponadto skrępowany naciskami i roszczeniami tych, którzy wynieśli go do władzy.

Wynika z tego, że Maurrasowska monarchia jest właściwie dziedziczną dyktaturą. Osoba władcy ma znaczenie drugorzędne – ważne aby był on konserwatystą, a przede wszystkim nacjonalistą.

Dla Maurrasa tylko taka rewolucja narodowa ma sens, która zapewni nie przejęcie władzy na lat dwadzieścia czy trzydzieści – co zapewnia dyktatura, ale wybudowanie trwałego, obliczonego na stulecia porządku, dlatego też pisze, że „każda dyktatura ma sens jeśli prowadzi do monarchii dziedzicznej.”

O ile krytyka instytucji republikańskich jest u Maurrasa opisana bardzo dokładnie, o tyle przyszła monarchia – dyktatura zarysowana została dosyć pobieżnie – zapewne Maurras bał się zarzutów o tak niemiły konserwatystom polityczny konstruktywizm.

W Maurrasowskim państwie suweren będzie przede wszystkim stał ponad grupami społecznymi, a więc państwo nie będzie wydane na pastwę społecznych i ekonomicznych konfliktów rozgrywających się na arenie politycznej; w konserwatywnej monarchii takiej areny po prostu nie będzie: parlament zostanie zastąpiony przez doradcze ciało złożone z dwóch „izb”: arystokratycznej, w której zasiadać będzie nowa narodowa elita władzy; oraz niższej, korporacyjnej, gdzie zasiadać będą przedstawiciele wszystkich korporacji zawodowych. Ciało to będzie jednak miało charakter wyłącznie doradczy – wszelkie uprawnienia realne naruszałyby bowiem zasadę niepodzielności władzy suwerena i groziłyby wszczęciem na nowo konfliktu między grupami społecznymi, a grupy plutokratyczne odzyskałyby wpływ na władzę. W ten sposób demokracja zamieniłaby się w demofilię, czyli rządy ludu zostałyby zmienione w rządy dla ludu. Wraz z likwidacją parlamentu zniesione zostałyby zlikwidowane wszystkie partie polityczne.

Likwidacja demokracji i partii politycznych, oraz ograniczenie wolnego rynku na korzyść gospodarki korporacjonistycznej stwarza wedle konserwatysty przełamanie oświeceniowego indywidualizmu i nowe spojrzenie na człowieka, który zostałby pojęty nie jako jednostka, ale jako członek wspólnoty, istota społeczna: członek rodziny, korporacji, parafii, gminy, prowincji. To poprzez te ciała miałby partycypować w życiu społecznym. Aby ciała te mogły się swobodnie rozwijać, należy dokonać radykalnej deetatyzacji państwa, maksymalnej prywatyzacji, ograniczenia wpływu i wielkości administracji. Francja powinna przekształcić się w federację mini – republik (korporacji, gmin, prowincji) pod egidą króla, który będzie stał na straży ładu. Suweren będzie stał ponad podziałami, a więc nie będzie uzależniony od parlamentarnych gier ani zmuszony do wyborczej demagogii; jedynym jego celem będzie czynienie sprawiedliwości i depolityzacja społeczeństwa, czyli monopolizacja całej sfery decyzyjno – politycznej. Maurras definiuje przyszłą monarchię jako „tradycyjną, dziedziczną, antyparlamentarną i zdecentralizowaną”

Koncepcje Maurrasa są dla nas o tyle ciekawe, że pomimo śmierci ich autora pół wieku temu i ogłoszeniu go czołowym kolaborantem z Niemcami (zresztą zupełnie niesłusznie), po dziś dzień działa we Francji Action Française, wydaje tygodnik o tej samej nazwie i jest aktywnym sojusznikiem politycznym Frontu Narodowego Le Pena, chociaż ten ostatni, co trzeba podkreślić, nie wykazuje w swym programie bezpośrednich nawiązań do autora Ankiety o monarchii.

 

Adam Wielomski

Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *