banner ad

Wawrzonek: Makiawelizm w myśli politycznej Maurycego Mochnackiego

| 20 listopada 2020 | 0 Komentarzy

Recepcja poglądów Machiavellego (1469-1527), w szczególnym przypadku w Polsce, opiera się na błędnym rozumieniu jego przesłania, jakoby sugerował on niemoralne postępowanie, jako odpowiednie dla władcy. Innym wariantem błędnego odbioru przesłania autora „Księcia” jest przypisywanie mu sugerowania zasadności niemoralnego postępowania, o ile postępowanie to jest skuteczne. W gruncie rzeczy, Niccolo Machiavelli zauważył, że zarówno polityka jak i etyka są wobec siebie autonomiczne i tylko mogą (a nie muszą) się w sobie zawierać lub mieć punkty wspólne. To błędne zrozumienie Machiavellego i uproszczenie jego myśli do schematu: skuteczny politycznie (niemoralny) > nieskuteczny politycznie (moralny), a także oburzenie jakie wywołała fascynacja Machiavellego Cezarem Borgia z góry przekreśliła jakiekolwiek szanse przyjęcia się myśli włoskiego dyplomaty w naszym kraju, uniemożliwiając wręcz nawet dyskusję nad jego myślą. Pierwszy przekład na język polski „Księcia” musiał czekać 4 wieki, aby mógł w końcu ujrzeć światło dzienne. Mając na względzie uproszczony, a wręcz sprymitywizowany schemat, w którego wtłacza się Machiavellego, podejmę się próby analizy owej percepcji poglądów Machiavellego na tle myśli politycznej Maurycego Mochnackiego.

Sądzę, że zero-jedynkowe, to znaczy jednoznacznie przypisujące wartość lub żadnej wartości podejście do wydarzeń politycznych w naszym kraju i osób z tymi wydarzeniami związanych, odbijało się echem w sporej części naszych dziejów i niejednokrotnie sprawiło, że Polacy na tym tracili. Takie „czarno-białe” traktowanie osób, wydarzeń, czy jakichś inicjatyw (np. powstań narodowych) jest mocno zsubiektywizowane i naraża na popełnienie błędu myślowego prowadzące do nieuczciwego zadania krzywdy adwersarzowi. Co ciekawe, ta subiektywizacja odbywa się w oparciu o punkty odniesienia te z kategorii obiektywnych, ponieważ, jak pokazuje przykład Machiavellego, polscy krytycy tego myśliciela odwoływali się przecież do najbardziej obiektywnego z możliwych, tj. do Boga.

Zarzuty wobec Machiavellego jasno stały na fundamencie moralności dyktowanej nauczaniem Kościoła. Zatem pomimo odwołania się krytyków Machiavellego do moralności, wywodzonej z obiektywnych źródeł, to w gruncie rzeczy te zarzuty były mocno subiektywne. Nie podjęto wówczas jakiegokolwiek dialogu z myślą Machiavellego, nie pozwalając mu się „obronić”.

Prawidłowo sformułowany schemat myślowy, który za swój cel stawia sobie obiektywną ocenę, opartą o obiektywne przesłanki wygląda następująco:

– moralność, a raczej system norm moralnych, etycznych, funkcjonujący w danym społeczeństwie, w konkretnych warunkach, w tym wypadku bez wątpienia warunkach opartych o wartości chrześcijańskie, jest efektem przyjmowania nauczania Kościoła. Kościół zaś został założony przez Boga, którym jest Jezus Chrystus. Wobec tego nie ma bardziej obiektywnego punktu odniesienia niż Bóg, a przynajmniej na gruncie chrześcijańskim. Zatem w tym wypadku, system moralny, pochodzący w pośredni sposób (bo poprzez nauczanie Kościoła) od Boga, musi być obiektywny. Tym systemem moralnym można posłużyć się nie tyle do sądu nad konkretnym człowiekiem, inicjatywą lub wydarzeniem, co bardziej na odpowiedzeniu sobie na pytanie – „czy JA powinienem w taki sposób postąpić, tak jak ten człowiek, lub wziąć udział w tym wydarzeniu/inicjatywie itd.”. Sam sąd nad człowiekiem zostawić raczej warto Bogu, lub jak ktoś woli – historii. Tym sposobem przeprowadzone rozumowanie jest spójne i logiczne.

Problem pojawia się jednak w momencie, gdy niejako odwrócimy ten schemat i oceniając na podstawie norm moralnych jakieś zachowanie czy wydarzenie, mocno subiektywnie, bo w oparciu o źle zinterpretowane (lub błędne) przesłanki, ugruntujemy swój osąd legitymizując go pochodzeniem (pośrednim) od Boga, a więc maksymalnie obiektywnego źródła. Tym sposobem, odwołując się do obiektywizmu, rzecz jasna pozornego, rozpatrujemy dany przypadek wg kryteriów mocno subiektywnych i na fundamencie mocno subiektywnym. Nas samych i otoczenie umacnia w przekonaniu legitymizacja obiektywnego źródła. Jest to zabieg czasami świadomy, czasami nieświadomy, wprowadzający chaos w rozumowanie i odbieranie osądu sytuacji danego podmiotu przez otoczenie, niejednokrotnie krzywdzący adwersarzy krytykanta, chociażby dlatego, że przypisuje się im cechy (negatywne), których nie posiadają. Sądzę, iż w jakimś stopniu postąpiono w ten sposób z Machiavellim, określając go mianem propagatora niemoralności i nieetycznych zachowań w polityce. W podobnym tonie czasami wykorzystuje się historię. Jako przykład niech posłuży kraj, ze strony którego kiedyś w przeszłości doznaliśmy krzywdy i traktujemy go ciągle przez pryzmat tej wyrządzonej krzywdy, nie zważając na to, że kraj ten znacząco się zmienił i nie ma już podstaw do obaw o podobną krzywdę z jego strony. W tym wypadku również stosuje się obiektywny punkt odniesienia, jakim jest historia, a przecież historia się nie myli i skoro raz dopuszczono się zbrodni, to analogicznie wydarzy się to samo w przyszłości. Takie rozumowanie jest ślepą uliczką.

Ciekawym przykładem kategoryzacji wg ram „makiawelizmu” jest postać Maurycego Mochnackiego (1803-1834). Termin ten biorę w cudzysłów, ponieważ jest tutaj użyty w innym znaczeniu niż powinien. Podobnie jak niegdyś stworzono definicję makiawelizmu w oparciu o błędne przesłanki, która służyła (i służy) jako oręż w walce przeciwko samemu Machiavellemu, w taki sam sposób użyto tego terminu (błędnie zdefiniowanego) wobec Mochnackiego. Wrogi tej postaci ośrodek emigracyjny „Nowa Polska” stosował wobec niego ten epitet (makiaweliczny), aby napiętnować jego stanowisko polityczne, domniemany brak zasad i zalecanie niemoralnych środków w polityce. Zarzuty wobec Maurycego Mochnackiego artykułowano w tonie „wzajemnych oszukiwań”, „politycznych rozbojów”, „filozoficznych hienizmów” (cokolwiek te epitety miały oznaczać) czy wreszcie „zaprzeczenie wpływu Boga na życie ludzkości”, jako rzekomo zalecane przez Mochnackiego.

W zgoła odmiennym tonie wyrażał się na jego temat Stanisław Brzozowski, zaliczając go wraz z Machiavellim do pisarzy, którzy posiadają trwałe wychowawcze znaczenie, niezależnie od treści swych dzieł.

Według prof. Bronisława Łagowskiego, porównanie obu tych pisarzy zawiera niewątpliwe coś trafnego, ponieważ zachodzi istotne podobieństwo pomiędzy umysłowością ich obojga. Oboje są entuzjastami tego samego rodzaju pisarstwa politycznego, które łączy myśl doskonale dyskursywną ze świetną literacką formą. Elementem łączącym tych pisarzy jest zdolność widzenia istoty zjawisk politycznych poprzez przysłaniające je konwencjonalne wyobrażenia złożone ze stereotypów i pobożnych życzeń. Obu pisarzy łączy swoista niezależność w stosunku do wyobrażeń konwencjonalnych i poszukiwanie logiki w rzeczywistości, odrzuciwszy jednocześnie osądzanie jej w imię rozumności umownej i przenikniętej intencjami perswazyjnymi.

Na gruncie filozoficznym, element wspólny u Mochnackiego i Machiavellego to pogląd, że dziedzina rzeczywistości i dziedzina powinności etycznych mają różną logikę i rządzą się różnymi prawami. Nie oznacza to wszak, że autonomia polityki wyłącza działalność polityczną z zakresu norm moralnych, ponieważ normy moralne odnoszą się do wszystkich ludzkich działań. Immoralizm polega wyłącznie na nierozróżnianiu bądź mieszaniu politycznych celów i środków. Zarówno Machiavelli jak i Mochnacki doskonale rozróżniali polityczne cele od środków.

Rozważając nad polityką, jako dziedziną środków, a zatem ujmując ją w wymiarze rzeczywistości, a nie powinności czy intencji, należy stwierdzić, iż podlega ona, jak wszelka rzeczywistość prawu przyczynowości, z czego wynika, że zdolność wywoływania skutków posiada wyłącznie siła.

Wszystko to, co jest w stanie przekształcić się w siłę, także posiada zdolność wywoływania skutków. Zatem żadna racja – moralna czy jakakolwiek inna – nie jest w stanie przezwyciężyć przyczynowości, ani nawet wejść z nią w kontakt, bowiem są to kategorie z zupełnie różnych sfer.

Mochnacki pisze – „Nie wchodzę w charakter, w naturę siły, utrzymuję jednak, że cokolwiek jest siłą, albo nią stać się może, jest dobre w powstaniu”. Co zaś tyczy się pojęcia „słusznych poglądów”, to stwierdza Mochnacki, że „lepiej milczeć w rewolucji, jak wytykać zdrożności, a nie mieć władzy potrzebnej do ich ukrócenia”.

Mochnacki, podobnie jak Machiavelli, nie jest czcicielem siły dla niej samej, z czego możemy zdać sobie sprawę porównując go do postawy prezentowanej przez Adama Gurowskiego (1805-1866). Pozornie, mówił on to samo, co Mochnacki, tzn., że stosunki polityczne są równoważne ze stosunkami siły. W przeciwieństwie do Mochnackiego nie poprzestaje on na stwierdzeniu faktu, ponieważ doszukuje się w nim normy – co skutkuje zamazaniem granicy pomiędzy rzeczywistością, a powinnością czy też pomiędzy polityką, a etyką.

Siła nie jest przez Gurowskiego traktowana jako fakt, lecz jako wartość. Ten punkt widzenia jest dla Gurowskiego drogą do apostazji narodowej i niewiary w przyszłość Polski, bowiem stwierdza, iż skoro Polska okazała słabość, a więc brak siły, tak charakterystycznie akcentowanej przez Adama Gurowskiego, to oznacza, że nie prezentuje żadnych wartości.

Adam Gurowski darzy szacunkiem siłę, jako wartość. Jego stosunek do siły zaobserwować można w sensie który nadaje on takim kategoriom, jak jednostkowość i ogólność oraz przeszłość i przyszłość. Pojęcia te, w jego myśleniu, znaczą stosunek słabości i siły, przy czym siła wyrażająca się w ogólności przyszłości, reprezentuje zawsze jakąś wyższość w sensie aksjologicznym. Jego swoboda myślenia ograniczona jest kultem siły, skłaniając go do wytypowania na przyszłych zwycięzców, zwycięzców aktualnych, każąc myśleć, że będą oni coraz silniejsi, natomiast słabi – coraz słabsi. Mocno koncentruje się na fenomenie siły, nadając jej również osobliwy charakter z punktu widzenia historiozoficznego. Siła jest zwiastunem powodzenia; brak siły ma jednoznacznie nieść ze sobą klęskę.

Fenomen siły odznacza się w jego myśleniu specyficzną skłonnością do absorbowania wartości, kiedy jeszcze w ogóle one funkcjonują. Jeśli między sferą siły, a sferą wartości nie ustanowić żadnej bariery, to rzeczy wartościowych będzie coraz mniej, a siła stawać będzie się rzeczą coraz bardziej wartościową.

Z powyższego wynika, że Gurowski nie był makiawelistą, ponieważ identyfikował stosunki sił z hierarchią wartości. To zupełnie coś innego niż miał do powiedzenia Machiavelli, a za nim nasz rodak, Mochnacki.

Według rozumienia Brzozowskiego, być uczniem Mochnackiego oznacza przeniknąć otoczkę moralistyczną, ideologiczną, religijną czy magiczną w jaką zwykle spowite są praktyki polityczne.

Profesor Łagowski zauważa, że „im niższa kultura polityczna, tym więcej pozainstrumentalnych treści przydaje się środkom działania politycznego, tym bogacej wyposaża się je w sens ideologiczny, religijny, czy moralistyczny”. Można zaobserwować to zjawisko również dzisiaj, gdy współczesna polityka, szczególnie w okresie przedwyborczym polega w umizgach wobec wyborców, graniu na emocjach, czy wręcz instynktach. Objawia się to w polaryzowaniu sceny politycznej, niestety nie będącej areną ścierania się poglądów różnych obozów politycznych, czy przeprowadzaniu intelektualnych batalii w parlamencie. Parlament często służy jako scena wzajemnych oszczerstw, inwektyw, pretensji. Takiego poziomu debata polityczna (o ile zasadnym jest jeszcze nazwanie tego zjawiska debatą) wymaga uzasadnienia ideologicznego, ponieważ na tym gruncie najprościej walczy się z przeciwnikiem. Ponadto walka ta jest najbardziej efektywna dla przyglądającego się jej wyborcy. Tematy merytoryczne, istotne, jeśli w ogóle są podejmowane, spychane są na drugi plan.

Stosunek polskiej klasy politycznej podczas powstania listopadowego Mochnacki ukazuje, jako zmitologizowanie sfery środków politycznego działania, którego podstawą nie była ani religia, ani ideologia, a poszukiwanie potwierdzenia czy też wynalezienia wartości swej osoby w sferze działania politycznego. Nie odbywało się to ani programowo, ani do końca świadomie, toteż nie dostrzegano szkodliwego poddawania polityki skrajnej relatywizacji. Doprowadzało to do podporządkowania instytucji politycznych irracjonalnym potrzebom psychicznym. W takich warunkach środki, którymi jednostki posługują się w celu potwierdzenia swej wartości osobowej, ulegają w ich oczach absolutyzacji.

Powoduje to, że w przypadku oceny tych środków z innego punktu widzenia, to jednostka czuje się zagrożona w swym poczuciu wartości, co jawi się jej również jako zagrożenie dla rzekomo (bo w przekonaniu jednostki) bezwzględnej wartości środka. Jednostka taka nie jest w stanie przyjąć krytyki stronnictwa do którego przynależy, bez uszczerbku na poczuciu własnej wartości.

W efekcie, zmiana stronnictwa politycznego jawi się takim osobom jako zdrada ideałów i brak zasad, ponieważ te jednostki ściśle wiążą poczucie własnej wartości z takim, czy innym stronnictwem.

Mochnacki kilkakrotnie zmieniał przynależność do stronnictwa politycznego, co w optyce opisywanych wyżej ludzi jest, w skrócie mówiąc, niemoralne, ponieważ jego działanie nie mieści się w ich horyzoncie myślowym. Tymczasem w myśli Maurycego Mochnackiego ideowe sprzeczności pomiędzy partiami nie mają istotnego znaczenia. Stwierdza on, że „w insurekcji jedna partia powinna inne w niwecz obrócić, to jest wcielić w siebie”, czym daje wyraz przekonania, że istnienie podziałów partyjnych jest złe.

Partią, która powinna inne wcielić w siebie powinna być ta, która jest najsilniejsza, po to, aby powstanie przeciwko zewnętrznemu nieprzyjacielowi wzięło jeden kierunek. „Nam potrzeba Polski, nie frazesów, bytu, nie retoryki” – stwierdza Mochnacki.

Maurycy Mochnacki poddał krytyce partię liberalnych konstytucjonalistów (partię kaliską), ponieważ koncepcja ustrojowa, która była środkiem politycznego działania, stawiana była przez nich na równi (a w pewnych okolicznościach nawet wyżej) z celem polityki narodowej. Konstytucjonalistów Mochnacki przeciwstawiał rewolucjonistom, ponieważ w jego mniemaniu ci drudzy potrafili odgadywać i przenikać do istoty wszystkich, dla ogólnej korzyści narodu. O ile konstytucjonaliści gotowi byli umrzeć dla jednej, konkretnej politycznej wiary, o tyle rewolucjoniści gotowi umrzeć za to, aby żadna polityczna wiara nie stanęła na przeszkodzie do zbawienia ojczyzny. Mochnacki zaleca, w duchu makiawelizmu, bycie republikaninem, jeśli republikanizm pomoże, bycie monarchistą, jeśli monarchia pomoże, gdyż jak stwierdza „nie masz w niebie, na ziemi i pod ziemią żadnej mocy, żadnej dzielności, żadnego środka, którego by spróbować nie godziło się dla poniżenia carów”.

Inspiracja Machiavellim w myśli Maurycego Mochnackiego przejawia się także w jego koncepcji „mniejszego zła”. Zalecana przezeń dyktatura wojskowa nie stanowi ideału w jego oczach, aczkolwiek jest tym mniejszym złem, do którego należy się uciec, aby pokonać zewnętrzne niebezpieczeństwo. Podobnie kluby rewolucyjne są zagrożeniem dla insurekcji, ale należy je ożywiać w sytuacji, gdy zawodzą naczelne władze powstania, podobnie, jak „pewne choroby i jady tylko truciznami leczą”.

Maurycy Mochnacki wyraża się z aprobatą wobec pomysłu zamordowania cara wraz z rodziną, pomimo, że dla dużej części opinii publicznej byłby to czyn zbrodniczy. Mochnacki widzi ten czyn jako akt o charakterze socjotechnicznym. Nie pochwalałby morderstw cara jako aktu zemsty i odwetu. W jego opinii śmierć cara miałaby przynieść korzyść dla Polaków, stawiając ich na zupełnie innej pozycji niż w przypadku negocjacji, które w mniemaniu Mochnackiego byłyby skazane na niekorzystny dla Polaków skutek.

Powszechne wówczas tendencje rojalistyczne są zgoła różne od praktycznego makiawelizmu Mochnackiego. Mochnacki widząc w ministrze Druckim-Lubeckim potężnego przywódcę orientacji kontrrewolucyjnej postanawia go zgładzić. Mochnacki rozważał wykorzystanie pozycji społecznej i ekonomicznej Żydów rosyjskich. Chciał zjednać ich Polsce i wykorzystać ich do dezorganizacji systemu walutowego caratu.

Śmiały pomysł wykorzystania osoby księcia Konstantego, jako pretendenta do tronu carskiego, poza możliwymi korzyściami dla Polaków, w postaci destabilizacji Rosji, mógł być również brzemienny w skutkach, co niewątpliwie Mochnacki także brał pod uwagę. Cechowała go jednak radykalna postawa wobec powstania, toteż nie wahał się przed podjęciem największego ryzyka, co wyraził w krótkim stwierdzeniu, iż: „Polska powinna była zostać albo całą i potężną, albo przepaść do reszty”.

W dzisiejszych czasach makiawelizm wydaje się mieć charakter wyłącznie pejoratywny. Jednak z powyższej analizy wynika, iż postrzeganie myśli Maurycego Mochnackiego, podobnie jak i jego mistrza jest mocno zniekształcone. Żaden z nich bowiem nie był apologetą czynów niemoralnych. Obojgu chodziło natomiast o wskazanie na autonomię dwóch niezależnych od siebie dziedzin: moralności i polityki. Prawidłowo pojmowanego makiawelizmu nie sposób również łączyć z tzw. kultem siły. Siła bowiem nie jest dla Mochnackiego wartością samą w sobie, ale elementem zdolnym do wywoływania skutków, zaś sednem makiawelizmu jest umiejętność rozróżniania politycznych środków od politycznych celów.

 

Mateusz Wawrzonek

 

Bibliografia:

Łagowski Bronisław – „Filozofia polityczna Maurycego Mochnackiego”, Kraków, 1981;

Machiavelli Niccolo – „Książę”, Kęty, 2005;

Mochnacki Maurycy – „Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831”, Warszawa, 1984.

Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *