Van der Ploeg OP: Kościół w Holandii
„Jest to jeden z najlepszych artykułów jakie czytałem o historycznym tle kryzysu Kościoła w Europie (który poprzedził kryzys Kościoła także w innych miejscach).” Bill Basile w „Latin Mass Magazine”, zima 1998.
Profesor J. P. M. van der Ploeg jest doktorem i wykładowcą teologii, doktorem nauk biblijnych i wykładowcą Starego Testamentu na Katolickim Uniwersytecie w Nijmegen w Holandii, jest członkiem Królewskiej Akademii Nauk Holandii i jednym z największych autorytetów wśród znawców zwojów znad Morza Martwego. Ten wykład został wygłoszony podczas zjazdu Una Voce w 1996 roku w Dusseldorf.
Rozkwit i upadek Kościoła w Holandii.
Przed Soborem Watykańskim II Kościół w Holandii rozkwitał. Uznałbym wtedy za szaleńca każdego, kto przepowiadałby dzisiejszy upadek. „Coś takiego może się stać w innych krajach” powiedzielibyśmy wtedy, „ale nie w naszym kraju!”. Obecna sytuacja ma swoje korzenie w wojnie, która zaczęła się dla nas inwazją wojsk Hitlera w maju 1940 roku. Skutkiem okupacji było przerwanie dotychczasowej komunikacji z Kurią Rzymską. Siedziba internuncjusza apostolskiego Msgr Paolo Giobbe nie znajdowała się już w kraju. Siły odśrodkowe obecne zawsze w Kościele stawały się silniejsze. W różnych miejscach doszło do zebrań, w których brało udział duchowieństwo. Mówiono tam o przyszłości Kościoła po wyzwoleniu. Podczas tych potajemnych spotkań nie zawsze przywiązywano dostatecznie dużo uwagi do głosu Rzymu. Miasteczko Sint Michiels Gestel był rodzajem obozu koncentracyjnego, gdzie przetrzymywani byli w roli zakładników prominentni Holendrzy o różnych poglądach religijnych, politycznych i socjalnych. Miało to na celu egzekucje w rewanżu za zabijanie członków władz okupacyjnych Holandii przez organizacje niepodległościowe. Uwięzieni dyskutowali między sobą o przyszłości holenderskiego społeczeństwa z religijnego, socjalnego i politycznego punktu widzenia. Biskupi holenderscy ( w tamtych czasach było ich tylko 5) próbowali zawsze ochraniać swoją trzodę przed niekatolickimi wpływami, z których najgroźniejszym wydawał się socjalizm. Protestantyzm nie posiadał tej samej siły przyciągania, którą dysponował socjalizm.
Społeczeństwo holenderskie opierało się politycznie na tak zwanych „filarach” (zuilen). Wśród nich 3 były najsilniejsze: katolicki, protestancki i socjalistyczny. Partia katolicka, korzystająca z poparcia hierarchów, prowadziła pełną sukcesów współpracę z dwoma ważnymi partiami protestanckimi na różnych płaszczyznach, szczególnie jeśli chodzi o wychowanie. W 1920 roku szkoły katolickie zostały postawione w jednych szeregu z instytucjami prowadzonymi przez państwo. W 1923 roku został otwarty nowy Uniwersytet Katolicki w Nijmegen, czemu towarzyszyły wielkie ceremonie. Wszędzie zakładano więcej katolickich szkół i innych tego typu instytucji; na każdym obszarze kraj doświadczał rozwoju inicjatyw katolickich i socjalnych. Jednocześnie biskupi powstrzymywali członków swej owczarni przed staniem się socjalistami i współpracą z socjalizmem. Ich ideałem było wciąż chrześcijańskie społeczeństwo, gdzie Kościół i państwo współpracują w zgodzie ze społecznym nauczaniem Kościoła. W tej poważnej sprawie większość katolików podążała za swymi biskupami. Inaczej myśląca mniejszość spowodowała przełom w polityce Kościoła dotyczącej współpracy na polu socjalnym i politycznym.
Kilku uwięzionych przeżyło obóz koncentracyjny w Sint Michiels Gestel. Pierwszy gabinet po wojnie w Holandii składał się z socjalistów i katolików, wśród których byli wcześniejsi mieszkańcy obozu.
W 1950 roku Pius XII opublikował swoją encyklikę Humani Generis, w której potępiał znów jawnie występujący w Kościele modernizm. W Rzymie miano nadzieję, że list papieski odbije się głośnym echem w świecie katolickim, ale w Holandii nic takiego się nie stało. Uniwersytet Katolicki, a przynajmniej jego fakultet teologiczny, zignorował dokument.
W 1954 roku biskupi zwrócili się w długim liście pasterskim (nazwanym „Mandement”) do swoich wiernych. W liście tym podkreślili potrzebę współpracy katolików nie tylko w Kościele, ale także na polu socjalnym i politycznym. Wciąż ideałem było społeczeństwo chrześcijańskie gdzie Kościół i państwo współpracują. „Mandement” był martwym listem. Potężne KRO (Radio Katolickie) milczało. Zapytałem szefa radia o powód milczenia KRO. Odpowiedział mi pytaniem: „Czy chce pan to zrobić?” Byłem zdumiony, ale nie mogłem odmówić. Zorganizowałem cztery audycje radiowe dotyczące tego tematu, prowadzone przez trzech wykładowców z Nijmegen (ja byłem jednym z nich) i jednego świeckiego katolika. Niektóre rzeczy muszą być powiedziane nawet, jeśli nikt nie słucha.
Drugi Sobór Watykański
I wtedy nadszedł Drugi Sobór Watykański, gdzie „autonomia ziemskich wartości” była postrzegana jako jedna z najważniejszych nowych idei. Religia katolicka nie mogła już być religią państwową. Nowym ideałem było: „Wolność, ale żadnych przywilejów dla Kościoła katolickiego.”
„Nowy Katechizm”
W 1966 roku, w rok po zamknięciu soboru, ukazał się w Holandii Nowy Katechizm dla Dorosłych, pierwszy z serii heterodoksyjnych katechizmów publikowanych w różnych krajach.
Ten „katechizm” wyprodukowany został przez Wyższy Instytut Katechetyczny w Nijmegen (Hoger Katechetisch Instituut te Nijmegen). Była to instytucja jezuicka związana z ich fakultetem teologicznym w Maastricht na samym południu Holandii, gdzie nowocześni (modernistyczni) Jezuici nie chcieli mieszkać. Przenieśli swój instytut do Nijmegen do domu, który był spadkiem po ich dwóch księżach. „Twórcą” (przez swoje idee) i możliwe że głównym redaktorem „Nowego Katechizmu” był ojciec Peter Schoonenberg SJ, drugi wykładowca teologii dogmatycznej w Uniwersytecie w Nijmegen. Instytut Katechetyczny już nie istnieje i umarł śmiercią naturalną właściwą instytucjom nie przynoszącym dobrych owoców. Wydział teologiczny w Maastricht został, według kolejnego postanowienia, przeniesiony do Amsterdamu. Piękny dom w Maastricht został sprzedany, a kościół (używany także przez franciszkanów) zamknięty i zburzony.
Schoonenberg naświetlił swoje podstawy teologiczne w wykładzie inauguracyjnym wygłoszonym w Nijmegen w maju 1965 roku: „Bóg czy Człowiek, fałszywy dylemat”. „Kiedy Bóg pracuje w człowieku, twierdzi Schoonenberg z naciskiem, Jego praca jest także całkowicie pracą człowieka. U “immanentystów” brakuje rozróżnienia między współpracą pierwszej przyczyny, Boga, a drugiej przyczyny, człowieka. To, że Bóg daje nam nadprzyrodzoną łaskę może według Schoonenberga znaczyć tylko to, że „Bóg prowadzi nas do siebie jako kochających ludzi.” „Największą łaską unii hipostatycznej jest danie człowieczeństwa Chrystusa nam, innym ludziom. Z tego powodu nie ma żadnego nadnaturalnego działania Boga w człowieku, które nie byłoby również działaniem człowieka. (Z rozumowania Schoonenberga należy rozumieć, że są one identyczne). Logiczną konsekwencją jest to, że czego nie robi człowiek, tego też nie robi Bóg. Tą ideą przeniknięty jest cały „Nowy Katechizm”.
Gdy na przykład chrzczone jest dziecko, nieświadome tego, co się dzieje, nie jest możliwa z jego strony żadna akcja, która mogłaby być jednocześnie akcją Boga. Z tego wynika, że podczas chrztu dzieci nic się nie dzieje, a na pewno nic, co można nazwać ponadnaturalnym. Nie może być mowy ani o łasce uświęcającej lub wpływie chrztu, który odczuwa dziecko ani o jakimkolwiek innym darze ponadnaturalnym. Jedyną rzeczywistością jest to, że dziecko poprzez chrzest staje się członkiem Kościoła, „tak jakby włączyć cielątko do stada”.
Według Schoonenberga nie może być mowy o ponadnaturalnych znakach odciśniętych na duszy, ponieważ otrzymałaby to bez ludzkiego wpływu. Wnioskowanie, którego zwolennikiem jest również Schillebeeckx, prowadzi do tego, że kapłaństwo jest tylko funkcją, a nie czymś ontologicznie ponadnaturalnym. Z tego powodu święcenia kapłańskie nie są niezbędne, aby sprawować eucharystię (lub aby „przewodzić” jak mówią zawsze moderniści). Zgodnie z tą zasadą Nowy Katechizm nie może uznać, że sakramenty są instrumentami łaski w (klasycznym) katolickim rozumieniu tego słowa, że szafarz jest narzędziem działającym in persona Christi oraz, że otrzymujący rzeczywiście dostaje ponadnaturalną łaskę w (klasycznym) katolickim rozumieniu (a nie jak myśli Schoonenberg).
Ten fałszywy punkt wyjścia oznacza, że ten katechizm nie nadaje się do poprawienia – czego właściwie odmówili jego autorzy poproszeni o to przez Rzym.
Około 25 wiernych holenderskich katolików, księży i świeckich, skierowali list do Ojca Świętego, w którym podali nie mniej niż 7 podstawowych błędów doktrynalnych obecnych w Nowym Katechizmie i poprosili o jego interwencję. Powołano komisję złożoną z trzech rzymskich teologów. Spotkali się w Gazzada we Włoszech z trzema osobami odpowiedzialnymi za zawartość Nowego Katechizmu, a wśród nich z ojcem Schoonenbergiem, ale bez rezultatu. Wtedy Paweł VI powołał komisję kardynałów, która odkryła jeszcze poważniejsze błędy w tekście.
Kardynałowie zgodnie przedstawili pewną liczbę korekt i uzupełnień, co poskutkowało wydaniem w 1969 roku książki pod tytułem: „Dlaczego poprawki Nowego Katechizmu przepisane przez Rzym są nie do przyjęcia?”.
Kardynał Alfrink, który udzielił Nowemu Katechizmowi imprimatur (czyżby zanim go był przeczytał?) umówił się z Pawłem VI co do publikacji poprawek oddzielnie, a nie jako zawarte w samym tekście książki. Czy nie jest to tak samo, pytał, jakby katolikom pozwolić na używanie protestanckiego Katechizmu heidelbergskiego z kilkoma stronicami Katechizmu trydenckiego jako dodatkiem? „Nie!”, powiedział jeden z moich przyjaciół, konwertyta z protestantyzmu. „Katechizm heidelberski uznaje istnienie rzeczywistości ponadnaturalnej (zbawienie, łaska itd), czego holenderski Katechizm nie robi!” Paweł VI nie interweniował dalej. Jego postanowienie okazało się zgubne dla Holandii, z której zniknęły wszystkie wcześniejsze katechizmy. Prawdziwa nauka wiary katolickiej nie była już wykładana w szkołach, pomimo iż wiele z nich nazywało siebie wciąż „katolickimi”. Tylko bardzo znikoma liczba dzieci w niektórych szkołach „katolickich” otrzymywała katolickie wychowanie lub chociaż jakąkolwiek wiedzę o wierze . Nie uczono ich nawet Ojcze Nasz czy Zdrowaś Mario.
„Sobór” w Noordwijkerhout
W 1968 roku, niedługo po publikacji wyżej wspomnianego katechizmu, odbył się w byłym seminarium tak zwany „Sobór pastoralny” Kościoła w Holandii. Ten „sobór” został zorganizowany przez ojca Waltera Goddijna OFM. Biskupi brali w nim udział jedynie jako członkowie Ludu Bożego. Aby sprawić wrażenie bezstronności, ojciec Goddijn zaprosił także kilku konserwatywnych księży i świeckich.
Konserwatyści nie zostali zaproszeni na sesję końcową, a papieski internuncjusz abp A. Felici odmówił uczestnictwa w niej ponieważ w planie obrad było odrzucenie celibatu. Ale kardynał Alfrink, który otrzymał od Pawła VI list i zataił go (został on w końcu opublikowany w l’Osservtore Romano), nie ważył się na otwarty konflikt papieżem. To by oznaczało jego koniec. Papież odmówił w pewnym momencie kardynałowi przyjęcia go w Rzymie. Dokumenty tego soboru, który zajmował się różnymi kościelnymi sprawami i zawierał wiele heterodoksyjnych idei, zostały opublikowane bez żadnej kościelnej cenzury – o ile wiadomo. W związku z tym soborem Goddijn został pozbawiony swoich funkcji pastoralnych, ale powód jego zwolnienia nie został nigdy podany.
Pewna ilość twierdzeń kościelnego synodu w Pistoi w północnych Włoszech w 1786 została potępiona przez Piusa VII w długiej konstytucji papieskiej. Idee synodu holenderskiego były o wiele gorsze, przesiąknięte modernizmem, ale żaden rzymski autorytet nie potępił ich publicznie. Nic nie wiadomo o jakichś potępieniach prywatnych, które i tak byłyby nieodpowiednią odtrutką na publiczne zgorszenie. Rewolucyjne powołanie katechizmu i soboru, razem z milczeniem rzymskich autorytetów, były w całym znaczeniu tego słowa katastrofą.
Tłumaczenie Biblii
W 1995 roku Nederlandse Katholieke Bijbelstichting (Holenderska Katolicka Fundacja Biblijna), założona po ostatniej wojnie w Boxtel, mająca teraz swoją kwaterę główną w ‘s-Hertogenbosch, stolicy prowincji Północny Brabant i jednocześnie siedziby biskupa, opublikowała całkowicie odnowione tłumaczenie Biblii. Niedługo wcześniej, bo w 1975 opublikowano już zupełnie nowe tłumaczenie, ale to z 1995 roku wykazywało inspirowane modernizmem komentarze we wstępie. We wstępie do Księgi Rodzaju czytamy na przykład, że charakter historyczny pierwszych jedenastu rozdziałów jest „praktycznie fikcją”. To obejmuje nie tylko rozdziały 4-11, ale także 1-3: stworzenie i grzech pierworodny. 30 czerwca 1909 roku Papieska Komisja Biblijna orzekła, że historyczny charakter Genesis 1-3 nie może być poddawany w wątpliwość w kwestiach, które „należą do podstaw religii chrześcijańskiej”. To zostało wprost zaprzeczone przez nową holenderską Biblię.
Powiedziano, że nowsze tłumaczenie jest niezbędne z powodu rozwoju języka niderlandzkiego w ciągu ostatnich dwóch dekad. Ponieważ siłą rzeczy znam język niderlandzki, mogę zapewnić, że nic takiego nie miało miejsca. Tłumaczenie z 1995 roku było mniej naznaczone językiem mówionym niż to poprzednie.
Biskup Haarlem, Henricus Bomers, lazarysta i były biskup misyjny w Etiopii, potępił publikację otwarcie na łamach tygodnika „De Apostel”, ukazującego się w jego diecezji. Diecezja ma oficjalny tygodnik, ale to, co biskup powie jest zależne od zgody wydawców. Ta nieznośna sytuacja zmusiła wiernych katolików do wydania innego tygodnika. W wyniku tego umożliwiono biskupowi wyrażenie otwartej krytyki o ostatnim tłumaczeniu Biblii, przeznaczonej do użytku liturgicznego. Można ze zdziwieniem zapytać jak Słowo Boże w języku potocznym, języku ulicy może ułatwić czczenie Boga. Pismo Święte musi prowadzić nas do Boga i jest nieporozumieniem sądzić, że używanie języka codziennego, a czasem nawet wulgarnego, przyczyni się do głębokiego szacunku i poważania, jeśli skierujemy go do Boga. To nie jest przede wszystkim kwestia języka, ale także wiary. Nowe tłumaczenie niesie imiona i zalecenia kardynałów Simonisa i Daneelsa. Dlatego kardynał Simonis nie był zadowolony z krytyki biskupa Haarlem; posunął się do próby zapobieżenia publikacji, w tygodniku De Apostel, krytycznego artykułu holenderskich biblistów wspartych przez biskupa Bomersa. Wraz z publikacją nowego przekładu dopełniła się trylogia: nowy katechizm, dokumenty „soboru pastoralnego” w Noordwijkerhout i tłumaczenie Biblii.
Nominacje biskupie
Mówiło się, że przy wyborze biskupów, mniej więcej w ciągu ostatnich 10 lat, kandydaci byli ostrzegani przez Rzym, aby nie zmieniali swoich kadr z obawy, aby nie zostali skazani na los biskupa Gijsena z Roermond.
Biskup Gijsen chciał rządzić swoją diecezją zgodnie z kościelnym prawem i Vaticanum II. Został mianowany w 1972 roku przez Pawła VI, który zawsze go wspierał, czego nie można powiedzieć o jego kolegach hierarchach. Także zarząd Jana Pawła II nie kierował się w stronę obrony biskupa przed jego kolegami biskupami. Zdrowie biskupa Gijsena nie wytrzymało tej próby i zrezygnował on z posługi w 1993 roku; jego lekarz ostrzegał go, że inaczej pożyłby najwyżej pół roku.
W swojej książce Spustoszona winnica (niemieckie wydanie 1972) Dietrich von Hildebrand pisał, że w Kościele jest teraz wyraźna tendencja „aby dawać pierwszeństwo zgromadzeniu wiernych; tak jakby bezwarunkowy pokój był największym dobrem”.
Święta Katarzyna ze Sieny pisała, że pokój może być gorszy niż walka czy wojna. Nie jest to dla większości katolików holenderskich stan idealny, ponieważ wolą materialny dobrobyt i małe przyjemności. Nowoczesne społeczeństwo nie wydaje silnych charakterów, co częściowo tłumaczy kryzys Kościoła na zachodzie.
Una Voce
Kilka lat wcześniej stworzono holenderską gałąź międzynarodowej federacji Una Voce. Natychmiast powstał opór ze strony Vereniging voor Latijnse Liturgie (Zrzeszenie na rzecz liturgii łacińskiej), która za ideał miała nową Mszę odprawianą po łacinie i wspomaganą śpiewami gregoriańskimi.
Zrzeszenie chciało zachować neutralność w sprawach doktrynalnych. Z tego powodu mocno sprzeciwiało się Una Voce, tłumacząc w prasie, że ci, którzy nie akceptują Novus Ordo Missae są ekskomunikowani.
Ich opór, połączony z oporem hierarchii, powodował, że Una Voce miała trudności z użyciem kaplicy czy kościoła dla odprawienia mszy według klasycznego rytu, rytu naszych ojców. Obecnie prawie każdy holenderski ksiądz odprawia (przewodniczy) eucharystię na sposób jaki mu się podoba. Punkt wyjścia, mianowicie, że prawo kościelne musi być przestrzegane, nawet w regułach liturgicznych, zupełnie zniknął. Każdy ksiądz może celebrować tak jak chce, używając własnych tekstów, ale liturgia tradycyjna to tabu.
Liturgia Mszy Świętej
Trzeba przyjąć, że tak jak w innych krajach, większość księży nie wierzy już w transsubstancjację, a ryt eucharystii ma tylko znaczenie symboliczne wspólnotowego posiłku. Jeśli Chrystus nie zjawia się na ołtarzu w czasie mszy rzeczywiście i substancjalnie, nie może zostać ofiarowany, a co za tym idzie, nie ma już więcej ofiary. W rezultacie zmieniono słowo „kanon” na „modlitwa przy stole”. Lata temu, uroczysta msza celebrowana przez papieża była transmitowana w telewizji. Ceremonie wyjaśniane były przez niderlandzkojęzycznego komentatora. Po Sanctus komentator wyjaśniał: Doszliśmy do tej części mszy, która w Rzymie nazywana jest Kanonem, a którą my w Holandii nazywamy modlitwą przy stole. Bardzo poważnie zadaje sobie pytanie czy taka msza z „modlitwą przy stole” jest ważna? Msza może być ważna tylko wtedy, gdy ksiądz ma intencję zrobienia tego, co robi Kościół, a Kościół ma wyraźną intencję odprawienia na ołtarzu ofiary Kalwarii. Gdy jest jasne, że umyślnie usuwa się odwołania do charakteru ofiarnego [mszy], to czy dalej ten obrzęd może być ofiarą? Większość hierarchii milczy w tej ważnej kwestii, tak jak i w innych tematach.
Nawet zdecydowana interwencja hierarchii odniosłaby słaby skutek, ponieważ większość kleru i tak nie okazałaby posłuszeństwa. Kardynał arcybiskup mógłby przynajmniej próbować doprowadzić do celebrowania chociaż niedzielnych mszy nadawanych przez radio i telewizję, zgodnie z normami Kościoła. Nawet to nie jest robione, a taki nakaz spotkałby się w każdym wypadku z oporem i nieposłuszeństwem.
W dwóch przypadkach miała miejsce „eucharystia” dla homoseksualistów w kościołach katedralnych w ‘s-Hertogenbosch i Haarlem. Dwóch biskupów stanowczo zabroniło bluźnierczych demonstracji, ale posługujący w katedrach księża wydali pozwolenie, co nie spotkało się z żadnymi sankcjami kanonicznymi.
Uczestnictwo we Mszy
Według KASKI (Katolicki i Socjalny Instytut Kościelny) tylko 9% wierzących w całym kraju uczestniczy w niedzielnej mszy świętej (w 2002 roku było to 8,6%). W niektórych częściach dużych miast jest tylko 3%. W wielkim mieście przemysłowym Eindhoven, leżącym w prowincji niegdyś przeważająco katolickiej, 6% wiernych chodzi na mszę. Na wsi, jak można było oczekiwać, liczby są wyższe. I to pomimo przeszkód czynionych, gdy księża lub wierni proszą o starą liturgię pogrzebu lub inne specjalne okazje. Sprawą podstawową w tym przeciwdziałaniu jest strach przed „restauracją”, w wyniku której nakazano by księżom nosić ubiór kapłański, odprawiać brewiarz i sprawować codzienną mszę świętą (to nie było nigdy przepisane, ale przed Vaticanum II była to powszechna praktyka), regularnie słuchać spowiedzi, odwiedzać chorych i nosić im Komunię Świętą, uczyć się prawdziwego katechizmu i tak dalej.
Czasem ktoś mnie pyta czy szybki rozpad holenderskiego katolicyzmu jest rzeczywisty czy ma tylko charakter powierzchowny. Po ponad 60 latach kapłaństwa, z których większość spędziłem we własnym kraju, mogę zaświadczyć, że nic takiego nie ma miejsca. Absolutnie! W czasie mojej młodości w Maastricht i innych miastach kościoły w niedzielę były pełne. Także setki ludzi uczestniczyło we mszy w kościołach wielkich miast w innych dniach tygodnia. Życie katolickie kwitło, gdyż było głęboko zakorzenione.
Przyszłość Kościoła w Holandii
W czasie i po Soborze moderniści zaczęli siać zwątpienie w sercach wiernych. Odrzucono tradycyjny katechizm. Przede wszystkim przez wprowadzenie nowej liturgii i używanie nowej terminologii (Msza Święta zaczęła być nazywana „służbą”, a ksiądz stał się „tym ,który w służbie przewodzi”) skutkowało w najlepszym przypadku przesiąknięciem podejściem protestanckim. To wszystko prowadziło do utraty wiary i osłabienia życia religijnego. Ten stan się pogorszył, gdy księża, będący pod wpływem modernizmu, zaczęli mówić wiernym, że wiele rzeczy, których się dotąd nauczyli nie były prawdą.
O opowieściach o Adamie i Ewie w raju, o grzechu pierworodnym, potopie, Noem i zwierzętach w jego arce, przejściu Izraela przez Morze Czerwone powiedziano, że nie mają żadnej podstawy historycznej. Kościelna nauka obyczajów została nazwana przestarzałą i niepasującą do nowoczesnego człowieka. Ciągle było się bombardowanym tymi ideami. Dla wielu ludzi i tak zawsze było trudno zachować czystość we wszystkich okolicznościach życia; teraz twierdzi się, że Bóg nie wymaga żadnej czystości. Słowem: chrześcijańska nauka obyczajów i nauka wiary była bezustannie podważana prowadząc do rozterek. Prasę przejęły osoby, próbujące bez ustanku przedstawiać nam złe zasady. Rewolucja seksualna była w całości skierowana przeciwko moralności, jakiej uczył Kościół w imię Boże.
Wszystko to razem doprowadziło do dzisiejszej sytuacji – już nie sytuacji kryzysu, ale upadku. Rząd holenderski zezwolił na eutanazję, gdy spełni się kilka małych warunków. Lista ofiar rośnie z każdym rokiem idąc w tysiące, a między nimi pacjenci (chorzy lub nie), którzy nie zadeklarowali, że chcą umrzeć. Prawo regulujące eutanazję, zostało wprowadzone przez tak zwanego „katolickiego” ministra sprawiedliwości i zatwierdzone przez chrześcijańskich demokratów. Nie ma żadnego powodu, aby z zadowoleniem patrzeć w przyszłość. „Ufajcie. Jam zwyciężył świat” mówi Pan (J 16:33).
Prof. J. P. M. van der Ploeg OP
Tłum.: Karol Kilijanek
Kategoria: Karol Kilijanek, Religia, Społeczeństwo