banner ad

Tod Worner: Czego Bernanos naucza o Świętych?

| 12 października 2015 | 0 Komentarzy

bernanos"Nasze serca są z tymi, którzy walczą na pierwszej linii, z tymi, którzy zginęli"

Georges Bernanos

 

Mówi się, że gdy zapytano Bernanosa o to, dlaczego został pisarzem, odpowiedział całkiem szczerze: "Zacząłem pisać, żeby uciec od tych obrzydliwych czasów". W ciągu sześćdziesięciu zaledwie lat swego życia ten Francuz – katolik widział Europę nękaną mrokiem I wojny światowej i zawieruchą hiszpańskiej wojny domowej. Później, w czasie II wojny światowej, zmuszony był oglądać rozpruwanie wnętrzności swojej ojczyzny jako uchodźca w Ameryce Południowej. Służba w wypełnionych krwią okopach nad Sommą i pod Verdun, doświadczenie ran wojennych, których ślady nosił do końca życia, obserwacja nie pozostawiającej złudzeń walki Franco w Hiszpanii, a także smutek wywołany duchowym wyczerpaniem Francji pod okupacją Niemców – wszystko to uwiarygodniało jego stwierdzenie. Istotnie – żył w "obrzydliwych czasach".

Jednak dla Bernanosa nie były to czasy bezowocne. Zainspirowały powstanie powieści i polemik tego Francuza o rozpalonej duszy, takich, jak Pamiętniki wiejskiego proboszcza, Oszust, czy Tradycja wolności. Prace te chwalono za ich umiejętny wgląd w ludzką naturę, a także gorliwość w stosunku do wiary i kultury. On sam otrzymywał rozliczne krajowe nagrody, zaproponowano mu służbę w powojennym rządzie de Gaulle'a (odmówił), a także obwołano "bardem francuskiego ruchu oporu". Słowa Bernanosa odbijały się szerokim echem.

Ale dlaczego? Cóż… jest pewien aspekt twórczości Bernanosa: otóż nauczony bezbrzeżnym okrucieństwem i deprawacją, którą człowiek epoki technologicznego postępu zdolny był zaprowadzić w wieku XX, Bernanos w sposób jaskrawy i ostry uwypukla dwie rzeczy: diabła i Świętego. Prace Bernanosa pokazują, jak czerń mrocznych czasów przypomina nam o głębi zła, jakie istnieje na świecie. Jednak światło, które nieustannie przeszywa tę ciemność, objawia niewygasające dobro, które nadal można odnaleźć. Książę Świata rządzi swoim dominium ochoczo posługując się pięścią ubraną w żelazo. Ale Opór istnieje i ma się dobrze. Nikt nie opowiada tej historii lepiej, niż Bernanos.

Jak pisze jeden z jego biografów, Peter Hebblethwaite:

"Pomimo poczucia istnienia piekła w naszym wnętrzu Bernanos nie popadał w desperację, gdyż święci zawsze istnieli i istnieją nadal. Są żyjącymi świadkami prawd, których sam strzegł. Chrześcijaństwa nie uważał za ideologię, lecz życie, rozpoczęte w momencie chrztu; włączenie w Mekę i Zmartwychwstanie Chrystusa".

Co znamienne: motywy wykorzystane przez Bernanosa stale przypominają o członkostwie jego postaci w Mistycznym Ciele Chrystusa.

Zostaliśmy stworzeni do komunii z Bogiem i ze sobą nawzajem. To krzepiące. Ale to nie koniec. Jesteśmy bowiem również włączeni w Mękę Chrystusa. Cierpienie jest nieodzownym elementem życia bohaterów dzieł Bernanosa (a także naszego). Świętość przychodzi z czasem poprzez przeszywające oczyszczenie – tak, jak cenne metale wyłaniają się z rozgrzanego do czerwoności pieca. Na końcu Bernanos doprowadza swoich bohaterów do nagrody, która docelowo na nas oczekuje. Łaska. Błogostan. Wieczne zjednoczenie z Chrystusem. A jednak nasz wzrok w tych pełnych mroku czasach jest slepy na ostateczną nagrodę. Nawet widząc Świętych pozostajemy wprawdzie zainspirowani ich wiarą i odwagą, ale obawiamy się, że również od nas będzie wymagane znoszenie niewypowiedzianych cierpień, które stały się ich udziałem. Bernanos umieszcza przed nami owe postacie w sposób surowy i pozbawiony wyjaśnień. Hebblethwaite pisze:

"Bernanos woli raczej pokazać swoich świętych, niż tylko mówić o ich świętości. W przeciwnym wypadku mógłby stanąć w obliczu ryzyka zredukowania chrześcijaństwa do precyzyjnie zrównoważonego systemu pojęciowego".

W rzeczy samej Bernanos jest zapewne w stanie zgodzić się z twierdzeniem Benedykta XVI: "Chrześcijaństwo nie jest wyłącznie systemem intelektualnym, zbiorem dogmatów lub moralizowaniem. Jest natomiast spotkaniem, historią o miłości. Jest wydarzeniem".

Świętość stanowi wezwanie najwyższe. Jak tłumaczy Bernanos: "Wiesz, czym jest świętość: to powołanie, wezwanie. Gdzie Bóg cię oczekuje, tam musisz podążyć. Albo to, albo utrata siebie".

To spotkanie, owa niezrównana relacja z żyjącym Chrystusem, potrafi jednak przyćmić wszelkie trudy na tyle, że święci wydają się niemal dążyć do przywileju cierpienia dla niej. Nie jest to bynajmniej żadna kalkulacja ani w pełni przemyślana filozofia działania. To miłość, w obliczu której jednostka poświęca życie dla obiektu swojego niegasnącego uczucia. Jak przypomina jeden z bohaterów Bernanosa: "Misją Kościoła jest odkrycie źródła utraconej radości".

Święci w obrębie Kościoła odnaleźli to źródło i nienasycenie dążą do jego rozpowszechnienia, nieznośnie cierpiąc z powodu diabelskiej furii, którą powodują. Postrzegają siebie samych jako ochrzczonych razem, włączonych w misterium Męki, a także wyniesionych do chwały Zmartwychwstania. Co do mnie – ilekroć popadam w zbytnie wygodnictwo stosowania półśrodków w dążeniu do uświęcenia, zawsze kiedy zaczynam przekształcać swoją wiarę z osobistej relacji z Chrystusem w przeintelektualizowaną ideologię, wówczas spoglądam na wizerunki św. Joanny d'Arc, św. Piotra, św. Maksymiliana Kolbe, św. Tomasza More'a – lub sięgam po Pamiętniki wiejskiego proboszcza Bernanosa… i wracam na właściwą drogę.

Na zakończenie jeszcze jedno przypomnienie, skierowane do nas przez Bernanosa:

"Nasz Kościół jest Kościołem Świętych. Jeżeli ktoś przychodzi do niej bez ufności, ujrzy jedynie zamknięte drzwi, bariery i ogrodzenia, cos na kształt duchowych sił policyjnych. Ale nasz Kościół jest Kościołem Świętych. By stać się świętym który biskup nie oddał by swojego pierścienia, mitry i pastorału, kardynał – swojej purpury, papież – białej szaty, szambelanów, Gwardii Szwajcarskiej i całej doczesnej potęgi? Któż nie chciał by mieć dość sił by wyruszyć w tę wspaniałą przygodę. W rzeczy samej – to jedyna przygoda".

"To jedyna przygoda". Być może to najważniejsze, czego Georges Bernanos nauczył mnie o świętych.

 

Tod Worner

Tłum. Mariusz Matuszewski

Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *