banner ad

Szuba: Druga twarz diabła

| 2 września 2023 | 1 Komentarz

Na społecznym przyzwoleniu dla rozkwitu słabej, ciemnej strony ludzkiej natury, na naiwności, obojętności, chciwości i głupocie żerują producenci i dystrybutorzy wszelkiego śmiercionośnego badziewia.

Kilkanaście lat temu miałem pierwszą okazję porównać pijaków i ćpunów z Anglii i Irlandii z polskimi ćpunami i pijakami. Sam nigdy nie miałem problemów z nałogami, lecz w dzielnicy, w której mieszkałem na Wyspach, przebywało tylu narkomanów, że zdążyłem ich podzielić na cztery kategorie, by jakoś ogarnąć zjawisko. Zauważyłem, że o ile polski pijak lub ćpun ma w sobie trochę wstydu i samokontroli, o tyle np. pijak irlandzki nie ma żadnych zahamowań, nie stawia sobie ograniczeń, sprawia wrażenie jakby wszystko w jego koszmarnym zachowaniu było w porządku. To niby jego sprawa, a innym niby nic do tego.

Porównanie przedstawicieli polskiej i zachodniej patologii wypadło zatem na korzyść patologii polskiej, gdyż ta zachodnia nie miała kompleksów, była odrażającym bezwstydem, podczas gdy w Polsce działały jeszcze sprowadzające czasem do pionu i dające nadzieję otrzeźwienia hamulce w postaci presji rodzinnej, towarzyskiej i zawodowej, które jednak wraz ze stopniową westernizacją Polski i rozpadem więzi społecznych osłabły, oddalając naród od ideałów trzeźwości, sprawczości i samokontroli.

Nałogowiec nie rozpoczyna swej drogi donikąd za przyczyną uwielbienia własnej autodestrukcji, lecz dlatego, że obcuje z trującą pseudokulturą, która od dziecka oswaja go z toksyną. Oddycha atmosferą, w której na indywidualizm nakłada się brak zewnętrznej presji, w najbliższym sklepie, obok 20 rodzajów jogurtu widzi 200 rodzajów alkoholu, a do tego słyszy, że chcącemu nie dzieje się krzywda.

Gdyby więzi społeczne nie uległy rozkładowi, gdyby los jednych obchodził także i drugich, usłyszałby coś innego: „Bracie, to co robisz nie jest dobre. Przestań”.

Na społecznym przyzwoleniu dla rozkwitu słabej, ciemnej strony ludzkiej natury, na naiwności, obojętności, chciwości i głupocie żerują producenci i dystrybutorzy wszelkiego śmiercionośnego badziewia. Przedstawiciele dziwnych zawodów, bez których świat byłby zdrowszy.

Przemysł hazardowy i loteryjny – ośrodki dystrybucji niczego, skłaniają konsumentów do nabywania kuponów, żetonów, zdrapek i podobnego syfu. Gdyby zachęcali ludzi do wrzucania zarobionych przez nich banknotów i innych owoców pracy do klozetu i spuszczania wody, daliby im choć szansę zaoszczędzenia czasu i wysiłku marnowanego na wizyty w kolekturach i punktach sprzedaży, gdzie przedstawiciele dziwnych zawodów wciskają im nic. I daliby szansę uniknięcia nałogów.

Z kolei ośrodki zwane szumnie instytucjami finansowymi, od zapyziałych firm pożyczkowych do potężnych koncernów, żerują na biedzie lub chciwości, a ich głównym zadaniem, dla którego zostały stworzone, jest zapewnienie nieustannego przepływu pieniądza w jednym, tym samym i niezmiennym kierunku: od biednego do bogatego, od słabego do silnego. Nikt nie zmusza kontrahenta do podpisywania łajdackich umów, których nie rozumie, zatem w praktyce znów krzywda dzieje się chcącemu, czasem w postaci ruiny finansowej i obezwładniającego przymusu ekonomicznego.

Myślisz w dobrej wierze: „Żyj i daj żyć drugiemu”, a okazuje się, że coś w tym wzorcu nie działa. Mówisz: ”Chcącemu nie dzieje się krzywda”, tymczasem „chcący” wikła się w destrukcyjną symbiozę wiodącą w przepaść. Potencjalnie wartościowy dla społeczeństwa lecz zbyt naiwny by uniknąć własnej niedoli, na której tuczy się tylko jego diler, niedoszły Norwid lub van Gogh staje się tylko kolejnym konsumentem toksyn rozdeptywanym przez nałogi. 

I wtedy rozumiesz, że przyzwolenie jest drugą twarzą diabła. Taką ładną, przypudrowaną, bez rogów i krzywego ryja, lecz tak samo groźną i degradującą jak narastająca opresja.

Zastanawiałem się kiedyś nad zaletami i wadami funkcjonowania silnie zintegrowanych, rygorystycznych, obcych mi kulturowo środowisk, jak chasydzi i Świadkowie Jehowy. Wzbudzają mieszane emocje, bo z jednej strony potrafią ograniczać możliwości rozwoju zdolnych indywidualistów, a z drugiej: zagubionych i potłuczonych przez los nieszczęśników mogą wesprzeć i ustrzec od stoczenia się w beznadzieję i otchłań nałogów.

Chasydów i Świadków polubiłem dopiero, gdy zaczęli być atakowani przez ich własnych renegatów z pozycji tępego, prostackiego nihilizmu. Zasady tych grup wyznaniowych mogą się niektórym wydawać dziwne, ale z pewnością lepsze są niż brak jakichkolwiek zasad, podczas gdy dla nihilistów to właśnie brak zasad jest celem i ideałem, a rozbicie wszelkich więzi – żałosnym skutkiem ubocznym. Rzeczywistość wygląda i działa odwrotnie niż próbuje insynuować chrystianofob Stanisław Obirek: uwiąd wspólnot wyznaniowych nie powoduje, że ludzie są bliżej siebie, lecz przeciwnie, są sobie bardziej obcy i często egzystują jak bohater baśni o Królowej Śniegu: Kaj z odłamkami lustra w sercu i oku, któremu dobro wydawało się śmieszne i głupie.

Trudno niektórym pojąć, że to co postrzegają jako zamordyzm, „taliban”,  „socjalizm”, nie chciany zakaz lub nakaz, jest czasem jedynie próbą wbicia klina między tyrana a prześladowanego, przerwania upiornej symbiozy z dilerem i wybawienia zatrutej duszy rozdeptywanego konsumenta.

 

Miłosz Szuba

Kategoria: Publicystyka, Społeczeństwo

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Zardust Gone pisze:

    Bardzo dobry artykuł 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *