Sztajer: Po co być ładnym, jeśli można być pięknym?
W przemówieniu kard. Stefana Wyszyńskiego do dziewcząt polskich padają następujące słowa: "Wiecie, co to znaczy ładny? To znaczy pełen ładu. Musicie być ładne, to znaczy -uporządkowane, zharmonizowane we wszystkim. Uczucie musi być w harmonii z wolą i rozumem, a całe zachowanie zewnętrzne musi być wyrazem ładu
wewnętrznego -musi być ładne."
Oczywiście, z tak postawioną sprawą nie sposób się nie zgodzić. A przynajmniej odruchowo nie przytaknąć.
Gdy się tak jednak głębiej zastanowić nad znaczeniem i możliwymi interpretacjami tych słów, nie sposób nie dojść do wniosku, że ich najprostsze rozumienie jest cokolwiek śliskie.
Z czym w pierwszej kolejności kojarzy nam się ład? Z czym kojarzy się, osobliwie, ład związany z kobietą?
Odprasowany fartuszek, schludnie poukładane przedmioty w najbliższym otoczeniu domowym, oględność, zrobione na czas zgodnie ze sztuką przetwory, brak zbytku w myśleniu o rzeczywistości – ostrożność nieprzekraczania pewnych ram, o których poucza kultura i dobre wychowanie.
Tak, pewnie to ł a d n e na swój sposób, to znaczy na sposób pewnej zachowawczości, pozwalającej na bezpieczeństwo. Takie bezpieczeństwo niewykraczania za ramy ustalone przez kulturę i sztukę życia (savoir vivre) jest, należy to z pewną dozą smutku przyznać, bazą niezbędną do nabudowania się na niej zdrowych, niewyrodniejących społeczeństw. Umiarkowanie i ł a d n o ś ć są – muszą być, taka jest niestety cecha ludzkiej, zranionej natury – wentylem bezpieczeństwa, chroniącym nas przed popadnięcie w anarchię i nieuporządkowanie.
Powiedziawszy to wszystko, muszę przejść do właściwej części tego wyznania (bo tak niniejszy tekst należy określić): to, co ładne, jest kompromisem pomiędzy tym, co konieczne, a tym, co p i ę k n e; ma więc w sobie jak każdy kompromis pewien gorzki element rezygnacji.
Właściwym przedmiotem miłości jest p i ę k n o, nie zaś – ład czy ładność.
Ład, wyrywkowo scharakteryzowany wyżej (fartuszki, słoiczki, sukieneczki, "wróć do domu, zanim będzie ciemno", "stój prosto jak ładna panienka"), może być co najwyżej taktycznym oczyszczaniem przedpola w oczekiwaniu na lepszą recepcję tego, co piękne.
Może, ale kiedy staje się celem samym w sobie, jest nie tylko ślepą uliczką, ale więzieniem duszy i pewnym rodzajem idolatrii, tym bardziej smutnej, że nie prowadzącej nawet do namiastki miłości należnej rzeczom wielkim i pięknym.
Co zaś charakteryzuje piękno?
Piękno wywołuje mdłości.
Piękno przyprawia niemal o szaleństwo; powoduje, że nie śpi się w nocy; w pogoni za pięknem człowiek jest zmęczony i spocony, a nad ranem ma piasek pod powiekami; piękno boli, ponieważ każda miłość warta tego miana powoduje czasem cierpienie.
Piękno jest pochodne od Absolutu, a przecież "straszną rzeczą jest wpaść w ręce Boga żywego". Straszną między innymi dlatego, że obcowanie z pięknem wyzwala tęsknotę, która jest niemal nie do zniesienia.
W pogoni i podczas obcowania z dzikim pięknem z reguły nie wygląda się ł a d n i e.
I bardzo dobrze, bo wszechobecny ład – schludność ostatecznie odbiera smak życia, jeśli nie jest przełamany doświadczeniem piękna, które jest nie do zniesienia.
W "Ksenofoncie" Platon definiuje piękno jak odpowiedniość rzeczy do tego, do czego ma służyć (w podobny sposób starożytni, a za nimi współcześnie Alasdair McIntyre rozumieli cnotę, i to bardzo dobry trop; to bowiem, co dobre, jest ostatecznie piękne, i na odwrót. Piękno i dobro to transcendentalia bytu).
Do czego "odpowiedni" jest człowiek?
Ostatecznie do zbawienia i do doświadczenia wizji uszczęśliwiającej. I trzeba powiedzieć jasno – ci święci i mistycy, którzy w mgnieniu wizji doświadczyli jej namiastki na ziemi, bynajmniej nie wyglądali, jakby obcowali z czymś schludnie ł a d n y m – chwilowo przypominali raczej dotkniętych gorączką szaleńców, dotknięci silnym bodźcem wywołującym wrażenia przekraczające ludzkie pojęcia.
Oczywiście, "piękne jest to, co oglądane, podoba się" (św. Tomasz z Akwinu); być może komuś podoba się wyłącznie to, co schludne, de gustibus etc.
A jednak przystrzyżony francuski ogród zawiera w sobie pierwiastek fałszu.
Ryzykowne jest chyba w ogóle traktowanie jak wykładnię wzorców piękna z kraju i epoki, gdzie zniewieściali mężczyźni nosili peruki i pończochy, a na pensjach dla porządnych panien rodził się sadomasochizm i inne zwyrodnienia, będące zaprzeczeniem wszelkiego ładu.
Jeżeli będę mieć córkę, nie będę jej wychowywać do ładności – poza przyzwoitym minimum – postaram się w pierwszej kolejności nauczyć ją kochać Piękno i szukać Piękna. Nawet (zwłaszcza!), jeśli miałoby to być piękno nie do zniesienia; Piękno, które wywołuje mdłości.
Agnieszka Sztajer
Kategoria: Agnieszka Sztajer, Publicystyka, Społeczeństwo