Szinetár: „Arcyksiążę”
Kolejna odsłona tragedii Mayerlingu i… niespodzianka. Miast głupawych sensacji i łóżka za każdym rogiem (jak to jest w "Arcyksięciu Rudolfie"), wokół pałacu unoszą się zimowe mgły, a w mgłach czają się tajni agenci. Powstało coś na kształt kryminału.
Dwóch dobrych koleżków, dziennikarzy na stacji w Wiedniu zaskakuje wiadomość: "Arcyksiążę Rudolf nie żyje". W pociągu zaczynają rozmawiać, czytać gazety, oglądać mapę i wyciągać pierwsze wnioski. Będą podróżować do miejsc, gdzie bywał arcyksiążę, i osób, z którymi się kontaktował. Każda z nich, od woźnicy arcyksiążęcego powozu, który woził młodych na spacery, po stolarza, który zrobił trumnę dla Vetsery, powie im kilka zdań albo poświęci im kilka godzin. Jedni opowiadają chętnie, jak Moritz Scheps, inni spławią ciekawskich. Jedni konkretnie, inni plotą trzy po trzy, jak kobietka, która zaklina się, że arcyksiążę dostał w łeb butelką od szampana. Trzeba odsiać sensacje. Powolutku, klaruje się obraz tragedii…
Historia jak historia, znana i oklepana. Rudolf – nowoczesny polityk, światły i zwolennik "ukrócenia nacjonalizmu", pragnący równości i wolności. Franciszek Józef służbista, mało tego, beztalencie pedagogiczne w domu, a poza tym antysemita (jak go określa Scheps). Arcyksiężna Stefania Belgijska, głupia i strachliwa. Ale w "Arcyksięciu" główną rolę mają dziennikarze śledczy oraz dwóch agentów Dworu, którzy nawet nie specjalnie się kryjąc, podążają, za kim trzeba. A więc w żółtawym świetle świec obserwują biesiadników jakiejś gospody, jak cienie przesuwają się pod murem cmentarza w Heiligenkreuz, wyłaniają się chytrze z wiedeńskiego zaułka. Dwóch panów w melonikach, spod których spoglądają bystrym spojrzeniem.
"Kronprinz" jest nawet przystojny, to już nie "rudy lisek" z fotografii, Mary za to dość przeciętna, a Sissi wreszcie przypomina prawdziwą cesarzową Elżbietę, tylko ma bardziej inteligentne spojrzenie. Akcja toczy się wartko, bez zbytniego ględzenia i rozwijania nastrojowych scen, za to często pada światło w głąb duszy człowieka, w jej zakamarki. Biją żałobne dzwony, kraczą ptaki, protokół oględzin został podpisany pod czujnym okiem urzędnika, choć fakty sobie przeczą. Film nie najgorszy. Są pytania, są odpowiedzi. Śledztwo to śledztwo.
Aleksandra Solarewicz
"Arcyksiążę", reż. Miklós Szinetár, István Hirtling jako arcyksiążę Rudolf, Adél Kováts jako Mary Vetscera, Węgry-Austria-Niemcy 1989
Kategoria: Recenzje