Kochaj i walcz. „Święta Rita z Cascia”
Już w połowie seansu film określiłam jako thriller. Jeśli ktoś nie przeczytał wcześniej historii świętej Rity, być może z trudem przyjdzie mu uwierzyć, jaką "ciekawą" miała młodość święta od spraw trudnych. Ona wiedziała, co mówi, dając radę: "Kochaj i walcz".
Święta Rita z Cascia (1381-1457) była żoną, matką, wdową i zakonnicą – augustianką. Nie chciała wychodzić za mąż, myśląc o klasztorze, ale jak to wówczas bywało, musiała podporządkować się woli rodziny. Została wydana za rycerza Paolo Manciniego (Martin Crewes). Stało się, jak w niejednej baśni i legendzie: w pewnej chwili Rita (Vittoria Belvedere) odkryła, że mąż jest zwykłym rzezimieszkiem. Nie mam dość silnych nerwów, żeby obejrzeć jeszcze raz, jak "rycersko" obchodzi się Paolo ze swoją żoną oraz jak załatwia porachunki z wrogami… Powiem za Mickiewiczem: "Wzrok dziki i suknia plugawa" – niejedna kobieta padłaby trupem po kolejnym spotkaniu w cztery oczy z takim wojownikiem. Ale Rita przetrzymała to i wymodliła odmianę losu. Mąż, ten typ spod ciemnej gwiazdy, przeżył radykalne nawrócenie.
Na początku filmu toczą się sceny jak z thrillera, w drugiej połowie daje się zapamiętać scena, gdy Rita woła: "Paolo, nie umieraj. Nie mogę żyć bez ciebie!". I to jest jeden z cudów świętej Rity. Tej, która jest znana dzisiaj jako patronka spraw beznadziejnych. Dla niej nawet krzak dzikiej róży mógł zakwitnąć w zimie.
To jest dobry film akcji z dobrym przesłaniem. Daje nadzieję, że nie ma świętego bez przeszłości i nie ma grzesznika bez przyszłości. Tylko – jak mówi św. Rita – trzeba kochac i walczyć.
Aleksandra Solarewicz
"Rita z Cascia", reż. Gorigio Capitani, Włochy 2004; w Polsce wydany w serii "Ludzie Boga"
Kategoria: Recenzje