Śrama: Monarchia fasadowa
Co w czasach współczesnym jest największym zagrożeniem dla idei monarchicznej? Na to pytanie można odpowiadać bardzo długo wymieniając w pierwszej kolejności takie zjawiska jak rewolucja, czy koncepcja egalitaryzmu.
Dziś chciałbym zaproponować jednak odpowiedź zupełnie inną, a mianowicie współcześnie największym zagrożeniem dla idei monarchii jest istnienie monarchii fasadowych, to znaczy takich państw, w których formalnie głową państwa jest dziedziczny monarcha, ale w rzeczywistości nie ma on żadnego wpływu na politykę państwa, nawet w najmniej ważnych kwestiach, a często nawet zabrania mu się publicznych wypowiedzi na tematy polityczne. Władca (o ile można go w ten sposób nazwać) w monarchii fasadowej jest zatem po prostu państwową maskotką i wizytówką kraju, a przy tym wentylem bezpieczeństwa, który ma ograniczać negatywne nastroje wśród obywateli.
W czasach nowożytnych po raz pierwszy do takiej roli próbowano sprowadzić króla Francji Ludwika XVI podczas rewolucji w jego kraju. Dobry król Ludwik nie chciał się zgodzić na taki stan rzeczy i mimo, że udawał, iż akceptuje zmiany, to potajemnie zbierał siły by przeciwstawić się rewolucjonistom. Poniósł jednak klęskę, a Francja popadła w całkowitą anarchię, po której nastąpiły rządy Napoleona, a następnie restauracja Burbonów, którzy jednak nigdy już nie odzyskali dawnej pozycji w państwie i po zaledwie trzydziestoletnim okresie rządów zostali ponownie usunięci z tronu.
Także pod koniec XVIII wieku podobna sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie wprawdzie stopniowe ograniczanie władzy monarchy było długotrwałym procesem trwającym w praktyce już od XIII wieku, ale mimo tego kolejni władcy z dynastii Plantagenetów, Tudorów, Stuartów, a nawet Hanowerczycy potrafili zachowywać w swym ręku stosunkowo szeroki zakres kompetencji. Dopiero za panowania szalonego króla Jerzego III parlament i rząd uzyskały całkowitą przewagę nad władcą, a w czasach królowej Wiktorii ten stan został ostatecznie usankcjonowany prawnie. Żaden następny monarcha brytyjski nie mógł już uczynić niczego wbrew woli polityków.
Później, w wieku XIX i XX kolejne monarchie przybierały formę fasady, za którą kryło się państwo rządzone według zasad demokratycznych, w którym król w najlepszym przypadku pełni jedynie funkcję pierwszego notariusza rządu. Znana jest przecież historia belgijskiego monarchy Baldwina, który będąc głęboko wierzącym katolikiem jako władca nie miał uprawnień, by zawetować ustawę legalizującą aborcję i z tego powodu nie chcąc obarczać swego sumienia odpowiedzialnością za jej podpisanie, abdykował na dwa dni, by mógł za niego uczynić to ktoś inny.
Nie łudźmy się – dziedziczna głowa państwa, która nie ma nawet prawa weta względem działań rządu i parlamentu nie jest żadną głową, ani żadnym monarchą (czyli jedynowładcą), a jedynie ozdobą i przykrywką dla niecnych działań wybieranych w demokratycznych wyborach polityków. Z punktu widzenia monarchisty istnienie takich państw jest przy tym niezwykle szkodliwe, gdyż w oczach osób mniej zorientowanych w sytuacji politycznej, jawią się one jako prawdziwe monarchie i stanowią często skuteczny kontrargument dla tez o tym, że wprowadzenie monarchii mogłoby cokolwiek zmienić.
To niebezpieczeństwo w sposób doskonały rozumiał już w latach 80. XIX wieku książę Henryk, prawowity król Francji, który dzięki staraniom prezydenta Patryka Mac-Mahona miał odzyskać władzę w swym królestwie i współrządzić z parlamentem, akceptując wszystkie ,,zdobycze” kolejnych rewolucji jakie miały miejsce w jego kraju. Nie przyjął tej propozycji, a taka decyzja świadczy o jego rozumie i honorze. Akceptując współrządy z parlamentem musiałby ponosić odpowiedzialność także za nie swoje decyzje, a co więcej parlament z czasem podejmowałby próby ograniczenia prerogatyw monarchy, co zapewne sprawiłoby, że wprawdzie Francja stałaby się monarchią, ale z czasem mogłaby przyjąć formę podobną do monarchii belgijskiej, w której król nie ma prawa nawet do tego, by postępować w zgodzie ze swoim sumieniem.
W innych krajach monarchie fasadowe jednak istnieją i stanowią smutny przykład tego w jaki sposób niektóre wspaniałe idee mogą ulegać stopniowej degeneracji i stawać się swoim własnym zaprzeczeniem, gdyż sytuacja taka, iż król panuje, ale nie rządzi nie przyszła do głowy nawet Arystotelesowi, który opisał monarchię, tyranię, oligarchię, arystokrację, politeję i demokrację oraz ustrój mieszany, ale nigdy nie zwrócił uwagi na to, że jeden ustrój może ukrywać się za fasadą innego (poza taką sytuacją, że tyran może udawać dobrego monarchę).
Mimo tego klasyfikacja ustrojów stworzona przez starożytnego filozofa jest nawet współcześnie bardzo przydatna, gdyż Arystoteles zwracał uwagę na to, że nie jest tak naprawdę ważne to w jaki sposób określani są rządzący, ale to jakimi zasadami się kierują.
W ten sposób według niego monarchia to ustrój, w którym najwyższą władzę sprawuje jeden i rządzi on dla dobra ogółu, tyrania – jeden dla swojego dobra, arystokracja – grupa najlepszych dla dobra ogółu, oligarchia – ta sama grupa dla swojego dobra. Z kolei gdy kluczową rolę odgrywa duża grupa obywateli, to wtedy mamy do czynienia z politeją lub demokracją. Tak więc zgodnie z tymi kategoriami, przejętymi zresztą później przez świętego Tomasza i kolejnych filozofów chrześcijańskich nie w sposób jest stwierdzić, by monarchie fasadowe, w których w rzeczywistości odpowiedzialność za sprawy państwa nie spoczywa na jednym, ale na wielu, były prawdziwymi monarchiami, a problemem jest jedynie to w jaki sposób fakt ten należy przedstawiać tym, którzy nie zastanawiają się nad tym jaka jest zasada działania ustroju, a jedynie nad nazwami, które niezwykle często są mylące.
Z tego właśnie powodu istnienie monarchii będących fasadą dla demokracji z punktu widzenia monarchisty jest szkodliwe i przyczynia się jedynie do kompromitacji idei monarchii w oczach wielu współczesnych, dla których jedyną widoczną różnicą między monarchią, a republiką jest to, że w tej pierwszej wydaje się pieniądze z budżetu na utrzymanie dworu królewskiego, a w tej drugiej na regularne wybory prezydenckie.
Marcin Śrama
Kategoria: Historia, Inni autorzy, Marcin Śrama, Myśl, Polityka, Publicystyka
Chwalebna rewolucja w Wlk. Brytanii była dobre sto lat wcześniej, królowie od tej pory utracili na stałe wcześniejszą pozycję polityczną, a ambicje do sprawowania władzy są od tego niezależne (przypadek króla Edwarda VIII czy ciche poparcie dla Brexitu obecnej królowej). Wątpię by Arystoteles nie zauważał fasadowości ustrojów, bo i wśród Greków była silna krytyka wydumanych modeli Platona i Arystotelesa.
Są tylko trzy ustroje wzrorcowe – izonomia (oligarchia praworządna), tyrania (jedno- albo wielosobowe rządy bezprawia) oraz ochlokracja (anarchia prowadząca do tyranii);
realnie zaś jest oligarchia ze skłonnością w jedną z tych 3 stron.
@ Łukasz Markowicz: Dziękuję za konstruktywne i interesujące uwagi, pozwolę sobie przy tym na drobne rozwinięcie kwestii ograniczania uprawnień monarchy brytyjskiego – rzeczywiście duże (a być może kluczowe) znaczenia miała Chwalebna Rewolucja, jednak w gruncie rzeczy nawet po uchwaleniu w jej wyniku Deklaracji Praw, monarcha nadal miał jakąś realną władzę, choć bardzo ograniczoną. Potem właściwie przez cały okres rządów Dynastii Hanowerskiej mamy do czynienia z szukaniem jakiejś równowagi pomiędzy królem, rządem, a parlamentem. W niektórych okresach przewagę zdobywał rząd (np. czasy premiera Walpole'a), w innych król (początki panowania Jerzego III, który skądinąd gdyby nie choroba, byłby zapewne całkiem niezłym monarchą, mogącym wzmocnić swą władzę) i dopiero ujawnienie się choroby władcy przyczyniło się do realnego sprowadzenia angielskiej monarchii do roli fasady.
Natomiast w kwestii Arystotelesa – jego typologia jest rzecz jasna formą idealizowania, ale dzięki niej można w prosty sposób przeanalizować dowolny system polityczny (a kwestię fasadowości zapewne zauważał, ale niestety nie zwracał na nią uwagi w swych dziełach).
@ Marcin, może moje uwagi były zbyt czepialskie, no ale z troski o dążenie do prawdy. Nikt nie może rządzić w pełni samodzielnie (struktury są niezbędne), tak samo jak i 'populus' musi rządzić przez przedstawicieli – a kadry prą do autonomii od 'suwerena'.
Prośba do redakcji – można w pierwszym komentarzu poprawić adres do bloga, zawarty w podpisie? (dwa zera)
https://005markowicz.blogspot.com/
@ Łukasz Markowicz: Oczywiście, nikt nie może rządzić w pełni samodzielnie, tylko problem pojawia się wtedy gdy struktury całkowicie uniezależniają się od monarchy, a może nawet uzależniają go od siebie.