banner ad

Solarewicz: Raz na moście, raz pod mostem

| 28 czerwca 2022 | 0 Komentarzy

Być miłośnikiem kolei, to dźwigać na swoich barkach skutki całego planu Balcerowicza, decyzji innych, ale licznych solidaruchów, i ministra Syryjczyka w szczególności. Dla miłośników walki o klimat misja jest równie ważna, bo chcą przesadzić ludzi z auta do wagonu. A wszyscy razem jesteśmy zdolni zaatakować kogoś, kto śladem toru chce poprowadzić drogę rowerową albo nie daj Boże, drogę jezdną, tak jak się to stało w Myśliborzu.

Miłośnicy kolei to są ludzie niezwykle ciekawi świata oraz żądni przygody. Koncentracja na konkretnym celu, technicznym lub estetycznym, powoduje, że rozmowy są merytoryczne, przyjemne i pozbawione na ogół głupich wątków towarzyskich. Dominują tam mężczyźni, ale zdarza się damski uczestnik. Są zastępy fotografów szczerze oddanych kolei.

Wielkie nieba, Rumun jedzie!

Naturalne jest, że jako fan kolei chodzi się po zarośniętych torach i wiaduktach. Sama w 2005 przeszłam po górskich wiaduktach w Górach Sowich linii 285 (teraz odbudowywana, w grudniu mają ruszyć pociągi). Nie powiem, ukradzione podkłady trochę utrudniały marsz, a rzeka w dole napawała strachem, ale jaka frajda zobaczyć coś, co można było podziwiać ostatnio 20 lat wcześniej, jak zamykano linię. W ogóle wędrówka linią i po linii jest extra. Nie dość, że malownicze widoki, to jeszcze ciekawe zabytki: sygnalizatory, semafory kształtowe (żadnej elektroniki), czasem nawet zegar, którego złomiarze nie zdążyli ukraść. No czasem w krzakach żmija.

Trochę trudniej chodzi się w pobliżu linii używanych. Kiedyś weszliśmy do takiego tunelu w Górach Sowich, ukrywając się we wnęce. Pamiętam, w jakiej odległości minął nas pojazd z serii SA, i nie sądzę, abym teraz zdobyła się na powtórkę. Chociaż warto było zobaczyć sufit okopcony dymem parowozów oraz napisy na ścianach, bardzo interesujące: „Nach Berlin ->” – głosił jeden z nich. Ale bezpieczniej stać za krzakami. Wyskakuje się z krzaków przy linii towarowej, by złapać Fiata, Gagarina, Rumuna albo Nurka. Nie śpimy całą noc, aby rankiem pojechać w składzie ciągniętym przez Piękną Helenę. Nowoczesne składy spotykają się jednak z pogardą: co z tego, że ekologiczne, jeśli ciągle się psują, i co z tego, że z klimą, skoro człowiek chciałby, jak za dawnych czasów, otworzyć okno i wyglądać przez całą podróż.

Maczetą i pędzlem

Fani kolei są skłonni do poświęceń również roboczych. Maczetują krzaki, uzupełniają podtorze, kładą podkłady – byle choćby uruchomić przewozy drezynowe. Zbierają pieniądze na ratowanie zabytków techniki, różne ETZ-ty, SU i parowozy, a potem organizują pociągi specjalne. Ja krzaków na torach wprawdzie nie karczowałam, ale kiedyś malowałam parowóz TKt w Muzeum Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej. – Twoje koleżanki siedzą w salonach piękności, a ty malujesz parowóz – stwierdził z uznaniem kolega. Było to fascynujące. Chodzić swobodnie po hali parowozowni, podchodzić blisko do uśpionych olbrzymów, odkładać pędzel po to, by wdrapać się do kabiny. Sygnał! Zapach smaru… Podobny do tego, który czuć od rozgrzanych w słońcu podkładów kolejowych. Zapach wakacji, wolności i wyprawy przed siebie.

Precz z Solidarnością

W grupach kolejowych często wymyślamy na decydentów z lat 90. To wtedy pozamykali oni setki kilometrów linii kolejowych, ponoć nierentownych, gdyż przestały obsługiwać kursy robotników do pozamykanych fabryk, a na rynek spłynęła masa samochodów z Zachodu. Pamiętam regularne artykuły pt. „Ostre cięcie na kolei” i listy zlikwidowanych połączeń. W tej chwili te same linie, i za ciężkie pieniądze, są odbudowywane, remontowane i z pompą włączane na nowo do sieci kolejowej. Samorządy zaś polują na fundusze z Kolei Plus lub innego programu. Mam autentyczne szczęście mieszkać tam, gdzie linie kolejowe są przez samorząd wojewódzki wyrywane psu ogrodnika (PLK), jedna po drugiej, i z anielską cierpliwością przywracane do życia. Od niedawna słychać trąbkę szynobusa do Świdnicy. Za pół roku odezwie się Jedlina-Zdrój, za rok może Świeradów. To chociaż człowiek zapakuje się z rowerem i jedzie, nie myśląc o tym, kto mu siedzi na ogonie albo jak tu wyprzedzić traktor. Myli się, kto sądzi, że fan kolei pozbywa się auta. Nie. Auto trzeba mieć, by upolować ciekawy pociąg na konkretnym odcinku, z ręki albo z drona.

Obrona wiaduktu

Jak w każdym kręgu fascynatów, zdarza się przesada. Po internecie krążą trolle rozpoznawalne po fanatycznej obronie tak zwanej linii lwóweckiej, czyli linii 283 z Jeleniej Góry przez Lwówek Śląski do Zebrzydowej. „Ty lwówecki trollu” – odzywa się ktoś. – „Ty ćwoku z Wrocławia, kto tam będzie jeździł do twojej wsi” – pisze z oburzeniem Troll. Linia 283, malowniczo biegnąca Doliną Bobru, została zakatrupiona starą metodą nieremontowania i doprowadzenia do prędkości szlakowej bliskiej zeru. Łączący się z nią odcinek linii 284 oferuje zaś atrakcję w postaci wiszących torów, nw miejscu, gdzie nasyp został podmyty latem 1997. Jakąkolwiek linię teraz chce teraz reaktywować samorząd, odzywa się chór fanatyków Lwówka i okolic, i wygraża niewidzialną pięścią: „a dlaczego nie Lwówek??”. A już kiedy Tom Cruise ponoć zapragnął nakręcić tu film i wysadzić słynny wiadukt w Pilchowicach, wśród fanatyków zawrzało i wtedy wszyscy, zrównoważeni i oraz ci już świrujący, stanęli do walki w jednym szeregu.

Kolej temat rzeka. Fani mówią o renesansie kolei, ale jest renesans dla samych fanów.

 

 

Aleksandra Solarewicz

 

 

 

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *