banner ad

Solarewicz: Lekarz wobec cudów

| 11 września 2024 | 2 komentarze

Kiedyś ciekawych ludzi poznawało się w bibliotece, a teraz podobno przez Facebook. Ja pana doktora poznałam za pośrednictwem sklepu internetowego Allegro. 

To miało być wystąpienie na konferencji, dotyczące związków medycyny z literaturą piękną. Wymyśliłam sobie właśnie temat stosunku świata medycznego do cudów. Kto teraz wierzy w cuda, a jeszcze, komu wolno o tym mówić publicznie? Uznałam, że potrzebny jest żyjący świadek, a najlepsza historia  to taka, która „nie jest zmyślona” i trzyma słuchacza w napięciu. Typowa analiza dzieła będzie działać usypiająco.  Szukając inspiracji, zaczęłam grzebać w wyszukiwarce Allegro. W okienku wpisałam hasło „lekarz wspomnienia”, od razu pojawiło się kilkaset publikacji, a były to głównie na książki sprzed 60 lat. To oznacza, że ja nie mam szans zebrać wywiadu od osób jeszcze żyjących i moje wystąpienie będzie typowym sprawozdaniem. „Nie. To nie to”. Aż tu nagle wyświetla się współczesna książka pod tytułem Lekarz świadek cudów. „No – pomyślałam – jeśli ktoś w  czasach mikroskopów jeszcze wierzy w cuda, a w dodatku tych cudów nie przypisuje sobie samemu, to ja chcę go poznać”. Wierzyć w cuda, to znaczy mieć nadzieję wbrew wszystkiemu, a mnie to jest bardzo bliskie.

Dalej wszystko potoczyło się standardowo, bo przyszła (a raczej napisała) baba do lekarza.

Przyszła baba do lekarza

Lekarz, a jest nim dr Andrzej Chodacki, pracujący w parczewskim szpitalu, odpisał natychmiast. A potem jeszcze chętniej rozmawiał przez telefon:

–  Znalazłam pana książkę i stronę internetową. Ja chcę napisać referat o panu. 
– A nie boi się pani? Żyjemy w czasach, kiedy rządzi szkiełko i oko.
Zastanowiłam się. To jest dobre pytanie. Jak napisał pan doktor w opowiadaniu pt. Oddział od umierania, „człowiek kiedy zdrowy, a słyszy głos Boga, to się zastanawia, czy się wybrać do psychiatry. Dopiero rzeczy ostateczne zmieniają spojrzenie”. No, ale nawet jeśli, to ja psychiatrów się nie boję, bo mam w rodzinie aż dwóch. Poradzimy sobie.

Rzeczywiście, prace nad tekstem ruszyły z kopyta. Okazało się jednak, że napisać expose traktujące o cudach, w które ja przecież wierzę, to nawet nie jest problem. Problem stanowi przedstawienie sylwetki autora. Pan doktor okazał się osobą bardzo skromną i nie miał wyraźnie ochoty, żeby przedstawić dokładnie swoją twórczość.

O sobie jak najmniej

Życiorys podał mi dosłownie w pięciu zdaniach: „Ur. 1970 w Brzesku. Absolwent Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Mąż, ojciec dwójki dzieci. Lekarz specjalista, pisarz, fotografik, muzyk grający na czterech instrumentach, kompozytor muzyki symfonicznej na całą orkiestrę do Requiem dla Odkupiciela i Pieśni Zmartwychwstałego. Autor koncertów poetyckich. Laureat ponad pięćdziesięciu konkursów literackich i fotograficznych. Od ponad dwudziestu lat pracuje jako lekarz na oddziałach szpitalnych, jako specjalista chorób wewnętrznych zajmuje się diagnostyką serca. Strona autorska: www.andrzejchodacki.com”. Znałam już jego stronę internetową i uznałam, że to skrót mocno niesprawiedliwy, zważywszy na ogromną listę publikacji i jeszcze dłuższą nagród i wyróżnień. Ostatecznie, wymogłam na panu doktorze dostarczenie pełnej listy książek i nagród.  Ma on w zwyczaju w Bibliografii dodawać krótkie komentarze przy tytułach utworów, a przy Lekarzu świadku cudów napisał: „To jest  najważniejsza książka mojego życia. Opisałem w niej nadzwyczajne interwencje Boga, których byłem świadkiem jako lekarz przez 20 lat mojej pracy na oddziałach szpitalnych”.

Lekarz wobec cudów

Książka o wielkich cudach jest fizycznie niewielka i składa się z 40 krótkich opowiadań, krótkiej biografii i kilku słów od autora na tylnej okładce. Nikt nie napisał do niej uczonego wstępu. Czytelnik ma przed oczami tylko to, czym się zechciał podzielić z nim autor, i sam ma wyciągać wnioski.

Opowiadania, których akcja toczy się w anonimowym szpitalu, są oparte na faktach. One stanowią zapis sytuacji, w których dr Chodacki brał udział, albo takich, które napisał na podstawie czyjejś relacji. Narracja odbywa się najczęściej w pierwszej osobie liczby pojedynczej i narratorem jest lekarz. Czasem w osobie trzeciej. A każda z historii opowiada o walce: walce o życie, zdrowie, ale też o przebaczenie, pojednanie z ludźmi i Bogiem. Większość sytuacji, które tu zostały literacko przedstawione, dotyczy terminalnych przypadków onkologicznych (i osób z uzależnieniami), ale i skomplikowanych sytuacji rodzinnych, w jakie uwikłani są pacjenci. Trawią ich ciężkie cierpienia ciała, ale nie mniejsze duszy. Poznałam takie oddziały, byłam wolontariuszką w szpitalu onkologicznym.

Mimo zachęcającego tytułu jest to trudna lektura, momentami ciężka, tym bardziej że czytelnik ma świadomość autentyczności zdarzeń. Spójrzmy na tytuły. Z jednej strony Człowiek ożył, Wszystko, co najlepsze, Ratunek, Walka, Wybaczenie. Z drugiej strony: Przeżyć to umieranie, Co ze mną będzie? Umieranie, Szpitalne hieny, Marskość duszy, Morfiniczny rytm życia, Gdy zabraknie nadziei…  Ba, takich tytułów pesymistycznych jest w zbiorze dużo więcej. Współgrają z nimi ilustracje, które poprzedzają każdy tekst. Wszystkie są czarno-szaro-białe: przedstawiają zawoalowane postacie, łóżka nakryte prześcieradłem, sale szpitalne. Wszystko w tonacji cieni i półcieni, czasem w strudze światła rozpraszającego mrok. Atmosfera tajemnicy, przejścia z jednego świata do drugiego, końca.

– No gdzie ten cud, gdzie ta radość? – zapyta w końcu czytelnik – to tylko „dołowanie”.  Okaże się, że taki cud bywa „mało efektowny”, więc niedostrzegalny dla osoby z zewnątrz. Widzi go natomiast lekarz – bohater – narrator, wykonując swoje obowiązki. To on potrafi wniknąć w duszę pacjenta, potrafi wiele wyczytać ze spojrzenia i gestów, także osób, które go odwiedzają. Co również ważne, w tych relacjach cud nie zawsze oznacza jednoznacznego happy endu. Czym jest wobec tego cud? Nie tylko uzdrowieniem, ale i poruszeniem martwego, wydawałoby się, sumienia. Zaprzeczeniem schematu.

Człowiek ożył

Każde opowiadanie to inny dzień pracy na oddziale, choć porządek rzeczy jest tam podobny, zgodny z obowiązującymi zasadami. Pan doktor zdiagnozował chorego, wykonał procedury zgodne z zasadami sztuki medycznej, a teraz dogląda chorego i podaje leki przeciwbólowe. Ale chce też otoczyć opieką duszę tego człowieka. Czasem wręcz siedzi przy łóżku i się modli. Nie, nie jest to ostentacyjna ewangelizacja, ale dzielenie się tym, z czego czerpie siłę sam lekarz. I tam, w tych salach dzieją się cuda. Najlepszym chyba przykładem jest pan Winicjusz z opowiadania Człowiek ożył. Ten mężczyzna trafił na oddział w ciężkim stanie, z rakiem prostaty, z przerzutami do kości, ostrą niewydolnością nerek i sepsą. „Trzy bardzo ciężkie choroby to za dużo na jednego człowieka” – podsumował autor. Lekarz przygotowywał jego rodzinę na bliską śmierć. Gdy nadchodził nowy dzień, żona p. Winicjusza była gotowa przyjść po kartę zgonu, a tu Winicjusz któregoś dnia po prostu usiadł i zaczął jeść. Dr Chodacki sam przyznaje, że w pierwszej chwili zareagował głupawym uśmiechem. Potem stwierdził, że: „wszystkie wyniki zaczęły się poprawiać. Jakby ktoś w ciemnym pokoju nagle włączył światło”. Dziwili się wszyscy lekarze, powtarzali służbowy dowcip, że „jak człowiek się uprze, by żyć, to nawet medycyna jest bezsilna”. Pan Winicjusz wyzdrowiał, a lekarz wspominał:

Co tam się stało? Człowiek ożył.
Wczoraj umierał, zwłoki prawie,
dzisiaj do domu się wybiera,
po tym, jak rano oczy otworzył.

Jak to się stało?
Cud Boży.
Sen na jawie.

Dalej kwituje: „Czy nam się  to podoba, czy nie, to nie my decydujemy, kto przeżyje, a kto umrze. A ja byłem tego świadkiem i mam na to dowody”. 
I jeszcze jeden gasnący pacjent, w cywilu drwal imieniem Roman. O nim przeczytamy w Słowie leczącym: „Leżał teraz jak kłoda na klinicznym łóżku i nie miał sił, by podnieść głowę. Przychodzili do jego Sali młodsi asystenci i zlecali coraz bardziej wymyślne badania, by wykryć, co odebrało temu człowiekowi siły. Nic. Zdrowy jak koń pociągowy”. Grono lekarskie orzekło: „nie wiemy, co mu jest”. A jednak on leżał jak kłoda. I do niego przyszła Ewa, kuchenkowa z zupą mleczną, z różańcem i kilku dobrymi słowami: „Tamto się nie wróci, a żyć trzeba, by Boga chwalić, bo jest za co”. Pan Roman  „spojrzał na dłoń ozdobioną teraz podarowanym różańcem. Powoli podniósł głowę, po czym z grymasem bólu na twarzy wsparł się na łokciach”… i zaczął żyć, a nikt nie wiedział, jak to się stało. Młody asystent uczciwie przyznał, że nikt nie wie, co Romanowi było. Profesor  pobłażliwie uśmiechnął się do lekarza, adiunkci z krytycznym niedowierzaniem, a młody lekarz patrzył w papiery. „Patrzył w papiery”, „uśmiechał się”. Obserwator – lekarz u dr. Chodackiego zawsze jest w cieniu, w tle. Nie on jest tu cudotwórcą, nie on wszystko rozumie i nie on wszystkie rozumy zjadł. Jego rola zamyka się najczęściej w ciągu czynności: „skonsultowałem przypadek z kolegami, zastosowałem wszystkie procedury medyczne, pomodliłem, uśmiechnąłem się i poszedłem dalej”. Idzie dalej bez komentarza. Zostawia czytelnika samego.

Cuda przez miłość

Ale cuda to nie jest koncert życzeń. Nie wszystkie też cuda są tego samego kalibru, jak szczęśliwy los w totka. Są to też zbiegi okoliczności. Pan Sławomir, gasnący na nowotwór, zdąży dożyć 18. urodzin swojej córki i odchodzi spokojny, że zostawia ją pełnoletnią. Czasem cudem jest to, że krótko przed śmiercią zmienia się ktoś, kto niedawno, na tym samym zresztą oddziale, krzyczał: „Proszę mi tu nie wyjeżdżać z Bogiem!”. Te słowa wypowiedziała terminalnie chora Anita z opowiadania pod takim tytułem. Dwa miesiące później, gasnąca już Anita poprosiła o spowiedź, a był to efekt rozmowy z lekarzem, który – co wymagało od niego odwagi – powiedział jej o Bogu. To była pacjentka dr. Chodackiego.

I są cuda miłości, tak jak ten zapisany w ostatnim opowiadaniu pt. „Będziesz mi potrzebny”.  Tego dnia doktor przyjmuje pacjentkę do swojego oddziału, i słyszy w tle dźwięk nadjeżdżającej karetki reanimacyjnej. Kończy przyjmowanie pacjentki, zagląda na SOR, widzi na stole Eugeniusza, wujka swojej koleżanki z oddziału. Zajmuje się nim 4 lekarzy, nie ma tu miejsca dla piątego i lekarz odchodzi. Ale nie, stój! Czuje niepokój: „W moim umyśle powstało coś jakby przekonanie, że powinienem zostać w pustym gabinecie i czekać. Im bardziej chciałem odsunąć tę niedorzeczną myśl, tym natrętniej powracała, jakby ktoś mówił do mnie: „Czekaj, będziesz tu potrzebny”. Sala reanimacyjna w końcu pustoszeje, lekarz wchodzi. Zmarły przed chwilą pacjent leży samotnie na stole, wokół porozrzucane opakowania po strzykawkach, gaziki. Lekarz chce się pomodlić, jak to ma w zwyczaju. W drzwiach stanęła starsza kobieta: żona! Koniec końców, ta kobieta płacze i opowiada doktorowi historię 50-letniego szczęśliwego małżeństwa. Zaś za drzwiami spotyka bratanicę zmarłego, tę koleżankę z oddziału, która bezgłośnie porusza ustami: „Dziękuję”. W opowiadaniach dr. Chodackiego często powtarza się scena, kiedy lekarz – czy to idąc z izby przyjęć, czy to robiąc obchód, przygląda się uważnie osobom przebywającym w korytarzach i sali. Podchodzi do zupełnie nieznanego pacjenta, którego historii choroby nawet nie zna, albo do przybysza, który przyjechał na przykład w ślad za ambulansem. Rozmawia, głaszcze po twarzy, dotyka ręki. I to czyni cuda. Choć nie może to wyleczyć z choroby ciała, dodaje siły, aby przetrwać. Gdy zrozpaczony człowiek przestaje płakać, to też nie jest mało. Bo wystarczy pomyśleć: a co, jeśli komuś odbiorę wiarę w cuda?

Cuda wątpliwe?

Są w książce o cudach opowiadania krzepiące, smutne, przygnębiające, ale są i straszne. Można zapytać, dlaczego one znalazły się w tomie pod takim tytułem? Bohaterem Odpadów z dzieci jest palacz ze spalarni odpadów medycznych, który na początku swojej pracy, raz jedyny zajrzał do worka pochodzącego z kliniki ginekologii i zobaczył… To, co zobaczył, sprawiło, że już nigdy więcej do tych worków nie zaglądał. Odwiedziła go natomiast nagle pacjentka z tej kliniki, szukająca tam swojej córeczki: „Taka malutka… miała się urodzić i nie ma jej…”. Kiedy czytałam ten tekst, miałam przygnębiające skojarzenie z Medalionami Nałkowskiej. I tu szczątki ludzkie, i tu ponure pomieszczenie, palenie, swąd.
A drugie bliźniacze opowiadanie nosi tytuł Julka. Tam młoda kobieta, pacjentka kliniki psychiatrycznej, nieustannie trajkocze i opowiada lekarzom o dziecku. Trafia do szpitala w każdą rocznicę zabiegu, który miała przed 5 laty, a którego elegancką nazwę wykuto z łacińskiej frazy abortio. Teraz jest już po dwóch próbach samobójczych.– To była dziewczynka – tłumaczy młodemu stażyście pielęgniarka. To jej dziecko nawet się nie urodziło, ale ona ciągle widzi swoją „Julkę” (nadała jej imię), jak gdyby żyła i rosła obok niej. No, i gdzie ten cud? Może jest nim zwyczajna, okrutna prawda o tym, że istnienia ludzkiego nie można wymazać ze świadomości, nawet jeśli to dziecko nie ujrzało słońca. Serce człowieka czuje i pamięta. Obserwator, którym jest w tym opowiadaniu stażysta, patrzy na pacjentkę, która wpatruje się w sufit, a z oczy ciekną jej łzy i wsiąkają w poduszkę. A więc prawdy nie da się zabić, chociaż jest to okupione straszliwym cierpieniem.
Rozmawiałam potem z autorem na temat tych dwóch opowiadań.– Oba teksty antyaborcyjne to fikcja literacka, jako wyraz mojego sprzeciwu wobec tej procedury – powiedział dr Chodacki.   

Prawo do wiary w cud

„Ludzie nie umierają z chorób, ale giną, gdy tracą nadzieję” – pisze pan doktor w opowiadaniu pt. Gdy zabraknie nadziei. Jak mi wyjaśnił, jest ono oparte na relacji jego kolegi onkologa.  Ten kolega miał na oddziale piękną, młodą kobietę, która trafiła tu z białaczką dwa miesiące przed swoim ślubem. Zastosował prawidłowe leczenie, a podczas niego chora zadawała mnóstwo pytań, na które lekarz cierpliwie, chociaż ogólnie, odpowiadał. Niestety, rokowania były złe, ale ona ciągle się uśmiechała, bo wciąż wierzyła. Wreszcie po nieskutecznej dawce chemii lekarz zdobył się na szczerość. Dla niej to był początek końca. „Nigdy sobie nie daruję tej szczerości” – wyznał potem ów lekarz. Ta dziewczyna przestała się uśmiechać, przestała jeść i po 2 tygodniach zmarła z wyniszczenia nowotworowego. Kazała się pochować w swojej sukni ślubnej… Czyli nie zawsze cud się zdarzy, ale nie wolno odbierać nadziei, i tego też trzeba się nauczyć. Autor  ma świadomość, jak trudno jest prowadzić pacjenta, dla którego nie ma już fizycznej nadziei. W jaki sposób  powiedzieć mu prawdę tak, ażeby nie oszukać? To pozostawia czytelnikowi do refleksji. Mnie bardzo ujęło w tej prozie to, o czym wspomniałam na początku: lekarz nie jest omnipotentny. Przy całej wiedzy i umiejętnościach zawodowych ma też świadomość granic swoich, granic medycyny. Doświadcza zwykłej ludzkiej bezradności i potrafi się do niej przyznać.  

Tekst Kiedy zabraknie nadziei, moim zdaniem, ma znaczenie symboliczne. Nawet, jeśli ktoś odrzuca wiarę w cuda, szczególnie taką, którą przesiąknięta jest narracja dr. Andrzeja Chodackiego, ma świadomość, jak często wobec chorób nieuleczalnych kategoria cudu się pojawia. Ileż osób powtarza: „Pozostaje wierzyć w cud”, „teraz potrzeba cudu”. Bo to wiara w niemożliwe jeszcze podtrzymuje duszę, kiedy poddaje się ciało.  

O cudach krótko

Kiedy podejmowałam się napisania o tej książce, postanowiłam, że napiszę krótko, tak krótko, jak tylko możliwe. Po pierwsze dlatego, że zrozumiałam zamysł autora, który oddał w ręce czytelnika „czysty” zbiór opowiadań, pozbawiony ozdobników, wstępów i analiz. Tylko na tylnej okładce pozwolił sobie na notatkę: „Dlaczego chcę się tym podzielić? Bo jestem przekonany, że można przywrócić wiarę w cuda tym, którzy tę wiarę utracili. Umocnić tych, którzy niejednokrotnie doświadczyli cudów w swoim życiu, ale czas wepchnął te cuda gdzieś w szary, zakurzony kąt codzienności”.  

Po drugie, zdecydowałam się na oszczędność ze względu na delikatność samej materii. Od mówienia o cudach, od używania słowa „cud” kilkanaście razy w jednym akapicie nikomu wiary w cuda nie przybędzie. Co więcej, obraz, jaki starałam się tutaj odtworzyć, wyblaknie, straci na wartości. Niech każdy czytelnik, słuchacz, którego zaintryguje temat, a także postać samego autora, spróbuje sięgnąć do tomiku.

W moim ostatnim z nim wywiadzie autor stwierdził coś, co zmusza do zatrzymania się, a  w niektórych umysłach może wywołać niepokój i bunt. Stwierdził: „Cuda zdarzają się tylko wśród wierzących. Wiem to na pewno i biorę za to stwierdzenie odpowiedzialność, bo są na to dowody w Ewangelii”. Ja nie zastanawiałam się nad tym nigdy. Niezależnie od ewangelicznej wiary, jest dla mnie jasne, że nic na świecie nie dzieje się z czystego przypadku. I po to, aby przyjąć cud, trzeba zgodzić się z Hamletem, że „więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie, które nie śniły się waszym filozofom”. Czy świadectwa, jakie spisał literacko dr Andrzej Chodacki, czytelnik przyjmie i zrozumie w kategoriach cudu, to zależy od niego.

(Tekst został odrzucony przez recenzentów, ze względu jak podano, jego formę eseju).

 

Aleksandra Solarewicz

 

 

Uzupełnienie

Andrzej Chodacki jest laureatem ponad 50 nagród i wyróżnień w konkursach literackich, ogólnopolskich i międzynarodowych. Są to m.in. I nagroda za prozę w Ogólnopolskim i Polonijnym Konkursie Literackim im. Leopolda Staffa w 2013; I nagroda w XXIX i XXXVIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Mieczysława Stryjewskiego w Lęborku  (2014 i 2023); I nagroda w V Ogólnopolskim Konkursie Literackim Tu i teraz w Łodzi, za prozę; nagroda Polish American Poets Academy za wiersze zgłoszone na konkurs Wiersz Roku 2015 (wiersze zostały opublikowane w USA w antologii Na ostrzu chwili); I nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Literackim O Złote Pióro Warszawa 2013, za prozę; wyróżnienie za prozę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim O Pióro Reymonta 2013; wyróżnienie w IV Ogólnopolskim Konkursie Literackim Koła Edytorów KUL na krótką prozę w Lublinie w 2013; II nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Profesora Andrzeja Szczeklika Przychodzi wena do lekarza” (edycja III); II nagroda za opowiadanie w IV edycji konkursu literackiego Napisane w pociągu pt. Podróże z Kleebergiem po kraju 2014; wyróżnienie w 44. Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Haliny Poświatowskiej w 2023 roku. Ostatni sukces to wyróżnienie w II Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim Wiersz o miłości, Ostrowiec Świętokrzyski 2024.

Równolegle z pasją literacką, rozwijał swoją pasję fotograficzną. Wziął udział w 5 ogólnopolskich konkursach fotograficznych, z czego trzy wygrał. Co roku odbywa się jego wernisaż w Powiatowym Domu Kultury w Parczewie (fotografie dostępne w Internecie na stronie: http://plfoto.com/104564/autor.html ). Jego fotografie złożyły się na 4 albumy fotograficzne ogłoszone drukiem. 

Bibliografia

  1. Blizny. Wojenne traumy i medycyna, wstęp i komentarze H. Dudek, Warszawa 2023
  2. Doktor Seliański, Wrocław 2015. Powieść biograficzna o losach ukraińskiego lekarza (bieżeńca z roku 1939) podczas bombardowanego Drezna. Dr Ostap Seliański nie opuścił operowanego właśnie pacjenta i zginął razem z nim. Promocja powieści odbyła się w Głównej Bibliotece Lekarskiej w Warszawie, ale również za granicą: we WłoszechKanadzieAustralii,  Niemczech, Tasmanii (Nasze Pismo), w Islandii, Paryżu – w Stowarzyszeniu Autorów Tłumaczy i Dziennikarzy w Europie (A.P.A.J.T.E), w Polish American Poets Academy w USA. W 2016  odbyła się uroczysta prezentacja powieści w Królewskiej Lidze Morskiej Hiszpanii w Madrycie. W tym samym roku odbyła się promocja w Muzeum Miasta Drezna.
  3. Gdy przyjdzie do nas wojna (dotyczy okupacji niemieckiej na terenie małopolskiej gminy Dębno w latach 1939-1945), współautorzy Sz. Smaga-Kumorek, P. Marecik, Wrocław 2017
  4. Lekarz świadek cudów, Kraków 2023
  5. Nędza i potęga, czyli co z tobą, człowieku (95 krótkich form prozatorskich z fotografiami Iwony Baran), Wrocław 2016. (Cykl był nominowany do nagrody „Złotego Pióra”w konkursie na najlepszą książkę roku 2016 Związku Literatów na Mazowszu)
  6. Opowieści ze świata, Wrocław 2013 (opowiadania; Prawie wszystkie 
    zdobyły nagrody w znaczących konkursach literackich w Polsce)
  7. Pejzaże tęsknoty, Warszawa 2012 (wiersze)
  8. Powiat Parczewski. Ekologia w obiektywie. Album fotograficzny, wydanie polsko – angielskie, Parczew 2013
  9. Szkice Ponarskich Tragedii – Golgota, Stowarzyszenie Rodzina Ponarska, Gdańsk 2022. Za tę książkę autor otrzymał nagrodę Osobowość Roku 2022 w Plebiscycie Kuriera Lubelskiego w kategorii Kultura.
  10. Walory kulturowe i przyrodnicze Ziemi Parczewskiej i Lubomelskiej (album fotograficzny), wydanie polsko – ukraińskie, Parczew 2010
  11. Wyczekując dnia, Wrocław 2014 (opowiadania)
  12. Wyśpiewani, Kraków 2023. (powieść fantasy; jej druga część została właśnie przyjęta  do druku przez wydawnictwo Petrus z Krakowa)
  13. Ziemia parczewska : przyroda, ludzie, historia (album fotograficzny Gminy Parczew), Parczew 2015

Pełna lista (w tym teksty współautorskie) znajduje się tu: www.andrzejchodacki.com

 

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Myśl, Publicystyka, Religia, Wiara

Komentarze (2)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Edx pisze:

    To się czesto nie zdarza : 
    oto francuski lekarz-chirurg opowiada o swym uzdrowieniu które uważa za cudowne którego doznał w kościele w Paryżu: 

    http://katolik.us/viewtopic.php?f=32&t=3861 

    W streszczeniu : 
    zachorował on na złośliwego raka (chłoniak płaszczowy) z którego owszem, wyleczono go, chemioterapią i przeszczepem szpiku kostnego. Ale nie do konca bo pozostała istotna dolegliwość – jego palce szybko sztywniały i drętwiały gdy nakładał rękawiczki do operacji. I
    to z niej został on niespodziewanie i niezwykle uleczony…

  2. Gierwazy pisze:

    Piękny tekst.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *