banner ad

Kirk: Pobudzając konserwatywne umysły

| 14 października 2016 | 0 Komentarzy

800px-george_caleb_bingham_shooting_for_the_beefNajbystrzejsza z osób publicznych naszego kraju, Eugene McCarthy, kilka miesięcy temu napomknął, że obecnie używa słowa “liberalny” zaledwie jako przymiotnika. Jest to miara tryumfu konserwatywnej mentalności w ostatnich latach – włączając w to tryumf konserwatywnej części umysłu i charakteru Pana McCarthy’ego.

Słowa „konserwatywny” powinno się w większości przypadków stosować raczej jako przymiotnik, gdyż nie istnieje Wzorcowy Konserwatysta, a konserwatyzm jest zaprzeczeniem ideologii: jest to stan umysłu, rodzaj charakteru, sposób patrzenia na porządek społeczno-obywatelski. Zbiór poglądów konserwatywnych, czy też konserwatywny ruch może zebrać pod swoim sztandarem niezwykłą różnorodność opinii na całe mnóstwo kwestii, gdyż konserwatyzm nie został skodyfikowany w żadnym Akcie o próbie1 ani w 39 artykułach swojego credo2. Zasadniczo człowiek konserwatywny to taki, który uważa niezmienne rzeczy za bardziej przyjemne niż Chaos i Stara Noc. Oto krótki wstęp do kilku krótkich obserwacji na temat tego, czego wymaga dzisiaj konserwatywny umysł.

W Ameryce potężna fala opinii publicznej skłania się dzisiaj w stronę konserwatyzmu, niosąc wszystko w jego stronę: jak poucza Tocqueville, tak zazwyczaj zachowuje się opinia publiczna w narodach demokratycznych. Amerykańscy wyborcy meksykańskiego pochodzenia zdecydowanie poszli w tym kierunku niecałe dwa lata temu i pójdą jeszcze dalej – obecnie sondaże New York Timesa i CBS wykazują, że w tę stronę skłania się także afro-amerykański elektorat.

Zarówno polityka zagraniczna jak i kwestie wewnętrzne popychają naród ku długofalowej polityce konserwatywnej. Jednak czy ta seria wspaniałych sukcesów konserwatystów z ostatnich lat może ustać? Czy fala opinii publicznej może zacząć się wycofywać jak odpływ, niosąc ze sobą w głębiny szczątki wraku Ameryki?

Tak.

Z jakiej przyczyny?

Z głupoty.

Nie bez przyczyny sto lat temu John Stuart Mill nazwał konserwatystów „głupią partią”. Cztery dekady temu, kiedy w Wielkiej Brytanii rząd Clementa Attlee usunął miejsca dla akademików z Izby Gmin, Winston Churchill stwierdził, że socjaliści „zaprzeczają zdrowemu rozsądkowi”. W tej kwestii nic się nie zmieniło do dnia dzisiejszego. Jednakże wielu dobrych konserwatystów w 1986 roku, będąc na drugiej pozycji w wyścigu o tytuł najgłupszych, próbuje zaprzeczać jeszcze zajadlej.

Kilka lat temu napomknąłem podczas jednego przemówienia, że w naszych czasach trzeba posiadać konserwatywną wyobraźnię. Człowiek ze świata biznesu siedzący na widowni odpowiedział: „Nie potrzebujemy żadnej wyobraźni – my jesteśmy praktyczni.” To właśnie mam na myśli.

Niecałe czterdzieści lat temu rozpoczęło się odrodzenie – uznane przez liberałów za nawrót – konserwatywnej myśli i wyobraźni. Tak jak fabianizm w Wielkiej Brytanii dwa pokolenia wcześniej, lecz postępujący w przeciwnym kierunku, ten „Nowy Konserwatyzm” przyczynił się do wielkich zwycięstw przy urnach trzydzieści lat później. W Stanach, tak jak wcześniej w Wielkiej Brytanii, przekonującym ideom towarzyszyły sprzyjające okoliczności, stworzone celowo lub zdarzające się przypadkiem. W ten właśnie sposób bieg polityki wielkiego narodu został radykalnie zmieniony.

Jednakże, w Wielkiej Brytanii po intelektualnych sukcesach fabianów i wyborczych zwycięstwach Partii Pracy nastąpił rozwój prasy, wydawnictw i stowarzyszeń uniwersyteckich skłaniających się ku socjalizmowi. W Stanach Zjednoczonych przeciwnie, stosunkowo niewiele zdobyczy intelektualnych dla sprawy konserwatywnej nastąpiło po roku 1953. (W owym roku wydano i świetnie przyjęto konserwatywne książki autorstwa R.A. Nisbeta, Daniela Boorstina, Clintona Rossitera, Russella Kirka i innych. Był to rok, w którym liberałowie zaczęli słuchać.)

To prawda, że dziś publikuje się kilka poważnych, konserwatywnych periodyków, jednak żaden z nich nie ma wielkiego nakładu. Równocześnie pojawiło się także wiele nowych, liberalnych czy radykalnych publikacji. Większość krytyków literatury jest znacznie bardziej wroga wobec jakiejkolwiek książki, co do której są podejrzenia, że mówi o politycznym konserwatyzmie czy religijnej ortodoksji niż w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jeśli chodzi o wydawnictwa, w 1953 roku był tylko jeden konsekwentny, renomowany wydawca poważnych książek, Henry Regnery. W 1986 roku wciąż istnieje tylko jeden, Henry Regnery, który otrzymuje jedynie niewielką pomoc od fundacji i osób o wielkich możliwościach, którzy w teorii powinni być zainteresowani utrzymaniem konserwatywnej mentalności przy życiu.

Na uniwersytetach i college’ach, kadra wykładowcza jest o wiele bardziej zdominowana przez radykałów, niż miało to miejsce w latach pięćdziesiątych – po części z powodu agresywnych głupków z Nowej Lewicy, którzy otrzymali stanowiska w późnych latach sześćdziesiątych i wczesnych latach siedemdziesiątych, a teraz tym trudniej ich usunąć z powodu długiego stażu pracy. W większości dużych fundacji dominuje humanitarna mentalność Fundacji Forda, dla której miarą Złego jest stopień jego konserwatyzmu.

W ten sposób ruch konserwatywny jest osłabiony, intelektualnie i materialnie, dokładnie w godzinę największego wpływu na społeczeństwo. (Nawiasem mówiąc, najbogatsi Amerykanie, z kilkoma tylko wyjątkami, nigdy nie pomagali prawdziwie konserwatywnej sprawie – jeśli w ogóle myślą o polityce, myślą o niej w kategoriach zawodowych drużyn sportowych: „Wygrywanie to istota gry.”) Ta postawa może poskutkować straszliwym zubożeniem po stronie konserwatyzmu.

Konsekwencje mogą być tak poważne, ponieważ ożywienie prawego rozumu i wyobraźni moralnej jest najbardziej naglącą potrzebą ruchu konserwatywnego w Ameryce. Nowe pokolenie, które już uległo pewnemu rodzajowi bezmyślnego konserwatyzmu na kampusie prawie każdego college’u, musi zostać uświadomione, że konserwatywne poglądy oraz polityka mogą być jednocześnie wiarygodne pod względem intelektualnym i rozkosznie aktualne.

Zwycięstwa przy urnach są szybko niweczone, jeśli nie są wsparte przez sztukę ciągłej perswazji. Polityczny ruch, którego członkom wydaje się, że może istnieć w oparciu o slogany i poprzez rzekomy „pragmatyzm”, szybko ulega kolejnemu politycznemu karnawałowi wykrzykującemu mniej wyświechtane slogany.

Nie twierdzę, że konserwatyści powinni zacząć tworzyć konserwatywną ideologię, gdyż konserwatyzm jest jej zanegowaniem. Konserwatywny mąż stanu skłania się ku konstytucji, obyczajowi, konwencji, starodawnemu konsensusowi, uprzedniości, precedensowi jako ku punktom odniesienia – a nie ku wąskim i radykalnym abstrakcjom jakiejś ideologii. Uważam raczej, że jeżeli nie pokażemy nowemu pokoleniu tego, co zasługuje na zachowanie i sposobu na rozpoczęcie tego dzieła z inteligencją i wyobraźnią – wtedy obecna fala konserwatywnej opinii wyrzuci nas na surowy, kamienisty brzeg, a za linią drzew będzie czyhać wataha dzikusów. Konserwatywni przywódcy powinni zadeklarować za Demostenesem „Obywatele, proszę was, myślcie!”

Bytowanie różnych frakcji w ramach ruchu konserwatywnego nie powinno nas zbytnio niepokoić. Wszystkie wielkie polityczne ruchy reformatorskie w swoich początkach składają się z sojuszy różnych grup i interesów, które łączy głównie niechęć do dominującej siły politycznej. Dziennikarze ku własnej uciesze wymyślają lub podrasowują takie metki jak „Stara Prawica”, „Tradycjonaliści”, „Neokonserwatyści”, „Libertarianie”, „Nowa Prawica”, „Fundamentalistyczna Prawica” i tym podobne. Jednakże ten podział nie jest sztywny: te grupy i kategorie przenikają się wzajemnie. Od bardziej ekscentrycznych członków tej luźnej konserwatywnej koalicji można oczekiwać, że popadną stopniowo w nowsze ekscesy i nie nastąpi żadna wielka porażka. Akcenty kładzione na ten czy inny aspekt polityki państwa rozkładają się z różnym natężeniem w tej mnogości konserwatywnych ugrupowań. Jednakże można utrzymywać płaszczyznę porozumienia, aby zachować cenną jedność w pewnych większych kwestiach – zakładając, że odrzucimy wąską ideologię i raczymy ruszyć głową. Jeśli jednak konserwatywni przywódcy, pełni samozadowolenia, wyobrażają sobie, że zgadywanie i gmatwanie wystarczy – wtedy ryzykują, że przyszli historycy mogą opisać próbę pobudzenia konserwatywnych umysłów i serc w drugiej połowie dwudziestego wieku jako intelektualną „bańkę Mississippi”.

Główną linią podziału pośród istniejących amerykańskich grup konserwatywnych zdaje się być przepaść między (z jednej strony) wszystkimi tymi mężczyznami i kobietami, którzy, patrząc dalekosiężnie, twierdzą, że działalność intelektualna i pobudzanie wyobraźni są koniecznie potrzebne w obecnej sytuacji, a (z drugiej strony rozpadliny) wszystkimi tymi rzekomo „pragmatycznymi” osobami, które postrzegają konserwatywny rząd jako taki, który utrzymuje się przy władzy, służąc lub przymilając się pewnym potężnym ludziom – i w ten sposób nie dopuszcza do tego, żeby tym, którzy dzierżą władzę, przytrafiło się coś nieprzyjemnego.

Ideolog nie może dobrze rządzić, jednakże to samo tyczy się wyrobnika. Konserwatywne osoby w polityce muszą trzymać się z dala od Scylli abstrakcji i Charybdy oportunizmu. Tak więc roztropni ludzie o poglądach konserwatywnych powinni odrzucić to, co tak ochoczo przyjmują wymienione poniżej grupy politycznych fanatyków:

Ci, którzy zachęcają nas do sprzedaży parków narodowych prywatnym deweloperom.

Ci, którzy wierzą, że głodząc Południowych Afrykańczyków, mogą unicestwić Jessego Jacksona i zdobyć zdecydowaną większość głosów Murzynów.

Ci, którzy chcieliby zabiegać o względy malejącego grona feministek poprzez dławienie akademickiej wolności za pomocą nowych „praw obywatelskich”.

Ci, którzy wmawiają nam, że „sprawdzian rynku” obejmuje całość politycznej ekonomii i moralności.

Ci, którzy wyobrażają sobie, że polityka zagraniczna może być prowadzona z religijnym fanatyzmem w oparciu o dobro absolutne i zło absolutne.

Ci, którzy, myśląc że za wszystkie błędy i niegodziwe czyny winę ponoszą upodlone lub zwiedzione elity, krzyczą za Carlem Sandburgiem „ Naród,tak!”

Ci, którzy zapewniają nas, że wielkie korporacje nie mogą wyrządzić nam żadnej krzywdy.

Ci, którzy rozprawiają głównie o Komisji Trójstronnej, Grupie Bilderberg i Council on Foreign Relations.

A także wielu innych ludzi, którzy odrzucają liberalizm, lecz są zdolni do zachowywania tylko tego, co nie jest warte zachowania.

Czy pozostał ktokolwiek w obozie konserwatywnym? Owszem.

Aż do naszych dni przetrwał konserwatywny wzór charakteru i umysłu zdolnego do ofiary, myśli i głębokich uczuć. Ten rodzaj konserwatywnej mentalności Tocqueville zauważył półtora wieku temu, Maine i Bryce sto lat temu, a Julián Marías dwadzieścia lat temu. Jeśli są przytomni na umyśle i sumieniu, tacy ludzie – naprawdę liczni w Stanach Zjednoczonych – będą zdolni do przeprowadzenia trwałej konserwatywnej reformy i ponownego ożywienia tego ruchu. Lecz jeśli dźwięk trąbki nie jest wyraźny, któż ruszy ku bitwie?

 

Russell Kirk

Tłum. Marek Kormański

The Intercollegiate Review, Vol. 21 (Spring 1986), pp. 25–28.

1 Chodzi o Akt o próbie uchwalony przez parlament angielski w 1673 roku. Według jego zapisów każdy urzędnik państwowy oraz oficer, żeby zostać dopuszczonym do pełnienia urzędu, musiał m.in. przysiąc, iż nie wierzy w prawdy katolickie.

2 Mowa o 39 artykułach religii ogłoszonych w 1563 roku w Anglii, które stanowiły swoiste credo tworzącego się w tamtym czasie „Kościoła” anglikańskiego.

Kategoria: Kultura, Marek Kormański, Myśl, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *