Kirk: Konserwatyzm moralny Nathaniela Hawthorne’a
Konserwatyzm w Ameryce, mimo iż często pokonywany przy urnach, zawsze szedł z wysoko podniesionym czołem pośród humanistów. A pod pewnymi względami najbardziej wpływowym amerykańskim pisarzem mającym zmysł konserwatywny był Nathaniel Hawthorne, „samotny pirat”, mistrz alegorii, żartobliwy melancholik pochłonięty problemami sumienia. Świadomy zarówno tego, co straszne, jak i tego, co komiczne, był jednocześnie aktywnym politykiem i bujającym w obłokach marzycielem. To właśnie Hawthorne przypomniał amerykańskim umysłom doktrynę dotyczącą grzechu, którą Emerson wraz z innymi transcendentalistami tak skrupulatnie ignorował.
Niektórzy spośród współczesnych pisarzy, pragnący w tych burzliwych czasach wesprzeć suwerenność ludu wszystkimi środkami jakie mają na podorędziu, z pasją dowodzą, że skoro Hawthorne był Demokratą, musiał być demokratą. Owszem, był, tak jak Fenimore Cooper, który żarliwie wierzył w rządy dżentelmenów. Są oni przykładem prawdziwie torysowskiej demokracji. Hawthorne nie przepadał za snobami i pokusami komercji. Chciał być dumny z Ameryki – to właśnie jego fascynacja zamierzchłą przeszłością od czasu do czasu popychała go do krępującego wyrażenia poparcia dla teraźniejszości i nadziei na przyszłość. Było jeszcze kilku innych Amerykanów tak autentycznie konserwatywnych jak Hawthorne, zanurzonych w tradycji i podejrzliwych wobec wszelkich zmian.
Jego demokracja była demokracją jego przyjaciela, prezydenta Franklina Pierce’a, inteligentnego, powściągliwego i uczciwego dżentelmena wielu talentów, z którym stronniczy historycy brutalnie się rozprawili. Tak jak Pierce, Hawthrone wiedział, że przekleństwo południowego niewolnictwa nie może być zmazane przez krzywdzące prawa lub zastraszanie ze strony Północy. Brzydził się niewolnictwem, ale rozumiał, że skoro było ono sprzeczne z kierunkiem sił działających w sferze ekonomii a także z moralnymi przekonaniami reszty świata, z konieczności zaniknie z czasem bez żadnych tarć. Fanatyzm mógł zagrozić Unii, jednak nie mógł rozwiązać tego typu kwestii społecznych. Żaden człowiek bardziej nie zasłużył na powieszenie niż John Brown, ogłosił Hawthorne z pogardą dla Emersona, Thoreau i Lowella. Gdyby jego umiarkowanie znalazło więcej naśladowców, zarówno na Południu jak i Północy, Ameryka mogłaby nadal podążać ścieżką tradycji, która była, co Hawthorne wiedział doskonale, sekretem angielskiego spokoju politycznego. Jednakże obecnie ma to niewielkie znaczenie – to jego główne zasady społeczne i moralne mają długotrwałe znaczenie. Wpłynął on głęboko na myśl amerykańską dzięki jej nieustannej pamięci dla przeszłości i dzięki zawartemu w jego dziełach opisowi idei grzechu.
Przetrwanie konserwatywnego ducha zależy od czci jaką ma naród dla minionych pokoleń. Ciągły ruch i zmiana stylu życia w Ameryce, brak prawdziwej rodzinnej ciągłości, erozja tego delikatnego budulca amerykańskiego gmachu, sprowadziły na Stany Zjednoczone pokusę, by zignorować swą przeszłość. Potrzeba było całego geniuszu Scotta, by przypomnieć dziewiętnastowiecznej Brytanii, że każde pokolenie jest tylko ogniwem w wiecznym łańcuchu, a problem przekonania Amerykanów, żeby spojrzeć wstecz na swoich przodków był jeszcze większy. Irvingowi, Cooperowi i Hawthorne’owi (wraz z historykami takimi jak Parkman) udało się obudzić amerykańską wyobraźnię. Stworzyli oni, z surowego i nieforemnego materiału, wizję amerykańskiego dziedzictwa, która nadal wskazuje bezkształtnej masie Amerykanów narodowy ideał, który narodził się w anglojęzycznych osadach ulokowanych wzdłuż wybrzeża Atlantyku. Pośród dzieł tych pisarzy prace Hawthorne’a posiadają najżywotniejszą siłę. W osamotnieniu swojej nawiedzonej izby w Salem zrozumiał jak trudne było zadanie pisarza w kraju pozbawionego tajemnicy starożytności. Nauczył się jak wywoływać ducha starej Nowej Anglii i te jego „czarnoksięskie” praktyki nadały literaturze amerykańskiej charakter rozpoznawalny po dziś dzień. Pan Ivor Winters w swojej ostatniej książce enigmatycznie nazywa ten wpływ Klątwą Maule’a, czy też amerykańskim obskurantyzmem. Winters raczej nie ma na myśli politycznego obskurantyzmu w ogólnie przyjętym sensie. Jednakże prawdą jest, iż Hawthorne skuteczniej niż ktokolwiek inny w amerykańskiej literaturze przekłuł bańkę „oświecenia”, którą szkoła Emersona próbowała rozdymać jeszcze bardziej. Nie idealizował przeszłości. Wiedział, że często była ona czarna i okrutna, jednak właśnie z tego powodu zrozumienie przeszłości powinno być wstępem do każdej reformy społecznej. Tylko poprzez dokładne studium przeszłości społeczeństwo może odkryć granice natury ludzkiej.
Ze wszystkich narodów, które kiedykolwiek istniały, Amerykanie najmniej troszczyli się o swoją przeszłość. Jak zauważa Hawthorne w Marmurowym faunie, ciekawe jest, że kupowali sobie popiersia portretowe. „Krótkie istnienie naszych rodzin w kontekście dziedzicznych posiadłości sprawia, że jest niemal pewne, iż prawnuki nie będą znać dziadków własnych ojców i że najpóźniej za pięćdziesiąt lat młotek aukcyjny walnie z niezwykłą siłą w tego idiotę, którego posiadłość zostanie sprzedana za równowartość funta gruzu.” W Anglii Burke’a cześć dla przodków była wciąż naturalnym społecznym odruchem, a pogarda dla starodawnych sposobów życia – sztuczną nowinką. Jednakże w Ameryce Hawthorne’a wyczekiwanie zmian było silniejsze niż pragnienie ciągłości. Pomimo iż szacunek dla minionych pokoleń był zawsze potrzebny społeczeństwu, także amerykańskiemu, stał się on jednak sztucznym wytworem. Konieczne było usunąć tę sztuczną rewerencję, żeby ludzie mogli spojrzeć wstecz ku swoim przodkom i tym samym spojrzeć wprzód na potomnych. Takie zadanie postawił sobie Hawthorne.
Ta część amerykańskiej przeszłości, którą obejmowała jego rodzinna prowincja, purytańska Nowa Anglia, w szerszej perspektywie wywarła iście konserwatywny wpływ na resztę kraju. Mimo iż narodził się z twardego sprzeciwu, purytanizm w Ameryce wkrótce nabrał charakteru o wiele bardziej wymagającego i ortodoksyjnego, według własnych kanonów, w porównaniu z łagodnością, która go cechowała, gdy pielgrzymi uciekali z Europy. W Szkarłatnej literze, a wcześniej w Domie o siedmiu szczytach, w wielu opowieściach z Twice-told tales i Mosses from an old manse, ten purytański duch jest opisany z niedoścignioną wnikliwością: niezwykle krytyczny, rezolutny, pilny, skłaniający się ku wolnym politycznym instytucjom, introspektywny, tłumiący emocje, dążący do świętości z zapałem, który nie pozwala na użalanie się nad sobą czy nawet na ziemskie ambicje. Purytański charakter, biorąc pod uwagę jego długotrwały wpływ na amerykańską mentalność, jest całkowicie inny niż powszechne aspiracje i popędy współczesnego amerykańskiego życia. Podejrzliwy wobec zmian i wszelkiej ekspansji, tłumiący ego purytanizm nie dopuszcza do głosu hedonistycznych tendencji, które dziś wiodą prym w społeczeństwie. Purytanizm to konserwatyzm moralny w swojej najsurowszej formie, a ze wszystkich rodzajów buntu, które doświadczają współczesny świat, rewolucja moralna jest najokrutniejsza. Dzięki Hawthorne’owi Ameryka nie była w stanie do końca zapomnieć o purytanach, zarówno o ich przywarach jak i cnotach.
Jednakże to osiągnięcie, wspaniałe dla ludzi małych, jest zaledwie „efektem ubocznym” głównego osiągnięcia Hawthorne’a: przedstawienia idei grzechu narodowi, który chciałby o niej zapomnieć. Hawthorne nigdy nie był pisarzem historycznym w pierwszej kolejności – jego największym przedmiotem zainteresowań była moralność. Tworząc tak zmyślne alegorie moralne, których nie uświadczono od czasów Bunyana, utemperował amerykański optymizm, oświadczając, iż ludzie popełniają grzechy, pojedyncze czy liczne, lekkie czy najcięższe, praktycznie nieustannie, że projekty reform muszą mieć swój początek jak też kończyć na ludzkim sercu, że naszym prawdziwym wrogiem nie są instytucje społeczne, ale diabeł w nas, że fanatyk ulepszający ludzkość za pomocą nowinkarstwa okazuje się być tak naprawdę niszczycielem dusz.
Wiara w dogmat o grzechu pierworodnym była istotna w systemie myślowym każdego wielkiego konserwatywnego myśliciela – w chrześcijańskiej rezygnacji Burke’a, twardo stąpającym po ziemi pesymizmie Johna Adamsa, „kalwinistycznym katolicyzmie” Newmana, czy surowej sile J. F. Stephena. U Hawthorne’a kontemplacja grzechu jest obsesją, prawie że jego życiem. Baudelaire napisał w swoim dzienniku: „Prawdziwa cywilizacja nie leży w postępie, energii pary czy seansach spirytystycznych. Leży w osłabieniu skutków grzechu pierworodnego.” Mimo iż tak radykalnie różni pod względem umysłu i serca, Hawthorne i Baudelaire byli dość zgodni w tej kwestii. Przez heroiczny wysiłek, jak sugeruje Hawthorne, człowiek może ograniczyć działanie grzechu pierworodnego w świecie, lecz ten bój wymaga prawie że całej jego uwagi. Nie żeby Hawthorne był prawdziwym purytaninem czy nawet surowym chrześcijaninem. Jego powieści to nie rozprawy. Wnika on w anatomię grzechu z niezaspokojoną, wręcz brutalną ciekawością. W Szkarłatnej literze, a także w Marmurowym faunie sugeruje, że grzech może oświecić niektórych ludzi z powodu wszystkich jego konsekwencji: chociaż pali, również otrzeźwia. Być może odnowa nas samych nie jest możliwa bez działania grzechu. Jak rozważa Kenyon w Marmurowym faunie: „Czyż Grzech zatem – który jawi się nam jako tak straszliwy mrok we wszechświecie – jest jak i Żałość zaledwie elementem ludzkiej edukacji, przez którą usilnie staramy się osiągnąć wyższy i czystszy stan, ku któremu nie moglibyśmy wznieść się na inne sposoby? Czy Adam upadł po to, abyśmy ostatecznie mogli ulecieć do raju wspanialszego niż ten, którego on zaznał?”
Bez względu na to, na co grzech ma wpływ, musimy postępować z nim jak z największą siłą, która targa społeczeństwem. W The Blithedale romance, a także w kilku opowiadaniach, Hawthorne opisuje katastrofę humanitaryzmu o dobrych chęciach pośród moralnego chaosu. Nie przekonywał Ameryki o konieczności wzięcia pod uwagę grzechu w każdych obliczeniach dotyczących społeczeństwa. Dla człowieka doby dwudziestego wieku grzech pozostaje zaledwie niewygodną teorią, pomimo iż to w tym właśnie wieku piece Auschwitz oraz syberyjskie łagry pochłonęły niezliczone istnienia ludzkie. Ludzkość wciąż udaje że jest to tylko i wyłącznie teologiczna bujda. Nawet krytyk taki jak R. C. Churchill, często wykazujący się przenikliwością, spadkobierca starej, angielskiej tradycji liberalnej, pisze uparcie w swojej ostatniej książce Disagreements o „barbarzyńskiej, przedcywilizacyjnej kwestii Grzechu Pierworodnego” – chociaż fabianie, na przykład Pan Grossman, zaczynają przyznawać, że jest on rzeczywistością. Hawthorne nie spopularyzował doktryny o grzechu, ale pozostawił wielu ludzi niewygodnie świadomych, że jest ona dość prawdopodobna. Jest to wielkie konserwatywne osiągnięcie.
Hawthorne w swoim opowiadaniu The old Tory napisał: „Rewolucja, czy też jakiekolwiek inne zjawisko, które rozsadza porządek społeczny, może stworzyć okoliczności dla jednostki by wykazała się doskonałymi cnotami, jednakże jej efekty są zgubne dla ogólnej moralności. Większość ludzi jest stworzonych w taki sposób, że mogą być cnotliwi tylko jeśli doświadczają w życiu pewnego stopnia powtarzalności”. Pojawia się tu ciągle myśl Burke’a. Hawthorne powraca do tematu konserwatyzmu moralnego w wielu ustępach swoich prac, jednak najdłuższa analiza niszczycielskiej siły grzesznych odruchów, będącej efektem podążania za przykazaniami moralności rewolucyjnej, jest zawarta w The Blithedale romance. W tej powieści Hawthorne odwrócił się z uprzejmą pogardą od idealistów i radykałów z Brook Farm, od Emersona, Alcotta, Ripleya i Margaret Fuller oraz „całej tej kliki marzycieli”. Zapomnieli oni o grzeszności człowieka, a co za tym idzie, o właściwych funkcjach i granicach postępowania moralnego. Pod koniec książki fanatyczny reformator Hollingsworth, który jest jej główną postacią, zrezygnowany i posępny podejmuje próbę zreformowania tylko jednego przestępcy – siebie samego. Hawthorne powiedział ustami Coverdale’a: „Grzech dręczący filantropa, jak mi się zdaje, jest w stanie doprowadzić do moralnego rozkładu. Jego poczucie honoru zaczyna różnić się od poczucia honoru innych czcigodnych mężów. W pewnym momencie – nie wiem dokładnie kiedy ani gdzie – kusi go by postępować nieuczciwie z ludźmi prawymi i ledwo udaje mu się przekonać samego siebie, że waga jego interesów publicznych pozwala na odrzucenie swego prywatnego sumienia.”
Trzy opowiadania ze zbioru Mosses from an old manse odsłaniają czytelnikowi rzeczywistość grzechu w sposób najzwięźlejszy i najbardziej przekonujący: The hall of fantasy, The celestial railroad i Earth’s Holocaust. Ostatnia z nich dzisiaj jest jeszcze ważniejsza niż wiek temu. Mówi ona o zniszczeniu przeszłości poprzez wynalezienie nowoczesnej ludzkości, zawleczenie i wrzucenie w ogień na prerii gdzieś na Zachodzie wszystkiego, co czciły minione wieki. Drzewa genealogiczne, herby szlacheckie, ordery i wszystkie znamiona arystokracji zostają rzucone w ogień. Zrozpaczony jegomość krzyczy: „Ten ogień pożera wszystko co świadczyło o rozwoju ludzkości ze stanu barbarzyństwa lub mogło przeszkodzić w powróceniu do niego.” Jednakże następne w kolejce są purpurowe szaty i berła królewskie. A także alkohol, tytoń, broń i szubienica – aż w końcu akty małżeństwa, pieniądze… i słychać krzyki, że muszą spłonąć jeszcze akty własności oraz wszystkie spisane konstytucje. W niedługim czasie ognisko rośnie zasilane milionami książek, literaturą z przestrzeni dziejów. „Prawdą jest, że rasa ludzka osiągnęła poziom rozwoju tak dalece wykraczający poza to, co nie śniło się nawet najmądrzejszym i najbardziej błyskotliwym ludziom poprzednich wieków, że stałoby się manifestem absurdu pozwolić ziemi, by była obarczona kiepskimi osiągnięciami w dziedzinie literatury.” By zasilić stos ludzie szybko wyciągają komże, mitry, pastorały, krzyże, chrzcielnice, kielichy, balaski, pulpity – a także Biblię. „Prawdy, na dźwięk których drżą słuchacze, są jedynie bajeczką o dziecięctwie świata – więc niech w otchłań wpadnie Pismo Święte.” Wtedy zdawało się, że każdy, nawet najmniejszy ślad ludzkiej przeszłości został starty w trakcie tej wspaniałej reformy i ludzkość może pławić się w pierwotnej niewinności. Jednakże „persona o ciemnej cerze” uspokoiła rozgorączkowanych reakcjonistów: „Jest jedna rzecz, której te mądrale zapomniały wrzucić w ogień, a bez której cała reszta tej pożogi jest nic nie warta” – ludzkie serce. „I, chyba że znajdą metodę na oczyszczenie tej okropnej czeluści, na powrót wyjdą z niej wszystkie możliwe formy jakie mogą przybrać rzeczy złe czy żałosne – te same stare formy lub jeszcze gorsze – które sprawiły tak wiele kłopotów przy ich spopielaniu. Podczas tej niezwykle długiej nocy stałem i śmiałem się ukradkiem z całej tej sprawy. Och, daję słowo, nie zmieni się nic na tym świecie!”
To była istota twardego przekonania Hawthorne’a: moralna reformacja jest jedyną prawdziwą. Grzech zawsze będzie niweczyć plany entuzjastów, którzy nie wezmą go pod uwagę. Postęp jest ułudą, nie licząc nieskończenie wolnego postępu sumienia. Jednakże Hawthorne, tak jak Pierce, został pochłonięty przez niszczycielskie tornado fanatyzmu, z Północy i Południa, które ruszyło z wyciem w kierunku Sumter a następnie przeszło tryumfalnie od Manassas1 do Appomattox2. W ostatnim roku swojego życia, roku Gettysburga3, Hawthorne napisał: „To co Obecne, Bezpośrednie, Aktualne okazało się dla mnie zbyt potężne. Zabiera ono nie tylko moją ubogą wiedzę, ale nawet moje pragnienie tworzenia pełnej polotu kompozycji i pozostawia mnie melancholijnie zadowolonego z faktu, że mogę rozrzucić tysiąc łagodnych fantazji w huraganie, który niesie nas ze sobą, zapewne do czyśćca, gdzie nasz naród i jego polityka mogą być dosłownie kawałkami roztrzaskanego snu, tak jak mój niepisany Romans.” Z tego napędzanego huraganem pożaru reformującego entuzjazmu i grzesznej żądzy, który przeobraził się w wojnę secesyjną, a następnie w rekonstrukcję, amerykański konserwatyzm moralny i polityczny jeszcze się nie otrząsnął i prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie. „Uwierzcie mi, ogień nie ma prawa się utrzymać bez dodania paliwa, które przerazi wielu ludzi, którzy go dolali” skowycze obserwator w Earth’s Holocaust. Stąd też, kiedy wojna wygasła, idealiści z Nowej Anglii odkryli w osłupieniu, że z jej popiołów powstała korupcja, brutalność i destrukcyjna ignorancja, które w założeniu miały upiec się we własnej grzesznej powłoce.
Russell Kirk
Tłum. Marek Kormański
The Contemporary Review, Vol. 182 (December, 1952), pp. 361–66.
1 Miejsce pierwszej większej bitwy wojny secesyjnej
2 Miejsce jednej z ostatnich bitew wojny secesyjnej
3 Miejsce rozstrzygającej bitwy zakończonej zwycięstwem wojsk Unii
Kategoria: Historia, Marek Kormański, Myśl, Polityka, Publicystyka, Społeczeństwo