Kirk: Edukacja a Rewolucja Informatyczna
Tradycyjnie za główne uroczystości wspólnoty akademickiej uznaje się rozpoczęcie roku akademickiego oraz rozpoczęcie semestru letniego. W tym roku Russsell Kirk, znany w kraju historyk, autor, edukator, teoretyk polityki, odegrał ważną rolę podczas obydwóch uroczystości na Uniwersytecie Grand Valley. Kirk, pochodzący z Michigan a mieszkający w Mecosta, otrzymał tytuł doktora honoris causa podczas ceremonii rozpoczęcia semestru letniego na Uniwersytecie w 1983 roku. Niedawno powrócił na kampus, by wygłosić niezwykłe przemówienie z okazji rozpoczęcia roku akademickiego, które stało się przedmiotem ożywionej dyskusji pośród całej społeczności Uniwersytetu Grand Valley. Jego uwagi zostały zaczerpnięte z poniższego tekstu.
Ludzie w Stanach Zjednoczonych wydają rocznie na szkolnictwo wyższe prawdopodobnie więcej pieniędzy niż wszystkie narody świata razem wzięte, od czasów założenia starożytnych uniwersytetów aż po wybuch Drugiej Wojny Światowej.
W Stanach Zjednoczonych, od czasu zakończenia Drugiej Wojny Światowej, a zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch dekad, zjawiska takie jak obniżanie standardów dotyczących przyjęcia i ukończenia studiów, haniebne i karygodne zjawisko „inflacji ocen”, a także utrata porządku i spójności w planach zajęć są zbyt dobrze znane i zbyt przykre, żeby teraz o nich rozprawiać.
Dlaczego obniżanie standardów i utrata intelektualnej spójności jest wielce szkodliwe dla szkolnictwa wyższego? Ponieważ szkolnictwo wyższe ma za zadanie przede wszystkim rozwijać filozoficzne nawyki umysłu. Autentyczna wyższa edukacja w żadnej mierze nie istnieje po to, by „tworzyć miejsca pracy” lub szkolić techników. Czasami szkolnictwo wyższe wywiera także i takie efekty, jednak są one tylko i wyłącznie efektami ubocznymi. Goniąc za rzeczami błahymi, musimy pamiętać o podstawowym celu edukacji.
Pożytki płynące z college’u
College ma za zadanie przynosić dwojakiego rodzaju pożytek. Po pierwsze, uwznioślenie osoby ludzkiej dla dobra każdej jednostki: oferując drogę do solidnej wiedzy młodym mężczyznom i kobietom, mianowicie: że może istnieć coś poza dostawaniem i wydawaniem w ich życiu. Po drugie, utrzymanie i poprawa stanu społeczeństwa poprzez tworzenie i powiększanie grupy czy też klasy młodych ludzi, którzy będą przywódcami w przeróżnych sferach życia codziennego: naukowcami, duchownymi, politykami, wojskowymi, lekarzami, prawnikami, nauczycielami, przemysłowcami, kierownikami itp. College ma za zadanie rozwinąć ich intelekt i zdolności, a także (o czym często dziś się zapomina) pomóc ukształtować ich charakter we właściwy sposób. Nie mówię o elitach, gdyż podzielam przekonanie T.S. Eliota, iż elity istniejące przy świadomości i przyzwoleniu społeczeństwa mają tendencję do zaściankowości i arogancji. Mam tu na myśli raczej dość szeroką i liczną klasę wykształconych mężczyzn i kobiet, którzy ubarwiają materię społeczeństwa na przeróżne sposoby. Większość z nich nigdy nie będzie sławna czy wpływowa w skali całego kraju, ale tworzą oni grupę wyedukowanych ludzi, których obecność jest konieczna w każdym nowoczesnym społeczeństwie, a jeszcze bardziej istotna dla społeczeństwa demokratycznego.
A zatem, wyższa oświata, która jest stechnologizowana i nakierowana na rozwijanie jedynie praktycznych umiejętności – niegdyś zostałaby ona nazwana edukacją mechaniczną i ukazana jako przeciwieństwo edukacji liberalnej – nie może ani przekazać wiedzy studentowi, ani zapewnić państwu intelektualnego i moralnego przywództwa. Nie mam nic przeciwko uczeniu się zawodu – jestem od tego daleki. Jednakże, zawodu najlepiej uczyć się poprzez terminowanie czy staż, w szkołach zawodowych lub już podczas pracy na danym stanowisku. Poza zawodami związanymi z pracą umysłową, nauka zawodu nie pasuje do college’u. Jeśli przekształcimy wyższą oświatę w trening umiejętności technicznych, możemy pewnego dnia odkryć, że żyjemy w tym, co Irving Babitt nazwał „szatańskim szabatem wirującej maszyny.” Albowiem jeśli filozoficzne nawyki rozumu nie rozwijają się w żadnym kierunku „centrum się nie utrzyma. Żałosna anarchia ruszy w świat.”
Chciałbym teraz zagłębić się w szczegóły…
Gadżety a nauczanie
Jednym z poważnych błędów amerykańskiego systemu oświaty na każdym poziomie jest wielka chęć zaadaptowania najnowszych gadżetów (mechanicznych czy intelektualnych) kosztem sprawdzonych środków dydaktycznych. Niektórzy na pewno pamiętają jak w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wmawiano nam, że pomoce audiowizualne wyręczą nauczycieli w większości ich zadań. Olbrzymimi nakładami z pieniędzy publicznych zakupiono projektory filmowe, sprzęt dźwiękowy oraz inne tego typu ustrojstwa, które dosłownie wtargnęły do każdej szkoły. Większość tego sprzętu wkrótce zamknięto w schowkach, gdzie zbierały kurz, póki nie stały się przeżytkiem. Niektóre firmy zarobiły fortunę, sprzedając te rzeczy.
Zdolni, żywi nauczyciele nadal skutecznie nauczają. „Nauczanie programowane” było kolejnym krokiem w kierunku sławetnej Rewolucji Informatycznej. Ogólnie rzecz biorąc, nauczanie programowane nie wypaliło. Istota ludzka rozmawiająca z innymi istotami ludzkimi oraz staroświeckie narzędzie zwane książką dały bardziej satysfakcjonujące rezultaty w kwestii autentycznego rozwoju młodych intelektów. Z pewnością telewizja pracowała na rzecz rewolucji. Jednakże, czy jest jeszcze ktoś, kto utrzymuje, że to pudło usprawniło umysły młodych? Bez wątpienia telewizja otworzyła drogę dla jeszcze głębszej Rewolucji Informatycznej. Apologeci telewizji kiedyś mówili nam, że ich skarb uformował umysły „najlepiej poinformowanego pokolenia w historii Ameryki.” Uformował on także umysły najbardziej ignoranckiego pokolenia w Ameryce, jeśli mielibyśmy wydać werdykt na podstawie opublikowanego niedawno i znakomicie przyjętego raportu National Commission on Excellence in Education (Narodowej Komisji ds. Doskonałości w Edukacji) zatytuowany „A Nation at Risk” (Naród w obliczu ryzyka). Jak mówi jeden z moich bystrych przyjaciół, „Jest to pokolenie ptasich móżdżków.” Nie ma on na myśli, iżby młodzi ludzie mieli mózgi wielkości ptasich. Chodzi raczej o to, że tak jak ptaki, chłopcy i dziewczyny skaczą z kwiatka na kwiatek, oglądając migający ekran, nigdy nie zatrzymując się na tyle długo, żeby nauczyć się czegokolwiek ważnego.
Albowiem informacja to nie wiedza, a wiedza to nie mądrość.
Gdzie jest wiedza, którą utraciliśmy w informacji – o mądrości nie wspominając? College nigdy nie przedstawiał swym studentom różnorodności informacji, przypadkowego nagromadzenia faktów, lecz zintegrowany i uporządkowany zbiór wiedzy, który rozwijał filozoficzne nawyki umysłu – za pomocą którego to wzorca umysłu można by znaleźć drogę do mądrości wszelkiego rodzaju.
Bez wątpienia rozwój komputerów przyniesie nam różnorodne korzyści materialne. Jednakże, jeśli chodzi o autentyczną edukację, komputer wraz ze swoim Społeczeństwem Informatycznym może uróść do rangi zarazy. Zdaje się z zimną kalkulacją być wpisany w dzieło osłabiania rozumu jednostki i czynienia nas zależnymi od elity programistów (na wyższym stopniu Społeczeństwa Informatycznego). Może stać się zaciekłym wrogiem filozoficznych nawyków umysłu.
Przytłaczająca mnogość różnorodnych informacji
Amerykanie bez wątpienia zawsze pragnęli wiedzieć co się dzieje poza granicami ich państwa. Jest to pożądane zwłaszcza dzisiaj. Jednak informacji zaczyna wręcz brakować. Czy nie ma gazet, czasopism, poważnych periodyków, odbiorników radiowych, odbiorników telewizyjnych, nauczycieli? Mnogość różnorodnych informacji, która nas zalewa, już przytłacza i przeraża. Nie potrzebujemy większej ilości danych. Jako publiczność domagamy się możliwości oceniania i łączenia ze sobą tych przeróżnych informacji oraz okazji do zastanowienia się nad nimi.
Przez trzynaście lat byłem niezależnym kolumnistą. Odkryłem, że zgromadzenie i połączenie ze sobą wszystkich informacji o wszystkim co zdarzyło się wszędzie jest prawie niemożliwe, mimo iż otrzymywałem zapłatę za swoją pracę. Nie nauczyłem się nawet „rozumieć Afryki”, chociaż byłem tam i przeczytałem wiele poważnych książek i artykułów o tym kontynencie.
Proste „przyspieszenie” potopu informacji nie może nam pomóc: już teraz informacja naciera na nas codziennie z przerażającą szybkością, której przeciętny mężczyzna i przeciętna kobieta, czy nawet uzdolniony dziennikarz, nie może wytrzymać. Jak wiele gazet mamy przeczytać, jak wiele książek o aktualnych sprawach mamy pochłonąć, ilu wykładów wysłuchać?
Jednak być może prorocy Społeczeństwa Informatycznego pragną następującej rzeczy: chcą wybierać i „wstępnie trawić” informacje, by opinia publiczna otrzymywała tylko takie fakty i opinie, które elita Społeczeństwa Informatycznego uważa za stosowne podać do wiadomości. Już teraz jesteśmy poddawani małym dawkom takiej terapii przez telewizyjnych speców od wszystkiego. Byłoby przesadzone i nieuprzejme nazwać taki sposób segregacji i przekazywania informacji „praniem mózgów”. Jednakże, to łatwe przekazywanie rzekomo dokładnych informacji może być zgubne dla amerykańskiej demokracji. Wielki Brat nas poinformuje. Od roku 1984 dzielą nas tylko cztery miesiące.
Entuzjastów Społeczeństwa Informatycznego można znaleźć wszędzie – nawet, a być może zwłaszcza, pośród personelu federalnego Departamentu Edukacji. Umieścili oni bezwzględną pochwałę „nauki komputerowej” (informatyki) we wspomnianym już raporcie Komisji ds. Doskonałości w Edukacji. Co więcej, uczynili tę rzekomą naukę jedną z Pięciu Nowych Podstaw (Five New Basics) zalecanych do nauczania we wszystkich szkołach, razem z angielskim, matematyką, naukami ścisłymi i społecznymi. (Te cztery pozostałe podstawy nie wydają mi się szczególnie nowe.) Poniżej przedstawiono ustęp z raportu tyczący się Nowej Podstawowej Piątki:
„Nauczanie nauki komputerowej w liceum powinno uzdolnić absolwentów do: (a) zrozumienia komputera jako urządzenia do uzyskiwania informacji, przetwarzania ich, a także komunikowania się; (b) korzystania z komputera w nauce innych podstaw, a także w celach osobistych jak i zawodowych; (c) zrozumienia świata komputerów, elektroniki i powiązanych z nimi technologii.”
Nie ma powodu, dla którego można by sprzeciwiać się nauce obsługi komputera w szkole czy w domu, tak jak nie ma go by sprzeciwiać się nauce obsługi maszyny do pisania w szkole czy w domu. Jednakże, czy mamy podnieść obsługę i rozumienie komputera do poziomu równego wszystkim autentycznym naukom, które zostały ujęte w Podstawie nr 3?
Wysuszanie źródeł wyobraźni naukowej
Rozwój komputerów elektronicznych jest owocem autentycznych nauk, fizyki i matematyki. Jeśli mamy stać się mistrzami komputera, a nie jego poddanymi, musimy rozumieć fizykę i matematykę. W przeciwnym wypadku będziemy tylko pasywnymi odbiorcami, co najwyżej uzdolnionymi robotnikami. A jeśli coraz częściej kładzie się nacisk na naukę sprawnej obsługi komputera kosztem poważnego studium fizyki i matematyki, źródła wyobraźni naukowej mogą zacząć stopniowo wysychać. Ten fanatyzm w uczynieniu z informatyki obowiązkowego przedmiotu dla praktycznie wszystkich osób można porównać do sytuacji w której, po wynalezieniu telegrafu przez Morse’a, każda szkoła miała by za zadanie poświęcić większą część czasu i funduszy na nauczanie młodych ludzi jak być telegrafistami. Czy branża komputerowa i przemysł ogółem nie jest w stanie wyszkolić swoich własnych techników?
Niemniej jednak różne instytucje oświatowe już złożyły hołd Świętemu Komputerowi, wliczając w to przynajmniej jedną, która ogłosiła ukończenie kursu nauki komputerowej wymogiem pozwalającym na jej ukończenie. Nie mam informacji, czy ta instytucja wymaga od wszystkich swoich podopiecznych uczenia się fizyki czy zaawansowanej matematyki. „Istotność” jest wszystkim – nawet jeśli jest nieistotna dla filozoficznych nawyków umysłu.
Wrzućmy więc kilka ziarenek soli do tego bigosu zwanego Społeczeństwem Informatycznym. Młodzi ludzie nie mogą „zrozumieć” innych społeczeństw za pomocą lawiny faktów. Aby nabyć pewną, wartościową wiedzę na temat Europy, Azji, Afryki i Ameryk, nadal jest konieczne – jeszcze bardziej niż w zeszłym roku – by uczyć się poważnie historii, geografii, politologii, antropologii i ekonomii. Również niezwykle istotne jest, by zdobyć wiedzę z dziedziny literatury, która nie może być przekazana przez komputery. Taka usystematyzowana wiedza nie może być zdobyta w krótkim czasie. Takie są granice ludzkiego pojmowania.
Przywrócenie uczenia się
Z dyskusji na temat tego, co wyższa oświata powinna zrobić dla ludzi w nadchodzących latach należy zapamiętać jedną rzecz: fale technologicznych innowacji zawsze niosą ze sobą wiele edukacyjnych szczątków. Niewyobrażalna masa tych szczątków została wyrzucona na plaże akademii przez ideologiczne burze lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. W college’u i na uniwersytecie dopiero zaczynamy odbudowywać się po zniszczeniach dokonanych na filozoficznych nawykach umysłu przez te burze. Ludzie z wyższych sfer i wykładowcy ze środowiska akademickiego byliby niezwykle nierozważni, gdyby dopomogli w tym nowym dziele zniszczenia, stawiając gadżety ponad intelektualną dyscyplinę.
Dobry college, w ostatnich latach tego wieku i pierwszych dekadach kolejnego, powinien podjąć się przywrócenia uczenia się. Możemy żywić nadzieję, że wyszkolimy wielu kompetentnych ludzi, a nawet kilku mądrych. Powinniśmy absolutnie wystrzegać się oświaty, która produkuje młodych ludzi znających cenę wszystkiego i wartość niczego: ludzi wypełnionych informacjami, którzy nie są w stanie ich przetrawić. Panie i panowie, zaproponujcie dorastającemu pokoleniu wychowanie oparte na dyscyplinie umysłu i sumienia. Dajcie im zbiór solidnej wiedzy i ożywioną wyobraźnię. A jeśli to pokolenie nie będzie Was błogosławić, przynajmniej tak uczynią kolejne pokolenia. Uczyńcie tak, a przekroczymy granice Społeczeństwa Informacyjnego. Być może uda nam się nawet zbudować Społeczeństwo Przyzwoite.
Russell Kirk
Tłum: Marek Kormański
Kategoria: Marek Kormański, Publicystyka, Społeczeństwo