Rowiński: Zbliża się czas reformy Kościoła?
Zdecydowane i sprzeczne reakcje jakie wywołała korekta KKK, 2267 skłaniają do pytań czy nie jest potrzebne przemyślenie w Kościele kwestii prymatu piotrowego tak, jak do tego namawiał Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint. Chociaż Papież z Polski podał tę propozycję w kontekście dialogu ekumenicznego, to dziś może warto rozważyć kwestię czy nie mamy do czynienia z takim nieuporządkowaniem urzędu papieskiego, które w efekcie staje się zarzewiem niezgody w samym Kościele katolickim. Można powiedzieć, że katolicy nie raz w historii mocno się spierali o różne kwestie, jednak papiestwo było tym urzędem, który ostatecznie doprowadzał do zgody. W czasach sprzed schizmy wschodniej ta rola w widzialny sposób miała charakter powszechny.
Zostawmy jednak w tej chwili kwestię ekumeniczną, która jest sprawą odrębną i charakteryzuje się rozmaitością problemów w relacjach pomiędzy Kościołem katolickim z różnymi Kościołami oraz wspólnotami chrześcijańskimi. Bez wątpienia jednak każdy, kto nie jest zaślepiony ultramontańską gorączką powinien dziś pytać o to czy nie ma potrzeby by Kościół “znalazł taką formę sprawowania prymatu, która nie odrzucając bynajmniej istotnych elementów tej misji, byłaby otwarta na nową sytuację.” (Ut unum sint, 95)
To nową sytuacją, jest nieustanna obecność Papieża w mediach, jest proces emancypowania się osobowości Papieży od ram urzędu. Trudno też nie zapytać czy nie mamy do czynienia z od dawna niespotykaną, dzieląca, a nie jednocząca rola Papieża wewnątrz Kościoła katolickiego. Być może stoimy wobec najpoważniejszego kryzysu w Kościele od czasów Schizmy Zachodniej, w czasie której ludzie o potwierdzonej świętości znajdowali się w różnych obozach walczących papieży. Za nową sytuację należy być może uznać, że Papież – takie pojawiają się wrażenia z obserwacji pontyfikatu – postępuje jakby stał się kimś więcej niż następcą Piotra, a tym, który ma władzę nad Prawem.
Dekret Soboru Watykańskiego II o ekumenizmie Unitatis redintegratio odnotowuje, że chrześcijanie zawsze byli złączeni „wspólnotą wiary i życia sakramentalnego, a jeśli wyłaniały się nieporozumienia między nimi co do wiary czy karności kościelnej (disciplina), miarkowała je Stolica Rzymska” (UR, 14). Tym bardziej dotyczyło to katolików. Dziś wielu katolików nie odnajduje znaków tej roli w pontyfikacie Papieża Franciszka.
Również natężenie woli wszystkich stron kościelnych sporów pokazuje, że urząd papieski zaczął wywoływać “niezdrowe emocje” czasem wręcz uniemożliwiające rozmowę. Nie znaczy to, że racja w konkretnych sprawach nie jest przy jednej ze stron – czy to w sprawie kary śmierci, czy kontrowersyjnych zapisów w Amoris Laetitia – lub że “prawda leży pośrodku”. Trzeba raczej postawić kwestię, czy nie doszło do przeakcentowania wśród katolików – w ogólności – roli Papieża. U niemal wszystkich stron kościelnych sporów można wyczytać przekonanie, że w każdej sprawie wszystko zależy od Papieża. I w zależności od wymowy tego czy innego papieskiego gestu jedni tryumfują a drudzy rozpaczają. Proces utrwalania się takich postaw jest obserwowalny od dawna. Tymczasem ważniejszy w dziejach zbawienia od gestów Papieży wydaje się zmysł i rozumność wiary dzięki, dzięki którym po prostu dokonuje się przekazywanie prawdy o zbawieniu. W tej ciągłości i rozwoju doktryny i praktyki przez stulecia obecny był Duch Święty. Trudno dowodzić by miało to się zmienić teraz.
Chronić prawdy o zbawieniu to zadanie Papieża, ale gdyby Ojciec Święty tego nie robił, robił nie dość stanowczo lub nie wszędzie, gdzie jest to potrzebne, nie znaczy to, że zmienia się wiara czy słowa Pana Jezusa. Nie zmienia się jednak wtedy też to, że Papież dalej jest Namiestnikiem, widzialnym zwornikiem jedności Kościoła. Jedność dokonuje się bowiem bardziej w jego osobie nawet niż w wypowiedziach, które bywają dyskusyjne jeśli nie są wypowiedziane w powadze nieomylności. Zatem jak się zdaje katolicką reakcją na kontrowersje obecnego pontyfikatu powinien być synowski spokój i otwarta dyskusja w świetle Tradycji.
Wydaje się zatem bardzo prawdopodobne, że kontrowersyjne korekty Papieża Franciszka wcale nie zamykają, ani nie rozstrzygają poruszanych przez niego kwestii. Nie podważają też roli urzędu jaki pełni, nawet jeśli mamy wątpliwości, co do zasadności niektórych z decyzji. Nie możemy odrzucić urzędu powstałego z nadania Chrystusa. Kwestie kontrowersyjne zaś powrócą – nie wiemy dokładnie kiedy – ale z pewnością stanie się to w czasach jakiegoś mniej autokratycznego pontyfikatu, w którym będzie można swobodnie odwoływać się do słów Ewangelii, tekstów Ojców i Doktorów, wreszcie do katolickiego rozumu. „Autokratyczność” nie jest tu bezpośrednim odniesieniem do osobowości Papieża Franciszka, jest dzisiejszą kondycją urzędu papieskiego. Widzimy też, że rozwiązaniem problemu nie jest obecnie proponowana decentralizacja, będąca raczej centralizacją w duchu rewolucyjnym. Tak trzeba określić władzę jaką ma super-grupa kardynałów, ponieważ władza ta istnienie równolegle wobec zwykłych urzędów kurii rzymskiej i działa często z ich pominięciem. Do tego trzeba dodać drugi element, obecny projekt decentralizacji jest głównie przesunięciem odpowiedzialności z papiestwa na episkopaty, czyli odpowiedzialności osobistej na kolektywną. W praktyce niestety żadną.
Można dodać, że prawdopodobnie czas super-papieży na razie dobiegł kresu. Super-papieżom aż tak bardzo nie szkodził kryzys urzędu, ponieważ potrafili go utrzymać na swoich ramionach. Nie jest jednak to sytuacja normalna by ludzie dźwigali na swoich plecach instytucje. Ich zadaniem jest wspieranie ludzkiego zaangażowania. Epoka ta nie mogła trwać wiecznie i można się spodziewać, że zbliża się czas reformy Kościoła.
Tomasz Rowiński
za: christianitas.org
Kategoria: Inni autorzy, Publicystyka, Religia, Społeczeństwo, Wiara