banner ad

Rieder (Madame Woillez): „Sierota znad Berezyny”

Istnieje kategoria powieści, które nazywam poczciwymi. Niedawno dostałam w prezencie XIX-wieczną powieść, będącą lekturą z dzieciństwa św. Teresy Martin. Powieść dla panienek – mówiło się kiedyś z przekąsem. A mnie spodobała się ta spokojna, pogodna opowieść o sile wiary i o tym, że wszystko skończy się dobrze.   

W Moskwie żyje Francuzka, wdowa po szanowanym rosyjskim lekarzu. Razem ze swoją nastoletnią córką – jedynaczką pani Olbińska przeżywa napoleoński najazd na Moskwę. Tracą w ogniu majątek, następnie uciekają z miasta wraz z Francuzami. Drogi matki i córki rozchodzą się nad Berezyną, podczas dramatycznej przeprawy przez rzekę. Julia, bo tak się nazywa córka, po wielu perypetiach trafia do Francji, gdzie zostaje guwernantką pewnej hrabianki. Matka podobno utonęła w Berezynie…

Mimo wątków przygodowych na pierwszy plan wysuwa się wychowanie 15-letniej hrabianki Łucji. Zaledwie 18-letnia Julia ma za zadanie wnieść do dostatniego życia w dworze chrześcijańską prostotę, umiar i szlachetność. Robi to z siłą nieproporcjonalną do swojego wieku, z dojrzałością niemal równą dojrzałości własnej matki. Jest tak przekonująca, że zdąży jeszcze „wychować” samą hrabinę, zaimponować stareńkiemu proboszczowi,  rzucić na kolana rosyjskich oficerów oraz wieśniaków z majątku. Staje się przez to postacią nieco przerysowaną, przekazuje jednak rzeczy ważne i dobre. Uparcie wierzy, walczy, jest gotowa na każdą ofiarę, byleby uratować człowieka. I wszystko kończy się dobrze, bo w cudowny sposób pojawia się matka.

Ciekawe jest spojrzenie Francuzów na Rosjan i na siebie samych. Francuzów Rosja zawsze fascynowała, chociaż wykwintne maniery może nie były tym, co by ich wszystkich łączyło. Autorka nie unika faktów, takich jak rosyjskie znęcanie się nad więźniami i torturowanie (zakopywanie żywcem – prawie jak UPA Polaków), ale idealizuje sfery wyższe i samego władcę. Car Aleksander wydaje się prawie kapłanem dla swego ludu, aż trudno uwierzyć, że taki anioł (sprzymierzony z Prusami) był ciemiężcą Polski. A że jego armia paliła i gwałciła? No, taki przypadek. Pewnie nie dotarły do nich carskie ukazy… Z kolei armia francuska również była w oczach autorki armią bohaterską, a co niósł Napoleon na swoich sztandarach, to już inna sprawa. Dość, że mieli to szczęście, że nie zostali pod zaborami ani na Syberii.       

Stosownie do gatunku, wiele miejsca w powieści zajmują wykłady z gatunku umoralniających, wiele w nich z ducha Księgi Mądrości. Poszczególni bohaterowie, zwłaszcza Julia, wygłaszają długie kwestie na temat religii i dobrych obyczajów. Robią to jednak w uroczy, staroświecki sposób. Każda z postaci ma stanowić wzór: matka Julii matki, ks. Bonnier – wiejskiego księdza, pasterza i opiekuna, hrabia – wzór możnowładcy jako opiekuna trzody. Oficerowie zaś są ujmujący, niepozbawieni ludzkich uczuć. Dzikich kozaków Julia zdołała sprowadzić do parteru swoją przemową. Realne czy nie, nad wyraz pozytywne. W zalewie współczesnych powieści przeładowanych patologiami, okultyzmem i narzekaniem na podły los świata w ogóle, teksty takie jak powieść pani Rieder są balsamem dla duszy. Chwilami można się uśmiechnąć, ale nie da się zaprzeczyć wartości, jakie ona przekazuje. I dobrze się kończy. Dobro jest siłą – mówi autorka. Przeczytałabym więcej takich powieści.    

 

Aleksandra Solarewicz

 

K. T. Rieder (Madame Woillez), „Sierota znad Berezyny. Powieść o czasach wojen napoleońskich 1812-1815”, przekł. A. Pliś, Kraków 2019

Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Publicystyka, Recenzje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *