Rękas: Pomniki Ofiar Rzezi Wołyńskiej staną kiedyś w każdym mieście polskich Kresów
Czy dobiegną w końcu peregrynacje zakazanego pomnika upamiętniającego ofiary ludobójstwa dokonanego ze szczególnych okrucieństwem przez ukraińskich nazistów? Kolejną możliwą lokalizacją wydaje się być bieszczadzka Komańcza. O ile i tej możliwości nie zablokują tajni i jawni sympatycy banderowców, których nie brak w politycznym szambie III RP…
Ukrywana prawda
Zawsze warto przypominać jak ciernistą drogę przeszli wszyscy starający się o upamiętnienie ofiar ludobójstwa popełnionego przez ukraińskich nazistów. Przez kilkadziesiąt lat wokół Rzezi Wołyńskiej i innych zbrodni banderowskich panowała zmowa milczenia – w czym niemały udział miało szerokie uczestnictwo dawnych OUN-owców i upowców w strukturach partii komunistycznej i aparatu bezpieczeństwa. Ta grupa polityczna tak po prostu działa – przed wojną przymilali się do polskiej sanacji, podczas wojny do władzy sowieckiej, następnie do hitlerowców, potem ci na Zachodzie przechrzcili się na demokratycznych antykomunistów, za to ci w Polsce i na Ukrainie Sowieckiej – znów udawali nastajaszczych komunistów! A pod koniec lat 90-tych – od tych samych nazwisk, dzieci i wnuków zbrodniarzy zaroiło się w szeregach tak zwanej opozycji demokratycznej, wśród polityków głównych partii politycznych w Polsce. Ot, taki banderowski entryzm – mimikra i takija razem wzięte.
Stąd też do pierwszych lat XXI wieku polscy Kresowianie nie mieli możliwości nie tylko, by wznosić pomniki swych pomordowanych krewnych – ale nawet by głośno mówić prawdę o Rzezi Wołyńskiej. Pamiętajmy, że mówimy o ludziach, którzy cudem (niekiedy dzięki swym sąsiadom, sprawiedliwym Ukraińcom) uniknęli wyjątkowo okrutnej śmierci – rozszarpania końmi, nabicia na sztachety płotów, rozpłatania brzucha i owijania wnętrzności wokół drzew, palenia żywcem, ucinania członków, zwyrodniałych gwałtów, wyrywania płodów z brzuchów matek, roztrzaskiwania główek niemowląt o progi domów. Takich wydarzeń, takich obrazów łatwo się nie zapomina. Zwłaszcza, gdy widzi się potomków sprawców jako bohaterów współczesnej Ukrainy czy działaczy mniejszości ukraińskiej w Polsce – której wolno więcej, która jest krzykliwa i agresywna i coraz głośniej zapowiada, że dokończy Rzeź Wołyńską
Pomniki, które krzyczą
Trzeba było przebudzenia, zobaczenia własnej siły, poczucia jak ogromna część wielkiego narodu polskiego podziela te same uczucia – tęsknotę do Kresów, oburzenie straszliwą zbrodnią banderowską, słuszny gniew z powrotu nazizmu na Ukrainę. W ciągu dosłownie kilku lat dokonał się postęp – w kolejnych polskich miastach udało się upamiętnić ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. Powstały pomniki – np. w Lublinie, wyjątkowo przejmujący, pokazujący nie tylko drastyczność zbrodni, ale także wskazujący, że dokonano jej na całej niemal ludności Kresów niepodzielającej zbrodniczej ideologii Bandery, Doncowa i Melnyka – ginęli przede wszystkim Polacy, ale także Żydzi, Ormianie, Czesi i uczciwi, porządni Ukraińcy, nie chcący mieć nic wspólnego z tamtą bandą morderców.
Każde takie upamiętnienie wydzierano jednak oddolnie władzom lokalnym i państwowym. Walczono o każdy zapis, każdy detal pomników, każdy obraz i symbol, mogący choćby zbliżyć się do oddania szczegółów tamtej zbrodni, nie mającej sobie równej w nowożytnej Europie. Nic dziwnego więc, że niesamowity w swym wyrazie – jednocześnie alegoryczny, ale i dosłowny pomnik autorstwa wielkiego artysty, Andrzeja Pityńskiego – od blisko dwóch lat nie może znaleźć dla siebie miejsce. Choć jest gotów i można go oglądać przed odlewnią w Gliwicach – jego docelowa lokalizacja jest wciąż zmieniana. Pomyślany pierwotnie dla Rzeszowa – został zablokowany przez miejscowe władze. Kresowianie zapraszali go następnie do Stalowej Woli, Jeleniej Góry, Torunia. Wszędzie zadziałało lobby ukraińsko-banderowskie (m.in. powiązane z Kościołem uniackim), a także więzi łączące główne partie polityczne w Polsce z reżimem rządzącym obecnie w Kijowie. Pomnik jest więc bezdomny, jednak mimo starań nie udało się go zniszczyć, a jego siła oddziaływania – choć wirtualna – jest już ogromna, porównywalna z efektem filmu „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego.
Zdepczemy banderyzm – upamiętnimy jego ofiary
Faktem jest, że zdaniem wielu Kresowian – właściwą lokalizacją dla monumentu jest właśnie Podkarpacie, ta pozostała przy Polsce część dawnego Województwa Lwowskiego, pod koniec wojny i po niej również poddana gwałtownemu terrorowi banderowskiemu. To nieopodal Komańczy, na Chryszczatej stał nielegalny pomnik bandytów z UPA, to tu infiltracja banderowska stara się zakazić kulturalny ruch Rusinów – Łemków. To wreszcie stąd kiedyś Polska powróci na swoje Kresy, w tym na Wołyń. W tym też sensie nawet Komańcza nie wydaje się bowiem ostatecznym miejscem przeznaczenia tego i podobnych pomników. Naszym celem powinno być, by takie same monumenty stanęły kiedyś w Łucku, Włodzimierzu Wołyńskim, Równem, Lwowie, Tarnopolu czy Stanisławowie. Na wieczną hańbę banderowskim zbrodniarzom, na wieczną pamięć krwi przelanej za polskość tych ziem i jako ostrzeżenie dla wszystkich znów rozpalających plugawy płomień ukraińskiego nazizmu. Mimo odniesionych ran, zdeptaliśmy banderyzm wtedy – zniszczymy go i dzisiaj!
Konrad Rękas
Rosyjskojęzyczna wersja tekstu ukazała się na portalu https://novorosinform.org/
Kategoria: Myśl, Polityka, Publicystyka
Konrad ale ty glupi jestes.. ten twoj belkot o banderyzmie mnie wzruszyl.. pomiiem w banderowca, hahahah.
Takie pomniki powinny też stanąć na Pomorzu Szczecińskim, Ziemii Lubuskiej czy Dolnym i Górnym Sląsku, czyli ziemiach przywróconych ojczyźnie, w wyniku II wojny światowej. Tam żyje sporo potomków ofiar UPOwskich siepaczy. A pomników nie za wiele. W takim Wrocławiu, władze nawet bałyby się o czymś takim pomyśleć. Przy takiej liczbie Ukrainców w mieście.
Oczwyiście, na Kresach Wschodnich również powinny one stanąć, ale może należałoby odwojować ideowo Kresy Zachodnie.
"Ukraińscy naziści" – trafna terminologia. Budzi właściwsze skojarzenia, aniżeli potoczne "banderowcy". Tym bardziej, że w obronie piekłoszczyka Stiepana Bandery – który jakoby z ludobójstwem wołyńskim "nie miał nic wspólnego" – stają nie tylko haliczanie czy zawodowi nadwiślańscy banderofile, ale także rzekomi patrioci, jak np. zmarły niedawno, "kryształowo uczciwy" Jan Olszewski.
Ukraiński nazizm jest szerszy niż banderowskie partyjniactwo (bo Melnyk, bo Rebet itd.), nadto też wyraźniej mówi czym ten ruch był, nie zostawiając marginesu na potworki w rodzaju "banderyzm, ale taki propolski"…