banner ad

Rękas: Notre Dame, czyli Nasza Pani płonie

| 24 kwietnia 2019 | 0 Komentarzy

Może od razu odbudować Notre Dame jako meczet? Żeby nie trzeba było potem przerabiać…

Nie, nie drwię. Jako chodzący antytalent plastyczny w liceum wolałem wagary niż lekcje malowania. Stąd, kiedy przyszło do zaliczenia roku – moją jedyną szansą było zdawanie z historii sztuki. Przed dwie godziny, figura po figurze, witraż po witrażu, symbol po symbolu opisywałem wszystkie jawne i ukryte, a dziś już tylko zniszczone znaczenia Notre Dame, na które patrzyłem całymi dniami i miesiącami spędzanymi we francuskim jeszcze wtedy Paryżu. Wygląda dziś, jakbym się śmiał?

Jesteśmy na pogrzebie. A na pogrzebie płacze się – lub milczy.

Dlatego też, jeśli w ogóle zdarzyło się cokolwiek pozytywnego (może poza uratowaniem świętych relikwii i skarbca Katedry), to fakt, że Macron odwołał (póki co…) swoje orędzie do narodu. Oczywiście jednak cisza, szok ludzi stojących przed rozpadającą się świątynią szybko zostanie zagłuszony komentarzami tych, którzy przecież jeszcze wczoraj sami chętnie pozbyliby się wszystkich śladów Boga i kultu religijnego z przestrzeni publicznej, którzy przyznając wprawdzie pewne znaczenie artystyczne tego rodzaju zabytkom, jednocześnie uznając je jednak za krępującą pamiątkę feudalizmu i opresyjności Kościoła albo ubolewając nad wysokimi kosztami utrzymania i remontów takich staroci, podczas gdy przecież środki te mogłyby służyć dalszemu wzrostowi gospodarczemu itd.

Ten hałas zacznie się dosłownie za chwilę, póki jednak słychać głównie trzask ognia trawiącego Katedrę – jak iskra parzy natrętne skojarzenie: Czy to nie wygląda jak zemsta neo-świata za Dwie Wieże? Czy raczej dopełnienie – wtedy zwalono świątynię nowej wiary by odtworzyć ją i zwielokrotnić, by jeszcze bardziej obciążała ziemię. Stare symbole tym bardziej muszą więc upaść.

Będziemy też zapewne czytać zestawienia utraty Notre Damy ze zniszczeniami innych wielkich artefaktów – rozstrzelaniem posągów Buddy w Bamianie przez talibów czy dewastacją Palmyry przez daesh. Faktycznie, świat współczesny – choć jego istotą jest zmiana, unicestwienie bądź przeformatowanie przeszłości wciąż cofa się w trwodze przed bezpowrotną utratą, jeśli dzieje się ona nagle i szybko. A przecież anihilacja zachodzi przez cały czas – codziennie widzimy kościoły zamieniane w knajpy, hotele, burzone albo oddawane tym, którzy jeszcze mają siłę wierzyć w swoich bogów. Także cała kultura materialna odchodzącego świata – jest niczym niż tylko atrakcją, której przykro, że może nie zobaczymy, ale tak naprawdę nie ma już znaczyć niczego.

Teraz więc, gdy ktoś powie znów “jesteśmy częścią Zachodu, częścią świata katedr” – naturalną odpowiedzią będzie zapytanie: JAKICH KATEDR?

Ktoś mógłby zapytać, bluźniąc – jeśli to kara za grzechy, za bezbożność Francji i świata, za odwrócenie się od Boga i postawienie nowych świątyń Szatanowi kapitału i demoralizacji – czemu karani są wierzący, czemu cierpią ci czujący w sobie ten ogień trawiący Notre Dame, dla których upadek jej iglicy był ciosem w samo serce, wbiciem w mózg obrazu nie do wyparcia?! Kiedy Pan nasz zstąpił na ziemię wybrał własną śmierć na krzyżu, choć przecież jedną myślą mógł odesłać do piekieł cezarów, namiestników i faryzeuszy. I świat został odkupiony, ludzie odnaleźli drogę Ofiary. Co jednak odpowiemy, gdy podczas Paruzji usłyszymy: “Wysyłałem wam znaki, a pozostaliście ślepi!“?

Powiemy – płakaliśmy, robiliśmy filmiki, a potem jak zajęliśmy się czymś innym. Przynajmniej teraz patrzmy więc chociaż, jak Nasza Pani płonie.

Postscriptum dla Brunona Jasieńskiego

W XX-wiecznej powieści „Palę Paryż” Bruno Jasieński opisał, jak pod ciężarem niepokonanych nierówności społeczno-ekonomicznych i etnicznych, których katalizatorem staje się wywołana sztucznie, w rezultacie tej samej frustracji zarazą – stolica Francji pogrąża się w chaosie, zostaje odizolowana, a w końcu wymiera, za wyjątkiem grupki więźniów. To właśnie oni, wcześniej wykluczeni przez świat, który zginął – przygotowują dla niego alternatywę, ukrywając prawdę o wygaśnięciu zarazy i paląc jej resztki: „dzienniki całego świata doniosły o pożarze Paryża. Na wzniesienia i wzgórza Francji wyległy tłumy Francuzów oglądać go gołym okiem. Czarny gejzer dymu bił na setki metrów w niebo. Był to widok niezapomniany. Odważny lotnik francuski, który na własne ryzyko umyślił przelecieć nad płonącym Paryżem, zmuszony był zawrócić w kłębach gryzącego dymu i nie potrafił opowiedzieć nic nad to, że Paryż płonie od końca do końca.

Łatwo rozczulająca się babcia—Europa roztkliwiła się tego dnia nad losem nieszczęsnego miasta do prawdziwych, nieglicerynowych łez. Starsi panowie całego świata wspominali z rozrzewnieniem lata młodości, „Moulin Rouge”, „Maxima”, midinetki i manekiny. Księża z ambon napomykali mglisto o karze bożej i nawoływali do pokuty. W izbie deputowanych siwy, nieśmiertelny Briand napadał na komunistów. Nazajutrz stacje odbiorcze kontynentu pochwyciły po długiej przerwie pierwsze radio z Paryża. Depesza donosiła o pożarze, o rozprzężeniu i o dalszych postępach epidemii[i].

Dziś Paryż płonie naprawdę – najpierw w ogniu buntu Żółtych Kamizelek, dziś przez jeden ze swoich najważniejszych symboli. Czy jednak wystarczy to, czy byłoby komu – i do kogo wysłać taki komunikat?

Wtedy to, niespodziewanie, poprzez minorowy akompaniament miarowo odliczanych cyfr, zagłuszając go, jak miedziany ryk trąby, rozgrzmiały nagle w grającej z tłumikiem orkiestrze smyczkowej, przedarł się tubalny głos:

— Halo! Halo! Mówi Paryż! Słowa te były tak nieoczekiwane, że tłumy w podnieceniu zakotłowały i umilkły, niepewne, czy nie padły ofiarą złudzenia słuchowego. (…) — Robotnicy! Żołnierze! Chłopi! Mówi do was rewolucyjny rząd Paryża. Paryż, który uważaliście za wymarły — żyje. Słuchy, jakie dochodziły was o szalejącej w nim epidemii — kłamią. Epidemia w Paryżu wygasła dwa lata temu. Ocalał od niej jedynie, wtrącony do więzień w czasie majowych represyj, wielotysięczny proletariat paryski. Na ruinach starego Paryża ocalały dzięki izolacji w więzieniach proletariat wzniósł przez te lata nowy Paryż — wolnej robotniczej komuny[ii]”.

Nie, oczywiście, że nie, nikt takiego przekazu nie nada, nie „staniemy się lepsi dzięki tej tragedii”, nie naprawimy niczego – nawet wznosząc na powrót iglicę Notre Dame. Nie będzie ani nawrócenia, ani nowej komuny, ani kontrrewolucji. Paryż nie spłonie. A ogień go nie oczyści.

Konrad Rękas

[i] Bruno Jasieński, „Palę Paryż”, wyd. 1957, str. 145

[ii] Op. cit. str. 153

 

Za: Konserwatyzm.pl

 

Kategoria: Myśl, Publicystyka, Religia, Społeczeństwo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *