Rękas: Nadchodzimy!
Co jakiś czas przez ukraińską prasę przelatuje fala informacji o skali polskich roszczeń własnościowych na Kresach. Przypomnijmy, że bezpośrednie korzenie kresowe ma co najmniej półtora miliona Polaków, a udokumentowane prawa do pozostawionych (nie z własnej woli) majątków na Ukrainie– nie mniej niż 160 tysięcy. Same odszkodowania i wartość mienia podlegającego restytucji szacowana jest na ok. 5 miliardów dolarów.
Przede wszystkim jednak, jako prezes Powiernictwa Kresowego – chciałbym przekonać zwłaszcza ukraińskie media, by przestały już pisać o działalności naszej organizacji w tonie sensacji, traktując kolejne pozwy jako jakieś „wydarzenia nadzwyczajne”. Przeciwnie. Do naszej aktywności, do powrotu Polaków na Kresy, do odzyskiwania polskiej własności i repolonizacji naszych dawnych Ziem Wschodnich – trzeba się po prostu przyzwyczaić. Powtórzę: Polacy w dawnych granicach Rzeczypospolitej i to Polacy jako właściciele ziemi, majątków, gospodarstw rolnych, domów, kamienic, dworów, pałaców, zakładów rolnych i przemysłowych – staną się znów normalnym, ważnym elementem społeczeństwa. Tak, jak było to przez stulecia.
Podobnie nie ma żadnej sensacji w formułowaniu kolejnych pozwów restytucyjnych. Mamy w już naszych rejestrach ponad 6.000 wniosków, kompletowana jest dokumentacja kolejnych. Cóż więc dziwnego, że wszystkie one ostatecznie trafią do sądów, najpierw ukraińskich, a następnie zapewne europejskich?
Polskość coraz silniejsza
Proces repolonizacji Kresów można także widzieć w szerszym kontekście. Od kilku miesięcy w środowiskach polskich emigrantów zarobkowych na Zachodzie coraz wyraźniejsza jest tendencja powrotów do kraju. Mówimy o pokoleniu 20-40 latków, rozwojowym, aktywnym zawodowo, a przede wszystkim – dynamicznym demograficznie. Można się spodziewać, że ta coraz wyraźniejsza fala zwrotna nie tylko skutecznie zablokuje napływ do Polski ukraińskich pracowników najemnych. Młode i średnie pokolenie Polaków jest coraz mocniej zainteresowane odwróceniem dotychczasowego niekorzystnego trendu demograficznego naszego narodu. To dopiero początek, ale już można stwierdzić, że polskość odzyskuje dynamikę. Ta zaś będzie potrzebować ujścia. Czy w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem nie będzie skierowanie tej dynamiki na tereny stanowiące obecnie zachodnią Ukrainę? Tym bardziej, że akurat tam mamy do czynienia z sytuacją dokładnie odwrotną. Kto żyw – chce uciekać na Zachód. A przecież natura nie znosi próżni…
Młodzi, powracający z emigracji Polacy mogliby z czasem wypełnić przestrzeń po wyjeżdżających Ukraińcach, a także wejść w lukę gospodarczą i kapitałową, która pogłębia obecny kryzys bankrutującego państwa ukraińskiego. Ta swoista wymiana – może więc okazać się obopólnie korzystną – i dla Polaków, i dla ich dawnej ojcowizny, obecnie w granicach Ukrainy. I nie tylko Ukrainy. Zauważmy, że także m.in. ludność Litwy spadła od blisko 4 mln mieszkańców w momencie uzyskania niepodległości – do oficjalnie 2,8, a realnie ledwie nieco ponad milionów ludzi. Przecież tylko idiota by z tego nie skorzystał, a zatem może „Hajda na Wołmontowicze!”?
Że dziś wszystko brzmi to jak bajka, abstrahująca od nieodmiennie głębokiego socjal-ekonomicznego i tożsamościowego kryzysu nękającego Polskę? Bez wątpienia, jednak narodowa strategia polityczna twardo stojąc na gruncie realiów – musi też odnosić się do dynamiki procesów i formułować programy w perspektywie kolejnych lat i dekad.
Obronimy swoich
Zwłaszcza, że mówimy nie tylko o kwestiach gospodarczych, ale i bezpieczeństwa. Spójrzmy na nowy projekt polityki obronnej Polski: Wojska Obrony Terytorialnej. Składają się z ochotników, młodych ludzi zaangażowanych w paramilitarne organizacje patriotyczne, takie jak „Strzelec” i „Sokół”. To nie tylko dowód ich przywiązania do Ojczyzny i wartości narodowych, a także naturalnej dynamiki. WOT (mimo początkowych oporów kierownictwa MON w tym zakresie) zostały zgrupowane m.in. przy obecnej granicy polsko-ukraińskiej. Kiedy państwo ukraińskie ostatecznie się zawali w obecnym kształcie – ktoś będzie musiał zapewnić bezpieczeństwo choćby Polakom mieszkającym na Kresach, nie mówiąc o pograniczu, no i polskich majątkach na Wschodzie. Nie twierdzę, że muszą to być na pewno chłopcy z naszych Wojsk Obrony Terytorialnej. Ale mogliby to zrobić i kto wie, czy sami mieszkańcy ziem zabużańskich sami ich to nie poproszą w obliczu chaosu, wojny domowej, czy terroru banderowców. Na takie gwałtowne przyspieszenie historii Polska również musi być jak najlepiej przygotowana, dlatego rozwój WOT, jak i w ogóle wzmacnianie obronności RP jest absolutną koniecznością i musi być priorytetem ponad takimi czy innymi zastrzeżeniami personalnymi do realizatorów czy konkretnych fragmentów polskiej polityki militarnej.
Że to znowu jakieś abstrakcje i fantasmagorie? Całkowity upadek państwowości ukraińskiej to kwestia najbliższej przyszłości, a dla Polaków „co dalej?” jest kwestią prostego wyboru: albo somalizacji Ukrainy towarzyszyć będzie jugoslawizacja, kosowizacja Polski – albo wykroimy sobie na Wschodzie własny Donbas. Trzeciej perspektywy nie ma.
Polska ofensywa
O wszystkich tych uwarunkowaniach i okolicznościach musimy pamiętać zwłaszcza we wrześniu, w kontekście rocznic wojennych. Bierność w realiach polskich oznacza zagładę. Ograniczenie do defensywy – niemal pewną klęskę. By przetrwać musimy planować i przygotowywać polską ofensywę. Na Wschodzie, bo tam są dziś ku niej sprzyjające warunki, ale także po to, by umocnić polskość na wszystkich frontach i kierunkach, a zwłaszcza i przede wszystkim – wewnętrznie i od samych podstaw naszego narodowego istnienia.
Z tych wszystkich względów właśnie – także w codziennej pracy Powiernictwa Kresowego naprawdę nie ma niczego nadzwyczajnego. Po prostu dzień po dniu robimy swoje, a moment, kiedy znów znajdziemy się we Lwowie, Stanisławowie, Łucku, Tarnopolu, Równem, Winnicy, Żytomierzu, czy Kamieńcu Podolskim – jest coraz bliżej. A dowcip polega na tym, że pracuje dla nas nie tylko czas, ale i… władze w Kijowie. Im Poroszenko wyżej (odlatuje) – tym Restytucja Kresów bliżej. Zatem, drodzy Ukraińcy – do zobaczenia wkrótce…
Konrad Rękas
Prezes Powiernictwa Kresowego
Rosyjskojęzyczna oryginalna artykułu została opublikowana na portalu https://www.novorosinform.org/
Kategoria: Inni autorzy, Kultura, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka
Przekonanie o upadku Ukrainy uważam za zdecydowanie przedwczesne. Ba, nie wykluczałbym tego, że Ukraina może nawet okazać się ostatecznie stabilniejsza od Polski! Myślę, że kultura ukraińska jest bardziej elastyczna od polskiej i potrafi sobie lepiej radzić w warunkach sekularyzmu, Polska w warunkach sekularyzmu to klincz pomiędzy tradycją a lewicą. Wschód natomiast jest w stanie sobie wymyśleć coś innego, jak np. bolszewizm albo nacjonalizm ukraiński, Wschód jest bardziej "faustowski", podobnie jak Zachód. Polska natomiast jest kłodą, w której ludzie nie potrafią myśleć w warunkach sekularyzmu, nie potrafią się wokół niczego zjednoczyć, jedynie wobec wroga zewnętrznego, ale nie potrafią stworzyć żadnej ideologii
Świetny tekst. Oby jak najszybcie polska flaga zaczęła powiewać w Wilnie i Lwowie !
zrobią wam wołyń a WOT wetkną Macierewiczowi i ręksowi głęboko w d…. oj głęboko
A ja mam zasadnicze pytanie – kogo i w jakim celu wpuszczono od dłuższego czasu na łamy podobno konserwatywngo portalu? Przecież autor artykułu nigdy przenigdy nie wykazał się dowodami na poparcie swoich tez. Ciekawe jak on to zrobi – odzyskanie własności polskiej na kresach, skoro popierana i hołubiona przez dziennikarza – nie naukowca PRL stwierdziła traktatami z republikam dawnegoi ZSRR: Ukraińską, Białoruską i Litewską, że zapewni odszkodowania za mienie pozostawione na wschodzie! Śmiech na sali!
Przepraszam, co?
Ach, to widzę, że autor zamiast umiarkowanej dyskusji, to woli pieniactwo i sądy radykalne. Myślę, że można spokojnie założyć, że kultura ukraińska istnieje, a przejawia się choćby w tych chwilach historycznych, kiedy to Rusini zachowywali dystans zarówno wobec Polski jak i Rosji