banner ad

Prof. Jastrzębski: Czy może istnieć „zielony” konserwatyzm?

| 4 lutego 2017 | 4 komentarze

nuremberg_chronicles_-_f_4rBo śmierci Bóg nie uczynił
i nie cieszy się ze zguby żyjących. 
Stworzył bowiem wszystko po to, aby było (Mdr 1,13-14)


Wedle pewnego popularnego, z dawna już zakorzenionego przekonania, istnieje zasadnicza i zgoła nieusuwalna sprzeczność pomiędzy tradycją konserwatywno-katolicką a myśleniem i odczuwaniem w ramach wrażliwości ekologicznej (ekologię pojmuję tu w sensie potocznym jako całościową – światopoglądową, moralną, praktyczną – postawę człowieka, nakierowaną w szczególny sposób na ochronę i zachowanie naturalnego środowiska przyrodniczego). Otóż nieuzgadnialność owa wynikać ma jakoby z nieusuwalnego napięcia pomiędzy kulturą a naturą, między dobrem i pomyślnością historycznie ukształtowanych społeczności ludzkich, wymagających dla swego rozwoju „panowania” nad przyrodą oraz eksploatacji jej zasobów, a naturą właśnie wciąż usiłującą unicestwić dzieło ludzkich umysłów i rąk. W ramach tradycji katolickiej mamy nadto do czynienia z silnym, teologicznym uzasadnieniem władztwa człowieka, wywiedzionym ze sławnego wersu Księgi Rodzaju:

„Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi»”. (Rdz 1, 28)

Tak więc, wszystko, co istnieje ma służyć ludzkiemu dobru – taki jest cel i sens istnienia zwierząt, roślin, skał, wód i powietrza, w tym zawiera się racja ich bytu, a równocześnie jego ostateczne spełnienie. Kto myśli inaczej jest „lewakiem”, gardzącym człowiekiem – jego historią, kulturą i wspólnotą – w imię infantylnych postulatów ochrony „jakichś tam robaczków” czy innych drzewek lub rzeczułek. „Lewacy” ci nienawidzą człowieka (zwolennicy aborcji!), nienawidzą religii (ateiści!) i swojej wspólnoty (kosmopolici!), a równocześnie wszelkie ciepłe uczucia przelewają na niższe byty, tak jakby one właśnie, nie człowiek, stanowiły koronę stworzenia. Stąd też konserwatywny katolik od wszelkiego „ekologizmu” trzyma jak najdalej, bo ideologia to fałszywa i bezbożna, myląca głupio środki z celami, wartości co najwyżej służebne i z najwyższymi i samoistnymi. Nie wierzy on w zmiany klimatu spowodowane działalnością ludzką, ani myśli protestować przeciw wycinaniu i wypalaniu ostatnich puszcz, ograniczaniu emisji związków węgla czy zawłaszczaniu siedlisk gatunków zagrożonych wyginięciem – wszystko to bowiem lewicowa „histeria”. Chętnie za to poprze myśliwych, leśników, przemysłowców czy meliorantów, nawet jeśli będą prostackimi „rzeźnikami” – bo to przecież tradycja, żeby rzezać, rąbać i ryć co się da. Popadają przeto nieraz w podobne – choc przeciwnie skierowane – umysłowe prostactwo, jakie słusznie dostrzegają i piętnują u swych radykalnych lewicowych oponentów.
Tacy właśnie są ci „betonowi katole” – potwierdzą skwapliwie „lewacy” – bezmyślnie zaczadzeni antropocentrycznym waporem, skłonni wyciąć, zabić, zużyć, wyeksploatować do ostatniej drobinki wszystko, co się da, nie pomni, iż zabijają przy tym na raty także siebie samych i własne dzieci. Tacy niby pobożni, a w istocie obdarzeni wrażliwościa osinowych kołków, nieczuli na stopniowy „holocaust” istot czujących, na unicestwianie ich siedlisk, na wymieranie całych gatunków, na smród, na dewastację, na szerzący się ponuro industrialny pogrom.

Tak oto, w największym skrócie, przedstawia się owo obiegowe przekonanie (na ogół zgodnie podtrzymywane zarówno przez prawą, jak i lewą stronę sporu), wedle którego konserwatyzm nie jest i z natury swej nie może być ekologicznie uwrażliwiony – „zielony” – bo ekologiczność owa przysługuje jedynie lewicowym, „postępowym” sposobom myślenia i modelom rzeczywistości. Otóż jest to stereotyp całkowicie fałszywy i wybitnie szkodliwy. Teza, której chce tu bronić idzie całkiem wbrew niemu i brzmi: konserwatyzm katolicki, autentyczny i przemyślany z istoty swej jest „zielony” – co więcej, nie może być żaden inny, bo wynika to z głębokiej etycznej, filozoficznej i teologicznej struktury katolicyzmu i samej istoty chrześcijaństwa.
Niewątpliwie, to, iż problem ekologii został na nowo podjęty w ramach myśli katolickiej zawdzięczamy papieżowi Franciszkowi i jego encyklice Laudato si'. Pismo to w całości poświęcone jest problemom ekologii. Choć niektórzy konserwatyści skłonni są uważać, iż Papież nazbyt w nim uległ propagandzie”ekologistów”, że tezy w nim zawarte są cokolwiek nowinkarskie i nie do końca przemyślane, to jednak, gdy uważnie się przyjrzeć encyklice, dostrzegamy w niej tradycyjne nauczanie Kościoła, odniesione jedynie do nowych wyzwań naszych czasów. Przytoczmy jeden z ważniejszych i bardziej znamiennych fragmentów owego dokumentu:

„Mówi się, że ponieważ opis Księgi Rodzaju zachęca nas do 'panowania' nad ziemią (Rdz 1,28), więc sprzyja bezlitosnej eksploatacji natury, przedstawiając dominujący i destrukcyjny obraz człowieka. Nie jest to poprawna interpretacja Biblii, tak jak rozumie ją Kościół. Choć to prawda, że czasami chrześcijanie błędnie interpretowali Pismo Święte, to musimy dziś stanowczo stwierdzić, iż z faktu bycia stworzonymi na Boży obraz i nakazu czynienia sobie ziemi poddaną nie można wywnioskować absolutnego panowania nad innymi stworzeniami. Ważne jest odczytywanie tekstów biblijnych w ich kontekście, we właściwej hermeneutyce, i przypominanie, że zachęcają nas one do 'uprawiania i doglądania' ogrodu świata (por. Rdz 2,15). Podczas gdy 'uprawianie' oznacza oranie i kultywowanie, to 'doglądanie' oznacza chronienie, strzeżenie, zachowanie, bronienie, czuwanie. Pociąga to za sobą relację odpowiedzialnej wzajemności między człowiekiem a naturą. Każda wspólnota może wziąć z dóbr ziemi to czego potrzebuje dla przeżycia, ale ma również obowiązek chronienia jej, by nadal była ona płodna dla przyszłych pokoleń” 

Głębokie i mądre to uwagi, a równocześnie jakże przejrzyste i zrozumiałe. Człowiek winien traktować cały stworzony świat tak, jak ogrodnik traktuje swój ogród: zna on go i pielęgnuje wszystkie rosnące w nim rośliny, chroni je, użyźnia im glebę, osłania je i podpiera, a w razie potrzeby także leczy. Jeśli je przesadza lub przycina to tak, by ich nie uszkodzić i by polepszyć im warunki. Nigdy nie nazwalibyśmy ogrodnikiem kogoś, kto ogród swój dewastuje, bezmyślnie niszczy, depce, zatruwa, wylewa nań nieczystości czy wycina ozdobne drzewka, by na przykład palić nimi w piecu. Byłby to prawdziwy „barbarzyńca w ogrodzie”, zwykły prostak i nierozgarnięty dzikus – nie zaś opiekun i obrońca. Nie takim winien być Człowiek w Ogrodzie Świata i na pewno nie takim był przed Upadkiem grzechowym. Powinien on natomiast z szacunkiem i podziwem pielęgnować to, co trosce jego zostało powierzone, winien być „pasterzem Bytu” , nie zaś jego prymitywnym, zachłannym i egoistycznym oprawcą. „Wszystko co żyje jest święte” powiadał genialny William Blake. I nie chodzi tutaj o poetycką egzaltację. Jest to bowiem myśl głęboko chrześcijańska i wyrażał ją wprost umysł jak najdalszy od gorączkowych afektacji – św. Tomasz z Akwinu. Stwierdza on w swej Sumie:

„Śpiewamy o Bogu, że 'stworzył niebo i ziemię i morze ze wszystkim co w nich istnieje' (Ps 146,6). Otóż rzeczy, pomiędzy którymi zachodzi jakaś jedność, zawdzięczają ją jakiejś przyczynie. (…) Tym zaś co powszechnie znajduje się we wszystkich rzeczach, jakiekolwiek by były, to istnienie. (…). Wszystkie stworzenia tworzą jeden wszechświat, tak jak części tworzą całość. (…) [wszechświat ów] jest skierowany ku Bogu jako swemu celowi, gdyż każda z nich, przez jakieś naśladowanie, ujawnia dobroć Boga dla Jego chwały” .

A zatem wszystko istnieje tylko dzięki Temu, którego istotą jest istnienie. Wszystko, co jest, ma istnienie otrzymane od Boga samego, który każdą, najmniejszą nawet rzecz w istnieniu nieustannie podtrzymuje (creatio continua). Jak więc można pozwolić sobie na to, by stać się chciwym niszczycielem Stworzenia? Jaki inny niż najgłębiej ekologiczny można mieć stosunek wobec przyrody, skoro „wszystkie rzeczy mają osiągnąć jako cel ostateczny boskie podobieństwo” ? Niszczenie Natury wynika z jawnej lub ukrytej pogardy wobec niej – w istocie swojej jest gnostyckie. Skoro Boga nie ma w Naturze – zakłada się tu wprost lub pośrednio – a ona sama jest demoniczna, takoż i róbmy z nią co się nam żywnie podoba: torturujmy ją, eksperymentujmy, spieniężajmy, modyfikujmy, gwałćmy…To i tak tylko materia, śmietnik uniwersum, miejsce kaźni i uwięzienia ludzkich dusz. Nie jest i być to nie może sposób myślenia katolickiego konserwatysty. Ten ostatni zawsze szanuje zastany, organiczny porządek Stworzenia. Szanuje to, jakimi rzeczy z postanowienia Bożego są i mają pozostać. Dostrzega i podziwia ślad Boskości obecny w każdej, najdrobniejszej nawet rzeczy. Rozumie, iż wszystkie one są znakami i śladami najwyższej Doskonałości, której cały świat jest świątynią i której cały świat jest pełen – choć często w swej ślepocie tego nie zauważamy.


Prof. Bartosz Jastrzębski 

 

*Redakcja nie utożsamia się z całością poglądów autora.

 

Kategoria: Inni autorzy, Myśl, Prawa strona świata, Publicystyka, Społeczeństwo

Komentarze (4)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Jakub K. S. pisze:

    No to może czas na jakąś polemikę?

  2. Tomek pisze:

    Ciekawe, akurat na ten temat wczoraj rozmawiałem z przyjaciółmi, zgadzam się z panem.

     

  3. Alex pisze:

    Świetny artykuł. De facto myślenie tradycjonalistyczne to myślenie ekologiczne.

  4. Skanderbeg pisze:

    Ciekawy artykuł. Prezentowanie myślenie jest nie tylko tradycjonalistyczne. Ono jest po prostu racjonalne. Niektórzy konserwatyści dla zysku są gotowi niszczyć środowisko, aby wydobywać ropę i inne surowce. Zwykli ludzie się cieszą, bo mają paliwo po przystępnych cenach. A że przy tym giną często ludzie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *