prof. Bartyzel: Ryszard Legutko, „Sokrates. Filozofia męża sprawiedliwego” — Laudacja
Laureatem tegorocznej edycji Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza został pan profesor Ryszard Legutko za książkę Sokrates. Filozofia męża sprawiedliwego, opublikowaną w 2013 roku przez poznańskie wydawnictwo Zysk i S-ka. Uroczystość wręczenia nagrody oraz wyróżnień odbyła się w warszawskim Domu Literatury w dniu Święta Niepodległości 11 listopada 2014 roku. Poniżej zamieszczamy laudację wygłoszoną przez członka Kapituły Nagrody, p. profesora Jacka Bartyzela.
Ryszard Legutko, Sokrates. Filozofia męża sprawiedliwego
l a u d a c j a
Panie i Panowie!
Po raz pierwszy w historii Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza jej laureatem zostaje filozof, i za dzieło historyczno-filozoficzne. Nie powinno to budzić żadnego zdziwienia: nigdy nie istniała i nie istnieje jakaś nieprzekraczalna granica pomiędzy przelewaną na papier refleksją filozoficzną a tak zwaną literaturą piękną. Wielcy filozofowie często bywali również wielkimi pisarzami i dobrze wiadomo, że dzieła takie jak UcztaPlatona, Wyznania św. Augustyna, Myśli Pascala czy Scholia Gomeza Davili należą nie tylko do historii filozofii, ale zajmują też poczesne miejsce w historii literatury powszechnej. Tę jedność rodzajów i gatunków piśmiennictwa, będącą wykładnikiem jedności, jaka winna panować pomiędzy dążeniem do prawdy – co jest posłannictwem filozofa, a tworzeniem piękna – co stanowi naturalny cel pisarza, jedność oczywistą dla ludzi żyjących w epokach nie aż tak nikczemnych, jak nasza, pojmowała przecież i uznawała kapituła literackiej Nagrody Nobla wtedy, kiedy jeszcze kryteria merytoryczne przeważały nad innymi w zasadach jej przyznawania, czego dowodem, iż otrzymali tę nagrodę Rudolf Eucken, Henri Bergson i Bertrand Russell.
Nasz dzisiejszy laureat, Ryszard Legutko, jest właśnie nie tylko uczonym, filozofem akademickim, profesorem najstarszej, więc najczcigodniejszej polskiej uczelni, ale również tym, który uprawia od lat sztukę pięknego i mądrego zarazem pisania. Jego pozycja i dorobek są tak mocne i powszechnie dostępne, że nie ma najmniejszej potrzeby przedstawiania tutaj jego curriculum vitae i enumeracji opublikowanych książek, pośród których są dzieła stricte naukowe, medytacyjne eseje, zbiory felietonów, a także przekłady – przede wszystkim Platona, co samo w sobie jest już twórczością literacką. Dość powiedzieć, że takie jego książki, jak Esej o duszy polskiej z 2008 czy Triumf człowieka pospolitego z 2012 roku, były jak lancet w ręku chirurga zarazem precyzyjnego i troskliwego, wwiercający się w naszą „ropną opuchlinę”, jakże podobnej natury do tej, która toczyła duszę ateńską w czasach, kiedy Sokrates toczył swój spór o sprawiedliwość z Gorgiaszem i Polosem.
Nagrodzoną książkę – Sokrates. Filozofia męża sprawiedliwego – chciałoby się w pierwszym wrażeniu po jej lekturze nazwać „dziełem życia” prof. Legutki, lecz powstrzymuje nas przed tym świadomość, że autor jest przecież w pełni sił twórczych, więc może nas jeszcze niejednym uraczyć i zadziwić. W każdym razie jest to na pewno – bo sam autor nas o tym powiadomił – owoc dwudziestoletniej pracy nad myślą Sokratesa i Platona, co bynajmniej nie stanowi okresu przesadnie długiego, jeśli weźmiemy pod uwagę i nieskończenie głębokie pokłady treści myśli klasycznej, i obfitość literatury oraz mnogość istniejących interpretacji tej myśli, którą należy, ile możności, poznać, choćby po to, aby podjąć z nimi dyskusję, a najlepiej przedstawić interpretację własną. Nie będzie w tej sytuacji żadną urazą dla autora postawić pytanie, w jakim stopniu udało mu się być oryginalnym. Naszym zdaniem – w tak bardzo wysokim, że dzieło to stanowi już w tej chwili interpretację jedną z najbardziej wnikliwych i najciekawszych, jakie dotąd powstały, toteż wszystkie następne będą odtąd musiały do niej się odnieść. Aby nie być gołosłownym, podam choćby jeden przykład. Poglądem obiegowym jest twierdzenie, iż sposób filozofowania właściwy Sokratesowi składał się z dwu wynalezionych przez niego metod: elenktycznej, czyli sprawdzania wiedzy przez drobiazgową analizę poglądu, tak, by poprzez indagowanie osób je głoszących można było sprawdzić, czy nie zawiera on sprzeczności; oraz majeutycznej – co jest oczywiście przenośnią – czyli analogiczną do działania akuszerki pomagającej położnicy rodzić, metodą wydobywania z interlokutora mądrości („doglądania dusz w stanie połogu”), której filozof – „położnik” sam nie posiada, a przynajmniej tak twierdzi. Tymczasem, poprzez dokładną analizę Teajteta zwłaszcza, Legutko przekonująco wykazuje, że maieutike nie jest wcale odrębną metodą, lecz zasadniczo pokrywa się z elenchosem, zaś pełne modestii twierdzenie filozofa, iż myśli płodzą jedynie jego rozmówcy, on zaś sam nie, należy uznać raczej za chwyt literacki, bo gdyby traktować je dosłownie, popadlibyśmy w absurdalną konkluzję, iż rozmówcy Sokratesa górują nad nim „myślami szlachetnymi i prawdziwymi”.
Dlaczego Sokrates stał się dla historyka filozofii Ryszarda Legutki „wielką pokusą i życiowym wyzwaniem”, wyjaśnia on sam z taką przejrzystością, że lepiej tego byśmy uczynić nie potrafili, toteż go zacytujemy: otóż, dlatego, że „trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałby nasz obraz samych siebie, gdyby nie pytania, jakie (…) postawił Sokrates – o dobro, o sprawiedliwość, o dobre życie – i gdyby nie odpowiedzi, jakich udzielił: że należy dbać o duszę, że rozum jest najszlachetniejszą władzą w człowieku, że prawda, dobro i cnota są najgodniejszymi celami, że niesprawiedliwości nie wolno nigdy popełniać i że życie sprawiedliwe warte jest największej ofiary”. To jest, rzecz jasna, jedynie deklaracja badawcza, której rozwinięcie i uzasadnienie znajduje się na ponad 600 stronicach dzieła, składającego się z siedmiu rozdziałów, prezentujących systematycznie biografię Sokratesa i jego obraz przekazany przez współczesnych, spór z sofistami, rozumienie sprawiedliwości, teorię wiedzy, filozofię moralną, sokratejską politykę i wreszcie religijność. Laudacja nie jest, i nie może być, ani streszczeniem, ani artykułem recenzyjnym, lecz winna być przede wszystkim zachętą do uważnej lektury. Dlatego nie proszę wcale o usprawiedliwienie mnie z tego, że ograniczę się do uwypuklenia kilku zaledwie wątków tej interpretacji sokratyzmu, które są szczególnie istotne dla diagnozy naszej własnej sytuacji duchowej i społecznej.
W sporze Sokratesa z sofistami Ryszard Legutko wydobywa zasadniczą rozbieżność ich dróg myślenia, która uwidacznia się także dzisiaj, kiedy dominującym wręcz trendem stała się rehabilitacja tych drugich, jako myślicieli rzekomo otwartych na bogactwo doświadczenia, w przeciwieństwie do filozofów, demaskowanych jako sztywni dogmatycy, sterylni i zamykający wszystko w prostych formułach. Tymczasem, jak dowodzi autor, sofistów znamionowało coś zupełnie innego, niż dzisiaj się im przypisuje, a mianowicie „demokratyzacja” myślenia, otwarta na powierzchowność i pospolitość, w konsekwencji zatem prowadząca do umysłowej gnuśności. Sokrates natomiast kierował nieustannie uwagę rozmówców na treści zakryte, trudniej dostępne i wymagające wysiłku poznawczego. W tym sensie zatem reprezentował arystokratyzm myślenia, czy – jak mówi autor książki – elitaryzm epistemologiczny (a nie tylko, co jest rzeczą powszechnie znaną, polityczny). Dlatego, jak podkreśla autor, Sokrates w swojej koncepcji przedmiotu poznania nie tylko rozróżniał jest od wydaje się, ale domagał się stanowczo, aby rozróżnienie to było sprowadzone na poziom osobistego doświadczenia, aby zatem nie nadużywać słowa jest – które winno oznaczać zawsze i wyłącznie obiektywny stan rzeczy – do wyrażania sytuacji, które jedynie z pewnym prawdopodobieństwem mogą się takimi wydawać. Ponieważ zaś Sokrates był pierwszym filozofem, który zwrócił uwagę na to, iż nagminna skłonność do zacierania granicy pomiędzy tymi trybami stanowi immanentną cechę demokracji i „człowieka demokratycznego”, to jego odkrycie pozwala i nam bronić się przed godzeniem się z tym, aby uzyskanie dla jakiegoś poglądu wystarczająco dużego poparcia, dawało temu mniemaniu status kryterium zgodności z rzeczywistością, zaś jego wyznawcom możliwość jego przeforsowania przez zakrzyczenie tych, którzy broniąautonomii rzeczywistości, a nie podmiotu.
Nie mniej ważkie jest uwydatnienie przez laureata tego, co stanowi sedno „zdumiewającego odkrycia” Sokratesa, iż sprawiedliwość stanowi rację ostateczną czynów ludzkich, unieważniającą inne racje. Prima facie można by sądzić, że istnieje pod tym względem harmonia między greckim mędrcem a obiegowymi dziś mniemaniami. Żyjemy przecież w świecie, który zdaje się być szczególnie wyczulony na wszelką – nawet tylko domniemaną – niesprawiedliwość, zwłaszcza w tych kręgach, które po marksizmie dziedziczą patos „krzywdy społecznej”, a każdy, kto ogłosi, iż padł ofiarą czyjejś niesprawiedliwości, zawsze może liczyć na to, że znajdzie posłuch i wsparcie ze strony tych, którzy obiorą sobie go sobie za obiekt troski moralnej, za nic mając skądinąd naturalny ordo caritatis. Nawet współczesne wojny, zwane eufemistycznie „interwencjami humanitarnymi”, usprawiedliwiają się prawdziwymi czy wymyślonymi – ale zawsze czyimiś – niesprawiedliwościami, co stanowi jakąś karykaturalną wersję tradycyjnej teorii punitywnego aspektu wojny sprawiedliwej. Lecz Sokrates jednym – ale za to radykalnym – pociągnięciem dystansuje takie rozumienie sprawiedliwości, ogłaszając, iż największym złem jest nie doznawanie niesprawiedliwości, lecz jej popełnianie (adikein), albowiem niesprawiedliwość w swojej istocie jest nie działaniem Innego, lecz chorobą duszy. Dlatego też jednym z najdonioślejszych ustaleń Legutki jest zauważenie, że ideał sokratejski otwiera przed człowiekiem takie perspektywy, że jego odrzucenie wiązać się musi z degradacją natury ludzkiej. Z taką zaś degradacją mamy do czynienia we współczesnym pojmowaniu niesprawiedliwości, skoncentrowanym na krzywdach dotykających ciało, a za nic mającym zło rodzące się w duszy. I dlatego właśnie świat dzisiejszy cierpi jeszcze bardziej na dwie choroby duszy, dostrzeżone przez Sokratesa: pleoneksję, czyli kierowanie się potrzebą maksymalizacji dóbr, stanu posiadania, oraz akolazję, czyli odrzucenie wszelkiego samoograniczenia swoich pragnień, w imię przekonania, że szczęściem i cnotą jest „rozpasanie, nieokiełznanie i swoboda”.
Z tym zaś wiąże się ostatni wątek, na jaki pragniemy zwrócić uwagę w naszej laudacji, a mianowicie pojmowanie przez Sokratesa tej z cnót kardynalnych, którą jest sofrosyne. Legutko dowodzi wieloaspektowości tej cnoty, a nawet pewnego zagmatwania we wskazaniu jej genus proximum, wszelako jest niewątpliwe, żesofrosyne oznaczała dla Sokratesa pewien rodzaj uporządkowania wewnętrznego człowieka, która jest i wiedzą o dobru i złu, i świadomością konieczności wewnętrznego zdyscyplinowania i zharmonizowania, pozwalającego człowiekowi kierować swoim życiem, czyniąc je wewnętrznie zintegrowanym oraz panować nad sobą, zwłaszcza w odniesieniu do zmysłów i całej sfery pożądliwej. Lecz przecież człowiek współczesny, który słyszy nieustannie: „akceptuj siebie”, co oznacza – daj swobodny upust wszelkim swoim pożądaniom, zaniecnotę musi uważać wszelkie samoograniczenie, za niesprawiedliwość zaś każdą próbę zakazania czynienia mu tego, na co ma ochotę. Oto bodaj najważniejszy powód, dla którego dzieło Ryszarda Legutki może być przywracającym zdrowie pokarmem dla ropiejących dusz.
Jacek Bartyzel
www.legitymizm.org
foto; Wikipedia -Ryszard Legutko Kancelaria Senatu 2005
Kategoria: Jacek Bartyzel, Myśl, Publicystyka