banner ad

Prof. Bartyzel: Hymn na cześć Stwórcy (Antoni Gaudí a karlizm) — wywiad dla „W Sieci Historii”

| 9 października 2015 | 0 Komentarzy

1_ssW swojej najnowszej książce Nic bez Boga, nic wbrew Tradycji pisze Pan, że wybitny architekt Antoni Gaudí był karlistą. Był aktywny politycznie czy jego związki przejawiały się wyłącznie w duchowej więzi z tym ruchem?

Napisałem, że Gaudí był tradycjonalistą, a w Hiszpanii być tradycjonalistą znaczy na ogół być karlistą lub przynajmniej mieć obszar wspólnych spraw z karlizmem. Sługa Boży Antoni Gaudí nie był aktywistą politycznym, tylko artystą, całkowicie poświęconym – od czasu nawrócenia – swojej misji twórczej ad maiorem Dei gloriam. Z karlistami łączyło go przekonanie, że demokracja to rząd ignorantów i głupców, ale jednocześnie, że konieczne jest rozwiązanie kwestii robotniczej w duchu chrześcijańskiego solidaryzmu. Przemawiając w Towarzystwie św. Józefa, powiedział, że w Świętej Rodzinie Józef, jako wzór robotniczych ojców rodzin, jest najlepszym antidotum na rewolucję.

Jakie to były kontakty?

Należy naprzód przypomnieć, że życie duchowe Gaudiego dzieli się na dwa okresy tak przeciwstawne, jak życie Szawła z Tarsu i Pawła Apostoła, z taką samą cezurą, jak „droga do Damaszku”. Młody Gaudí obracał się w kręgach skrajnie lewicowych: socjalistów, anarchistów (wiadomo, że czytał i Marksa, i Bakunina), wolnomyślicieli, ateistów i sam również był antyklerykałem, a jednocześnie snobem epatującym wykwintnym strojem i brylującym w najmodniejszych kawiarniach Barcelony. Gwałtowność jego nawrócenia skutkowała nie tylko tym, że związał się – jak pisano – z kręgami katolików „bardziej katolickich od papieża”, ale również radykalizmem trybu życia. Odtąd żył jak eremita w celi, mając tylko podstawowe sprzęty i kilka książek: Pismo Święte, Mszał Rzymski, O naśladowaniu Chrystusa św. Tomasza à Kempis, Księgę życia i Zamek wewnętrzny św. Teresy z Ávili oraz El criterio – dziełko epistemologiczne katalońskiego tradycjonalisty ks. Jaime’a L. Balmesa; przestał chodzić do restauracji, ubierał się niemal w łachmany, zrezygnował z jakichkolwiek środków transportu, wszędzie udając się pieszo. W tym miejscu trzeba wspomnieć osoby, których wpływ na nawrócenie artysty uważa się za decydujący. Pierwszą był jego najważniejszy mecenas, Eusebi Güell (1846-1918), przedstawiciel nowej burżuazji (obdarzony tytułem hrabiego), ale katolickiej; drugim – ordynariusz Vich, bp Josep Torras i Bages (1846-1916), którego z Gaudim łączyła serdeczna przyjaźń przez prawie trzy dekady. Hr. Güell i bp Torras byli czołowymi reprezentantami tzw. katalanizmu kulturalnego, czyli prądu akcentującego jedną z fundamentalnych idei karlizmu, jaką jest regionalizm, wszelako nie separatystyczny – jak rodzący się już wówczas nacjonalizm kataloński – lecz hispanistyczny, a przede wszystkim stojący niewzruszenie na gruncie tezy, iż tradycja katalońska jest zakorzeniona w chrześcijaństwie, toteż Katalonia albo będzie katolicka, albo nie będzie jej wcale. Drugim (po śmierci ks. Lluisa M. de Vallsa w 1921 roku) kierownikiem duchowym Gaudiego był karlista o. Agustí Mas i Folch COr (1866-1937), rozstrzelany wraz z trzema innymi duchownymi podczas wojny domowej. Do grona najbliższych przyjaciół Gaudiego należeli także inni karliści: św. Józef (Josep) Manyanet (1833-1901) – który pierwszy natchnął artystę ideą zbudowania Sagrada Família; patron katechetów, św. Henryk (Enric) d’Ossó (1840-1896); redaktor „La Veu del Montserrat”, ks. Jaime Collell (1846-1932) oraz architekci Joan Martorell (1833-1906) i Francesc Berenguer (1866-1914). Raz jeszcze jednak należy podkreślić, że z osobami tymi Gaudiego łączył raczej sentyment religijny i tradycjonalistyczny w sensie ogólnym, aniżeli zaangażowanie polityczne, od którego stronił.

 

gaudi w srodek

 

Karlizm to doktryna, ruch polityczny?

Nazewniczo i w sensie formalnym karlizm (carlismo) to obrona prawowitości dynastycznej pogwałconej w 1833 r. przez króla Ferdynanda VII z korzyścią dla jego córki Izabeli, a ze szkodą dla jego brata Karola (Don Carlosa). Jednak karlizm jest oczywiście czymś więcej, a mianowicie tradycjonalistyczną (nie „konserwatywną”, albowiem konserwatyzmem w Hiszpanii nazywa się obronę „nowego porządku” liberalnego w jego pierwotnym kształcie, ustanowionego w tym samym roku, wraz z uzurpacją i odgórną „rewolucją burżuazyjną”) kosmowizją polityczną będącą nierozerwalnym splotem czterech pierwiastków: teocentrycznej koncepcji świata i życia wyrażającej się w jedności katolickiej Hiszpanii, jako jej publicznej ortodoksji („w Hiszpanii jest się albo katolikiem, albo niczym”); kontynuacji historycznej jedności Ojczyzny hiszpańskiej, ale w wielości sfederowanych i zachowujących swoją tożsamość królestw, księstw i seniorii (las Españas, a nie la España), a nawet – od czasu konkwisty Nowego Świata – imperialnej, transkontynentalnej i wieloetnicznej Monarquía Hispánica; „wolności konkretnych” – zamiast abstrakcyjnej wolności liberalizmu – rodzin, stanów, wspólnot profesjonalnych, gminnych, lokalnych i regionalnych, istniejących w ich prawach nabytych i samorządzie; monarchii tradycyjnej, czyli chrześcijańskiej, misyjnej, ograniczonej (prawem boskim, naturalnym i historycznym), reprezentacyjnej (przez ciała społeczne, a nie partie), społecznej i prawowitej, zarówno w sensie prawowitości pochodzenia (legitimidad de origen), jak i wykonywania władzy (legitimidad de ejercicio). Splot ów wyraża karlistowski „kwadrylemat”: Bóg – Ojczyzna – Stare Prawa – Król (Dios – Patria – Fueros – Rey).

Jak w dziełach Gaudíego przejawiał się ten karlistowski „kwadrylemat”?

Należy wystrzegać się zbyt bezpośredniego przekładania idei czy nawet symboli politycznych na dzieła artystyczne i (jak w tym wypadku) religijne zarazem. Odstraszającym wręcz przykładem powinien tu być w krytyce artystycznej nurt starający się przynajmniej pomniejszyć katolicki sens symbologii artystycznej Gaudiego, albo wręcz sugerować wpływ symboliki masońskiej, jako że podobne konstrukcje matematyczne i astronomiczne występują w piramidach egipskich czy azteckich! Pewien krytyk (Josep Maria Carandell) twierdzi nawet, że czteroramienny krzyż nad fasadą Narodzenia w Sagrada Familia wywodzi się z geometrii pitagorejskiej, a zatem nie jest to krzyż katolicki, tylko masoński. Są to oczywiście nonsensy, bo to nie masoneria wymyśliła geometrię i symbolikę pitagorejską czy egipską, tylko na nich żeruje, gdyż sama nie jest w stanie niczego stworzyć. Można natomiast powiedzieć, że sens duchowy największego zwłaszcza dzieła Gaudiego, któremu poświecił się wyłącznie od 1910 r. i które, jak wiadomo, do dzisiaj jest nieukończone (sam Gaudí powiedział przyjaciołom pewnego dnia, że dokończy je św. Józef) – czyli Temple Expiatori de la Sagrada Família – jest całkowicie zbieżny z kosmowizją karlistowską, w której Bóg jest źródłem, centrum i celem całego stworzenia. Dopiero w takim porządku rzeczy i w odniesieniu do Bożej Opatrzności sens mają wszystkie inne realności: Ojczyzna hiszpańska, regionalna ojczyzna katalońska z jej fueros, król wyciągający szpadę w obronie honoru Boga. Z rozmów zanotowanych przez przyjaciół Gaudiego wiadomo dobrze, iż pojmował to dzieło życia nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, jako dzieło sztuki, lecz jako akt uwielbienia religijnego, powtarzając często za Fra Angelico, że kto chce malować Chrystusa, musi żyć z Chrystusem. Bezpośrednią inspiracją dla Gaudiego było Pismo Święte, a zwłaszcza Księga Wyjścia i Ewangelie. Mówiąc, że modelem tej Świątyni jest drzewo, chciał zaznaczyć, że ma ono wyobrażać potężny i nieustający hymn całej Natury stworzonej na cześć swego Stwórcy. W tym kontekście warto dodać, że Gaudí, wielbiciel muzyki, a zwłaszcza śpiewu gregoriańskiego, którą to pasję dzielił ze swoim spowiednikiem, o. Masem (przenoszącym do Hiszpanii odkrycia benedyktyńskiej szkoły z Solesmes), z ogromnym przejęciem przyjął alokucję papieża św. Piusa X wzywającą do powszechnego śpiewu gregoriańskiego wiernych. Tym właśnie miała być także budowana przezeń Świątynia: gigantyczną przestrzenią dla wznoszącego się w nieskończoność hymnu uwielbienia w liturgii gregoriańskiej.

 

 

Rozmawiał Tomasz Plaskota

za: www.legitymizm.org

Pierwodruk w: „W Sieci Historii” nr 10 (29), październik 2015, ss. 44-45.

Podtytuł pochodzi od Portalu Legitymistycznego.

 

Kategoria: Jacek Bartyzel, Myśl, Prawa strona świata, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *