banner ad

Prof. Bartyzel: Gaullizm

| 9 listopada 2015 | 0 Komentarzy

De_GaulleCharlesGAULLIZM (franc. gaullisme) — 1. zespół idei, zasad i wartości konstytuujących myśl polityczną francuskiego męża stanu, gen. Charlesa de Gaulle`a; 2. wewnętrznie zróżnicowany ideowo, lecz zespolony przywiązaniem do osoby de Gaulle`a i jego „pewnej idei Francji”, obóz polityczny („gaulliści”), ukształtowany nieformalnie w okresie II wojny światowej, jako trzon „Wolnej Francji”, przybierający od 1947 różne nazwy i formy organizacyjne, dominujący w życiu politycznym V Republiki 1958-74, a w swoich postaciach epigońskich funkcjonujący jako jeden z elementów systemu partyjnego współczesnej Francji.

 

1. „ pewna idea francji”

 

Panuje zgodna opinia co do tego, iż g. nie był steoretyzowaną doktryną, ani tym bardziej „zdogmatyzowaną” ideologią, mimo to jednak stanowił wysoce spójną, konsekwentną i opartą na mocnych fundamentach ideowych, nie pozbawioną nawet pierwiastka płomiennego wizjonerstwa, korygowanego jednak trzeźwym realizmem, myśl polityczną, zrodzoną zasadniczo w umyśle jednego człowieka, lecz podzielaną i rozwijaną przez szereg innych osób.

 

a . źródła gaullizmu

 

G., widziany jako myśl polityczna gen. de Gaulle`a, był bardzo indywidualną syntezą wielu francuskich tradycji politycznych i „rodzin duchowych” oraz wartości wyniesionych przez jego twórcę z domu rodzinnego i ze szkół katolickich, do których uczęszczał; w tej rdzennej, patrymonialnej postaci były to pierwiastki wyłącznie prawicowe, składające się na tradycję katolickiej i monarchistycznej „Francji lilii” (dynastycznego herbu Kapetyngów): tradycyjny katolicyzm, konserwatywny nacjonalizm i legitymistyczny monarchizm; 4 pokolenia de Gaulle`ów wstecz — począwszy od pradziadka i prababki więzionych podczas Thermidora — były nieprzejednanie kontrrewolucyjne: dziadek Generała „nienawidził rewolucji — nie tylko jej bezprawia, ale i jej zasad, źródeł i skutków” (wypowiedź ojca, cyt. za: J.-R. Tournoux, Charles de Gaulle. Po raz pierwszy ujawnione, Warszawa 1977, s. 19); jego matka — katoliczka i patriotka „niemal fanatyczna” — boleśnie przeżyła fakt, że hr. de Chambord (k.z.p. „Henryk V”) wolał zrezygnować z panowania niż uznać sztandar trójkolorowy; ojciec (Henri) notował w kronice rodzinnej: „Historia rewolucji jest zniekształcona w oficjalnym nauczaniu, zaś rewolucja, tak samo jak reformacja, była — używając określenia Josepha de Maistre`a — w swej istocie szatańska. Akceptować ją — to oddalić się od Boga” (tamże, s. 19); jedyną kwestią różniącą ojca od poglądów ówczesnej prawicy była jego niewiara w winę Dreyfusa (zob. Dreyfusa sprawa), którą też zaszczepił synowi; młody de Gaulle, wychowany w kulcie monarchii, żywił dla niej cześć niezłomną: podczas jednej z dyskusji z bratem, nieomal z płaczem rzucił słowa: „Wiedz, że ja nigdy nie zapomnę tego, co królowie uczynili dla Francji” (tamże, s. 20); już jako dorosły człowiek, tak samo jak jego rodzice, abonował dziennik „L`Action Française”; jego myślenie polityczne ukształtowała doktryna „nacjonalizmu integralnego” (tj. rojalistycznego) Charlesa Maurrasa oraz, sytuująca się w tym samym nurcie, historiografia i antyniemiecka publicystyka Jacquesa Bainville`a, lecz typ wrażliwości — raczej bardziej romantyczna i mistyczna wersja nacjonalizmu, reprezentowana przez, poległego w bitwie nad Marną, chrześcijańskiego poetę Charlesa Péguy i pisarza Lotaryńczyka, Maurice`a Barresa (stąd najważniejszy symbol gaullistowskiej „Francji Walczącej” — Krzyż Lotaryński /z podwójną belką poziomą/); w dojrzałym życiu de Gaulle`a do jego obrazu świata dochodziły jednak stopniowo inne pierwiastki, z tradycji antagonistycznej do „Francji lilii”, a przede wszystkim z obszaru bonapartyzmu (z którym łączył go kult „wielkiego człowieka” i „chwały” Francji cesarskiej); także jego katolicyzm nabierał od lat 30. odcienia katolicko-społecznego, tak dalece, że 1938 związał się z Kołem Przyjaciół tygodnika „Temps Présent”, reprezentującym poglądy chrześcijańskiej demokracji, i to jej lewego skrzydła; progaullistowski pisarz katolicki François Mauriac twierdził, iż de Gaulle „pomieszał Maurrasa z Markiem Sangnierem [lewicowy publicysta chrześcijański, potępiony 1910 przez św. Piusa X]” („Le Monde” 31 III — 1 IV 1963, cyt. za: J.-R. Tournoux, dz. cyt., s. 57).

 

O ile trwała obecność wspomnianej triady pierwiastków duchowych w duszy i w mentalności de Gaulle`a jest bezdyskusyjna, o tyle (w różnym stopniu) problematyczne są zakres i forma ich obecności w g. „realnym”; spory budził nawet autentyzm jego katolicyzmu: niektórzy (Jacques Soustelle, prałat papieski Msgr. Arrighi) kwestionowali szczerość pobożności Generała, uznając go za „katolika politycznego”, a nie chrześcijanina z wiary, a jego uczestnictwo we Mszy św., gdziekolwiek przebywał (także podczas wizyty w Moskwie) za wyrachowaną ostentację, obliczoną na poparcie wyborców katolickich, jednak dobrze go znający b. kapelan 4 Dywizji Pancernej, dowodzonej przez de Gaulle`a 1940, ks. kan. Bourgeon stanowczo temu zaprzeczał, twierdząc, że przeciwnie: „Był szczerze wierzący, ale nie miał w sobie nic z klerykała […] był bardzo chrześcijański i mało katolicki” (cyt. za: tamże, s. 492); również Léon Noël podkreślał, że „nie zrozumie się de Gaulle`a, jeśli ignoruje się — lub usiłuje się zignorować — rolę, jaką odegrały jego przekonania religijne. Absolutnie błędne było mniemanie, że jawnie praktykując […] postępował tak jedynie z konformistycznego poszanowania dla tradycji przodków lub dlatego, ponieważ uważał, że wypada, aby przedstawiciel 'najstarszej córki Kościoła’ je uszanował” (cyt. za: A. Hall, Idee polityczne generała de Gaulle`a, [w:] Polemiki i refleksje, Londyn 1989, s. 206); z pewnością de Gaulle utożsamiał cywilizację europejską z Christianitas, natomiast jako polityk kierujący państwem skapitulował przed laicyzmem: jednym z pierwszych jego dekretów jako premiera Rządu Tymczasowego było anulowanie dekretu Philippe`a Pétaina o zakazie działalności masonerii, a konstytucja V Republiki, choć wyborna w zakresie rozwiązań techniczno-ustrojowych, w warstwie aksjologicznej, zawartej w preambule, zachowywała w stanie nienaruszonym oświeceniowo-wolnomularską ideologię „praw człowieka i obywatela”, rewolucyjną dewizę „Wolność — Równość — Braterstwo”, demokratyczną doktrynę „suwerenności narodu” oraz „rządów ludu, przez lud i dla ludu” i jakobińską definicję republiki „niepodzielnej [czyli zcentralizowanej], laickiej, demokratycznej i społecznej”; taki stan rzeczy był poniekąd konsekwencją polaryzacji Francuzów podczas wojny, kiedy znakomita większość katolików opowiedziała się za legalnym rządem Pétaina w Vichy, natomiast do Londynu „więcej przedstawicieli — jak powiedział de Gaulle — przysłała mi Synagoga niż Kościół” (w g. znacząca była od początku także grupa protestantów); siłą rzeczy, zapleczem politycznym „partii wojennej” stały się ugrupowania laickie, radykalne i lewicowe, i to przesądziło kształt ustrojowy powojennej Francji; niezależnie jednak od tych okoliczności czasu i miejsca immanentnym rysem przekonań de Gaulle`a była jego niechęć do „partii katolickiej” w tym sensie (czy jakiejkolwiek innej „partii” wyznaniowej), że odnoszona do ludzi, którzy lojalność wobec wyznawanej religii i jej instytucjonalnego zwierzchnika przenoszą ponad lojalność wobec państwa; w tym sensie „partia katolicka” była dla niego nieomal tak samo „partią zagraniczną”, jak „partia żydowska” tych „Francuzów-Żydów”, którzy przemieniają się w „Żydów francuskich”, więc posiadających główny podmiot lojalności w żydostwie jako takim, albo w Państwie Izrael, lub komuniści, dla których „ojczyzną” jest międzynarodowy ruch komunistyczny lub wprost ZSSR; był w tym niewątpliwy ślad silnej we Francji jeszcze od XVII w., i związanej z absolutyzmem monarchicznym, tradycji gallikańskiej (tj. wyrażonej 4 artykułami swobód Kościoła Galii 1682 koncepcji gallikanizmu, czyli autonomii kościoła lokalnego i pozostawienia papieżowi jedynie duchowej władzy nad katolikami); de Gaulle nie znosił papieskich „żuawów”, czyli przeciwnego gallikanizmowi ultramontanizmu, uznającego także kompetencje papieża w sprawach doczesnych, który uważał za „podwójne wiernopoddaństwo”; nie znosił ich jednak nie z powodów religijnych, lecz politycznych, tak samo jak kard. Richelieu zwalczał francuskich hugenotów nie jako wrogi heretykom książę Kościoła, lecz jako minister monarchii absolutnej, upatrujący w nich zagrożenie dla jedności państwa; istotę przekonań de Gaulle`a w tej materii zwięźle i celnie wyraził 1951 (po ukazaniu się, dyskretnego zresztą, zalecenia „Osservatore Romano”, aby głosować na chadecki MRP) jego brat Pierre: „Nasza synowska uległość jako katolików wobec Ojca Świętego jest absolutna. Jako obywatele uważamy jednak, że papież stoi na czele obcego państwa” (cyt. za: J.-R. Tournoux, Udręka i los dopełniony. Kronika polityczna 1958-1974, Warszawa 1979, s. 237); samemu de Gaulle`owi, mającemu niejeden polityczny konflikt z hierarchami francuskimi i z nuncjuszem G. Roncallim (późniejszy papież bł. Jan XXIII) zdarzało się to wyrażać w postaci bardziej drastycznej; np. w związku z pewną interwencją biskupów powiedział: „Do czego jeszcze te klechy zechcą się mieszać?! Lepiej by się zajęli celebrowaniem mszy!” (cyt. za: tamże, s. 240); oczywiste było jednak dla niego, że państwo musi respektować zasady prawa naturalnego: stanowczo odrzucał np. najmniejsze sugestie tzw. liberalizacji prawa antyaborcyjnego, jak również kolejnych ułatwień w rozwodach; jest też powszechnie znaną rzeczą, że i do Pałacu Elizejskiego, i do domu małżeństwa de Gaulle`ów, nie zapraszano osób rozwiedzionych — chyba, że wymagała tego racja stanu.

 

Nie mniejsze kontrowersje wzbudzała kwestia żywotności monarchizmu w g., acz jedno jest oczywiste, że de Gaulle nigdy monarchii nie przywrócił, sporne zaś to, czy faktycznie z takim zamiarem kiedykolwiek się nosił; niewątpliwie pewne nadzieje rojalistów — i osobiście pretendenta Henryka księcia Orleańskiego (używającego też tytułu hrabiego Paryża), z którym utrzymywał nieprzerwany kontakt — stale, i w specyficzny dla siebie sposób, podsycał; czegoś na kształt dalekosiężnej „polityki dynastycznej” można też upatrywać w jego inicjatywie zawarcia małżeństwa pomiędzy synem hr. Paryża, Henrykiem ks. de Clermont, a księżniczką Marią Teresą Wirtemberską, jako kroku na drodze do planowanego pojednania z Niemcami; Książę często wykonywał w imieniu Francji poruczane mu przez prezydenta misje w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki; 12 X 1960 oficjalna Agence France-Presse nadała bezprecedensowy w dziejach jakiejkolwiek republiki komunikat: „W dniu wczorajszym w czasie akcji bojowej przeciw jednostkom ALN zginął Franciszek książę Orleański, syn hrabiego Paryża”, uzupełniony informacją o wystosowaniu przez prezydenta Republiki odręcznego pisma kondolencyjnego do ojca poległego księcia, zawierającego m.in. słowa: „Śmierć młodego księcia Franciszka, który zginął dla Francji na polu chwały, jest jeszcze jednym przykładem oddania dla ojczyzny ludzi jego rasy, którzy stanowią wątek naszej historii” (cyt. za: H. Kurta, W cieniu Marianny, Warszawa 1983, s. 258); przyjmując często Księcia w Pałacu Elizejskim de Gaulle stosował protokół należny suwerenom i pochylał przed nim nisko głowę; podczas spotkań w rezydencji Księcia w Louvenciennes analizowano 1964 szanse wystawienia — popartej ewentualnie przez prezydenta — kandydatury Orleańczyka w powszechnych wyborach prezydenckich; 8 XII 1967 de Gaulle przyjmując powiernika hr. Paryża, pisarza Philippe`a de Saint-Roberta, oświadczył: „Przywróciliśmy monarchię. […] Jest to oczywiście monarchia elekcyjna, bynajmniej nie dziedziczna”, a w odpowiedzi na „protest” Saint-Roberta — „Nigdy nie pomyślałem, że można by przywrócić monarchię dziedziczną” — odpowiedział: „Ależ oczywiście — myślał Pan! Ja zresztą też!”, i dodał: „Gdyby w 1940 r. hrabia Paryża poszedł wraz ze mną, on byłby Francją!” (cyt. za: J.-R. Tournoux, Po raz pierwszy…, s. 330); jednak przyjmując go ponownie, tuż przed referendum 22 III 1969, decydującym o jego pozostaniu lub odejściu, oświadczył już zrezygnowany: „Szkoda, że nie można przywrócić monarchii” (tamże, s. 329); przybyłemu, jako jeden z pierwszych, do złożenia hołdu zmarłemu generałowi, hrabiemu Paryża, odprowadzający go syn de Gaulle`a oświadczył: „Wasza Wysokość! Ojciec często mówił — dziś mam obowiązek powtórzyć to Panu — że gdyby okoliczności ułożyły się inaczej, byłby szczęśliwy, mogąc być Pana wiernym i lojalnym sługą” (cyt. za: tamże, s. 342); z drugiej strony, dyrektorowi „Le Monde” H. Beuve-Méry`emu już 1958 de Gaulle powiedział: „Pan oczywiście uważa mnie za monarchistę. Mam wielki szacunek dla monarchii, wszak to ona stworzyła Francję. Jednak gdy trzeba było się dostosować do nowego, okazała się bezsilna. Dziś epoka monarchii przebrzmiała. To byłoby wręcz śmieszne…” (H. Beuve-Méry, Onze ans de regne: 1958-1969, cyt. za: J.-R. Tournoux, Udręka…, s. 386), a w rozmowie z pisarzem André Malraux 11 XII 1969 miał powiedzieć: „Nigdy nie będę monarchistą, cokolwiek by mówili różni rozrabiacze [sic!]. Nie można obecnie liczyć na zjednoczenie [kraju] wokół rodziny królewskiej” (Les chenes qu`on abat, Paris 1971, cyt. za: J.-R. Tournoux, Po raz pierwszy…, s. 330); ostatecznie, choć prawdziwa jest (zwłaszcza w odniesieniu do polityki zagranicznej) autoocena de Gaulle`a z listu do hr. Paryża V 1969: „Przez całe życie starałem się prowadzić politykę Kapetyngów” (cyt. za: J.-R. Tournoux, Udręka…, s. 384), jak również opinia, że pozostał on do końca „monarchistą serca”, to jednak nie miał nigdy konkretnego planu Restauracji, i w ogóle nie brał jej pod uwagę przekonany, że „w naszej epoce monarchie nie powstają, lecz odchodzą” (cyt. za: tamże, s. 386); świadczy o tym także pozostawienie w konstytucji V Republiki zapisu z konstytucyj III i IV Republiki, iż republikańska forma rządu nie może stanowić przedmiotu zmiany konstytucji; wspólną z rojalizmem — zwłaszcza nacjonalistycznym — miał natomiast koncepcję państwa i władzy jako czynnika integrującego naród i budującego jego wielkość; w sensie stricte politycznym o „rojalizmie” gaullistowskim można zatem mówić jedynie jako o zawartym w ustrojowym modelu — wg celnej formuły Maurice`a Duvergera — „monarchii republikańskiej” (la Monarchie républicaine) pierwiastku monokracji, sprawowanej przez prezydenta Republiki jako strażnika konstytucji, gwaranta ciągłości państwa, niepodległości narodowej i integralności terytorialnej, a także jako nadrzędnego autorytetu wobec władzy podzielonej na wykonawczą (Rząd), ustawodawczą (Zgromadzenie Narodowe i Senat) oraz innych organów państwa (Rady Stanu, Najwyższej Rady Sądownictwa, Rady Konstytucyjnej, Rady Gospodarczej i Społecznej), a w szczególności posiadającego szereg „uprawnień własnych” (les pouvoirs propres), czyli zwolnionego z obowiązku kontrasygnaty w podejmowaniu kluczowych dla funkcjonowania państwa decyzji (m.in.: powoływanie i odwoływanie premiera, poddawanie projektów ustaw pod referendum, rozwiązywanie Zgromadzenia Narodowego, wprowadzanie stanu wyjątkowego, porozumiewanie się z parlamentem za pośrednictwem orędzi, nie mogących być przedmiotem debaty, powoływanie 3 członków Rady Konstytucyjnej) oraz dysponującego możliwością (słynny art. 16 Konstytucji 4 X 1958) podejmowania środków nadzwyczajnych („których wymagają okoliczności”) w wypadku zagrożenia „w sposób poważny i bezpośredni” instytucji Republiki, niepodległości państwa, integralności jego terytorium, bądź wykonania jego zobowiązań międzynarodowych, i „gdy prawidłowe funkcjonowanie określonych w konstytucji władz publicznych zostało przerwane”; posiadanie tego uprawnienia czyniło zatem prezydenta rzeczywistym suwerenem politycznym w znaczeniu ściśle odpowiadającym definicji Carla Schmitta: „Suwerenem jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym” (Politische Theologie, Berlin 1922, s. 11), jak również ma moc definiowania wroga politycznego; suwerenność tę wzmacniała praktyka, nigdy nie sprecyzowanych i dowolnie rozszerzanych w zależności od woli szefa państwa, tzw. „domen zastrzeżonych”, tzn. takich sfer polityki (zasadniczo zagranicznej i obronnej, ale po 1968 także gospodarczej i społecznej), w których prezydent sam jeden mógł podejmować decyzje, wyłączone tym samym spod kompetencji premiera i Rady Ministrów, którzy swój ewentualny protest mogli wyrazić jedynie podając się do dymisji; w sensie przenośnym można jeszcze mówić o „monarchicznym stylu” prawdziwie majestatycznej prezydentury de Gaulle`a, nie odległej od pompy monarchii burbońskiej, zwłaszcza Ludwika XIV, przejętym zresztą, bez najmniejszych skrupułów, przez stale krytykującego ów styl — dopóki sam nie został prezydentem — socjalistę Françoisa Mitteranda; irracjonalną i duchową, płynącą z oddalenia od tego, co zwyczajne i codzienne, istotę prestiżu władzy i metodę panowania nad masami de Gaulle rozpoznał nieomylnie już w swojej przedwojennej książce Ostrze miecza: „Nie może być prestiżu bez tajemniczości, gdyż mało się szanuje to, co się zna zbyt dobrze. Każde wyznanie ma swoje tabernakulum, a nikt nie jest wielki dla swej służby. Trzeba więc, by w zamiarach, sposobie, myśleniu pozostawało coś, czego inni nie obejmują, co będzie ich ciekawiło, wzruszało, trzymało w napięciu. Nie idzie o to, by zamknąć się w wieży z kości słoniowej, ignorować podwładnych, pozostawać dla nich niedostępnym. Dokładnie na odwrót — rząd dusz oznacza, że się ich obserwuje i każdy powinien sądzić, że jest wyróżniany. Pod warunkiem wszakże, że dołączy się do tej metody pewien ukryty system, decyzję zachowania dla siebie pewnej tajemniczej niespodzianki, która może w każdej chwili się zdarzyć. Ukryta wiara mas zrobi resztę” (Le fil de l`épée, Paris 1971[4], s. 64-65); o postrzeganiu przez Generała samego siebie jako Suwerena świadczy dobitnie także nieukończony szkic ostatniego rozdziału Pamiętników nadziei, stanowiący jego wyimaginowaną rozmowę z wielkimi Francuzami wszystkich epok i ustrojów, m.in. z: Filipem-Augustem, Ludwikiem Świętym, św. Joanną d`Arc, Henrykiem IV, kard. Richelieu, Ludwikiem XIV, Colbertem, Napoleonem I, marszałkiem Fochem i Clemenceau.

 

Do źródeł g. zaliczyć można wreszcie, dawno już zauważone, jego uderzające podobieństwo do obozu piłsudczykowskiego, na które składają się: charyzmatyczny typ przywództwa politycznego, kombatancka geneza i mieszany, wojskowo-cywilny charakter ruchu, poczucie osamotnienia w społeczeństwie i konieczności działania wbrew jego większości, ale dla dobra państwa, świadome promowanie patetycznego etosu heroicznego, uznanie niezawisłości i mocarstwowości państwa za cel nadrzędny, „bonapartystowskie” przemieszanie autorytaryzmu z demokratyzmem (acz w g. z większym wyczuciem i respektem dla praworządności), podobne rozwiązania ustrojowe, z centralnym usytuowaniem głowy państwa (instytucja „uprawnień własnych” prezydenta jest wprost zapożyczona z polskiej Konstytucji Kwietniowej 1935); powinowactwa te nie są bynajmniej przypadkowe: de Gaulle, który studiował biografię Piłsudskiego i czytał (po niemiecku) wybór jego pism, identyfikował się z nim tak dalece, że nawet najważniejsze epizody z własnego życia opisywał metaforami od niego zaczerpniętymi („mój Sulejówek”, „mój pierwszy most”).

 

ALGERIA - NOVEMBER 11:  Algiers, Charles De Gaulle At The Ceremony Of The Armistice Day On November 11Th 1943  (Photo by Keystone-France/Gamma-Keystone via Getty Images)

ALGERIA – NOVEMBER 11: Algiers, Charles De Gaulle At The Ceremony Of The Armistice Day On November 11Th 1943 (Photo by Keystone-France/Gamma-Keystone via Getty Images)

b. nacjonalizm i demokratyzm

 

Z duchowej triady zasad, którymi nasiąknął młody de Gaulle, pierwiastkiem najsilniejszym i konstytuującym g. okazał się, bez wątpienia, nacjonalizm: „De Gaulle całym swoim jestestwem wierzył w naród jako podstawowy element, podstawową komórkę życia międzynarodowego” (J.-R. Tournoux, Po raz pierwszy…, s. 8), bo w narodzie jest i „ciało” i „dusza”; „poczucie narodowe” (sentiment national) stanowiło wg niego najważniejszy i najbardziej powszechny czynnik autoidentyfikacji ludzi: jesteśmy przede wszystkim Francuzami, Niemcami, Anglikami, a dopiero w dalszej kolejności robotnikami lub patronami, radykałami lub tradycjonalistami, zwolennikami tej lub innej koncepcji społecznej czy politycznej; internacjonalizm (identyfikowany przez g. zasadniczo z komunizmem), zaprzeczający ważności tej samoidentyfikacji, uderza zatem w sam rdzeń tożsamości człowieka, czyniąc z niego istotę głęboko okaleczoną; w nacjonalizmie gaullistowskim nie ma najmniejszego śladu agresywności czy dążeń zaborczych w stosunku do innych narodów, jest natomiast głęboko zakorzenione przekonanie o szczególnej wartości kultury francuskiej i posłannictwie, jakie Francja ma do spełnienia w świecie, jako ośrodek promieniowania tej kultury; to właśnie „dusza” narodu, która — przeżywana przez świadomą przynależności do wspólnoty jednostkę — jawi się jej jako „pewna idea Francji” (une certaine idée de la France) — wyartykułowana w sławnej inwokacji, otwierającej Pamiętniki wojenne, a zakorzenionej w średniowiecznym toposie „słodkiej Francji” (la douce France), widzianej zawsze jako kobieta: „Przez całe życie byłem wyznawcą pewnej idei Francji. Natchnieniem był mi zarówno sentyment, jak też rozsądek. Ma podświadomość wywołuje naturalny obraz Francji jako księżniczki z bajki bądź Madonny z fresków na murach, jakby przeznaczonej dla dokonań wybitnych i niezwykłych. Instynktownie odnoszę wrażenie, że Opatrzność stworzyła ją po to, by jej udziałem były spełnione sukcesy i wyjątkowe nieszczęścia. Jeśli zdarza się jednak, że mierność cechuje jej czyny i gesty, doznaję uczucia absurdalnej anomalii, którą należy przypisać błędom Francuzów, a nie geniuszowi ich Ojczyzny. Równocześnie jednak racjonalna strona mego umysłu przekonuje mnie, że Francja jest sobą wówczas, gdy zajmuje miejsce pierwszoplanowe, że tylko szerokie przedsięwzięcia są zdolne zrównoważyć fermenty niezgody, jakie nosi w sobie jej lud, że kraj nasz, taki jakim jest, pośród innych, takimi jakimi są one, powinien — pod groźbą śmiertelnego niebezpieczeństwa — mierzyć wysoko i kroczyć prostą drogą. Krótko mówiąc, w mym przekonaniu, Francja nie może być Francją bez wielkości”; „ciało” Francji, jako ziemia ojczysta oraz realna egzystencja pokoleń tworzących naród i budujących jego cywilizację, a tym samym przekazujących sobie tradycję, z której niczego nie wolno uronić, oraz jego państwo, które istnieje po to, aby strzec interesu narodowego, zaakcentowane zostało z kolei w pierwszych zdaniach Pamiętników nadziei: „Francja, odkąd wyłoniła się z pomroki dziejów, żyje wsłuchana w zew przywołujących ją stuleci. Jednakże przez cały ten czas pozostaje wciąż ta sama. Jej granice mogą się zmieniać, lecz nie zmienia się zawsze cechujące ją ukształtowanie terenu, klimat, rzeki i morze. Zamieszkujące ją ludy przeszły w toku historii najróżniejsze ciężkie próby, lecz sama natura rzeczy, wspomagana przez obracającą to na swój pożytek politykę, bez przerwy stapia je w jedną nację. Naród ten wydał liczne pokolenia. […] Wiele dalszych zrodzi w przyszłości. Wszelako warunki geograficzne kraju, który do tego narodu należy, geniusz składających się nań ras i sąsiedztwo otaczających go ludów, nadają mu ciągłość, która sprawia, że Francuzi każdej epoki ukształtowani są przez swych przodków i odpowiadają za to, jacy będą potomni. Ta społeczność ludzka, na tym terytorium i pośród tego świata, jeżeli nie ma się rozpaść, obejmuje więc nierozerwalnie związane ze sobą: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Toteż państwo, odpowiedzialne za Francję, strzec musi zarazem spuścizny jej dnia wczorajszego, dzisiejszych jej interesów i jej nadziei na przyszłość”.

 

Nacjonalizm g. nie jest etniczny, lecz państwowy, ale nie imperialny, i nie dążący do wchłonięcia lub podporządkowania sobie innych narodów i cudzego terytorium, tylko związany nierozerwalnie z koncepcją państwa-narodu (État-Nation), suwerennego państwa narodowego; racją bytu i głównym zadaniem państwa jest zapewnienie Francji miejsca w „pierwszym rzędzie” państw i narodów, a więc nie tylko niezawisłości, lecz i pozycji mocarstwowej; żeby tak było, państwo musi być silne, zdolne do wykrzesania energii narodowej i racjonalnego pokierowania akcją polityczną; wymaga to, z jednej strony, przezwyciężenia zakorzenionej w (złej) tradycji przedgaullistowskich republik parlamentarnych podejrzliwości w stosunku do państwa (wyrażonej dosadnie aforyzmem najpopularniejszego filozofa III Republiki, Alaina — „obywatel przeciwko władzy”) i przesadnego akcentowania uprawnień jednostki, z drugiej zaś strony — zwiększenia autorytetu władzy, a przede wszystkim wzmocnienia uprawnień ponadpartyjnego szefa państwa, który akcją polityczną narodu ma kierować, o czym de Gaulle mówił i pisał wielokrotnie, począwszy od słynnego przemówienia w Bayonne 16 VI 1946, w którym zapowiedział utworzenie swojej pierwszej formacji politycznej — Zgromadzenia Ludu Francuskiego (RPF): „Moim zdaniem trzeba, żeby państwo miało głowę, tzn. szefa państwa, w którym by naród niezależnie od wszelkich fluktuacji mógł widzieć człowieka odpowiedzialnego za rzeczy najistotniejsze i gwaranta swoich losów. Trzeba także, żeby władza wykonawcza, mająca służyć tylko całej społeczności, nie pochodziła od parlamentu, skupiającego reprezentację interesów partykularnych. Z warunków tych wypływa konieczność, by szef państwa nie wywodził się z żadnej partii, był desygnowany przez naród, mianował ministrów, miał prawo odwoływać się do opinii narodu w drodze bądź referendum, bądź wyborów powszechnych do ciał ustawodawczych, i wreszcie, otrzymał pełnomocnictwa do zapewnienia, w razie niebezpieczeństwa, integralności i niepodległości Francji”; powyższą myśl z Pamiętników wojennych uzupełnił, odnośnie do sposobu powoływania rządu, w Pamiętnikach nadziei: „Żeby państwo, zgodnie ze swoim powołaniem, było narzędziem francuskiej jedności, nadrzędnego interesu kraju i ciągłości działania narodowego, uważałem za konieczne, by rząd był powoływany nie przez parlament, inaczej mówiąc przez partie, lecz by wyznaczał go stojący ponad nimi szef państwa, wybrany przez cały naród jako jego bezpośredni mandatariusz i będący dzięki temu w stanie przejawiać swoją wolę, decydować i działać” (do wzmocnienia autorytetu głowy państwa i bycia „prezydentem całego narodu” nie wystarcza zatem sama technika jego desygnacji poprzez głosowanie powszechne, ale musi on być apartyjny „od zawsze”, a nie dopiero — formalnie — po elekcji).

 

Ustrojowa koncepcja g. jest zatem antypartyjna, nieparlamentarna i nieliberalna (liberał to dla de Gaulle`a ktoś, kto nie jest pewien czy ma rację) i z gruntu przeciwna reżimowi opartemu o (choćby tylko faktyczną) zasadę suwerenności ciała ustawodawczego — można by rzec, że stoi ona na antypodach parlamentaryzmu „partiokratycznego” oraz demoliberalizmu, jest atoli również demokratyczna, ponieważ naród uznawany jest w niej za źródło władzy, a „szef” — za mandatariusza woli narodowej, który bezwzględnie musi cieszyć się poparciem i zaufaniem obywateli; demokratyzm gaullistowski jest obcy tradycji liberalnej, wychodzącej od jednostki jako principium bytu politycznego, ale zakorzeniony w jednak już specyficznie francuskiej — jakkolwiek byłoby to przykre dla wszystkich kontrrewolucyjnych „mistrzów myślenia” młodego de Gaulle`a, od de Maistre`a do Maurrasa — russowsko-jakobińskiej koncepcji demokracji jako „woli powszechnej” (volonté générale) narodu politycznego, wcielonej w państwo władcze („Republikę jedną i niepodzielną”); w szczególności jednak demokratyzm gaullistowski czerpał z tej reinterpretacji koncepcji „woli powszechnej” jaką był zarazem autorytarny i demokratyczny cezaryzm Napoleonów I i III, czyli bonapartyzm; istotą tej koncepcji jest poszukiwanie demokratycznej legitymizacji dla suwerennej władzy szefa państwa-narodu nie tylko w jego elekcji przez naród, ale również, już podczas sprawowania władzy, w wykonywaniu — ponad instytucją parlamentu, któremu wyznaczona zostaje skromniejsza rola ciała wyłącznie prawodawczego, i ponad zupełnie dezawuowanymi partiami — bezpośredniego „apelu do ludu”, w postaci plebiscytu (referendum narodowego), w którym konkretne pytanie o kształt tego lub innego rozwiązania ustrojowego, albo o sens decyzji politycznej, zadane narodowi przez „szefa” jest jednocześnie zapytaniem o osobistą akceptację; g. nie jest jednak „czystym” cezaryzmem albo bonapartyzmem (czyli plebiscytarną dyktaturą szefa państwa), ponieważ w I i II Cesarstwie rola ciał prawodawczych była zupełnie dekoracyjna, jak również martwą literą pozostawały tzw. wolności indywidualne (w sferze politycznej), a wybory stanowiły fikcję; w V Republice natomiast parlament ma kompetencje, w stosunku do poprzedniego systemu, zmniejszone (obradując też w trybie sesyjnym, a nie permanentnie), ale realne, wybory są wolne i demokratyczne, a wolności indywidualne (i społeczne także) nie tylko są respektowane, ale również w samej doktrynie g. podniesione do rangi zasad naczelnych (jako „tradycja humanistyczna”, „wola postępu” i „solidarność” — wg sformułowań oficjalnego dokumentu UDR 1966); należy podkreślić, że ewolucja de Gaulle`a ku demokratyzmowi była niełatwa i powolna, ale szczera; jeszcze przygotowując Apel 18 VI 1940 powiedział Philippe`owi Barresowi, że nie wymówi nigdy 2 słów: „republika” i „demokracja”, a zamiast nich powie „swobody”; to, że już wkrótce zaczął ich używać nagminnie, było w pewnej mierze kapitulacją przed realiami, tj. demokratyczno-republikańskim obliczem tej części Francji, która stanęła po jego stronie (przywódcom podziemnej Résistance, zanim mu się podporządkowali, musiał dać IV 1942 solenne gwarancje przywiązania do „zasad ustroju republikańskiego”); ostatecznie jednak włączył naprawdę demokrację do korpusu swoich zasad, i można stwierdzić, że dwa filary „nośne” g. to nacjonalizm państwowy i plebiscytarna demokracja.

 

c. etatyzm i partycypacjonizm

 

Państwo „silne” to w g. również państwo scentralizowane, „poskramiające” wszelkie partykularyzmy oraz aktywne w dziedzinie gospodarczej, społecznej (i kulturalnej także); słynne powiedzenie „intendentura nadciąga ostatnia” (l`intendence — ça suit) winno być interpretowane nie tyle jako wyraz lekceważenia przez wojskowego spraw gospodarczych, ile raczej jako przekonanie, że gospodarka narodowa, choć zasadniczo w rękach prywatnych, jest cząstką państwa i musi być podporządkowana realizacji nadrzędnych, mocarstwowych celów państwa; myślenie de Gaulle`a było w tym zakresie przesiąknięte wywodzącą się jeszcze z epoki monarchii absolutnej i administracyjnej, na wskroś etatystyczną tradycją „colbertyzmu”, tj. merkantylistycznej polityki ministra Ludwika XIV — J.-B. Colberta, budującego potęgę ekonomiczną i polityczną państwa przez ograniczanie wywozu pieniądza z kraju oraz importu, wysokie cła i protekcjonizm dla eksportu towarów własnych oraz zakładanie manufaktur królewskich i subwencjonowanie manufaktur prywatnych; liberalny ideał „państwa-minimum” stwarza, zdaniem de Gaulle`a, zbyt szerokie pole konfliktów interesów, a w konsekwencji anarchię w gospodarce i powstawanie „stref wyłącznych wpływów” określonych koterii patronackich, związkowych czy nawet partyjnych; państwo zatem winno podejmować strategiczne decyzje w sprawach gospodarczych, finansowych, socjalnych, cenowych i płacowych, występować w roli mediatora wszędzie tam, gdzie dochodzi do konfliktów między pracodawcą a pracobiorcami, narzucać właścicielom przedsiębiorstw pewne elementy planowania, a nawet — poprzez nacjonalizacje czy inwestycje własne — stawać się pracodawcą, zwłaszcza w tych dziedzinach, które mają znaczenie dla bezpieczeństwa i obronności państwa; w pewnym sensie państwo gaullistowskie miało być syntezą cech dodatnich ustrojów: socjalistycznego (zasada sprawiedliwości społecznej), liberalnego (wolności obywatelskie) i faszystowskiego (silne i charyzmatyczne przywództwo polityczne), przy odrzuceniu ich cech ujemnych (odpowiednio: walki klas i tyranii w socjalizmie, despotyzmu w faszyzmie, a chaosu w liberalizmie); należy jednak podkreślić, że g. odrzucał nie tylko leseferyzm, ale również socjalizm, poszukując pomiędzy nimi „złotego środka”, oraz że etatyzm nie był w obozie gaullistowskim stanowiskiem powszechnym; tendencja etatystyczna bądź liberalna, była zmienna w zależności od tego, który nurt w danym czasie dominował; po etatyście Debré (1959-62) przyszedł liberalny premier Pompidou (1962-68), wraz z liberalnym ministrem finansów V. Giscardem d`Estaing, a ostatnie trzy lata prezydentury de Gaulle`a, wraz z Debré`m jako ministrem finansów, znów oznaczały wzrost etatyzmu; sektor państwowy w gospodarce francuskiej wzrósł ogromnie: już za Rządu Tymczasowego 1944-46 znacjonalizowane zostały m.in. kopalnie węgla w Nord i Pas de Calais, zakłady samochodowe Renault, towarzystwa lotnicze, główne banki z Banque de France i Crédit Lyonnais, elektrownie i gazownie, a w epoce V Republiki sektor ten uległ podwojeniu; w momencie ustąpienia de Gaulle`a 1969 państwo kontrolowało 80 — 100 % przemysłu węglowego, gazowni, elektrowni, zakładów tytoniowych i zapałczanych oraz usług telekomunikacyjnych, 40 — 80 % koksowni, przemysłu lotniczego, zbrojeniowego i transportu, 20 — 40 % przemysłu naftowego i samochodowego oraz służbę zdrowia; sektor państwowy zatrudniał 6,2 % ludności czynnej zawodowo, i dostarczał 9,2 % produkcji przemysłowej; państwo uczestniczyło też 1970 w 1100 spółkach akcyjnych, a w 555 posiadało pakiet kontrolny; aktywność gospodarcza V Republiki najbardziej spektakularnie przejawiała się w prestiżowych (i konkurujących z założenia z wyrobami amerykańskimi) przedsięwzięciach, takich jak zwodowanie 1961 największego pasażerskiego statku świata France, produkcja (wspólnie z Wlk. Brytanią) ponaddźwiękowego samolotu pasażerskiego Concorde, samolotów bojowych Mirage czy systemu telewizji kolorowej SECAM; nadto, w budowie własnych okrętów podwodnych o napędzie atomowym, lotnisk, autostrad i paryskiego „Manhattanu”, czyli dzielnicy La Défence; równolegle, w polityce kulturalnej, minister kultury A. Malraux pokrywał Francję budynkami oper, filharmonii, galerii wystawowych i domów kultury (ten ostatni pomysł czerpiąc zresztą wprost — razem z betonową technologią i klockowatą architekturą — z krajów „demokracji ludowej”); tak wysoki poziom inwestycji okazał się nie do pogodzenia z założeniem utrzymania równowagi budżetowej (tym bardziej, że de Gaulle do końca rządów nie godził się na dokonanie dewaluacji franka); nadwyżkę dochodów uzyskał dopiero 1970 Pompidou, jednak poprzez zwiększenia podatków; w okresie V Republiki wzrastały natomiast rezerwy złota, od 20 mln $ 1958 do 6 mld $ 1967.

 

Interwencjonizm g. miał swoje źródło także w wyznawanej przez de Gaulle`a teorii ekonomicznej J.M. Keynesa, której podstawowym założeniem było dążenie do możliwie pełnego zatrudnienia poprzez zarówno uruchomienie inwestycji państwa, jak pobudzanie inwestycji prywatnych; de Gaulle przyjmował keynesizm również dlatego, że za specyficzną cechę narodu francuskiego uważał „psychozę bezrobocia”, na którą ten wzorzec miał być antidotum; maksymalizacja inwestycji miała też dać szybki wzrost gospodarczy, a więc wspomóc realizację politycznych celów państwa; drugą stroną tego medalu było niebywałe rozbudowanie systemu opieki społecznej i zasiłków dla bezrobotnych, które — wzmożone jeszcze pod rządami socjalistycznymi lat 80. i 90. — uczyniło społeczeństwo francuskie chronicznie uzależnionym od opieki państwa, a sam system okazał się niewydolny i owocuje dziś właśnie tym, czemu polityka społeczna g. chciała zapobiec: nieustannymi konfliktami grup społecznych z państwem i pomiędzy sobą.

 

Główną społeczną ideą de Gaulle`a — zbieżną z solidaryzmem nauki społecznej Kościoła — była koncepcja partycypacji (participation) pracowników w zyskach firmy, po której spodziewał się „humanistycznego rozwiązania problemu własności i cywilizacji materialnej”, występującego w kapitalizmie, a z gruntu fałszywie — bo z negacją wolności osobistej i własności prywatnej — rozwiązywanego przez socjalizm i zwłaszcza komunizm; w Pamiętnikach nadziei de Gaulle dawał wyraz przekonaniu, że „dzisiejszemu zmechanizowanemu społeczeństwu brak pewnego czysto ludzkiego bodźca, który by zapewniał jego równowagę. System społeczny, który spycha robotnika — choćby był godziwie wynagradzany — do roli narzędzia i kółka w trybach maszyny, pozostaje, zdaniem moim, w sprzeczności z naturą rodzaju ludzkiego, a nawet z duchem zdrowej produktywności. Nie zaprzeczając temu, co kapitalizm realizuje na korzyść nie tylko garstki ludzi, lecz również całej zbiorowości, jest faktem, że nosi on sam w sobie przyczyny stałego niezadowolenia mas. […] Z drugiej strony komunizm, chociaż w założeniu uniemożliwia wyzysk człowieka przez człowieka, zawiera haniebną tyranię narzuconą osobie i pogrąża życie w ponurej atmosferze totalitaryzmu, nie osiągając przy tym pod względem poziomu życia i całokształtu postępu technicznego rezultatów równych tym, jakie uzyskuje się w rozwiniętych państwach kapitalistycznych. Dlatego też, potępiając jeden i drugi z tych przeciwstawnych systemów, uważam, że wszystko nakazuje naszej cywilizacji zbudować nowy system, który by regulował stosunki międzyludzkie w taki sposób, żeby każdy człowiek partycypował bezpośrednio w wynikach przedsiębiorstwa, w które wkłada swój wysiłek i dostąpił tej godności, że ponosi część odpowiedzialności za kolektywne dzieło, od którego zależy jego własny los. Czyż nie jest to przeniesieniem na płaszczyznę ekonomiczną — przy uwzględnieniu jej odrębnych właściwości — tego, czym w dziedzinie politycznej są prawa i obowiązki obywatela?”; w partycypacjonizmie chodzi zatem o to, aby „ludzie, którzy działają zespołowo we wspólnym przedsięwzięciu ekonomicznym […] i wnoszą potrzebne kapitały, umiejętność kierowania czy zarządzania, zdolności techniczne bądź własną pracę, wszyscy razem stworzyli takie przedsiębiorstwo, w którego wydajności i dobrym funkcjonowaniu byliby zainteresowani we wspólnym interesie”; w tym duchu 1967-68 opracowano kilka projektów tzw. akcjonariatu pracowniczego, a 9 IX 1968 Generał przedstawił własny wariant partycypacji w przedsiębiorstwie, który winien przyjąć 3 oddzielne formy: „Dla zatrudnionych trzeba przede wszystkim, by przewidywała [ona] bezpośrednie materialne zainteresowanie otrzymywanymi wynikami, następnie informację o stanie przedsiębiorstwa, od którego zależy los wszystkich, wreszcie możliwość przedstawiania i wykorzystania ich praktycznych propozycji. Idzie o to — podobnie jak w wypadku akcjonariuszy angażujących swoje pieniądze — by dyrekcja okresowo przyjmowała propozycje, które każdy (ze sprzedających swoją pracę) uzna za właściwe poczynić, aby przedstawiciele wszystkich kategorii personelu został wybrani przez wszystkich członków załogi w głosowaniu tajnym na podstawie wolno zgłoszonych kandydatur, aby zapewnić kontrolę tego, co zostanie określone przez prawo, jurysdykcję, w której inspekcja pracy będzie miała oczywiście swą rolę do odegrania” (Discours et messages, Paris 1971, t. V, ss. 327/8); partycypacja miała ogarnąć także wyższe uczelnie, samorządy lokalne oraz administrację terenową; projekt regionalizacji, przewidujący utworzenie lokalnych rad, złożonych również z przedstawicieli organizacji zawodowych i izb przemysłowo-handlowych, miał zostać połączony z reformą Senatu w taki sposób, aby ciało to zostało poszerzone o przedstawicieli tych korporacji i rad regionalnych; właśnie ten projekt stał się przyczyną upadku Generała, ponieważ nie znalazł on poparcia nie tylko liberalnego skrzydła gaullizmu, reprezentowanego przez Pompidou, lecz również etatystycznego, które było przeciwne osłabianiu wiodącej roli centrum w państwie; wiadomo, że de Gaulle czuł się obalony faktycznie przez Giełdę, o czym miał powiedzieć Malraux: „W referendum znalazłem się twarzą w twarz wobec tego samego wroga, którego miałem przez całe życie — Pieniądza” (cyt. za: A. Bilik, Charles de Gaulle czyli mit współczesny, Warszawa 1990, s. 114).

 

Ekonomiczno-społeczne koncepcje de Gaulle`a, związane ściśle z problemami społeczeństwa przemysłowego, i budowane w cieniu zagrożenia rewolucją komunistyczną, mogą dziś uchodzić za anachroniczne i dysfunkcjonalne; nie należy jednak widzieć w nim ideologicznego zwolennika „gospodarki kierowanej” (dirigisme), ani zakamuflowanego „socjalistę”, tak samo jak nie był ideologicznym leseferystą (choć cenił i potrafił współpracować z czołowym liberalnym ekonomistą jego czasu, Jacquesem Rueffem); nie ulega wątpliwości, że na sprawy gospodarki patrzył niezmiennie przez pryzmat interesów państwa, i wybierał taki kierunek, jaki uważał za zbieżny z tym interesem, a nie na podstawie jakichkolwiek presupozycji; potrafił zmienić zdanie, gdy wykazano mu błędność lub ukryte niebezpieczne konsekwencje jakichś propozycji; gdy Pompidou przedstawił dowody, że lider lewicowego, związkowego skrzydła g. — René Capitant chce wykorzystać ideę partycypacji do opanowania przedsiębiorstwa przez rady zakładowe, tworzące w nim rodzaj „państwa w państwie”, de Gaulle oświadczył, że Capitant „chyba całkiem zwariował”; nigdy nie miał on zamiaru ograniczać prawa własności ani naruszać autorytetu szefa przedsiębiorstwa, natomiast „współczynnik humanistyczny” pracy, o którym przemyśliwał, pozostaje przecież problemem zawsze aktualnym w każdym modelu gospodarowania.

 

d. europa państw

 

Gaullistowską wizję Europy należy postrzegać zarówno w kontekście charakterystycznego dla niej przeświadczenia o szczególnej misji Francji i dążenia do zapewnienia jej pozycji mocarstwa, jak równie głębokiego poczucia wspólnoty cywilizacyjnej narodów europejskich, a wreszcie konkretnych okoliczności czasu i miejsca, których fluktuacje modyfikowały praktyczne plany i decyzje; dopiero przy uwzględnieniu wszystkich tych czynników można zrozumieć tak rozbieżne, lecz tylko na pozór, posunięcia, jak opracowanie, na początku lat 50., kiedy Europa, a zwłaszcza Niemcy, leżały jeszcze w gruzach, przez gaullistę nr 1 — Debré projektu Stanów Zjednoczonych Europy z de Gaulle`em jako prezydentem, a opór wobec modelu integracji przyjętego w Traktacie Rzymskim 1957, czy dążenie do utrzymania jak najdłużej okupacji Niemiec i jednocześnie zawarcie 1963 Traktatu Elizejskiego z RFN, ustanawiającego „oś Paryż — Bonn”.

 

Poczucie cywilizacyjnej jedności Europy, zbudowanej na dziedzictwie helleńsko-rzymskim i na chrześcijaństwie, było u de Gaulle`a niewątpliwie bardzo bliskie Maurrasowi („Jestem Rzymianinem, jestem człowiekiem: dwie propozycje identyczne”); w Pamiętnikach nadziei wyznawał: „Zawsze czułem, a dziś bardziej niż kiedykolwiek czuję, co mają ze sobą wspólnego zamieszkujące Europę narody. Ponieważ wszystkie należą do tej samej białej rasy i są tego samego, chrześcijańskiego pochodzenia, mają jednakowy sposób życia, zawsze łączyły je i łączą do dziś niezliczone więzy myśli, sztuki, nauki, polityki, handlu, przeto jest rzeczą zgodną z ich naturą, by wreszcie tworzyły pewną całość, mającą pośród tego świata własne oblicze i własną organizację”; na planie stricte politycznym był jednak kwestią kardynalnej wagi konkretny, instytucjonalny kształt tej „pewnej całości”; g. odrzuca zdecydowanie kosmopolityczny, unifikacyjny, mechaniczny i oparty na ponadnarodowych instytucjach projekt „konstrukcji europejskiej” (la construction européenne) lansowany i realizowany, pod natchnieniem „paneuropejskiej” wizji R. Coudenhove-Kalergi, przez „technokratów z Brukseli”, a przede wszystkim przez — traktowanego jako wróg nr 1 — „ojca” tym sposobem jednoczonej Europy, Jeana Monneta (1888-1979); głównym, a z gruntu fałszywym w oczach de Gaulle`a, założeniem tej koncepcji jest negująca kulturotwórczą i polityczną rolę narodów idea „ponadnarodowości” (la supranationalité), wiodąca w konsekwencji do zamysłu sztucznego „wyhodowania” narodu europejskiego (we współczesnej, jeszcze bardziej radykalnej wersji „naród” ów ma obejmować także napływających masowo do Europy imigrantów wszelkich ras, kultur i wiar, a więc nie mających nic wspólnego z cywilizacyjnym dziedzictwem i tożsamością Europejczyków); tymczasem, „Europa to rodzina państw, w której — jak we wszystkich rodzinach — kłócą się o spadek, kochają się, nienawidzą, szkalują. Nie ma na to rady! Istnieją Niemcy, Francuzi, Włosi, Hiszpanie. Nie istnieją Belgowie, i właśnie dlatego, że nie istnieją, zawsze przechodzono przez ich terytorium. […] Jedni zerkają w kierunku Ameryki, a inni w kierunku Rosji. Gdyby zajrzeli w głąb własnego j a, może zrozumieliby, że należy się zjednoczyć, aby przechować spuściznę wieków. Ale jak się zjednoczyć? Poczynając od spraw prostych i przechodząc do bardziej złożonych, a czas zrobi swoje. Nie ma narodu europejskiego. Są narody europejskie” (cyt. za: J.-R. Tournoux, Po raz pierwszy…, s. 150); nie wolno także zaczynać (jak chce Monnet) od „sztuczek ekonomicznych”, bo „surowce, energia i wytworzone produkty nie mają wszak duszy, historii, tradycji, przeszłości ani ojczyzny” (tamże, s. 150).

 

Swoją polityczną koncepcję europejską — polemiczną do integracyjnych „mgławic” Monneta i innych „brukselczyków” — wyłożył de Gaulle 30 VII 1960 w poufnej Nocie w sprawie organizacji Europy do kanclerza RFN Konrada Adenauera, której kluczowym założeniem było: „Ażeby skutecznie działać, opierając się na uczuciach i poparciu narodów, i nie gubić się w mgławicy różnych teorii, Europa może obecnie polegać jedynie na zorganizowanej współpracy państw”, a „przyjęcie tej koncepcji oznacza uznanie zasady, że wszelkie wyłonione przez szóstkę [państw członkowskich EWG] organizmy ponadnarodowe, które zmierzałyby niewłaściwą drogą do zdobycia pozycji nieodpowiedzialnych superpaństw, powinny być zreorganizowane, podporządkowane rządom i wykorzystane do realizacji normalnych zadań doradczych i technicznych”; wspólne komisje stałe nie mogą rościć sobie uprawnień decyzyjnych, a zgromadzenia parlamentarne (złożone z delegatów parlamentów narodowych) mogą mieć jedynie charakter konsultatywny; podejmowane wspólnie i jednogłośnie decyzje polityczne muszą być pozostawione w rękach szefów suwerennych państw i rządów lub upełnomocnionych przez nich ministrów i urzędników; mogą one też dotyczyć wyłącznie spraw istotnie wspólnych, a przede wszystkim solidarnej polityki międzynarodowej, nigdy zaś ingerować w wewnętrzną politykę czy ustawodawstwo państw członkowskich; oficjalne stanowisko Francji, przedstawione XI 1961 przez ambasadora w Kopenhadze Christiana Foucheta, sprowadzało się do propozycji utworzenia Unii Państw Zachodnioeuropejskich, opartej na równości praw i obowiązków państw narodowych, prowadzącej wspólną politykę zagraniczną oraz obronną i współdziałającej w sferze nauki i kultury; instytucjami Unii miały być: Rada Europejska, złożona z szefów państw i rządów, zbierająca się co 4 miesiące i podejmująca decyzje jednomyślnie (państwa nieobecne lub wstrzymujące się od głosu nie byłyby zobowiązane do przestrzegania podjętych uchwał); Zgromadzenie Parlamentarne i Komisja Polityczna, złożona z wysokich funkcjonariuszy i pełniąca rolę stałego technicznego sekretariatu; w tym duchu de Gaulle przeforsował także 1966 tzw. Protokół Luksemburski, w którym członkowie EWG musieli zobowiązać się do niepodejmowania żadnych kroków integracyjnych, nawet jeśli przewidziano je w Traktacie Rzymskim, jeśli byłyby one sprzeczne z „żywotnym interesem” choćby jednego z państw członkowskich; dzięki temu do końca swoich rządów de Gaulle`owi udało się powstrzymać tzw. proces integracyjny; europejska koncepcja de Gaulle`a zmierzała zatem ku ustanowieniu „koncertu państw” europejskich, tak by w wyniku zacieśniania więzów różnego rodzaju, pogłębiała się ich polityczna i duchowa solidarność, czyli nie ku konstruowaniu ponadnarodowej federacji europejskiego „superpaństwa”, narzucającego swój ideologiczny projekt narodom kontynentu, lecz ku konfederacji suwerennych państw narodowych, zdolnych podjąć rywalizację, i z Ameryką, i z Rosją, o przywrócenie Europie dominującej pozycji w świecie.

 

W kręgach współczesnych „eurosceptyków” pokutuje nieustannie z gruntu fałszywy mit, jakoby europejska wizja g. nosiła miano „europy ojczyzn” (L`Europe des patries); w rzeczywistości, de Gaulle nie tylko, iż nigdy nie użył tego sformułowania, ale — gdy się ono, jako przejaw celowej dezinformacji ze strony „brukselczyków” (wymyślił je socjalista Guy Mollet, a rozgłos nadał mu belgijski minister spraw zagranicznych, również socjalista Paul-Henri Spaak), pojawiło w obiegu publicznym, natychmiast i energicznie je zdezawuował, podczas konferencji prasowej 15 V 1962: „Jeśli chodzi o mnie, nigdy, w żadnej deklaracji, nie mówiłem o 'Europie Ojczyzn'. Ojczyzna to ważny element ludzki i sentymentalny, ale to nie może być fundamentem europejskiej konstrukcji. Co może być tym fundamentem? Oczywiście, Państwa! Mówiłem i powtarzam dzisiaj, w chwili obecnej nie może być innej Europy niż Europa Państw”; Europa g. może być więc jedynie „Europą Państw” (L`Europe des États), albo „Europą z ojczyznami” (L`Europe avec les patries), a także „Europą europejską” (L`Europe européenne), a nie kosmopolityczną „Europą technokratów”, i wreszcie „Europą Europejczyków” (l`Europe des Européenns).

 

Priorytetem g. w polityce zagranicznej, nie tylko europejskiej, była zasada „nic o nas bez nas”, tj. wyłączenie sytuacji, w której jakiekolwiek decyzje dotyczące Francji mogłyby zapadać bez jej udziału i pod presją czynników ponadnarodowych; choć cel zasadniczy i nieskrywany — pełna suwerenność Francji — łączył się także z dążeniem do zapewnienie jej roli „pierwszych skrzypiec” w „koncercie” państw europejskich, polityka de Gaulle`a służyła dobrze w istocie wszystkim narodom Europy, otwierając przed nimi perspektywy uwolnienia się od dominacji amerykańskiej w Europie Zachodniej, a w dalszej kolejności również zniewolonym przez komunistyczną Rosję narodom Europy Wschodniej; już w nocie do Adenauera de Gaulle zaznaczał, że „przyjęcie tej koncepcji pociąga za sobą zarazem położenie kresu amerykańskiej 'integracji', której wyrazem jest obecnie sojusz atlantycki, sprzeczny z istnieniem Europy posiadającej […] swoją osobowość i własną odpowiedzialność”; zarzuty (formułowane przez proamerykańskich liberałów antykomunistycznych, takich jak Raymond Aron czy Jean-François Revel, a w Polsce także przez Stefana Kisielewskiego) o kierowanie się „amerykanofobią” i (poważniejszy) o wyłamywanie się z solidarności krajów „Wolnego Świata” w obliczu zagrożenia sowieckiego, są mało przekonujące i krótkowzroczne; było przecież rzeczą jasną, że w razie otwartej konfrontacji Francja wypełni swoje zobowiązania sojusznicze, natomiast de Gaulle zdawał sobie sprawę z tego, że w epoce obowiązywania w amerykańskiej strategii militarnej doktryny „wzajemnego gwarantowanego zniszczenia”, ewentualny atak Układu Warszawskiego na Europę Zachodnią wcale nie musi pociągać za sobą automatycznie amerykańskiej riposty nuklearnej, a nawet, że jest ona bardzo mało prawdopodobna; dlatego pierwszoplanowa kwestią było dla niego posiadanie własnej atomowej force de frappe; zaś co do narodów wschodnioeuropejskich, de Gaulle, podkreślający — jako jedyny ówczesny zachodni mąż stanu — że Europa nie kończy się na Łabie, był optymistą, i w końcu okazało się, że ma rację, twierdząc, że komunizm przeminie, a narody te (jak również naród rosyjski) pozostaną; osnową zainaugurowanej przez niego, a wypaczonej dopiero przez innych w latach 70. polityki „odprężenia” (la déténte) ze Wschodem, było dalekowzroczne założenie, które wyraził w toaście 11 VI 1965 w Bonn, gdzie porównując dzieło tworzenia Europy do budowania katedry powiedział: My zaś, Europejczycy, jesteśmy budowniczymi katedr. Dziełu temu poświęciliśmy wiele czasu, poświęciliśmy temu dużo wysiłków, ale w końcu osiągnęliśmy cel. […] Teraz podjęliśmy się, my i wy [Francuzi i Niemcy] budowy Europy Zachodniej. […] Możemy więc zbudować katedrę jeszcze ogromniejszą i jeszcze piękniejszą, mam na myśli zjednoczenie całej Europy /l`Union de l`Europe tout entiere/ (Toast a Bonn 11 VI 1965, [w:] E. Jouve, Le Général de Gaulle et la construction de l`Europe (1940-1966), Paris 1967, t. 2, s. 346); z drugiej strony, spełniły się także jego obawy, iż jednolita „konstrukcja europejska” będzie instrumentem umacniania dominacji amerykańskiej, a nie uwalniania się od niej.

 

Niezależność i kierowanie się jedynie francuską racją stanu, oznaczało także dbanie o kontrolę nad frankofońską „małą Ententą” w „pasie Sahelu” Czarnej Afryki (Wybrzeże Kości Słoniowej, Dahomej, Senegal, Górna Wolta, Niger, Gabon i Czad), nad czym czuwał, prokurujący, w razie potrzeby, przewroty lub inwazje, słynny zausznik de Gaulle`a — jego „szara eminencja” Jacques Foccart (tę francuską strefę wpływów Amerykanie zlikwidowali bezwzględnie i niemal „bezszelestnie” dopiero w latach 90.), a także w kierowaniu się zasadą utrzymywania dobrych stosunków z krajami arabskimi, zamiast poddawania się, obowiązującej w USA, normie priorytetowego traktowania państwa izraelskiego, albowiem „Francja nie może przecież kichać za każdym razem, gdy Izrael się przeziębia!” (cyt. za: J.-R. Tournoux, Po raz pierwszy…, s. 179); z powodu słynnych słów o Żydach wypowiedzianych 27 XI 1967: „naród elitarny, pewny siebie i władczy” de Gaulle stał się nawet obiektem oskarżeń o antysemityzm i niezliczonych interwencji, z Wielkim Rabinem Francji, Jacobem Kaplanem na czele; nie widziano natomiast, lub nie chciano widzieć troski de Gaulle`a o to, by Izrael przez swój brak umiarkowania nie ściągnął na siebie nieszczęścia: „Proszę mi wierzyć — powiedział Kaplanowi — że nie przesadzam, mówiąc o ludobójstwie! Jeśli Arabowie zaatakują Izrael, wielkie mocarstwa zneutralizują się wzajemnie: jedne wypowiedzą się za interwencją, a inne przeciwko. W międzyczasie zginą setki tysięcy ludzi. Powtórzy się Biafra” (cyt. za: J.-R. Tournoux, Udręka…, s. 233).

 

e. „ pontifex dwóch francji? ”

 

Analiza struktury ideowej g. oraz gaullistowskiej polityki potwierdza przypuszczenie, że de Gaulle chciał być „człowiekiem historycznej syntezy”, godzącym i zasypującym przepaść — jak pontifex w pierwotnym, rzymskim sensie tego słowa: tego, co buduje most łączący dwa brzegi — dzielącą Francuzów na 2 obozy: „spadkobierców 'Francji lilii', Francji 'najstarszej córki Kościoła', oraz spadkobierców Francji haseł 1789 roku, republiki żyrondystów i jakobinów” (A. Hall, dz. cyt., s. 208); odrzucić natomiast należy, zwłaszcza w świetle współczesnego stanu rzeczy, jako nieuzasadniony optymizm przekonanie tego samego autora, że tej historycznej syntezy „rzeczywiście dokonał”, Francuzów zjednoczył i obie „Francje” trwale pogodził (tamże, s. 209, 223); wątpliwe zresztą, aby synteza ta mogła być w ogóle dokonana: nie jest możliwe jednocześnie państwo chrześcijańskie i laickie, oparte na Dekalogu i na Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, monarchiczne i republikańskie, stanowe i egalitarne, zdecentralizowane i scentralizowane; nie ma przede wszystkim najmniejszych oznak woli ze strony republikańskiego establishmentu, dla którego historia Francji zaczyna się w 1789 roku, aby dziedzictwo „Francji 40 królów” i „Francji ochrzczonej w Reims” w jakimkolwiek stopniu zachować; w najlepszym wypadku ma być ono „średniowiecznym skansenem” turystycznym, ale nigdy rzeczywistością życia publicznego państwa urzędowo i bezwzględnie oddzielonego od religii, a narzucającego wolnomularski kult świeckiej religii „praw człowieka”; chociaż faktem jest, że dzięki potężnej osobowości i autorytetowi, de Gaulle`owi udało się na pewien czas zjednoczyć wokół siebie, w jednym obozie politycznym, ludzi wywodzących się z obu Francji, to sytuacja ta należy już do przeszłości; głównym powodem nietrwałości tej „syntezy” jest zniknięcie jedynej płaszczyzny, na której mogła się ona jeszcze, w pokoleniu „Francji Walczącej” dokonać, tj. patriotyzmu; była ona możliwa, dopóki „Francja 1789 roku” nie oznaczała wyłącznie kultu Republiki i Praw Człowieka, ale również swoisty, bo wrogi tradycji i plebejsko nieokrzesany, lecz autentyczny patriotyzm Marsylianki, Valmy, Jemappes, Marengo, Waterloo, wojen 1870, 1914-18 i Résistance, uosabiany przez łańcuch pokoleń żyrondystów, jakobinów, bonapartystów, republikańskich „starych bród” (les vieilles barbes), od Carnota, Hoche`a i Neya do Clemenceau i Moulina; dzisiaj jednak ten patriotyzm jest martwy, a nawet „podejrzany”, bo republikańska klasa polityczna wyrzekła się go na rzecz „europeizmu”, „wielokulturowości” i „społeczeństwa otwartego”; symboliczny spór 2 sztandarów: białego sztandaru ze złotymi liliami Burbonów i republikańsko-bonapartystowskiej flagi trójkolorowej już też wygasł, bo establishment czci nie tricolore, lecz flagę niebieską ze złotymi gwiazdkami; znamienne jest podjęcie debaty nad koniecznością usunięcia z Marsylianki słów uznanych za tchnące „szowinizmem” i „nietolerancją”; skoro nie ma już ani „wiernych poddanych /Ojca/ — Króla”, ani „dzieci /Matki/ — Ojczyzny” (les enfants de la Patrie), to sama myśl o „syntezie” staje się bezpodstawna.

 

2. gaulliści

 

G., oglądany jako obóz polityczny („gaulliści”), może być ujmowany w 2 szeregach: wg kryterium pokoleniowego i kolejnych form organizacyjnych oraz na palecie występujących w nim, zróżnicowanych ideowo „rodzin politycznych”.

 

Wyróżnia się 5 pokoleń gaullistów, dołączających do Generała w kolejnych etapach jego aktywności: 1/ gaullistów „historycznych”, tj. „towarzyszy walk wyzwoleńczych” (Compagnons de la Libération) z Wolnej Francji 1940-44, stanowiących dzięki temu „moralną elitę” ruchu; ponieważ przybyli do Londynu 18 VI 1940 z generałem, jego adiutant, por. kawalerii Geoffroy de Courcel i sekretarka (zresztą rojalistka), Elisabeth de Miribel, nie mieli ambicji politycznych, o miano „pierwszego gaullisty” rywalizowali: przebywający już w Londynie syn twórcy doktryny nacjonalizmu — Philippe barres; przybyły 19 VI Christian fouchet, jako ten, który pierwszy z Francuzów odpowiedział na Apel; oraz dyrektor gabinetu de Gaulle`a 1942-46 — Gaston palewski, który już 17 VI wysłał depeszę do de Gaulle`a, zapewniając go o poparciu na wypadek, gdyby „podjął jakąś działalność”; innymi „historycznymi” gaullistami byli m.in.: por. Hettier de Boislambert; szef II Oddziału kpt. André Dewavrin („płk. Passy”); członek gabinetu w Londynie — Roger frey; minister spraw zagranicznych 1958-68 i premier 1968-69 — protestant Maurice couvede murville; minister sprawiedliwości — katolik Edmond michelet; rzecznik prasowy de Gaulle`a w BBC, po wojnie współtwórca chadeckiego MRP — Maurice schumann; minister informacji Wolnej Francji — Jacques soustelle; kombatant bitwy pod Bir Hakeim, minister obrony 1960-69 i premier 1972-73 — Pierre messmer; kpt. (a ostatecznie gen.) Pierre koenig; ulubiony oficer de Gaulle`a, kpt. wojsk kolonialnych, a później dowódca elitarnej 10 Dywizji Spadochronowej i wreszcie dowódca korpusu w Niemczech, gen. Jacques massu; należy wszelako zastrzec, że nie można w pełni identyfikować emigracyjnej Wolnej Francji z g.; nie tylko ludzie lewicy, ale również prawicowiec Henri de Kérillis, katolik Jacques Maritain i arystokrata Antoine de Saint-Exupéry nie ufali de Gaulle`owi i obawiali się jego „dyktatury”; 2/ pokolenie współtwórców pierwszej gaullistowskiej partii — zgromadzenia ludu francuskiego (RPF; Rassemblement du peuple français) 1947-53; należą do niego m.in.: Robert poujade, Jean Charbonnel, Jean Taittinger, Olivier guichard; parlamentarną „resztówką” RPF byli 1955-58 Republikanie Społeczni (URAS; Union de républicains et d`Action Sociale); 3/ pokolenie 1958, skupiające zwolenników Algierii Francuskiej (z których część wkrótce odeszła) albo „monarchii republikańskiej”, tworzące unię na rzecz nowej republiki (UNR; Union pour la nouvelle République), której pierwszym sekretarzem gen. był Frey, a najdłużej (1962-67) piastującym funkcję — Jacques baumel; do tego pokolenia należał również sekretarz 1972-73 Alain peyrefitte; 4/ pokolenie 1962, rekrutujące się zasadniczo spośród „technokratów”, zwanych też „enarchami”, tj. absolwentami założonych 1944 przez Debré tzw. wielkich szkół: École Nationale d`Administration, École Normale Supérieure, École Polytechnique i École Nationale France d`Outre Mer; opanowali oni nową 1967 formację: unię demokratów na rzecz v republiki (UDR; Union des démocrates pour V République) 5/ pokolenie „kadetów V Republiki”, również absolwentów „wielkich szkół”, lecz młodszych, urodzonych około 1930, którzy 5 XII 1976 przekształcili UDR w „neogaullistowskie” zgromadzenie na rzecz republiki (RDR; Rassemblement pour la République); ich liderem stał się późniejszy dwukrotny (1974-76 i 1986-88) premier i od 1995 aktualny prezydent Republiki — Jacques chirac.

 

„Geografia polityczna” nurtów ideowych g. oraz sam typ struktury ruchu gaullistowskiej wykazują również zadziwiające podobieństwo do sposobu organizowania zwolenników Piłsudskiego w Bezpartyjnym Bloku Współpracy z Rządem (BBWR), na co składają się 3 czynniki: 1/ sam charyzmatyczny „szef” jest z zasady bezpartyjny i nie należy do żadnej organizacji; 2/ nieformalne „twarde jądro” przywódcze tworzą „najwierniejsi z wiernych”, którzy niekoniecznie muszą mieć identyczne poglądy, ale cieszą się największym zaufaniem „szefa” i są „strażnikami ortodoksji” (sanacyjna „grupa pułkowników” — „baronowie gaullizmu”); 3/ wokół grupy przywódczej krążą „satelici”, odtwarzający w obozie rządowym nieomal całe spectrum ideowe opozycji, od prawicy, poprzez różne odcienie centryzmu, do lewicy, składające się po części z gaullistów historycznych o takich poglądach, po części zaś z polityków, którzy dokonali rozłamów w partiach niegaullistowskich, przechodząc do obozu rządzącego; łączy ich w zasadzie jedynie kult „szefa” i „pewna idea Francji”.

 

„Ortodoksyjny” trzon g. tworzyli przede wszystkim, ci, którzy nie opuścili Generała podczas jego „przejścia przez pustynię” (la traversée du dessert) 1953-58: premier 1959-62 Michel debré (który nie zbuntował się, tylko odszedł z urzędu premiera, nawet pomimo przywiązania do Algierii Francuskiej); główny twórca gaullistowskiej legendy, a jednocześnie wyraziciel jego plebejsko-demokratycznego etosu — André malraux; „szara eminencja” Jacques foccart; Roger Frey, Christian Fouchet, M. Couve de Murville, Pierre Messmer, Robert Poujade, Olivier Guichard, Louis joxe; sekretarz UDR 1973-74 Alexandre sanguinetti; w tym okresie także, nie mający kombatanckiej przeszłości i związany z de Gaulle`em dopiero od 1944, dyrektor banku Rothschildów 1954-58, premier 1962-68 i drugi prezydent V Republiki 1969-74 — konserwatysta Georges pompidou (uznany przez „ortodoksów” za „zdrajcę” dopiero, gdy wyraził gotowość kandydowania, zanim de Gaulle ustąpił); w epoce V Republiki odzwierciedleniem naturalnej hierarchii w g. był także ściśle określony porządek miejsc podczas rady gabinetowej z udziałem prezydenta; podczas posiedzeń odbywających się (jak za Napoleona) zawsze w środę o 10.00, po prawej stronie Generała zasiadał zawsze Malraux, mający rangę ministra stanu, a po lewej — minister sprawiedliwości (Michelet, później Jean foyer), uważany hierarchicznie za najwyższego już od czasów Richelieu; tylko szef państwa i szef rządu mieli prawo do foteli.

 

Gaullistowską prawicę reprezentował w RPF działacz przedwojennej Społecznej Partii Francji płk. F. de La Rocque`a — Edmond barrachin; po 13 V 1958 pojawiły się partie zwolenników Algierii Francuskiej: Unia na rzecz Odnowy Francuskiej (Union pour le renouveau français) J. Soustelle`a oraz Konwencja Republikańska (Convention républicaine) Léona delbecque ` a, które weszły do UNR, ale zerwały z nią, wzniecając bunt algierskich kolonów („tydzień barykad”) I-II 1960, a następnie przechodząc do OAS; na skrajnej prawicy g. z natury rzeczy znaleźli się również monarchistyczni „dysydenci” Action Française, którym przewodził założyciel pisma „La Nation Française” i skupionych wokół niego Klubów Przyjaciół — filozof Pierre boutang; jednak część rojalistów „przyłączonych” do V Republiki też oderwała się 1961 na tle kryzysu algierskiego.

 

W gaullistowskim centrum sytuowali się: najmłodszy generał Ruchu Oporu, wieloletni mer Bordeaux, szef gaullistowskiej frakcji parlamentarnej 1958-69 i premier 1969-72 — gen. Jacques chaban — delma s, gaullista wprawdzie „historyczny”, ale traktowany jako „niewierny”, bo prowadził samodzielną grę parlamentarną z partiami IV Republiki; centrum demokracja i postęp (Jacques Duhamel i Joseph Fontanet); Chrześcijańscy Demokraci V Republiki M. Schumanna, a także Unia Młodzieży na rzecz Postępu (Union des jeunes pour le progres).

 

Gaullistowska lewica, wywodząca się na ogół z krajowej Résistance (zwłaszcza z organizacji „Combat”), opanowała całkowicie afiliowaną do UNR, założoną 14 IV 1959 organizację związkową demokratyczna unia pracy (UDT; Union démocratique du Travail); jej przywódcami byli: René capitant, Léo hamon, Gilbert Grandval i Louis vallon; skrajnie lewicowe poglądy miał także arystokrata, oficer marynarki i b. rojalista — założyciel 1941 organizacji Ruchu Oporu „Libération”, Emmanuel d `astierdela vigerie; po odrzuceniu projektu „partycypacji” najbardziej nieprzejednani gaulliści lewicowi przeszli w ogóle do opozycji, podpisując 1972 wspólny pakt z radykałami, socjalistami i komunistami.

 

27 IV 1969 grupa najbardziej ortodoksyjnych „baronów” (Debré, Joxe, Messmer, Couve de Murville) utworzyła stowarzyszenie obecność gaullizmu (Présense du gaullisme), którego zadaniem miała być uporczywa obrona „pewnej idei Francji”, a, w wypadku Debré, specjalnie — przestrzeganie przed grożącą Francji katastrofą demograficzną; gorzko odżałowaną pomyłką Debré było protegowanie 1976-78 Chiraca, któremu ułatwił zdobycie kierownictwa RPR, a który już jako prezydent przekreślił wszystkie zasady g., akceptując traktaty z Maastricht i Amsterdamu, a w polityce wewnętrznej — „front republikański” przeciwko Frontowi Narodowemu i sprzeczne z prawem naturalnym ustawy typu PACS; druzgocąca klęska Debré w wyborach prezydenckich 1981, w których uzyskał zaledwie 2,2 % głosów, może być uznana jako symboliczny koniec „prawdziwego” g.

 

Profesor Jacek Bartyzel

za: legitymizm.org

 

M. Debré, La doctrine gaulliste dans la vie nationale, „L`Express” 4 XII 1954; P.M. Williams, M. Harrison, De Gaulle`s Republic, London 1960; E. Michelet, Le gaullisme — passionante aventure, Paris 1962; A. Passeron, De Gaulle parle (1958-1962), Paris 1962; J. Bloch-Morhange, Le gaullisme, Paris 1963; J. Charlot, Le gaullisme, Paris 1963, 1970[2]; M. Debré, Au service de la nation, Paris 1963; M. Duvergier, La Monarchie républicaine, Paris 1963, 1974[2]; R. Massip, De Gaulle et l`Europe, Paris 1963; P. Viansson-Porté, Les gaullistes, Paris 1963; P. Reynaud, La politique étrangere du gaullisme, Paris 1964; Ch. Purtschet, Le Rassemblement du peuple français (1947-1953), Paris 1965; A. Robertson, La doctrine du général de Gaulle, Paris 1965; A. Passeron, De Gaulle parle (1962-1966), Paris 1966; J. Charlot, L`U.N.R. Étude du pouvoir au sein d`un parti politique, Paris 1967; M. Debré, Sur le gaullisme, Paris 1967; E. Jouve, Le Général de Gaulle et la construction de l`Europe (1940-1966), I-II, Paris 1967; Dix ans de gaullisme, „La Nef” II-IV 1968; J. Soustelle, Vingt-huit ans de gaullisme, Paris 1968; J. de Montalais, Qu-est-ce gue le gaullisme?, Paris 1969; J. Charlot, Le phénomene gaulliste, Paris 1970; J. Massur, A. Malraux et le gaullisme, Paris 1970; J. Vernaut, Le général de Gaulle et la politique extérieure, „Politique étrangere” 6 (1970); P. Viansson-Porté, Histoire de la République gaullienne, I-II, Paris 1970-71; P. Avril, U.D.R. et gaullistes, Paris 1971; B. Le Calloch, Révolution silenscieuse du gaullisme au pouvoir, Paris 1971; N. Martin, L`Heritage gaulliste, Paris 1971; A. Hartley, Gaullism, London 1972; M. Debré, Une certaine idée de la France, Paris 1972; M. Papon, Le gaullisme et la lois de l`effort, Paris 1973; K. Wołowski, Prezydent Republiki w powojennej Francji, Warszawa-Poznań 1973; M. Duvergier, Cinquieme République, Paris 1974; F. Seydoux, De Gaulle, l`Europe, l`Allemagne, Paris 1974; R. Bielecki, Co to jest gaullizm?, Warszawa 1978; J. Touchard, Le gaullisme, 1940-1969, Paris 1978; W.J. Szczepański, Europa w myśli politycznej de Gaulle`a, Warszawa 1979; J. Charlot, Le gaullisme d`opposition 1946-1958, Paris 1983; A. Hall, Idee polityczne generała de Gaulle`a, „Polityka Polska” /II obieg/ 8 (1986), przedruk w: tenże, Polemiki i refleksje. Wybór publicystyki politycznej z lat 1978-1986, Londyn 1989; Comte de Paris — Charles de Gaulle, Dialogue sur la France, Correspondance et entretiens 1953-1970, Paris 1994; H. Portelli, La V République, Paris 1994; P. Maillard, De Gaulle et l`Europe. Entre la nation et Maastricht, Paris 1995; M. Vaisse, La grandeur. Politique étrangere du général de Gaulle 1958-1969, Paris 1998; S. Bernstein, Histoire du gaullisme, Paris 2001; W.J. Szczepański, Charles de Gaulle i Europa, Warszawa 2001.

Kategoria: Jacek Bartyzel, Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *