Posadzy: Tradycjonalizm kosmicznej kniei… Indiańsko-kałmuckie pochodzenie rdzennych mieszkańców czwartego księżyca Endora
Od wybrzeży do gór północnej Kalifornii
Miwokowie są jednym z najciekawszych plemion Indian Ameryki Północnej. Od początku zlokalizowani byli w północnej części Kalifornii, zamieszkując wszystkie występujące tam biomy: wybrzeża, zatoki, pojezierza, równiny i góry. Leśni Miwokowie pierwotnie zajmowali się zbieractwem-myślistwem, budowali półziemianki, szałasy z kory oraz bali, udomowili psy i uprawiali tytoń. Społecznie i religijnie zorganizowani byli w moiety, czyli połowy plemienia, wokół których dokonywano identyfikacji osoby, organizowano wymiany kobiet i dóbr, ale także przypisywano im odrębne sfery duchowe. Podział taki mógł przykładowo oznaczać wyodrębnienie stref czci poświęconych ziemi oraz wodzie. Miwokowie stawiali totemy zwierząt, uważanych za starszych braci i wcześniejszych mieszkańców danej ziemi, kultywowali animizm i szamanizm.
Miwokowie użytkowali łuki i strzały, pałki, kościane i kamienne groty włóczni. Stosowali koszyki o płaskim dnie i wykorzystywali skóry zwierząt, także w celach rytualnych.
Jak na temat wszystkich Indian Ameryki Północnej, funkcjonuje hipoteza o przybyciu ich przodków na kontynent amerykański przez pas lądu łączący Syberię z Kanadą ok. 20.000 lat temu. W kontekście Miwoków funkcjonuje jeszcze alternatywna wersja, według której mieliby przypłynąć do Kalifornii drogą morską z Syberii ok. 3.000 lat temu.
Obszar leśny zasiedlany przez Miwoków kojarzy się dziś przede wszystkim z terytorium popularnego parku narodowego Yosemite oraz stanowych i narodowych parków Redwood. Zresztą samo słowo yosemite oznacza w języku miwockim zabójcę, lecz funkcjonuje też bardzo zbliżony do tego wyraz na określenie niedźwiedzia grizzly. Z powodu oralnego charakteru kultury Indian nie sposób dojść pierwotnego znaczenia.
Zróźnicowanie biologiczno-geologiczne omawianego terenu jest olbrzymie. Znajdują się tam liczne skupiska skalne, rzeki, wodospady, stałe zlodowacenia (mimo klimatu śródziemnomorskiego) i bardzo różnorodny drzewostan. Znaleźć można również gigantyczne sekwoje (mamutowiec olbrzymi), dorastające do 95 metrów wysokości i dożywające 3500 lat.
Zmarły w 2020 roku amerykański prawosławny perennialista i badacz tradycji James Cutsinger wyróżnił tradycje indiańskie jako oparte na „łączności”. W pierwszej kolejności chodzi o związek człowieka z jego środowiskiem naturalnym i fakt, że pierwotne poczucie autoidentyfikacji nie było wcale związane z ciałem. Po drugie, horyzontalnie rozumiana łączność wiązała rozmaite stworzenia natury w sposób odpowiadający ich symbiotycznemu współżyciu. Po trzecie zaś, wyróżniono wertykalne związki występujące pomiędzy fizycznymi substratami tych stworzeń a ich duchowymi odpowiednikami w „archetypicznej” rzeczywistości. Cutsinger pisał także o szamanizmie, który nazwał „praktyką uczestnictwa” (practice of participation), umożliwiającą szamanowi opuszczenie ciała w celu przyjęcia duchowych korzyści.
Jak możemy wyczytać z wywiadu udzielonego w 1995 roku przez innego perennialistę – Frithjofa Schuona: Czerwonoskórzy Indianie – zwłaszcza Indianie z Równin – mają wiele wspólnego z japońskimi samurajami, którzy bardzo często praktykowali duchowość Zen; pod względem moralnym i estetycznym Indianie z Równin byli jednym z najbardziej fascynujących ludów na świecie. Wielkim błędem XIX wieku było rozróżnianie wyłącznie „ludzi cywilizowanych” od „dzikusów”; istnieją dystynkcje dużo bardziej rzeczywiste i ważniejsze, jest bowiem jasne, że „cywilizacja” w pospolitym sensie nie jest najwyższą wartością ludzkości, dlatego też termin „dzikus” jest w kontekście Indian niestosowny. Tym co stanowi o wartości człowieka nie jest jego podstawowa kultura ani praktyczna czy wynalazcza inteligencja, ale jego stanowisko w obliczu Absolutu; a kto ma poczucie Absolutu, nigdy nie zapomina o związkach pomiędzy człowiekiem a dziewiczą naturą, ponieważ natura jest naszą kolebką, naszą „naturalną” ojczyzną i najbardziej widomym przesłaniem od Boga. Dla arabskiego historyka Ibn Khalduna, najlepszym stanem realnej cywilizacji jest równowaga pomiędzy Beduinami a mieszkańcami miast, czyli pomiędzy nomadami a ludźmi prowadzącymi osiadły tryb życia; pomiędzy zdrowymi dziećmi natury a reprezentantami rozwiniętych wartości cywilizacji. (tłum. własne autora)
Miwokowie byli (i są nadal) przedstawicielami społeczności głęboko tradycyjnej, pierwotnej i naturalnej. Mimo wielu prób podejmowanych przez nowoczesny świat, istnieją nadal i przekazują swe zwyczaje następnym pokoleniom.
Z południa Mongolii nad Morze Kaspijskie
Kałmuk, czy nawet Kalmak, to nie tyle nazwa ludu, co określenie pewnych przekonań. Dzisiejsi Kałmucy, mieszkający głównie w Kałmucji, u wybrzeży Morza Kaspijskiego w dolnym biegu Wołgi lud mongolski, nazwani zostali tak przez zislamizowane tureckie ludy Wielkiego Stepu. Wyróżniała ich właśnie religia, nie przyjęli oni bowiem, jak większość Mongołów, islamu. Kałmucy to przede wszystkim buddyści, drugą grupę wyznaniową stanowią wśród nich prawosławni.
Podobnie jak buddyści tybetańscy, Kałmukowie uważają za swojego duchowego przywódcę Dalajlamę. Najwyższym lamą (Sajin Lama) Kałmuków jest Erdne Ombadykow. Kałmuk urodzony w Filadelfii w 1972 roku, wychowywał się wśród buddyjskich mnichów w tybetańskim klasztorze w Indiach. Ogłoszony Sajin Lamą w siódmym roku życia, uznany został przez Dalajlamę za reinkarnację Telo Rinpocze. Kałmuccy uchodźcy polityczni otworzył pierwszą świątynię buddyjską w Europie Środkowej w Belgradzie w 1920 roku.
Buddyzm, podobnie jak duchowość indiańska, budzi w perennialistach nieustanne zainteresowanie. Znamy pochwalne słowa Juliusa Evoli na ten temat; stwierdził on, że: Buddyzm jest doktryną oczyszczenia i przywrócenia tego, co zasadniczo aryjskie w duchu. Co do zasady duchowość buddyjska jest szeroko i bardzo pozytywnie komentowana przez badaczy tradycjonalizmu i filozofów perennialistycznych. Warto doszukać się zatem zdania odmiennego.
Na temat Samsary, czyli reinkarnacji, tak istotnej dla Kałmuków (kwestia Ombadykowa), krytycznie pisał znany filozof francuski René Guénon. W zbiorze jego tekstów pt. The Spiritist Fallacy czytamy: Reinkarnacja jest oczywiście niemożliwa. Ten sam byt nie może posiadać dwóch następujących po sobie egzystencji w materialnym świecie; bez znaczenia czy dzieje się to na Ziemi, czy na innej planecie; nie ważne czy dotyczy to człowieka, zgodnie z jakąś fałszywą koncepcją metempsychozy, czy zwierzęcia, rośliny czy nawet skały. Nie ma znaczenia nawet to, czy egzystencje te miałyby następować po sobie, czy istnieć jednocześnie. (tłum. własne autora)
Niemniej, buddyjscy Mongołowie, czyli Kałmucy, są do dziś przedstawicielami jednego z najbardziej tradycyjnych nurtów obecnych w świecie. Trwają przy zwyczaju, wolniej od swych słowiańskich sąsiadów ulegając prądom współczesności.
Lesisty księżyc
Można się zastanawiać, jakie związki, poza wspólnotą pochodzenia od rasy żółtej, łączą Indian z plemienia Miwoków z mongolskimi Kałmukami. Otóż 25 maja 1983 roku odbyła się światowa premiera szóstej chronologicznie i fabularnie, a trzeciej w kolejności powstania części Gwiezdnych Wojen, pt. Powrót Jedi. W tym epizodzie jedną z lokacji, w których rozgrywa się akcja filmu, jest księżyc Endor (krążący wokół gazowego giganta pod tą samą nazwą). Jest to małe, bardzo gęsto zalesione ciało niebieskie zamieszkane, między innymi, przez prymitywną rasę Ewoków. Ewokowie to małe, włochate, dwunożne, zręczne i inteligentne stworzenia, do złudzenia przypominające pluszowe dziecięce misie o wysokości około jednego metra.
Tworząc Ewoków, George Lucas sugerował się właśnie plemieniem Miwoków, od których zapożyczył nazwę rasy, styl walki i życia w lesie, system wierzeń i wodzowski charakter plemion, w jakie się organizowali. Na dodatek lokacja Endor kręcona była w lasach kalifornijskiego parku narodowego Redwood, jednej z wspomnianych pierwotnych ojczyzn Miwoków. Język, którym posługują się Ewokowie w Gwiezdnych Wojnach, to nic innego jak kałmucki, którego użytkownikiem był stary mongolski imigrant poproszony o pomoc w kręceniu filmu. Ewokowie zatem już u swych „literackich” źródeł są potężną kompilacją wielkich tradycji pierwotnych.
Ewokowie znali sztukę ceramiczną, polowali, budowali skomplikowane drewniane konstrukcje i potrafili prószyć ogień. Większość życia spędzali w wioskach zbudowanych wysoko na drzewach; niektórych Ewoków wysyłano do lasu w celach zbierackich lub na łowy. W letnie miesiące czasem łowili ryby i przebywali w wioskach łowieckich na ziemi. Użytkowali zwierzęta w celach transportowych, także do jazdy wierzchem. Obawiali się głównie drapieżników i innych rozumnych ras, jak na przykład Duloków, Goraxów czy Yuzzumów. Fani Gwiezdnych Wojen zapewne pamiętają grupę muzyczną przygrywającą Jabbie w jego pałacu na Tatooine. Wokalista tej grupy, wielkousty, przypominający nieco insekta stwór, to właśnie jeden z Yuzzumów.
Użytkowanie wysokich drzew w celach mieszkalnych bardzo przypomina praktykę innej, także tradycjonalistycznej, uduchowionej i pierwotnej rasy ze świata fantastyki – leśnych elfów z prozy J.R.R. Tolkiena. Jak podaje oficjalny Ilustrowany przewodnik po postaciach Gwiezdnych Wojen: Ewoki wierzą, że w drzewach żyją duchy opiekuńcze, spoglądają więc nieprzychylnie na wszystkich, którzy próbują je wycinać. Jest to kolejny element zgodności z poglądami samego Tolkiena, który słynął z wręcz osobliwego umiłowania drzew.
Ewokowie byli ludem głęboko religijnym. Czcili otaczające ich olbrzymie drzewa i wierzyli, że wszystko pochodzi od „Wielkiego Drzewa”, świętego pnia znajdującego się w sercu lasu. W filmie poznajemy Lograya, głównego szamana Ewoków, który cieszy się posłuchem ludu na równi z wodzem – Chirpą. Ich legenda o Złotym (Golden One) opowiadała o bóstwie, które pozwoli Ewokom żyć w jasności światła. Po tym, jak złoty robot C-3PO wraz z innymi rebeliantami przybyli na Endor i poprowadzili Ewoków do bitwy, legenda ta głosiła, że Złoty powrócił, a modły Ewoków zostały wysłuchane. Drzewa, na których mieszkał mały ludek Endora były ognioodporne i stanowiły naturalny odstraszacz insektów.
Duże znaczenie duchowości dla Ewoków możemy zaobserwować na podstawie ich interakcji ze Skywalkerami. Księżniczka Leia, zaprowadzona do wioski Jasnego Drzewa przez Wicketa (posiadającego pewną wrażliwość na Moc), otoczona została czcią, ustrojona i usługiwano jej. Być może podświadomie obcy wyczuli w człowieku zwieńczenie Dzieła Stworzenia, a w Lei pierwiastek królewski. Ich reakcją na posłużenie się przez Luke’a mocą też nie była ucieczka i strach, ale hołd i modlitwa.
Ewokowie są w Gwiezdnych Wojnach oczywistymi reprezentantami świata tradycji pierwotnej. Ich udział w fabule filmu symbolizuje zaś zwycięstwo tejże tradycji nad siłami modernizmu.
Na Endorze powstał garnizon Imperium, zabezpieczający budowę nowej Gwiazdy Śmierci, prowadzoną na orbicie księżyca. Ta straszliwa superbroń, zdolna niszczyć całe planety, składająca się w całości z metalu i naszpikowana elektroniką, jaskrawo nie pasuje do zalesionego oblicza prymitywnej planety, na którą rzuca cień. Imperium reprezentuje naturalnie postęp, industrializację, nowoczesność, ale także przemoc, opresję i modernizm. Nie jest wcale siłą reakcyjną w uniwersum stworzonym przez George’a Lucasa. Centralistyczna, biurokratyczna i despotyczna monarchia Palpatine’a jest zaprzeczeniem zdecentralizowanej konfederacji wolnych światów (w tym wielu monarchii tradycjonalistycznych) pod postacią Starej Republiki. I nie trzeba się zżymać na dźwięk tego słowa. W istocie przecież układy gwiezdne, systemy i planety, stanowiące o gigantycznej różnorodności tradycji i ras, połączone dość luźnym, lecz wielowiekowym węzłem Republiki, doświadczyły opresyjnej i rewolucyjnej zmiany, gdy siłą władzę w nich przejęli imperialni gubernatorzy wraz z całym aparatem administracyjnym. To Imperium zachowało się podobnie jak Napoleon czy Wielka Brytania, podbijając ludobójczo krnąbrne i niechętne im terytoria, eliminując lokalne zwyczaje i zasady oraz zastępując je nowym, rasistowskim ładem. Jednolitym i centralnie zarządzanym. Na domiar złego, wyeliminowali jedyny większy i uporządkowany system religijny w postaci Zakonu Jedi, podczas gdy u władzy Imperium stali Sithowie – posiadający wszystkie cechy satanizmu. Jest to kordelierska postawa godna najbardziej radykalnych z jakobinów.
Ewokowie w szóstym epizodzie Gwiezdnych Wojen, wspierani przez Sojusz Rebeliantów, odnoszą zwycięstwo we własnej, sprawiedliwej wojnie w obronie Endora. Korzystając z łuków, dzid, lotni i kamieni, stawiając drewniane bale przeciwko durastali, zwyciężają w nierównej walce tradycji z modernizmem – transcendensu z materializmem – duchowości z industrializmem. Wyższość nad mechanizacją odnosi także natura, co wynika z opisu zamieszczonego we wspomnianym wcześniej Przewodniku: Wicket wraz z przyjaciółmi postanowili zagospodarować pozostałości po Imperium – dzięki sprytnie przesadzonym i pokierowanym pnączom i roślinom ruiny imperialnej bazy szybko porosły zielenią i Wicket w niej zamieszkał. Z wypalonej kabiny AT-ST zrobił sobie palenisko, a hełmów zwiadowców używał jako misek. Z czego się dało porobił zabawki dla dzieci albo inne, przydatne w wiosce drobiazgi…
Chciałoby się określić Ewoków mianem zwycięskich neoluddystów, ale, że akcja Gwiezdnych Wojen dzieje się dawno, dawno temu w odległe galaktyce, może właściwiej będzie nazwać ich paleoluddystami.
Jan Posadzy
Kategoria: Kultura, Myśl, Publicystyka, Religia
Ależ świetnie.
Autor, sądząc po wcześniejszych artykułach, nie byłby sobą, gdyby nie wspomniał gdzie się da o Tolkienie. :) Zacna sprawa.
no przynajmniej lepsza analiza niz pie*doły Grzegorza B. o żydach i dobrym imperium
" 'Ewoki wierzą, że w drzewach żyją duchy opiekuńcze, spoglądają więc nieprzychylnie na wszystkich, którzy próbują je wycinać.'
Jest to kolejny element zgodności z poglądami samego Tolkiena".
Nie jestem pewien, czy to miał autor na myśli, ale Tolkien był katolikiem, więc nie wierzył w żadne "drzewne duchy".
https://blog.magnapolonia.org/gnoza-i-gwiezdne-wojny-update/
Dobre, nie myślałem o tym tak a Star Wars lubię bardzo. :)
@Monarchista, chodziło chyba o tę niechęć do ścinania drzew, Tolkien kiedyś prawie pobił się z sąsiadką bo chciała usunąć jakieś drzewo. A autor raczej bardzo dobrze wie o katolicyzmie Tolkiena, zobacz sobie inne jego teksty o fantastyce. To o Żydach też się zgadza, napisał, że Sithowie to satanizm. :D
To jest odjazd i patchwork intelektualny zarazem! Uwaga na efekty: konkluzje i podsumowania. Chyba że to taka zabawa, gra, retoryka…?!