Posadzy: O pszczole i niedźwiedziu oraz człowieku między nimi (wybrane tropy kulturowe)
W niedawnym krótkim tekście pt. „Tradycjonalizm Mezozoiczny. Pszczele tradycje społeczeństwa organicznego”[1] starałem się zasygnalizować silne związki pszczelarstwa z katolicyzmem i niezwykłość organizacji wspólnotowego życia pszczół. Wspomniałem tam o książce dr. Teofila Ciesielskiego[2], w której natrafić można na następujący fragment (pisownia oryginalna):
„Najłatwiejszym spodobem podkurzania jest bez wątpienia zastósowanie fajki lnb cygara; fajka świadczy zwłaszcza wtedy znakomite usługi, jeźli ma cybuszek giętki i na główce nakrywkę, wyciągniętą w dłuższą nieco rurkę, przez którą z łatwością nawet bez użycia rąk dym na każde zawołanie w potrzebne miejsce skierować można. Do tego celu można użyć pierwszej lepszej fajeczki, kazwszy sobie u blacharza dorobić ową nakrywkę, tak jak to ryć. 99. przedstawia.
Przy dluższej wszakże pracy w pasiece staje się fajka niemoźliwą, gdyż chyba tylko namiętny palacz przez kilka godzin bezustannie palić tytoń może, większa część śmiertelników nie posiada tej – wcale nie do pozazdroszczenia – zalety […].”
Ów opis, dotyczący zastosowania fajki (także urządzenia niepozbawionego skojarzeń chrześcijańskich[3]), zwrócił moje myśli na postać słynnego katolickiego fajczarza – J.R.R. Tolkiena. Okazuje się, że twórczość tego geniusza literatury fantastycznej może stanowić dobry zaczyn dla rozważań okołopszczelarskich, jednakże związanych z popularnie przyjętym (zresztą nie do końca trafnie) naturalnym wrogiem pszczół – niedźwiedziem. Rozumianym oczywiście kulturowo, nie biologicznie.
W prozie Tolkiena znaleźć możemy np. następujący fragment[4]:
„Wielkie nieba, nie, nie, nie, NIE! – odparł Gandalf. – Nie gadaj głupstw, panie Bagginsie, jeśli możesz tego uniknąć, i zaklinam cię na wszystko, co drogie memu sercu, nie wymawiaj więcej słowa „futro”, póki nie znajdziesz się w odległości stu mil od jego domu, ani też nie wspominaj o „szubie”, „kożuchu”, czy innych podobnych rzeczach! Beorn potrafi zmieniać własną skórę. Czasami bywa potężnym czarnym niedźwiedziem, czasami potężnym czarnowłosym mężczyzną o rozłożystych ramionach i gęstej, bujnej brodzie. Nie mogę powiedzieć wam nic więcej, choć i to powinno wystarczyć. Niektórzy twierdzą, że to niedźwiedź, wywodzący się ze starożytnego plemienia górskich niedźwiedzi, mieszkającego tu, zanim przybyły olbrzymy. Inni powiadają, iż jest człowiekiem, potomkiem pierwszych ludzi, którzy tutaj żyli, zanim jeszcze Smaug i inne smoki zjawiły się w tej części świata, a gobliny przywędrowały z północnych wzgórz. Sam nie wiem nic pewnego, choć przypuszczam, że to drugie jest bliższe prawdy. Beorn nie należy do osób, którym zadaje się pytania.
W każdym razie nie poddaje się żadnym czarom prócz swoich własnych. Mieszka w dębowym zagajniku; ma tam wielki drewniany dom. Jako człowiek hoduje bydło i konie, niemal tak niezwykłe jak on sam. Zwierzęta pracują dla niego i rozmawiają z nim. Nie jada ich mięsa; nie poluje też i nie zabija dzikich zwierząt. Ma za to liczne ule wielkich, groźnych pszczół i żywi się przeważnie śmietaną i miodem. Jako niedźwiedź wędruje daleko. Widziałem go kiedyś nocą, siedzącego samotnie na szczycie Carrock i patrzącego, jak księżyc zniża się ku Górom Mglistym. Słyszałem wówczas, jak mruczał w języku niedźwiedzi: „Nadejdzie dzień, kiedy oni zginą, a ja powrócę!” To dlatego sądzę, że kiedyś sam przywędrował z gór.”
A zatem Beorn, czyli… niedźwiedź. O ile beorn oznacza w języku staroangielskim wojownika, potężnego mężczyznę, o tyle skandynawskie imiona Björn (szw., isl.) czy Bjørn (nor., dan.) znaczą po prostu niedźwiedź. Tolkien sam inspirował się w czasie tworzenia tej postaci legendarnym Beowulfem oraz Bödvarem Bjarkim, których miano także odnosi się do przedmiotowego wielkiego ssaka. Zastanawiającą ciekawostką jest, że autor Hobbita postanowił uczynić z największego lądowego drapieżnika naszych czasów postać powstrzymującą się od spożywania mięsa innych zwierząt. Beorn raczył się za to obficie pieczywem, produktami roślinnymi i odzwierzęcymi, jak mleko, śmietana i miód (który stanowi dla niniejszej refleksji składnik najważniejszy).
Nota bene, orzechy, śmietana i miód kojarzą się z popularnym batonikiem o nazwie Snickers. O tym, że produkty to pożywne i dające krzepę może świadczyć wyznanie pewnego pracownika GRU (ps. Szop), który udzielił anonimowego wywiadu dotyczącego postępowania cywila w czasie wojny. Opowiada on w tej rozmowie o Czeczenach, którzy dla utrzymania sprawności bojowej, wobec ograniczonych dostaw pożywienia, „doładowują się” właśnie snickersami. Nie jest to może rekomendacja najszczęśliwsza, ale pokazuje trafność człowieka w naśladowaniu diety niedźwiedzia.
Beorn, czyli wielki, kudłaty i silny mężczyzna (może bez elementu zmiennokształtności), to nie tylko kulturowy trop fantastyczny, zwłaszcza w konotacji z miodem. Śpiewając przed południem Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Nąjświętszej Maryi Panny, wypowiadamy w hymnie na Tercję słowa:
Bramo rajska zamkniona, runo Gedeona, – Tyś niezwyciężonego plastr miodu Samsona.
O tym, kim był starotestamentowy Samson opowiadać nie trzeba. Jednakże warto zauważyć, że ubicie lwa gołymi rękami (nadludzka siła), pojawienie się w ciele zabitego zwierza pszczół i miodu, które Samson z rodziną spożył[5], oraz fakt bycia nazirejczykiem, zatem trwanie przy „kudłatym” wyglądzie i wyrzeczenie się spożywania niektórych pokarmów (tu: zakaz picia wina i innych trunków) stawiają postać Samsona bardzo blisko Beorna.
Na tym biblijne świadectwa spożycia miodu się nie kończą, jest ich doprawdy mnóstwo. Na przykład wiemy o moim Świętym patronie, Janie Chrzcicielu, że jadł na pustyni szarańczę i miód właśnie.[6] Ostatecznie, sam Pan Jezus, według łacińskiej Vulgaty dokonał poświadczonej konsumpcji plastra miodu: „At illi obtulerunt ei partem piscis assi et favum mellis.”[7] Zastanawiające, że polski przekład ogranicza się wyłącznie do spożycia przez naszego Pana ryby.
Z mitologii starożytnych Greków wiemy, że Dzeus, jako chłopiec, karmiony był przez nimfy mlekiem i miodem. Potem ta mieszanka stała się ulubionym pokarmem całego greckiego panteonu. Grecja to zresztą dla miodu obszar niezwykle ważny, zwłaszcza wyróżnia się pod tym względem wyspa Kreta. W XVII wieku Turcy zaciekle walczyli o tę wyspę także z powodu prowadzonej tam produkcji miodu. Do dziś kreteński miód tymiankowy stanowi prawdziwą gratkę dla entuzjastów płynnego złota. Ciekawe, że archeolodzy prowadzący wykopaliska na Krecie dokonali odkrycia najwcześniejszego odtworzenia wizerunku pszczoły, wykonanego z delikatnego złota. Na temat leczniczego działania miodu wiele do powiedzenia miał Hipokrates, znał ponad 300 przepisów takiego zastosowania owego produktu. Bardzo często o użyciu miodu wspomina i Talmud.
Ludzie dawniej, poprzez obserwację życia pszczół i skutków ich niesamowitych zdolności reprodukcyjnych, doszli do przekonania o nieśmiertelności tych stworzeń. Oczywiście przypisano temu aktywność czynnika nadprzyrodzonego, wierzono, że dusza człowieka opuszcza ciało pod postacią pszczoły. Bardzo ciekawa jest tradycja pochodząca z górskich rejonów południowych Niemiec. Kiedy umarł góral, pukano trzykrotnie w ul, informując pień: „chłop idzie!”
Niemcy bardzo lubią przypisywać plemionom germańskim wynalezienie metody sycenia miodu w celu otrzymania złocistego trunku alkoholowego. Słowianie zaś przekonani są, że to ich odkrycie, które zachodni sąsiedzi zapożyczyli. Nie ma chyba sensu spierać się o pierwszeństwo. Faktem jest, że to polski miód pitny, czerpiąc ze skarbnicy sarmackiej mądrości, zdobywa dziś pierwsze nagrody w konkursach miodosytniczych i winiarskich na całym świecie.
Można zatem nazwać miód pokarmem Boga, w sensie kulturowym także bogów. A czy człowieka wypada określić naśladowcą niedźwiedzi?
W tradycjach i wierzeniach całego świata aż roi się (celowe użycie tego zwrotu) od symboliki pszczoły, miodu i niedźwiedzia. Wyczerpujący opis tego zagadnienia wydaje się niemożliwy. Przedstawię kilka jego elementów, które zainteresowały mnie osobiście. Na początku lat 90. XX wieku szeroki świat usłyszał o blackmetalowym muzyku, podpalaczu i zabójcy Vargu Vikernesie, który między innymi strasznymi czynami w swoim życiu spalił trzy norweskie kościoły. Nie zasługuje ten człowiek na większą uwagę, lecz kilka lat temu znów wypłynęło jego nazwisko, tym razem w kontekście przedmiotowym. Otóż w swojej fiksacji pogańskiej Vikernes, osiadły z rodziną we Francji, rozpoczął nową misję propagowania rodzimowierstwa, tym razem cofając się do neolitycznego kultu niedźwiedzia. Nie jest tu wspomniany Norweg ważny i można o nim śmiało zapomnieć, lecz faktem jest, że te olbrzymie drapieżniki były faktycznie przedmiotem pierwotnego ubóstwienia w różnych zakątkach Ziemi.
To neandertalczyk dokonał dla ludzkości odkrycia korzyści płynących z zaglądania do pszczelego gniazda ukrytego w skale lub dziupli drzewa. Naturalnie sprawiła to obserwacja niedźwiedzi, które chronione grubym futrem bez skrępowania dewastowały pszczele osiedla i wyżerały miód, który został tam zgromadzony. Ludzie poszli o krok dalej. Zaoferowali pszczołom bezpieczeństwo w zamian za daninę z miodu. Odtąd człowiek dbał o pszczele pnie, chroniąc je przed naturalnymi napastnikami, zimnem i głodem, pobierając stosowną, płynną opłatę w walucie, którą pszczoły w swej mądrości zawsze magazynują z bardzo dużym zapasem.
Ludzie rozumnie także naśladowali niedźwiedzie od czasów najdawniejszych. Na przykład odkryte w Hiszpanii malowidła naścienne, liczące ok 10.000 lat, przedstawiają kobietę wybierającą miód w otoczeniu rozeźlonych pszczół.
Interesującym zjawiskiem, które do dziś można jeszcze zaobserwować chociażby w czasie meczów rugby z udziałem Nowozelandczyków, jest związany z tropami Beorna i Samsona tradycyjny maoryski taniec haka. W jednej z jego wersji tancerze śpiewają: Gotuj swe stopy! Krocz z furią i rozmachem! Oto śmierć! Oto życie! Zobacz włochatego mężczyznę, który panował w Słońcu i dlatego ono świeci! Powstańcie! Wznieście się na wyżyny blasku słońca! Oto śmierć! Oto życie! Nie sądzę, aby w tym tekście chodziło o personifikację niedźwiedzia, lecz solarna, pełna siły wymowa pieśni i znajdujący się w jej centrum „włochaty mężczyzna” dają do myślenia. Tym bardziej, że niedźwiedź grizzly jest gatunkiem autochtonicznym dla Nowej Zelandii i wywodzi się od prehistorycznych brunatnych niedźwiedzi.
Pszczoła i niedźwiedź to stworzenia bardzo ciekawe kulturowo, zajmujące poczesne miejsce w tradycjach różnych ludów Ziemi. Często spotkać się z nimi można także w pismach ważnych perennialistów i badaczy tradycji jako takiej. Dziś niedźwiedź nie stanowi już wielkiego zagrożenia dla pszczoły, jego miejsce zastąpił człowiek, ale i ten ostatni wynagradza pszczołom swą szkodliwą dla środowiska naturalnego aktywność, prowadząc działalność pszczelarską i chroniąc je. Nie za darmo, ale opłaty za ochronę obiekt nawet nie odczuwa. O niedźwiedzia, którego coraz mniej, zwłaszcza w Polsce, dbać należy. Nawet jeżeli by ktoś chciał na miśka polować, zasłaniając się dobrostanem pszczół, to doprawdy wyświadczyłby wszystkim niedźwiedzią przysługę.
Jan Posadzy
[1] https://myslkonserwatywna.pl/posadzy-tradycjonalizm-mezozoiczny-pszczele-tradycje-spoleczenstwa-organicznego/
[3] https://myslkonserwatywna.pl/posadzy-ognisko-bardzo-osobiste-tolkienistyczno-dystrybutystyczne-rozwazania-o-paleniu-fajkowego-ziela/
Kategoria: Kultura, Myśl, Publicystyka
Ekstra, papież Urban VIII miał trzy pszczoły w herbie.
O haka ciekawy film krótkometrażowy krąży po internecie.
http://www.youtube.com/watch?v=P1dZTsjhEJc
Współczesna ludzkość: ludzie, człowiek, myślący /?!/ mogliby się czegoś konkretnego nauczyć od /życia/ pszczół – ich porządku, systemu, zasad…, ale chyba są na to zbyt głupi i zaślepieni…, vide, np.: idiotyczna i bezsensowna wojna na Ukrainie, czerwono – niemiecka UE dla Niemców, upadająca od niej bezładna Europa, czerwona, leninowska i bolszewicka lewica, bzdurna demoracja, new socyalizm, neokomuna, postmarxizm, liczni „prawicowi„ – „katoliccy„ – „chrześcijańscy„ „pożyteczni idioci` kremla, sputnika, putina z kgb, bękarty PRL- u /bis/, tzw. komuny etc. Źle. Czy naprawdę jest zbyt późno na otrzeźwienie?! Ma być gorzej?! M.in. III wojna światowa?!