banner ad

Posadzy: Labadal – chromy mędrzec

| 1 grudnia 2022 | 1 Komentarz

O mądrości Sadora, poddanego domu Hadora z Dor-lóminu

Wielu miłośników dzieł J.R.R. Tolkiena zachwyca się ponadczasową mądrością, która cechuje niektórych bohaterów występujących w powieściach osadzonych w świecie Ardy. Najpopularniejszym źródłem głębokich w treści cytatów tolkienowskich jest zapewne Gandalf. Czarodziej ten, jako długowieczna i mądra istota „anielska[1]” przeznaczona do niesienia prawa i dobra Valarów w Śródziemiu, naturalnie staje się pierwszym spośród mędrców literatury fantastycznej. Wiele innych postaci tolkienowskich zasługuje jednak na wyróżnienie pod tym względem. Wspomnienie należy się zwłaszcza tym, którzy nie pojawiają się na kartach najpopularniejszych dzieł Profesora – Hobbita i Władcy Pierścieni. Jedną z takich nieco zapomnianych, lecz niezwykle wartościowych osobistości jest Sador.

Sador jest drugoplanową postacią występującą w książce Dzieci Húrina, wydanej dopiero w 2007 roku i redagowanej przez syna Johna – Christophera Tolkiena. Przedmiotowy bohater jest człowiekiem, jednym z Edainów[2], poddanym Húrina, pana Dor-lóminu i przyjacielem oraz mentorem jego syna – Túrina, o tragicznych losach którego mówi powieść. Fabuła opowieści rozgrywa się w czasach Pierwszej Ery Śródziemia, która jest okresem niezwykle antycznym wobec narracji znanej z Władcy Pierścieni. Pierwotnie Sador był leśnikiem i cieślą, lecz gdy wybuchła wielka wojna przeciwko Melkorowi[3], zaciągnął się do wojska i wziął udział w walce ze złem. Po pewnym czasie wrócił do wcześniejszych zajęć a w wyniku nieszczęśliwego wypadku stracił stopę. Jego pan pozwolił mu na dalszą służbę jako rzemieślnik, gdyż Sador potrafił niezwykle pięknie tworzyć przedmioty z drewna. Zaprzyjaźnił się z młodym paniczem Túrinem, od którego otrzymał przezwisko Labadal, co Agnieszka Sylwanowicz przełożyła na Skakun[4]. To właśnie z rozmów chromego rzemieślnika z młodzieńcem płynie owa mądrość, którą za pomocą cytowanych fragmentów książki warto tu przybliżyć.

Túrin przynosił przyjacielowi to, czego Sador akurat potrzebował, chcąc oszczędzić mu wysiłku przy chodzeniu; czasami, jeśli sądził, że może się to Sadorowi przydać, zabierał dla niego po kryjomu jakieś narzędzie lub kawałek drewna, który znalazł niestrzeżony. Sador uśmiechał się wówczas, lecz nakazywał mu odnosić to wszystko na miejsce. Mówił wtedy:

–Dawaj szczodrą ręką, lecz tylko to, co należy do ciebie.

Już pierwsze słowa, które Labadal wypowiada w książce zawierają w sobie moc chrześcijańskich wartości. Widzimy, że zwraca w sposób oczywisty uwagę młodzieńca na prawo własności, jednakże zaznacza potrzebę dzielenia się, dając wyraz zasadom wspólnotowej solidarności społecznej.
Kilka zdań dalej, opowiada Sador Túrinowi o wielkiej bitwie, jaką stoczono dawno temu. Natychmiast też zauważamy kolejną, ponadczasową prawdę o ludzkiej egzystencji, płynącą z jego ust.

Postępując za nim, zepchnęliśmy orków na piaski. Od tego dnia nie odważali się zbliżyć do murów na odległość wzroku. Lecz ja, niestety, straciłem już serce do walki, gdyż widziałem wystarczająco wiele krwi i wystarczająco dużo ran. Pozwolono mi wrócić do lasów, za którymi tęskniłem. I tam właśnie zostałem kaleką. Tak to już bywa, że kiedy człowiek ucieka przed swoim strachem, może się przekonać, że zdąża jedynie skrótem na jego spotkanie.

Piękna mądrość dotycząca odwagi, która nie jest tożsama z szaleńczą brawurą, ale umiejętnością przezwyciężenia strachu po to, by wypełnić swój obowiązek i zadośćuczynić słuszności.
W dalszej części rozmowy cieśla instynktownie stara się szukać odpowiedzi na fundamentalne pytanie tam, gdzie rzeczywiście należałoby jej szukać – w przeszłości i tradycji, co za rozumieniem Tolkiena można utożsamić z wiarą.

Wtedy Túrin zapytał go:
–Co to jest los?
–Jeśli chodzi o los ludzi – odparł Sador – musisz o to zapytać mądrzejszych od Labadala. Wiadomo, że szybko opadamy z sił i umieramy, a bywa i tak, że niejednego spotyka śmierć przed nadejściem starości. Elfowie zaś nie tracą sił i nie umierają, chyba, że ciężko zranieni. Można ich uzdrowić z rozpaczy i ran, które zabiłyby ludzi, a niektórzy powiadają, że elfowie, nawet unicestwieni, powracają. Z nami tak się nie dzieje.
–A więc Lalaith nie wróci? – rzekł Túrin. – Dokąd odeszła?
–Nie wróci – odpowiedział Sador.– A dokąd odeszła, nie wie żaden człowiek, a przynajmniej nie wiem tego ja.
–Czy zawsze tak było? Czy też może nikczemny król rzucił na nas jakąś klątwę, tak jak zesłał Zły Dech?
–Nie wiem. Niewiele wiemy o tej Ciemności, która leży za nami. Może ojcowie naszych ojców mogliby nam coś o tym opowiedzieć, lecz nie uczynili tego. Nawet ich imiona zostały zapomniane. Między nami a życiem, które porzucili, uciekając nie wiadomo, przed czym, stoją Góry.
–Czy czegoś się bali? – zapytał Túrin.
–Możliwe – odrzekł Sador. – Możliwe, że uciekaliśmy ze strachu przed Ciemnością po to tylko, by znaleźć ją tutaj przed sobą i nie mieć żadnej już drogi ucieczki prócz tej wiodącej ku Morzu.

Elfowie w prozie tolkienowskiej mają być wyobrażeniem ludzkości takiej, jaką była w zamierzeniu Pana Boga. Czyli nieskalaną, nietkniętą zmazą grzechu pierworodnego. Fragment ten zwraca uwagę na to obciążenie człowieka, przed którym nie sposób uciec, ale trzeba je wykorzystać dla zasłużenia sobie na wieczność. Memento mori.
Rozmowa kończy się kolejnym celnym i ponadczasowym stwierdzeniem dotyczącym nieposkromionej ambicji. Wciąż dotyczy ona relacji ludzi i elfów.

–Lecz mój ojciec ich kocha – powiedział Túrin – i gdy nie znajduje się wśród nich, nie jest szczęśliwy. Powiada, że prawie wszystkiego, co umiemy, nauczyliśmy się od nich i że dzięki nim staliśmy się szlachetniejsi. Mówi, że ci ludzie, którzy ostatnimi czasy przybyli zza Gór, są niewiele lepsi od orków.
–To prawda – odparł Sador – przynajmniej, jeśli chodzi o niektórych z nas. Lecz piąć się wzwyż jest trudno, a z wysoka bardzo łatwo spaść na sam dół.

Labadal w prosty sposób uczy panicza czym jest pycha -matka grzechu- i jaką rolę w życiu odgrywają pokora i rozwaga.

W pewnym momecie młody Túrin otrzymał w darze wielkiej wartości elficki nóż, który sam z kolei ofiarował swemu przyjacielowi Sadorowi. Ten, nie mogąc odmówić przyjęcia wartościowego prezentu (gdyż tak nakazywał zwyczaj, pod groźbą ciężkiej zniewagi), wykorzystał go do wykonania zlecenia zbudowania misternego tronu Húrina. Niedługo później pan Dor-lóminu wyruszył na wojnę a Túrin pozostał w domu z matką. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu zdarzeń Húrin dostał się do niewoli Melkora a jego dom wraz z mieszkańcami zaczął cierpieć niedostatek dostawszy się pod wpływy okupacji nickczemnego ludu Easterlingów. Wnet wywiązała się kolejna rozmowa Túrina z Labadalem.

Teraz Sador, oparty na swej kuli, patrzył na porzucone w kącie wielkie siedzisko, które robił dla Húrina.
–Musimy je spalić – rzekł. – W tych czasach można dbać tylko o najpilniejsze potrzeby.
–Nie rąb go jeszcze – poprosił Túrin. – Może ojciec wróci do domu, a wtedy ucieszy się, gdy zobaczy, co dla niego zrobiłeś.
–Złudne nadzieje są bardziej niebezpieczne od strachu – odparł Sador – i nie ogrzeją nas tej zimy. – Dotknął rzeźbionego krzesła i westchnął. – Zmarnowałem czas, choć wydawało mi się, że spędzam go przyjemnie. Lecz wszystkie takie przedmioty mają krótki żywot i chyba ich jedynym prawdziwym przeznaczeniem jest dostarczyć radości ich tworzenia. Właściwie mógłbym ci teraz zwrócić twój podarunek.
Túrin wyciągnął rękę, ale szybko ją cofnął.
–Mężczyzna nie przyjmuje swych podarków z powrotem – rzekł.
–Ale ten nóż należy już do mnie. Czyż nie mogę go dać, komu zechcę? – spytał Sador
.

Bardzo piękne to przedstawienie gradacji wartości, które otaczają człowieka. Zaprzeczająca materializmowi postawa Sadora jest też wyjątkowo sympatyczna z punktu widzenia entuzjastów czystego rzemiosła. W czasie, gdy praca staje się wyłącznie środkiem do własnego utrzymania trudno dostrzec walor jakim jest ona sama w sobie. Tworzenie czegoś, przelewanie w przedmiot cząstki siebie samego, czyni artystę nawet z prostego rzemieślnika.
Dalej Sador wyjaśnia Túrinowi jeszcze jedno ważne pojęcie. Warto przyjrzeć się temu opisowi z perspektywy przed chwilą omawianej pracy wolnego człowieka.

–Co to jest niewolnik? – spytał Túrin.
–To ktoś, kto kiedyś był człowiekiem, ale jest traktowany jak zwierzę – odpowiedział Sador. – Karmi się go po to tylko, by utrzymać go przy życiu, a utrzymuje się go przy życiu, by ciężko pracował. Zaś on pracuje tylko ze strachu przed bólem czy śmiercią. A ci grabieżcy mogą zadać ból czy śmierć dla zabawy. Słyszałem, że wybierają dobrych biegaczy i polują na nich z psami. Szybciej się uczą od orków niż my od Pięknego Ludu.

Ów fragment, w połączeniu z poprzednim, nakazują zastanowić się głębiej nad stanem realizacji katolickiej nauki społecznej każdemu czytelnikowi, dla którego może mieć to znaczenie. Czysta praca, wykonywana w oparciu o własność przez wolnych ludzi, nie może zachodzić w otaczającym nas zewsząd proletarystycznym, kapitalistycznym lub socjalistycznym świecie. Dla niego człowiek jest właśnie takim niewolnikiem, hodowanym do pracy (oraz, na przykład, głosowania) na rzecz garstki posiadającej własność mniejszości. O trwanie i pogłebienie tego szaleńczego stanu rzeczy dba państwo niewolnicze, wszechogarniające, niepowstrzymane, niekontrolowane, uzupełniające się w nikczemności z korporacjami-molochami i klikami opresyjnych „panów ziemi”. Boleje dusza dystrybucjonisty nad fatalną trafnością spostrzeżeń Chestertona i Belloca, którzy przewidzieli taki obrót spraw właśnie wtedy, gdy Tokien tworzył opowieść wydaną później pod tytułem Dzieci Húrina.
Pod koniec tego spotkania Sador objawia się nam także jako poddany, w najlepszym tego słowa znaczeniu. A to postawa biegunowo odległa od niewolnika.

–Ale ja muszę z kimś porozmawiać! Zawsze ci mówiłem o różnych sprawach. Nie chcę cię opuszczać, Labadalu. Nie chcę opuszczać tego domu ani matki.
–Jeżeli tego nie uczynisz – rzekł Sador – wkrótce zginie ród Hadora. Teraz na pewno już to pojmujesz. Labadal nie chce, byś odchodził, lecz Sador, sługa Húrina, będzie szczęśliwszy, gdy syn Húrina znajdzie się z dala od Easterlingów. Cóż, nie ma rady: musimy się pożegnać. Czy teraz przyjmiesz mój nóż jako pożegnalny podarunek?

Nie trzeba wyjaśniać tych słów. Wierność, honor i obowiązek, każdego konserwatystę prędzej czy później dotknie fatum strażnika pompejańskiego. Zrobić co trzeba, czy to co jest łatwiejsze? W tym fragmencie jednocześnie dotyczy to Sadora, oraz Túrina.
Pożegnanie, które omówiono, rozdzieliło przyjaciół na około trzydzieści lat. Jeden tylko raz jeszcze się spotkali, gdy Túrin powrócił chwilowo do swej zniszczonej ojczyzny w poszukiwaniu krewnych. Był już jednak wówczas potężnym i sławnym wojownikiem, nieszczęśliwym i tragicznym bohaterem, ale wielkim człowiekiem. Sador zaś uległ upływającemu czasowi i trudom niewoli, lecz mimo starości i trosk zachował resztki dawnego ducha.

Túrin wskoczył między walczących i zgładził ostatnich Easterlingów. Wtedy dopiero oparł się o filar i zgasł płomień jego szaleństwa.
Przyczołgał się do niego śmiertelnie ranny stary Sador i objął go pod kolana.
–Trzykroć po siedem lat, a nawet dłużej, oczekiwaliśmy na tę chwilę – rzekł. – Lecz teraz idź, idź już, panie! Idź i nie wracaj, chyba, że z większą siłą. Oni podniosą przeciw tobie cały kraj. Wielu zdołało uciec z sali. Odejdź, albo tutaj skończysz życie.Żegnaj!
To rzekłszy, osunął się na ziemię i skonał.

Tak kończą się losy Sadora Labadala. Ostatnim życzeniem umierającego było przetrwanie rodu, któremu wiernie służył mimo wielu lat beznadziei i braku prawowitego władcy.

Zapewne każdy sam będzie w stanie wyciągnąć własne wnioski z postawy omawianego bohatera Dzieci Húrina. Być może, ktoś nie zgodzi się z powyższymi rozważaniami i uzna Labadala za osobę przeciętnej jakości. Zdaniem autora jest to jednak postać wybitna, niedoceniona i zbyt mało eksploatowana w konserwatywnych opracowaniach literatury fantastycznej. Przede wszystkim jednak, Sador jest dowodem na to, że warto i powinno się sięgać po Tolkiena. Z jego książkami jest bowiem tak, jak z hobbitami, według słów czarodzieja Gandalfa skierowanych do Froda Bagginsa: możesz nauczyć się o nich wszystkiego w miesiąc, jednak nawet po stu latach wciąż mogą cię zaskoczyć.

 

Jan Posadzy

 

 


[1] Gandalf był jednym z Majarów, zatem, pomniejszym względem Valarów, Ainurem – potężnym duchowym stworzeniem służebnym samego Eru Ilúvatara, jedynego boga.

 

[2] Potomkowie pierwszych ludzi, którzy pojawili się w Śródziemiu, pochodzili z trzech szczepów – Bëora, Halethy i Hadora.

 

[3] Jeden z Valarów, upadły, jest tolkienowskim odpowiednikiem szatana.

 

[4] W oryginale Labadal tłumaczy się z języka sindarin na „hopafoot”.

 

Kategoria: Kultura, Myśl, Publicystyka

Komentarze (1)

Trackback URL | Kanał RSS z komentarzami

  1. Paweł Kopeć pisze:

    Wielbicielom Tolkiena i fantasy polecam lepiej "Dostojewskiego SF", czyli Ph.K. Dicka – powieści, opowiadania, nowele, rozprawy, szkice; wszystko (m.in. "Ubik", "Przez ciemne zwierciadło", "Człowiek z Wysokiego Zamku", "Trzy stygmaty Palmera…" etc.); oraz liczne, filmowe ekranizacje jego dzieł. Naprawdę i na pewno i szczerze. Dlaczego!? Ponieważ są jedyne w swoim rodzaju, aktualne (do bólu dziś), uniwersalne, ponadczasowe jak Orwell, Huxley albo Kafka. I najlepiej w oryginale; wiadomo, jest w pełni nieprzetłumaczalny. A szkoda; real Life.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *