Podmokły: Najlepsze dopiero przed nami
Rok 2014 był na pewno rokiem przemian. Pojawiły się głosy powątpiewania w teorię Francisa Fukuyamy, jakoby „koniec historii” był nieunikniony. Okazuje się bowiem, że przez ćwierć wieku (już po upadku Muru Berlińskiego, aksamitnej rewolucji w Czechosłowacji i rozpadzie Związku Radzieckiego) proces demokratyzacji i liberalizacji Europy nie skończył się. Oddalamy się od nieuniknionego zdaniem Fukuyamy celu naszego rozwoju, czyli stadium triumfu demokracji. Liczba krwawych konfliktów zbrojnych na świecie nie zmniejsza się, natomiast zwraca uwagę eskalacja agresji i wzajemnej niechęci w krajach uznawanych na rozwinięte: Szwecji, Belgii, Francji, Niemczech. Pojawiły się za to nowe pytania o istniejący w Europie porządek rzeczy, o odmnienną historię, etykę, moralność i politykę wschodu, zachodu, północy i południa naszego kontynentu.
W 1989 roku zachodnioeuropejski projekt „demokracji, państwa prawa i praw człowieka dla każdego” wydawał się wielu ludziom kuszącym, pożądanym wręcz kierunkiem rozwoju. Po 25 latach budzimy się jednak w Polsce, w sercu Europy i przecieramy oczy ze zdumienia. W telewizji śniadaniowej ucienikier z ogarniętej wojną Ukrainy, do obiadu płonące meczety (w Europie) i kościoły (w Afryce), a na dobranoc doniesienia o potędze Chin. Tego rodzaju medialną sałatkę dopełnia gorzki sos kryzysowy. Czy więcej racji ma uwielbiany przez lewicę Fukushima, czy może któryś z jego oponentów, jak John N. Gray (Czarna msza: apokaliptyczna religia i śmierć utopii) albo Benjamin R. Barber (Dżihad kontra McŚwiat)? Na to pytanie nie będę próbował odpowiedzieć jednym zdaniem. Weźmy pod lupę mapę i poszukajmy wniosków razem.
UKRAINA. Fala niepokojów społecznych przetacza się przez kraj i znajduje swój wyraz na Euromajdanie. Na rozdrożu staje społeczeństwo i rząd. W tym samym czasie uwypuklają się różnice w spojrzeniu na właściwy kierunek zmian: część wiesza flagę UE, część flagi UPA, ktoś inny flagę Rosji. Jasne staje się, że w kraju mieszka kilka nacji nie tylko mówiących różnymi językami, ale też mających różne – czasem sprzeczne – cele polityczne i wartości. Na zachodzie instaluje się proeuropejski rząd. Krym, w wyniku budzącego duże emocje referendum, zostaje zaanektowany przez Rosję. Na wschodzie trwają w najlepsze walki z tymi, którzy nie zgadzają się z proponowanym przez nowy rząd kierunkiem zmian, a także kwestionują jego legalność. W obronie swoich przekonań gotowi są oddać wiele, nawet życie. Zachód grozi palcem i Ukrainie, i Rosji. Nikt nie wierzy w gotowość Ukrainy do wejścia na europejskie salony: nie ma tam ani wolnego rynku, ani elit politycznych z prawdziwego zdarzenia, nie stawia się czoła historii i nie ma porozumienia w narodzie. Z ucisku totalitaryzmu sowieckiego chcieliby uciec w objęcia totalitaryzmu paneuropejskiego. Remedium na socjalizm upatruje część społeczeństwa w nacjonalizmie z czasów Bandery. W sprawach Ukrainy zabierają głos celebryci (Kłyczko) i „umoczeni” politycy (Tymoszenko). Szybko okazuje się, że kasa państwa świeci pustkami i będzie świecić tak długo, jak Ukraińcy będą odrabiać lekcje z pracy u podstaw, etyki, historii. Przedsiębiorczość to nie tylko pieniądze, władza musi posiadać autorytet, bez zgody między poszczególnymi jednostkami społeczeństwo nie może poprawnie fukcjonować. Jeśli nie odrobią ich w porę, będzie ich to wiele kosztować. Pod uwagę trzeba brać zarówno rozpad państwa, jak i rozpad społeczeństwa. A to wszystko na oczach tych, według których ciepła woda w kranie i kieszeń pełna zasiłków to kwestie najważniejsze.
BLISKI WSCHÓD. Dżihadystyczne ugrupowanie Państwo Islamskie (ISIS) opanowuje część prowincji Iraku. Udaje im się zająć przejąć przejścia graniczne i pola naftowe. Oczy całego świata zwróciły się ku ich poczynaniom, gdy okazało się, że ścinają głowy: tym, którzy nie złożą przysięgi wierności kalifowi, a także Bogu ducha winnym dzinnikarzom. Nagrania ich egzekucji okrążają Internet, noszą tytuł „Posłuchajcie mnie”. I słuchają – ruch ten zdobywa poparcie muzułmanów mieszkających w Europie. Z problemem nieudolnie próbuje zmierzyć się kilka krajów europejskich, gdy wychodzi na jaw, że w szeregach ISIS walczą obywatele ich państw. Flaga ISIS zostaje zakazana w Holandii, pretekstem jest antysemityzm. Płonące flagi państw członkowskich UE zdają się nie robić na nikim wrażenia. W Szwecji ponad 50 rejonów miast kontrolują muzułmańskie gangi rodem z gett. Nie wpuszcza się tam obcych, policji, karetek pogotowia. W mediach uzus politycznej poprawności (uwarunkowany też prawnie) zakazuje nazywać rzeczy po imieniu – nie wolno podać informacji, że terror jest zasługą głównie słabo wykształconych, bezrobotnych muzułmanów, z których wielu zajmuje się handlem narkotykami. Zdrowie i bezpieczeństwo ludzi ustępuje miejsca przemocy.
USA. Stany Zjednoczone otrzymują policzek nie tylko od Państwa Islamskiego. Konflikt między czarnymi i białymi mieszkańcami Ameryki przybiera na sile; ludzie wychodzą na ulice. Chociaż widać gołym okiem, kto stoi po obu stronach barykady, także tutaj unika się prawdy jak ognia. Prezydent wskazuje winnych „na gorąco”, nie czekając na decyzje sądów. Sporą część wystąpień Baracka Obamy zajmuje skomplikowana sfera wydatków socjalnych, na czele z problematycznym systemem Obamacare. Rola uwikłanych w wewnętrzne spory Stanów maleje. Trudno zapanować nad niezbilansowanym budżetem, jeszcze trudniej pogodzić się ze słabnącym znaczeniem gospodarczym. Mimo wcześniejszych trudności i wiedzy, co było źródłem kryzysu subprime, w zasadach udzielania pomocy socjalnej nie dokonuje się większych zmian. Jej główni beneficjenci pozostają w medialnej nomenklaturze nieobecni i nienazwani. Państwo tymczasem pozostaje geopolitycznie zainteresowane światem arabskim z powodu strategicznych zasobów energetycznych. Amerykanie zaczynają jednak po cichu przyznawać się, że obecna sytuacja społeczno-ekonomiczna w Afganistanie pogorszyła się, a produkcja narkotyków trwa.
CHINY. Państwo Środka deklasuje konkurentów gospodarczych i bije kolejne rekordy. Cennym rynkiem zbytu i źródłem surowców – obok Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych – może okazać się dla Chin Eurazjatycka Unia Gospodarcza, odbiurokratyzowana strefa przepływu towarów, usług, kapitału i siły roboczej. Niektóre media więcej uwagi niż chińskiemu wolnemu rynkowi poświęcają planom militarnym azjatyckiego giganta. W Polsce temat ekspansji rodzimych firm na azjatyckie rynki jest konsekwentnie przemilczany. Czyżby inwestycji bez udziału środków pomocowych UE nie warto było promować?
TURCJA. Jeszcze jako premier Recep Tayyip Erdoğan przekonuje w Berlinie, że Unia potrzebuje Turcji, tak jak Turcja potrzebuje Unii. Okazuje się, że mimo gospodarczej siły jego kraju, UE jest odmiennego zdania. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że w sierpniu zdobył fotel prezydenta, a w Niemczech mieszka ponad 1,5 mln Turków. Ta liczba systematycznie maleje. Maleje także poparcie Erdoğana dla wszelkich form partnerstwa z UE. Publicyści niemieccy z jednej strony ganią prezydenta Turcji za niedostatecznie szybką demokratyzację i ingerencję w prywatność obywateli, nie widząc z drugiej strony nic złego w podobych praktykach ze strony UE. W dobie permanentnej inwigilacji w Internecie oraz doniesieniach o współpracy rządów krajów europejskich z NSA podobne oskarżenia wydają się śmieszne. Turcja szuka zatem silnego oparcia we władzy państwowej i nowych partnerów do współpracy – tak gospodarczej, jak i politycznej. Stawia też pod znakiem zapytania „europejskie wartości”, a 28 państw UE oskarża o islamofobię. Nie toleruje bezpodstawnego pouczania, pomniejszania znaczenia międzynarodowego Turcji. Jeśli dekada oczekiwania okaże się niewystarczająca, kraj Erdoğana odwróci się od Europy. Zaczęła zresztą zbliżać się do Rosji.
AFRYKA PÓŁNOCNA. W supremację demokracji można było uwierzyć w roku 2010, kiedy zaczynała się Arabska Wiosna. Szybko jednak okazało się, że wspólnym mianownikiem nie jest walka o demokrację w wydaniu zachodnim, a właśnie odwrót od zachodnich norm, wartości i wymagań. Protestujący zaakcentowali, że nie chcą zostać zdominowani przez zachodni imperializm i nie zgadzają się na wprowadzanie zachodnich rozwiązań drogą militarną. 4 lata później protesty i konflikty nie ustają, a na ukłon w stronę demokracji zdecydowała się wyłącznie Tunezja. Cała reszta nie uwierzyła, że uznanie wartości demokracji, praw człowieka i wolności w wydaniu zachodnim, wystarczy, by godnie i spokojnie żyć. Pojawiły się pytania o istotę tolerancji i rolę mniejszości. Jak widać, te wątki także w Afryce nie prowadzą do dyskusji o wiecznej szczęśliwości. Dziś ludzie, którzy 5 lat temu marzyli o demokratycznych przemianach, marzą o powrocie do poprzedniego porządku – tego autokratycznego.
NIEMCY. W wielu krajach Unii, również w Niemczech, rosnącą popularnością cieszą się partie nastawione niechętnie do masowej imigracji, krytykujące obecne regulacje unijne, kwestionujące ideę pokojowej wielokulturowości. Pojawiają się oskarżenia o mizoginię, ksenofobię i nawoływanie do nienawiści. Mimo to, związek PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy Przeciwko Islamizacji Zachodu) zgromadził na ulicach Drezna ok. 17.500 osób. Prawicowej partii AfD (Alternative für Deutschland) na fali niezadowolenia z europejskiej waluty i polityki imigracyjnej udało się dostać do kilku Landtagów.
Rok 2014 można uznać za rok dążenia do prawdy, wolności słowa, obrony społeczeństwa obywatelskiego przed nadmiernym wpływem rządu oraz obcych wpływów. Coraz szersze grono odrzuca nachalnie forsowane idee tolerancji i poszukuje zdrowej przeciwwagi dla gender mainstreaming, nawet za cenę demokracji. W 2015 roku dyskusja ta na pewno nie ucichnie. Otwarta debata o roli imigrantów, właściwej polityki imigracyjnej, obecności prawa szariatu w Europie, przestępczości zorganizowanej oraz granic regulacji rządowych wymaga zerwania z powszechnymi (narzuconymi przez socjalistyczne rządy i UE) standardami. Na pierwszy ogień idzie polityczna poprawność.
Na przekór Fukuyamie i jego koncepcji ładu międzynarodowego przekonaliśmy się nie tylko, że nie można uznać procesów, które mają miejsce, za skończone, ale także że wielu widzi swoją przyszłość w innych barwach, niż ich rodzice. Niczym w piosence Sinatry – the best is yet to come.
Michał Podmokły
Kategoria: Myśl, Polityka, Społeczeństwo