O różnicach w kształceniu dziewcząt i chłopców
W toczącym się dyskursie na temat oświaty przyjmuje się w sposób aprioryczny pewne założenia. Bardzo niewiele osób ośmiela się podważać samą ideę masowej edukacji i związany z nią przymus szkolny (czy to w postaci obowiązku szkolnego czy obowiązku nauki), jak również jej koedukacyjny charakter. Rzadko pojawia się temat kształcenia zróżnicowanego ze względu na płeć i kwestia jego wpływu na efekty dydaktyczne i wychowawcze pracy szkoły. Niestety zainteresowanie i wiedza na ten temat, nawet wśród osób zawodowo parających się wychowaniem i kształceniem dzieci i młodzieży jest niewielka. W Polsce kształcenie koedukacyjne uznaje się często za bezalternatywne, a na szkoły realizujące edukację zróżnicowaną ze względu na płeć patrzy się często jak na skanseny. W całym kraju tego typu szkół jest zaledwie ponad siedemdziesiąt. Większość z nich osiąga bardzo dobre wynik nauczania.
Skąd koedukacja?
Wbrew utartym przekonaniom funkcjonującym w powszechnej świadomości, koedukacja – upowszechniona dopiero w drugiej połowie XX – została przyjęta nie dlatego, że przeprowadzono rzetelne badań w tym obszarze, ale ze względów ekonomicznych (jest tańsza!) i ideologicznych. Josep M. Barnils, Szef Europejskiego Stowarzyszenia Edukacji Zróżnicowanej zauważa, że „ten trend zaczął się stosunkowo niedawno, w połowie XX wieku. Na skutek nacisków ruchów feministycznych zmieniono system edukacji tak, by wyrównać szanse dziewczynek i chłopców. Postanowiono wtedy, że dzieci będą w szkołach robić dokładnie to samo.” Koedukacja miała być narzędziem do wprowadzenia równości społecznej i równości płci. Tymczasem, aby przekonać się, że edukacja zróżnicowana nie jest kwestią ideologii, ale jest czymś naturalnym wystarczy konstatacja, że kobiety i mężczyźni, dziewczęta i chłopcy różnią się między sobą. Wynika to z porządku naturalnego i biologii. A zatem dziewczęta i chłopców należy uczyć innymi metodami, dostosowanymi do specyfiki płci. Tylko wtedy można wydobyć z nich potencjał wynikający z ich odmienności, co jest właściwym celem kształcenia zróżnicowanego. Ponadto, nie ma żadnych dowodów na to, że koedukacja prowadzi do budowania lepszych relacji między obu płciami. J.M. Barnils konstatuje, że „Nie zostało udowodnione, że koedukacja doprowadziła do lepszego porozumienia między obu płciami. Nie ma również dowodów na to, że uczęszczanie przez dziewczęta i chłopców do tej samej klasy w jakikolwiek sposób przyczyniło się do nabrania przez nich szacunku do drugiej płci w większym stopniu niż ma to miejsce w przypadku uczniów z klas zróżnicowanych ze względu na płeć”. Wręcz przeciwnie, w klasach koedukacyjnych, przedstawiciele obu płci bardzo często zamykają się w swoich grupach – jest efektem rosnącej rywalizacji między nimi.
Płeć a nauczanie
Współcześnie coraz więcej specjalistów z dziedziny psychologii, pedagogiki, medycyny, opierając się nie na spekulacjach światopoglądowych, ale wynikach najnowszych badań naukowych, sugeruje powrót do nauczania dziewcząt i chłopców w oddzielnych grupach klasowych, a nawet szkołach. Ich zdaniem płeć ma podstawowe znaczenie dla procesu nauczania. Za przykład niech posłużą nam badania amerykańskiego specjalisty neurologii dziecięcej, Vernera S. Caviness`a, który w 1996 roku opublikował wyniki swoich badań, które uzasadniają rozdzielenie dzieci w szkołach ze względu na płeć. Wyniki te wskazują niebagatelną, bo liczącą około 6 lat różnicę w czasie dojrzewania dziewcząt i chłopców.
Badania porównawcze przeprowadzone w Australii przez The Australian Council for Educational Research (ACER) wśród 270 000 uczniów pokazują, że zarówno chłopcy jak i dziewczęta, kształceni w klasach jednopłciowych, uzyskiwali w rankingu, wyniki od 15 do 22 procent lepsze, niż ich koleżanki i koledzy ze szkół koedukacyjnych. Nauka zaś dawała im więcej satysfakcji. Podkreślono, że możliwości edukacji koedukacyjnej są ograniczone znaczącymi różnicami w rozwoju poznawczym, społecznym i fizycznym dziewcząt i chłopców w wieku 12 – 16 lat. Lepsze wyniki w testach osiągają także uczniowie jednopłciowych szkół brytyjskich publicznych i amerykańskich katolickich. W badaniach prowadzonych na zlecenie Narodowej Fundacji Badań nad Edukacją porównywano efekty osiągane przez dzieci uczące się w tym samym typie szkół (tylko publiczne albo tylko prywatne). Jest to istotne, bo przeciwnicy jednopłciowej edukacji posługują się argumentem, że lepsze wyniki uczniów i absolwentów szkół jednopłciowych są związane z tym, że pochodzą oni z zamożnych rodzin, inwestujących więcej w edukację.
Edukacja zróżnicowana pozwala na dostosowanie metody wychowawczych do obu płci – skutkuje to zmniejszeniem agresji i lepszą dyscypliną. Według J. M. Barnilsa „[…] W szkołach koedukacyjnych w początkowej fazie nauczania chłopcy na ogół wypadają gorzej od dziewczynek. Ich możliwości przyswajania wiedzy, koncentracja rozwijają się wolniej. W efekcie chłopcy ponoszą częściej edukacyjne porażki i łatwiej zniechęcają się do szkoły. […] Najnowsze badania pokazują, że dziewczynki, które uczą się w żeńskich klasach, częściej wybierają studia matematyczno-przyrodnicze i karierę naukową niż ich koleżanki latami tłumione przez chłopców” . Szczególnie to ostatnie zdanie powinno zainteresować głosicieli emancypacji kobiet i tłumaczenia, że koedukacja jest jednym z elementów przełamywania zasad społeczeństwa tradycyjnego, patriarchalnego.
Edukacja zróżnicowana to nie tylko korzyści związane z osiągnięciami szkolnym. Pozwala ona uczniom lepiej poznać swoje mocne i słabe strony, bez ulegania stereotypom płci. Korzystają na tym zarówno dziewczęta jak i chłopcy. W badaniach przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii – porównywano postawy kilkunastoletnich uczniów wobec różnych przedmiotów. Chłopcy ze szkół jednopłciowych byli zdecydowanie bardziej zainteresowani aktorstwem, biologią i językami, niż ich koledzy ze szkół koedukacyjnych, u których dominowało zainteresowanie matematyką i przedmiotami przyrodniczymi. Podobnie, dziewczęta w żeńskich szkołach, okazywały większe zainteresowane matematyką i naukami przyrodniczymi niż dziewczęta w szkołach koedukacyjnych .
W 2005 roku naukowcy Stetson University na Florydzie ukończyli trzyletni projekt wstępny porównujący klasy jednopłciowe z koedukacyjnymi klasami w jednej z publicznych szkół podstawowych. Specjalnie na potrzeby projektu utworzono klasy monoedukacyjne, dbając o dobór wszystkich istotnych parametrów, które mogłyby mieć wpływ na wyniki badania: rozmiary klas były takie same, profil demograficzny był taki sam, wszyscy nauczyciele przeszli takie samo szkolenie na temat tego, co się sprawdza, a co nie w kształceniu dziewczynek i chłopców, itp. Następnie przeanalizowano wyniki, jakie uczniowie poszczególnych klas uzyskali na teście FCAT (Florida Comprehensive Assessment Test), ze szczególnym uwzględnieniem odsetka uczniów ocenionych na najwyższym poziomie i zauważono, że najlepsze wyniki uzyskało:
37 proc. chłopców w klasach koedukacyjnych;
59 proc. dziewczynek w klasach koedukacyjnych;
75 proc. dziewczynek w klasach jednopłciowych;
86 proc. chłopców w klasach jednopłciowych.
Należy pamiętać, że uczniowie ci uczyli się według takiego samego programu nauczania, w tej samej szkole, w której zdecydowana większość uczniów miała problemy w nauce albo problemy z zachowaniem (ADHD itp.). Wielu spośród chłopców, którzy uzyskali najlepsze wyniki w klasach jednopłciowych, uprzednio, w klasach koedukacyjnych, opatrzono etykietą „ADHD” lub „ESE” (Exceptional Student Education – uczniowie ze specjalnymi potrzebami w nauce).
(za http://www.niezbednik.strona.pl/monoeduk.htm)
A jednak różni
Z czego wynikają i co powodują te różnice? Przyczyn jest bardzo wiele. Ograniczę się tylko niektórych z nich, omówionych m.in. w książce „Równi, ale różni. Perspektywy edukacji zróżnicowanej” wydanej w 2007 roku przez Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli. Naukowcy wykazali różnice w budowie mózgu (np. funkcje postrzegania u kobiet kontrolowane są w obu częściach mózgu, zaś u mężczyzn odpowiada za nie tylko lewa półkula), organizacji i sposobie działania autonomicznego układu nerwowego chłopców i dziewcząt. U dziewcząt większą rolę odgrywa układ przywspółczulny (np. reguluje procesy trawienia, obniża ciśnienie krwi, rozszerza naczynia krwionośne), zaś u chłopców współczulny (np. zwęża naczynia krwionośne, przyspiesza akcję serca). Przejawia się to chociażby w sposobie okazywania i przeżywania uczuć. Różnice widoczne są również w stylach uczenia się i rozumowania. U chłopców dominuje rozumowanie dedukcyjne, u dziewcząt indukcyjne. Uczennice wolą konkretne, zaś chłopcy abstrakcyjne przykłady. Ci drudzy mają lepszą wyobraźnie przestrzenną, natomiast trzy razy częściej niż u dziewcząt występują u nich problemy z wysławianiem. Do dziewcząt należy mówić ciszej niż do chłopców, dziewczęta efektywniej pracują w pomieszczeniach, w których temperatura jest o kilka stopni wyższa, niż ta, optymalna dla chłopów. Obydwie płcie inaczej reagują na sytuacje stresowe. Chłopcy szybciej się nudzą podczas zajęć (dziewczęta w klasach koedukacyjnych tracą na tym, że nauczyciele znaczną część swojego zaangażowania kierują na dyscyplinowanie chłopców), potrzebują też większej przestrzeni do nauki i więcej ruchu od swoich koleżanek. Chłopcy chętniej wykorzystują do nauki język kodowany (np. diagramy), zaś dziewczynki wolą tekst pisany. Pracując w grupach, chłopcy tworzą zależności o charakterze hierarchicznym, zaś dziewczęta wolą struktury bardziej elastyczne.
Zasygnalizowane różnice powinny powodować zróżnicowanie metod nauczania i inną organizacją pracy dziewcząt i chłopców, którzy – należy o tym pamięta – są równi, ale różni. W wielu krajach na świecie od kilku lat daje się zauważyć tendencję do tworzenia szkół (albo przynajmniej klas) zróżnicowanych ze względu na płeć. Dzieje się tak m.in. w Irlandii, Luksemburgu, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Austrii, Australii. Dyskusja na ten temat toczy się nawet we Francji i Szwecji.
Podsumowanie
Celem osób działających na rzecz edukacji zróżnicowanej nie jest eliminacja kształcenia koedukacyjnego z polskich szkół. Nawet oddzielenie od siebie procesie edukacji dziewcząt i chłopców nie gwarantuje automatycznego sukcesu – konieczna jest wiedza na temat roli, jaką w nauce odgrywają różnice płci. Wiedzę tę, w pewnym zakresie, można wykorzystać również w klasach koedukacyjnych. Chcielibyśmy, aby była ona upowszechniana w środowisku nauczycielskim, chociażby poprzez programy studiów pedagogicznych (studia podyplomowe), a rodzice mieli możliwość zdecydowania o miejscu i formie kształcenia swoich dzieci (pluralizm edukacyjny).
Pozostaje mieć nadzieję, że organizowany na jesieni tego roku w Warszawie trzeci już (po Barcelonie i Rzymie) Kongres Edukacji Zróżnicowanej przyczyni się do rozpropagowania tego tematu w środowisku mediów i polityków, a następnie w szerszych kręgach społecznych. Jak deklarują organizatorzy, czołowi światowi praktycy i teoretycy edukacji zróżnicowanej „przedstawią […] metody nauczania, wyniki badań dotyczące osiągnięć modelu edukacji spersonalizowanej i zróżnicowanej oraz konkretne światowe doświadczenia realizacji tego typu nauczania w szkołach publicznych i niepublicznych”.
Może przyjdzie taki czas, że mniej będziemy dyskutowali o tym, czy uczniowie mogą, czy też nie mogą mieć na egzaminie paczkę chusteczek higienicznych, a nawet o osławionej już ewaluacji, a zajmiemy się rzeczywistymi problemami naszego systemu kształcenia. Brak pogłębionej refleksji nad różnicami wynikającymi ze specyfiki płci, jest jednym z nich.
dr. Artur Górecki
Tekst ukazał się w Dyrektorze Szkoły, nr 6, 2011.
dr Artur Górecki, dyrektor Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum i Liceum im. Cecylii Plater-Zyberkówny w Warszawie
Kategoria: Inni autorzy, Myśl, Społeczeństwo