Nawrot: Gdzie nie potrzebujemy w Polsce demokracji? ,,Wola ludu’’ jako czynnik decyzyjny.
,,Polityka zagraniczna nie znosi metod demokratycznych. U nas endecy byli stale w opozycji, do pracy państwowej się nie garnęli a w polityce zagranicznej chcieli mieć głos pierwszy i decydujący. Usiłowali więc swoją politykę, swoje zapatrywania narzucić metodą ludowładczą, metodą rezolucji uchwalanych na wiecach. O treści aktów wychodzących z pałacu Brühlowskiego miały decydować wiece w Kościanie, Lesznie, albo na placu Łukiskim w Wilnie. Co za koszmar! Zupełnie to samo, jak gdyby ktoś do naprawy zegarka zwołał naradę z kilku dziesiątków murzynów senegalskich.’’
Stanisław Cat-Mackiewicz, ,,Kropka nad i’’
Demokracja i metody demokratyczne stały się fetyszem świata zachodniego po upadku Związku Sowieckiego. Również w Polsce, po latach zależności od ZSRS, nastąpiło zachłyśnięcie się tamtymi ideami. Ten sposób myślenia przypominał lekarza, który na wszystkie choroby ordynuje ten sam cudowny lek. Tymczasem doświadczenia z krajów takich jak Chiny, Korea Południowa czy Singapur pokazują, że można rozwijać się i modernizować w modelu autorytarnym. Oczywiście, kultury azjatyckie są inne niż nasza, niemniej można zauważyć, że w pewnych sferach życia publicznego demokracja się nie sprawdza. Są to, przede wszystkim, kwestie obronności i dyplomacji.
Na początek musimy zdać sobie sprawę z czynnika, który odróżnia politykę zagraniczną i wojskową od spraw wewnętrznych. Te pierwsze mają wpływ przede wszystkim na świat zewnętrzny i dotyczą otaczającej nas rzeczywistości międzynarodowej. Te drugie, są ukierunkowane do wewnątrz i tutaj podmioty są formalnie zobowiązane do podporządkowania się decyzjom władzy. Właśnie ta zasadnicza różnica między podległością a autonomią podmiotów międzynarodowych uzasadnia oddzielne traktowanie tych działów polityki państwowej.
Wpływ demokratyczny na armię i dyplomację jest wysoce niepożądany z kilku względów. Przede wszystkim kwestie obronności i sprawy zagraniczne są problematami wybitnie specjalistycznymi, przeciętny obywatel ma minimalne pojęcie o tych sprawach, nie dotyczą one go bezpośrednio, wpływają w niskim stopniu na jego codzienne życie. Z tego względu przeciętny obywatel nie ma pojęcia jakie zasady rządzą obronnością i polityką międzynarodową, i nie zdobywa on wiedzy w tym zakresie. Po drugie, kwestie te są w dużej mierze tajne, oparte na niejawnych danych. Dostęp do pełnej informacji jest możliwy tylko dla wąskiego grona decydentów, zatem przeciętny obywatel nie dość, że nie ma wiedzy o ogólnych prawidłach, to na dodatek brak mu dostatecznego rozeznania w wyżej wspomnianych dziedzinach. Po trzecie, pewne materie spraw nie znoszą metody demokratycznej (rozumianej jako opartej na opinii większości), absurdem byłoby więc stawiać tezę, że dominujące poglądy wyborców mają mieć decydujący wpływ na kwestie kluczowe dla istnienia państwa. To jest część szerszego problemu, o którym się w Polsce nie dyskutuje, że niewłaściwą filozofią myślenia o polityce jest stawianie tezy jakoby to głównym zadaniem rządu była realizacja woli wyborców (czym uwielbia się chełpić polski rząd). Tak nie jest, i głównym obowiązkiem rządu jest stać na straży racji stanu. Oczywiście, nie należy zupełnie negować znaczenia opinii publicznej, ale argumentowanie swojej decyzji poparciem przez obywateli dla danej polityki może być tylko dodatkiem, a nie podstawowym uzasadnieniem tego czy innego kroku politycznego. Oczywistą konkluzją tego spostrzeżenia jest fakt, że interesy mogą nieraz wymagać złamania woli suwerena w celu realizacji dobrze pojętej racji stanu. Ta kwestia jest też częścią szerszego problematu, że w demokracji trudno planować pewne kwestie z dużym wyprzedzeniem (co jest absolutną koniecznością w polityce zagranicznej i obronności). Dyplomacja powinna być oderwane od demokracji jeszcze z kolejnego względu- musi być ona jak najbardziej elastyczna i reagować na zmieniającą się sytuację. Polityka międzynarodowa wymaga czasem kompletnej zmiany kursu w zaistniałej rzeczywistości, nieraz musi to być wręcz zrobione natychmiast. Dzisiejszy wróg może być jutrzejszym przyjacielem i na odwrót. Tak postawiony cel może być nie do pogodzenia ze zdaniem opinii publicznej, która nie potrafi zmienić swojego zdania tak szybko. W polityce zagranicznej potrzebna jest maksymalna elastyczność i duże pole manewru. Jeśli wymaga tego racja stanu, powinno wygrywać nie prawo międzynarodowe, ale interes państwa. Pożądaną osobą w rządzie byłby zatem odważny minister, który będzie potrafił udźwignąć niepopularne decyzje, nawet wbrew opinii większości czy prawu, w imię racji stanu i dalekosiężnych celów. W tym względzie ułatwioną sytuację ma dyktatura, która z zasady nie przejmuje się opinią publiczną i realizuje swoje cele. Przykładem takiego posunięcia był pakt Ribbentrop-Mołotow, tak tragiczny dla nas, a tak genialny dla III Rzeszy i Związku Sowieckiego.
Jakub Nawrot
Kategoria: Myśl, Publicystyka