Naum Sindałowski: „Portret zbiorowy w folklorze Sankt-Petersburga”
XIX-wieczny Petersburg intryguje mnie od dawna jako stolica kultury, nauki i sztuki. Był dobrze znany Polakom, których skupisko zmiotła bolszewicka rewolucja, opowiadały mi o tym starsze damy, z jakimi miałam okazję przeprowadzać wywiady. W końcu przeczytałam książkę, kolejną w ramach ćwiczenia języka obcego.
Ponieważ tworzą ją biografie, uszeregowane alfabetycznie, "Portret zbiorowy w folklorze…" jest właściwie leksykonem niemal 400 postaci związanych z miastem nad Newą. Wybór postaci musiał być dla autora trudny, bo i trudno znaleźć znaną postać z dziejów dawnej Rosji, która by z Petersburgiem nie miała nic wspólnego. Nic dziwnego, że sama rodzina Romanowów występuje w książce w mocno okrojonej reprezentacji, i wcale nie najlepszej. Brakuje św. Elżbiety Fiodorowny, która uczyniła dla tego narodu o wiele więcej w porównaniu z młodocianymi córkami ostatniego cara. Ale skoro są Romanowowie, to gdzie się podział admirał Kołczak?
Silny odcień „Portretu” stanowią postaci o nazwiskach obco brzmiących, przede wszystkim zasymilowanych przybyszów z Niemiec i Francji, późniejszych carskich żołnierzy i ministrów. Włosi natomiast projektowali i budowali Petersburg. Można wiele się dowiedzieć o domach i pałacach, kupcach i artystach. To najlepsza, moim zdaniem, strona opowieści! Jest to mimo wszystko miasto odwiedzane przez naszych przodków, ośrodek handlowy. Pojawia się i dyrektor chóru pod pięknie brzmiącym nazwiskiem Boratyński. Czy był Polakiem? Autor ogranicza się do stwierdzenie, że urodził się „na Ukrainie”. Adam Mickiewicz okazuje się wielkim przyjacielem Puszkina, a zaciętym wrogiem cara. I to właściwie wszystko, gdy chodzi o naszych rodaków.
Zagadki Petersburga są często mroczne. Pełno tam wizji i tajemniczych zjaw w mnisich szatach, przepowiedni, znaków na niebie i na ziemi. Tu i ówdzie dochodzi do głosu numerologia, zestawianie dat i numerów mających, według prostego ludu, specjalne znaczenie w żywocie bohatera. Jak już miałam okazję się przekonać, jest to dla Rosjan typowe. Wyraźny wschodni mistycyzm splatają się ze znanymi wątkami kryminalnymi (jak np. śmierć Rasputina i zagłada Romanowów) i tajemnicami w rodzaju pustej trumny Aleksandra I. Sandiłowski stara się wyraźnie rozdzielać przypuszczenia i podania od wniosków historyków, ale czasem sprawia wrażenie tendencyjnego. W książce tej trudno odróżnić prawdę od plotki, czy np. Mikołaj II był tak głupi, jak go opisano:
– Wasza Wysokość, żołnierze mają tyfus.
– Wiem, sam go miałem. Po tym się albo umiera, albo traci rozum.
Przykładów tego typu pojawia się szereg. Mikołaj II, jak wiadomo, wybitnym wodzem nie był, ale…
„Zbiorowy portret…” ma w moich oczach dwie duże wady. Po pierwsze, obłudne podejście autora do komunizmu. Stalin to „inkwizytor narodów” (a nie zbrodniarz, jakiego świat nie widział), a Dzierżyński… „romantyk komunizmu”. (Rozumiem, że Niemcy, którzy w Norymberdze bronili swoich racji, to romantycy hitleryzmu). I chociaż dowcipy o Leninie, tworzone także w Polsce jako sposób na trudne czasy, są doskonałe, to uśmiech gaśnie na myśl, jak swobodnie i beztrosko, kilka linijek wyżej, pisze Sindałowski o człowieku, który miał tyle krwi na rękach. Ponadto, autor „Portretu” usilnie próbuje zadowolić gusta czytelników brukowców i z lubością przytacza szczegóły tzw. życia intymnego bohaterów. No, takie rzeczy można znaleźć w Internecie, zamiast kupować książkę. Sindałowski jest znanym historykiem Petersburga, ma na koncie wiele publikacji. Nie jestem pewna, czy szukam książek właśnie z tej półki.
Aleksandra Solarewicz
Нау́м Алекса́ндрович Синдаловский, „Групповой портрет в фольклоре Санкт-Петербурга. 378 биографий от А. Меншикова до В. Матвиенко”, Moskwa 2008
"Portret zbiorowy w folklorze Sankt-Petersburga. 378 biografii od A. Mienszykowa do W. Matwienko"
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje