Molnar: Desakralizacja współczesnego społeczeństwa
Błędem byłoby zakładać, idąc za polskim przykładem, że katolicy w sąsiednich krajach będą się podobnie buntować, [stając] w jednolitym religijnym froncie. Kardynał Mindszenty był tak samo, jeśli nie bardziej, katolickim symbolem i charyzmatyczną osobowością na Węgrzech, co w Polsce Karol Wojtyła – jednak opozycja narodowa [wobec komunistów – przyp. tłum.] w 1956 roku nie krystalizowała się wokół niego, ale wokół pisarzy i poetów, gromadzących się przy Petofim. Nie tylko można to wyjaśnić poprzez fakt, że Polska jest niemal w 100% katolicka, a na Węgrzech tylko w około 60% (nominalnie, czy też nie, nie jest to teraz istotne), przy silnych kalwinistach, luteranach i unitarianach; innym wyjaśnieniem jest stosunek narodu wobec problemu "wydartych" terytoriów – Siedmiogród, w pierwszej kolejności, to kwestia, która pochłaniała większą część tego, co pozostało z narodowej energii, niż kwestia religijna.
Zatem węgierski katolicyzm, mimo w pewnej afirmacji i utrzymywania się fasadowej współpracy na linii Kościół-państwo, kurczy się: w szkole, rodzinie, życiu kulturalnym, a zwłaszcza w odniesieniu do roli symbolu narodowego i nawiązań historycznych. Historia jest nauczana mało lub źle, pierwsi święci królowie nazywani są zwyczajnie z imienia wraz z cyfrą rzymską, Korona Świętego Stefana (obecnie "Stefana Pierwszego"), zwrócona do Budapesztu przez administrację Cartera, stała się po prostu kolejnym obiektem na wystawie w Muzeum Narodowym. Święta narodowe, tradycyjnie mające religijne konotacje, są tak rozmieszczone przez obecny reżim, że pokrywają się z rocznicami ważnych dat socjalizmu; w ten sposób można odtwarzać Międzynarodówkę wraz z węgierskim hymnem, a czerwone flagi powiewają obok flagi narodu. Subtelne lub nie, przyzwyczajenie poprzez zestawienie.
Krótko mówiąc, strategia leninowska jest wprowadzana: nie bezpośrednia konfrontacja z religią i kościołami, ale raczej ich osłabianie. Jest to "socjologicznie" przemyślane – głównie poprzez procesy społeczne, neutralizacja religii ma ją pozbawić znaczenia, ukazać jako irytującą, mającą nieprzyjemne konsekwencje. Kult i praktykowanie religii nie jest frontalnie atakowane, są wyśmiewane jako staromodne, anty-naukowe, społecznie i ekonomicznie wsteczne. Kultywując młodość wytyka się, że to tylko przestarzałe slogany i przesądy będące na ustach starych ludzi. Młodzież o religijnych postawach czy przekonaniach jest podwójnie, potrójnie ośmieszana i izolowana. Starsi, religijni ludzie są podejrzani, oskarżani o bycie zbuntowanymi duszami, o bycie złymi patriotami, sabotażystami państwa socjalistycznego.
Teraz to nie jest tylko marksistowsko-leninowska technika neutralizacji, a następnie eliminacji religii, jest to również kwestia socjologicznej ewolucji, jak zasugerowano powyżej. Innymi słowy, mechanizmy czyniące religię i Kościół nieistotnymi w życiu ludzi są aktywne w krajach niekomunistycznych. Jest to mniej odczuwalne w krajach, gdzie panuje etos protestancki, ponieważ chrześcijaństwo miesza się tam z formami życia społecznego. Nawet działalność gospodarcza oddaje hołd "wartościom" chrześcijańskim w krajach protestanckich, tak jak też sądy, politycy, osób publiczne i szkoły.
W krajach katolickich tak nie jest. Tradycja radykalizmu, jakobinizmu, antyklerykalizm i wolnomyślicielstwo nie muszą już liczyć się z silnym instytucjonalnym Kościołem oraz z grupami społecznymi, które tradycyjnie stały na straży religii, przynajmniej pod względem formalnym oraz w takich miejscach, które oddziaływują na politykę i społeczeństwo. W drugiej połowie wieku, zwyczajny dzień nie jest naznaczony obecnością religijnych praktyk, myślenia lub symboli. Nowy rytm, dyktowany przez "przemysłową ideologię", co Francuzi nazywają metra-boulot-dodo (dojazdy-praca-sen) z “le tele” pomiędzy tymi dwoma ostatnimi, czyli oglądanie telewizji. Ideologia przemysłowa jest obecna nie tylko w dużych miastach, ale także na wsi. Miałem okazję regularnie obserwować życie na wsi we Włoszech i Hiszpanii, a także w Bawarii w ostatnim połączeniu katolickiego ośrodka, tradycji i nastrojów. Oczywiście, ludzie nie manifestują wszystkich elementów swego życia osobistego, ale zauważmy, że społeczeństwa przemysłowo-biznesowe mają tendencję purytańskiego wycofania – styl życia stał się tak przeniknięty konsumpcjonizmem, że niektóre nie znaczące w tym kontekście działania wydają się dziwne, są rodzajem jakiegoś prywatnego, tolerowanego zachowania.
Religia katolicka jednak nie jest prywatna, Kościół i jego lokalne podziały są instytucjonalne, a liturgia wymaga więcej niż zgromadzenia w budynku. Religia katolicka jest również wybitnie publiczną i partycypacyjną religią, zainteresowaną życiem społeczności, narodu, języka, instytucji. Ale, jak zauważyłem, nawet w małych wioskach na szczytach we Włoszech, społeczeństwo przemysłowe przybyło by odebrać czas, energię i zainteresowania miejscowych z dala od Kościoła. Życie młodzieży jest podzielone między motocyklem, barem – a choć ich codzienna praca nie jest szczególnie wymagająca, wydaje się brakuje czasu na "religię", nawet w czasie fiesty. (We Włoszech, teraz we Francji także, partia komunistyczna, rozumiejąca powstałą próżnię, organizuje odpowiedniki uroczystości religijnych oraz dni świątecznych).
Dwa wnioski można wyciągnąć z tych krótkich uwag. Jednym z nich jest to, że społeczeństwo przemysłowe i religia albo nie potrafią się mieszać, albo jeszcze nie nauczyły się koegzystować. Główne zagrożenie jest takie, że czyny i gesty operacji przemysłowych wydają się desakralizować symbole chrześcijańskie i pozbawiają ich znaczenia i wiarygodności. Drugi wniosek jest taki, że społeczeństwa komunistyczne korzystają z tych samych podstawowych metod desakralizacji, co wolne społeczeństwa przemysłowe, tylko robią to świadomie i zgodnie z planem. Jednak jest to niepokojące wiedzieć, że wolne stowarzyszenia przemysłowe mają ten sam potencjał likwidacji religii w jej przejawach zewnętrznych i wewnętrznych.
Kryzys, który ten wpis zwięźle formułuje w swoim nagłówku, jest spowodowany w niemałym stopniu wartościami, celami i stylem społeczeństwa przemysłowego, które, czy to socjalistyczne czy też liberalne, niesie w swoich strukturach duże dawki nadmiernego racjonalizmu. Jedną z roli dziennika rzeczywiście może być zbadanie relacji między społeczeństwem przemysłowym a wymaganiami ducha religijnego. Głównym zadaniem w takim dochodzeniu jest badanie symboli przeciwko nieskończoności mnożonych, produkowanych przedmiotów. Czy ogrom obiektów konsumenckich ma wpływ na naszą dewaluację świętych symboli? Czy nadużywanie słów i obrazów – w mediach, w reklamie, na kursach uniwersyteckich – zubaża Logos i osłabia jego zdolność do tworzenia mitu? W obliczu tych problemów może dojść do wyjaśnienia kryzysu, który zagraża nam wszystkim.
Thomas Molnar
Tłum: Igor Olech
Kategoria: Myśl, Publicystyka, Religia