banner ad

Milcarek: Czego chcemy i czego chcą od nas

| 13 października 2016 | 0 Komentarzy

2060Reakcja opinii katolickiej na niedawne unicestwienie przez większość rządową obywatelskiego projektu pełnej ochrony życia powinna być – jak zawsze – równocześnie zdecydowana i rozważna. Są przy tym wymagane dwa rozpoznania. Pierwsze: czego my chcemy teraz. Drugie: czego inni chcą od nas, do czego nas popychają.

Zacznijmy od tego drugiego – gdyż jest to okoliczność zewnętrzna i jej uświadomienie wpływa co najmniej na sposób realizacji tego pierwszego, naszej własnej linii.

Czego chcą od nas inni? Ci „inni” są obecnie w dwóch zwalczających się obozach politycznych – rządowym i opozycyjnym – i ich żądania wobec opinii katolickiej są mocno rozbieżne. Są mocno rozbieżne – a równocześnie w pełni zgadzają się w tym, że opinii katolickiej należy używać do bieżącego interesu partyjnego, natomiast w żadnym razie nie traktować jako realnego partnera.

Czego chce od nas dzisiaj strona opozycji totalnej, ta z trójkąta KOD – TVN – PO/.N ? Chce, żebyśmy – po niedawnej obrzydliwej zdradzie, której w sprawie ochrony życia dopuścił się PiS – poszli za naturalnym w takich razach odruchem honoru i odsunęli się zupełnie od rządu i jego reform; żebyśmy manifestacyjnie ogłosili nasze desinteressement lub nawet przeszli do opozycji totalnej. Oczywiście opozycja nie chce nawet przez moment wejść z nami w układ na rzecz ochrony życia – natomiast chce od nas osłabienia rządu.

Czego chce od nas dzisiaj strona rządząca, czyli PiS wraz ze swoimi wysyłanymi ku nam kusicielami? Chce, żeby zarówno autorytety katolickie, jak i dominująca opinia środowisk katolickich, uznały – przyznały! – że: 1) dalsza praca nad obywatelskim projektem ustawy nie była możliwa; 2) unicestwienie tego projektu przez PiS, z podniesioną ręką prof. Pawłowicz i min. Jakiego, było nie tylko jedynym możliwym wyjściem, ale i – jak podpowiadał w Radiu Maryja min. Macierewicz – genialnym ruchem pro life (!); 3) jedynymi winnymi niepowodzenia projektu są „radykałowie” z Ordo Iuris i ruchów obrony życia nienarodzonych. Zgoda na te punkty – choćby milcząca, choćby niechętna – daje PiSowi podstawę do formułowania dwóch dalszych, ogromnie ważnych punktów: 4) kryzys związany z projektem obywatelskim oddala możliwość wykluczenia aborcji w tej chwili (do wyboru: na szereg miesięcy, na tę kadencję, na zawsze); 5) środowiska katolickie powinny same odciąć się od „radykałów”, którzy – rzekomo – są przeszkodą w harmonijnym współdziałaniu między opinią katolicką i obecną większością rządową. (To ostatnie to zresztą ulubiona gra personalna PiSowskich Sun Zi: najlepiej, by niesfornych katolików „likwidowali” inni katolicy – którym najpierw daje się poczucie udziału w „ważnej akcji”, a potem i tak trzyma z dala od faktycznych decyzji). Tym spośród nas, którzy przejdą pomyślnie to warunkowanie, zaoferuje się udział w akcji ulotkowej „za życiem”. Bo oczywiście sektor aktywnego katolicyzmu jest PiSowi zawsze potrzebny jak tlen: bez niego nie wygrywa się wyborów.

To jasne, że opozycja liberalna chce od nas czego innego niż rządowa radykalna centroprawica. Tak się jednak za zwyczaj składa, że te rozbieżne życzenia zbiegają się w jednym: żadnych marzeń w sprawie wzmocnienia ochrony życia. W tym są zawsze zadziwiająco zgodni.

Musimy wiedzieć bardzo dobrze czego chcemy sami.

Po pierwsze: nie chcemy tego, czego od nas chcą. Nie chcemy ani przyłączać się do ruchu antyrządowego, ani kwestionować w czambuł wszystkich działań PiSu, chociaż z reguły także te dobre są uwikłane w niepotrzebne wojenki i niefrasobliwe otwieranie kolejnych frontów w sprawach często drugorzędnych. Nie chcemy, by ten rząd upadł. Nie chcemy, by obecna opozycja liberalna odwojowała swoją pozycję w państwie. Nasz sprzeciw nie jest opozycją totalną i bezwarunkową negacją.

Nie chcemy też jednak wchodzić obecnie w publiczne samokrytyki lub pomagać PiSowi w ukrywaniu haniebnej roli jego kierownictwa w zniszczeniu obywatelskiego projektu ochrony życia. Ten, kto w tej akcji uczestniczy, powinien zostać zapamiętany – dzisiaj i na przyszłość – jako partyjny agent w szeregach opinii katolickiej. To takich właśnie agentów powinniśmy potraktować ostracyzmem, a nie np. prawników z Ordo Iuris czy aktywistów z ruchów ochrony życia. Agenci muszą poczuć, że widzimy ich pracę – i że nie mylimy ich opowieści z naszym własnym głosem. Nie powinni już być wpuszczani w miejsca, w których kształtuje się świadomość i decyzje opinii katolickiej. Gdy zechcą przemawiać do opinii katolickiej, powinni być zwyczajnie wygwizdywani, jak kiedyś działający podobnie katolicy z Unii Demokratycznej.

Po drugie: chcemy podjęcia prac nad drugim projektem pro life, który został przygotowany przez Polską Federację Ruchów Obrony Życia. Na tym obecnie powinny skoncentrować nasze działania. Wymaga to najpierw odwojowania emocji społecznych, oddanych niemal bez walki w poprzednich miesiącach aż do niezbyt wielkiej lecz wystarczającej PiSowi za pretekst manifestacji „czarnego protestu”. W tej pracy trzeba położyć nacisk m.in. na eliminacji w naszych własnych komunikatach takich semantycznych „koni trojańskich” jak np. „zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej”; cały czas powinniśmy się posługiwać językiem własnym, który opisuje istotę sprawy, spokojnie i precyzyjnie, w stylu „wzmocnienie ochrony życia”. Po mądrej kontrze medialnej niezbędne będą zapewne masowe manifestacje – gdyż jak widać w tym jednym jedynym przypadku większość parlamentarna PiSu nie czuje się pewna swego mandatu i – jak młodszy brat czekający na to co powie starszy – woli uzasadniać swe działania naciskiem ulicy. Oczywiście trzeba będzie dostarczyć i tej pomocy naszym chwiejnym aliantom.

Jest jednak i punkt trzeci, którego nie da się w obecnej sytuacji odłożyć zupełnie na bok: na dłuższą metę jest rzeczą jasną, że opinia katolicka musi dysponować reprezentacjami politycznymi innymi niż radykalna centroprawica PiS. Poznaliśmy dobrze pozytywy i negatywy tej ostatniej. Wiadomo już, że jest to obóz, który jest solidarny ze sprawą katolicką jedynie tak daleko jak nie powoduje to gorącego konfliktu – natomiast bardzo zainteresowany we włączaniu symboliki i emocji katolickich w swoje własne gorące konflikty. Nie sposób traktować tego środowiska jako własnego „domu” politycznego, ani jako poręcznego instrumentu do wykonywania skutecznych działań z naszej agendy. Dlatego powinniśmy tworzyć i wzmacniać w przestrzeni okołopolitycznej i politycznej instytucje, które uniezależnią opinię katolicką od manipulatorskich naświetleń polityki oraz od blokad w przestrzeni działań politycznych.

 

Paweł Milcarek

 

za: Christianitas.org

Kategoria: Inni autorzy, Kultura, Myśl, Polityka, Publicystyka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *