Matuszewski: Wyklętemu Kontrrewolucjoniście do sztambucha – raz jeszcze o Żołnierzach Wyklętych
Prof. Adam Wielomski napisał kilka dni temu odpowiedź na tekst naszego redakcyjnego kolegi, Karola Kilijanka. Technicznie jest to polemika między obydwoma Panami, jednak przy okazji „do tablicy” wywołana została cała redakcja portalu MyslKonserwatywna.pl, w związku z czym czuję się upoważniony do skreślenia kilku słów także we własnym imieniu.
Na wstępie swojego tekstu prof. Wielomski pisze: „Pomiędzy konserwatyzm.pl a myślkonserwatywna.pl nigdy nie było znaczących różnic ideowych, może wyjąwszy kwestię legitymizmu, do której na naszym portalu nie przywiązywaliśmy nigdy większej wagi. Nie ukrywam – i Koledzy z drugiego portalu też się ze mną pewnie zgodzą – że dzieli nas raczej sprawa pojmowania konserwatyzmu”.
Z jednej strony – nie mamy rażących różnic ideowych, ale z drugiej strony dzieli nas pojmowanie konserwatyzmu… W moim przekonaniu to różnica podstawowa. Chodzi o fundament. Istotnie – dla nas „konserwatyzm był zawsze przede wszystkim wartością etyczną (…) Stąd też (…) skoncentrowanie na myśli i na doktrynie konserwatywnej i chęć, prawdziwa pietas, aby doktryna przetrwała w formie czystej i nieskażonej”. Koledzy z Konserwatyzm.pl chcą skupić się na polityce i jej konserwatywnym rozumieniu. My również staramy się skupić na konserwatywnym ujęciu polityki – i właśnie dlatego odrzucamy to szaleństwo, które nas otacza. Nie znajdujemy uzasadnienia dla brania udziału w demokratycznej orgii głupoty, połączonej z radosnym deptaniem tego, czym jest Europa. Nawet, jeżeli ceną za to jest polityczna banicja. To nasz wybór, którego dokonaliśmy na zimno. Nie ma tu mowy o romantycznych uniesieniach, raczej o chronieniu tego, co najcenniejsze, przed ostatecznym splugawieniem.
Uważamy, że konserwatywne rozumienie polityki nie oznacza zgody na przekroczenie pewnych granic. Można rzecz jasna debatować nad stanowiskiem w sprawie budżetu lub formułować postulaty co do zawierania tych bądź innych sojuszy międzynarodowych. Ale nie ma mowy o kompromisie w sprawie zasad (niestety Konserwatyzm.pl eksperymentuje w tym zakresie w sposób, którego my zaakceptować nie możemy). Jakkolwiek zapewne wiele nas łączy, to jednak różnimy się znacznie głębiej, niż tylko w kwestii legitymizmu.
Konsewatyzm.pl szuka sprzymierzeńców wszędzie tam, gdzie coś w ułamku przypomina prawicę – lub bodaj choćby dyktaturę. Usiłuje znaleźć złoty środek. Rzecz w tym, że dla nas to właśnie jest naiwny romantyzm: polityczna odmiana twierdzenia, że zbawienie można osiągnąć w każdej religii, bo ostatecznie w każdej doszukać się można każda kilku pierwiastków dobra. Przekonanie, że w warunkach społeczeństwa oderwanego od swoich korzeni przez 60 lat komunizmu, rządzonego przez popłuczyny tego systemu, a dodatkowo – zdominowanego przez demo-liberalną nowomowę i styl myślenia, konserwatysta ma jeszcze z kim i po co iść na ugodę.
Nas na to nie stać. Zbyt wiele zniszczono, by przekazany nam depozyt trwonić dalej.
Prof. Wielomski pisze, że „jeśli konserwatyzm ograniczymy wyłącznie do doktryn i idei, to te szlachetne idee mogą wejść w nienaturalny dla nich sojusz z rewolucyjnymi metodami i rewolucyjną mentalnością. Skoro bowiem otaczający nas świat zastany to jedno wielkie demoliberalne badziewie, to zakochany w swoich ideach konserwatysta łatwo może popaść w swoisty rewolucjonizm, czy raczej w swoistą rewolucję konserwatywną, gdzie konserwatywne idee połączy z rewolucyjnymi ideami i romantycznym stanem ducha”. Dziwny to zapis zważywszy, że ten właśnie stan rzeczy – ów „swoisty rewolucjonizm” – da się dostrzec na portalu przez naszego Adwersarza współtworzonym. Od tekstów zwolenników gnostyckiej bolszewii prof. Dugina i komunistów (jak p. Dawid Jakubowski) po pochwałę PRL-owskich zbrodniarzy i usprawiedliwianie opłaconej przez Austriaków chłopskiej ruchawki pod wodzą Jakuba Szeli… Mimo usilnych starań trudno nam w jakikolwiek sposób powiązać te treści ze stanowiskiem zachowawczym, a także politycznym realizmem. To utopia w czystej postaci.
Naszym zadaniem – tak, jak je rozumiemy, nie jest dokonanie żadnej nowej rewolucji. To burzenie. Kontrrewolucja to z kolei odbudowa jedynego właściwego porządku. Wbrew temu, co czytam w rozważaniach prof. Wielomskiego, nie proponujemy żadnego remedium w postaci kolejnej sztucznej ideologii. To, co głosimy, to jedynie żmudne powtarzanie stałych prawd, a także interpretowanie zastanej rzeczywistości przez pryzmat ciągle wyśmiewanych przez naszego Adwersarza pojęć: Wiary, Etyki, Tradycji i Autorytetu. Nic innego.
Proszę wybaczyć dłuższe zatrzymanie się przy części wstępnej, ale w naszym przekonaniu z uwagi na rangę zagadnienia wypadało poświęcić mu należytą uwagę.
2) Odnosząc się do tekstu kol. Kilijanka, jak również samych żołnierzy wyklętych, prof. Wielomski pisze:
„Rzeczywistość wyglądać zaś winna tak: jeśli jedna ze stron wojujących zaczyna sobie zdawać sprawę, że nie jest w stanie wygrać – a tu mieliśmy z taką sytuacją do czynienia – to zaczyna się rozglądać jak złożyć broń na w miarę dogodnych warunkach. W sytuacji wczesnej komunistycznej Polski było to skorzystanie z >>amnestii<< (tak, słowo paskudne), którą komuniści ogłosili chcąc przyśpieszyć zakończenie wojny domowej (tym wszak była wojna Wyklętych z UB i LWP)”.
Mamy tu do czynienia z co najmniej kilkoma nieporozumieniami.
Po pierwsze: ŻW nie działali w oparciu o romantyczną chęć umierania za ojczyznę lub cokolwiek innego. Zwróćmy uwagę, że wielu partyzantów chciało wyjść z ukrycia – i wychodziło. Wielu, kierując się dobrą wolą włączenia się w odbudowę kraju, zgłaszało nawet gotowość dołączenia do Milicji Obywatelskiej, a nawet bezpieki. Nie do końca jednak wiedząc jak ta służba ma wyglądać. Przykładem niech będzie Józef Kuraś – Ogień, który tak właśnie uczynił.
Początkowo walczył przeciw Niemcom ramię w ramię z partyzantką radziecką, a po zajęciu Nowego Targu podporządkował swój oddział sowieckiej komendanturze miasta i z jej ramienia otrzymał zadanie organizacji MO w Nowym Targu. Po kilku tygodniach decyzje władz sowieckich zostały zmienione przez ekipę przybyłą na Podhale z ramienia PKWN i „Ogień” oraz część jego ludzi zostali z Milicji zwolnieni. Nowo przybyli funkcjonariusze niemal natychmiast rozpoczęli weryfikację członków UBP i MO zwalniając ludzi nie związanych z PPR, a także obsadzając stanowiska swoimi zaufanymi. Przeciwko Ogniowi, pod jego nieobecność, rozpoczęto śledztwo (wykorzystano w tym celu jego wyjazd do Lublina). Co więcej: Kuraś po powrocie zastał swoje stanowisko obsadzone przez nieznaną wcześniej osobę. Z polecenia PKWN otrzymał wprawdzie nominację na funkcję zastępcy szefa UBP w Zakopanem, ale i tu nie zagrzał miejsca. Ostatecznie wezwano go do krakowskiego WUBP, jednak – ostrzeżony w drodze (lub po otwarciu wiezionych przez siebie listów, w których miał znajdować się jego nakaz aresztowania) – zawrócił z drogi i podjął decyzję o powrocie do lasu.
Ogień wykazał się więc realizmem takim, o jakim pisze prof. Wielomski, problem jednak w tym, że komuniści nie byli tym zainteresowani. Co ciekawe: wielu Żołnierzy Wyklętych ma w swoim życiorysie podobne epizody. Próba włączenia się w porządek powojenny, niejednokrotnie w szeregach MO lub UBP, kończyła się jednak niepowodzeniem z powodu takiego, jak w przypadku Ognia, albo też z uwagi na brak zgody na to, czym była nowa służba w swojej istocie. Wybór pomiędzy biciem i mordowaniem ludzi za ich walkę z nazistami po stronie innej, niż sowiecka, lub inne podobne „przestępstwa”, a powrotem do lasu, zwykle oznaczał dalszą walkę. Czy ŻW można za taki wybór winić?
Nasz Adwersarz, oceniając ówczesne wydarzenia, popełnia zresztą podstawowy błąd: wnioskuje o nich z perspektywy roku 2016 i współczesnego nam stanu wiedzy. Oni w roku 1945 nie byli w stanie przewidzieć przyszłości, widzieli natomiast AL, KBW i NKWD polujące na żołnierzy AK i NSZ. Widzieli przepełnione więzienia, a także brutalizację życia codziennego i degenerację życia społecznego oraz administracyjnego (lokalne archiwa, w których przechowywane są dokumenty odzwierciedlające zakładanie powiatowych i gminnych struktur PPR, a także organów administracji państwowej, pełne są stosownych dokumentów). Przypomnijmy, że nazistowskie obozy koncentracyjne funkcjonowały jeszcze kilka lat po ich wyzwoleniu – tyle, że strażnicy nosili teraz czerwone gwiazdy, z kolei więźniami byli wszyscy, którzy z mniej lub bardziej istotnych powodów nie podobali się nowej władzy. Co więcej: wszystko to działo się w ramach wprowadzania ustroju opartego na ideologii, którą powszechnie uważano za najwyższe społeczne i polityczne zło…
W przekonaniu piszącego te słowa polityczną naiwnością było sądzić – tak, jak to robił Piasecki i inni, że ten system, od początku epatujący złem i totalną kontrolą każdej dziedziny życia, może pozwolić na zachowanie czegokolwiek poza biologiczną masą bez żadnego kształtu. Środowiska takie, jak PAX, utrwalały „władzę ludową” i wprowadzały zamęt tam, gdzie było to dla komunistów wygodne. Katolikom przeciwstawiono „katolików koncesjonowanych” z PAX-u. Nic to, że Piaseckiego umieszczono na Indeksie Ksiąg Zakazanych… O tym, że się w tym przypadku nie mylę, świadczy historia: sam wspomniany wyżej PAX w swoim łonie wychował jedynie zgraję agentów i udających katolickich intelektualistów pachołków reżimu, których ten rozgrywał potem jak chciał. Aż do zdrady tzw. „okrągłego stołu”.
Zachowanie „biologicznej tkanki narodu”? Przypomnijmy, że ustrój wspierany przez Piaseckiego współtworzył plany wojny z Zachodem, opracowane w ramach Układu Warszawskiego, zakładające uczynienie z naszego kraju nuklearnej pustyni.
Realizm to? Nie… naiwna wiara w obietnice okupantów, a także dorabianie ideologii do własnego konformizmu.
W innym fragmencie swojego tekstu prof. Wielomski odnotował: „żołnierze w 1939 roku walczyli na wezwanie Państwa Polskiego, które przeprowadziło mobilizację. Po cofnięciu uznania dla Rządu Londyńskiego przez zachodnie mocarstwa w 1945 roku stał się on czymś operetkowym”. Znów więc oceniamy tamte wydarzenia z perspektywy roku 2016. Tymczasem należy rozumieć, sytuacja w roku 1945 nie była stabilna, a Żołnierze Wyklęci bronili wówczas tego samego państwa, co w roku 1939. Rząd w Londynie z czasem stał się co prawda marionetkowy, ale w roku 1945 brał jeszcze czynny udział w debacie politycznej nad przyszłością Polski. Po powołaniu Rządu Tymczasowego Londyn wydał deklarację, w której stwierdzono, że ZSRR dokonał „zamachu na suwerenne prawa narodu polskiego”. W odniesieniu do konferencji w Jałcie oświadczano: „Rząd polski oświadcza, że decyzje Konferencji Trzech dotyczące Polski nie mogą być uznane przez rząd polski i nie mogą obowiązywać narodu polskiego”. Jasne jest więc, że partyzanci, nie uznający władzy sowieckiej, wobec tak jednoznacznego stanowiska rządu w Londynie musieli uznać, że przysięga na wierność Państwu Polskiemu z roku 1939 obowiązuje dalej. Rząd na emigracji, niezależnie od politycznej mocy sprawczej na arenie międzynarodowej, zachowywał wszelkie przesłanki legalnego rządu RP. W zakresie uznawania legalizmu władz państwowych nic się dla nich nie zmieniało, nie zmieniała się też przysięga. Walczono za to samo państwo.
Nie zapominajmy też, że Powołanie Rządu Tymczasowego przyjęto na Zachodzie bez złudzeń. Protesty przeciwko postępującemu zniewoleniu Polski przez ZSRR wyrazili zarówno Winston Churchill, jak i Franklin Delano Roosevelt, a przede wszystkim opinia publiczna Anglii i Stanów Zjednoczonych. Niezależnie od współczesnej wiedzy historycznej należy przyznać, że fakty te w roku 1945 miały dla oceny sytuacji politycznej, właściwej podziemiu antykomunistycznemu, znaczenie doniosłe – nawet, jeżeli ostatecznie stalinowska polityka faktów dokonanych zwyciężyła. Co więcej: dotychczasowi sprzymierzeńcy nie darzyli się sympatią. Dość rychło potwierdził to Churchill, kreśląc koncepcję tzw. żelaznej kurtyny, a zaogniająca się sytuacja wokół Berlina i kształtowanie się nowych, globalnych stosunków wojskowych i politycznych, jak najbardziej sprzyjały dywagacjom o nowym konflikcie. Mówił o nim nawet premier Wielkiej Brytanii. Kolejna wojna na skalę światową nie była wówczas tak nieprawdopodobna, jak nam się wydaje.
Żołnierze Wyklęci decyzję o dalszym prowadzeniu walki opierali więc na dosyć poważnych fundamentach. Analizowali współczesną sobie sytuację polityczną, a postawa nowych władz oraz porządki, jakie władze te wprowadzały, tylko w raz powziętym postawieniu utwierdzały. Nawet, jeżeli nadzieja na zmianę była nikła – to jednak była i miała określony kształt. Uznawano ją za dostatecznie poważną, by bić się dalej. Co do tego, że ZSRR był kolejnym okupantem, wątpliwości nie miał nikt. A szanse – cóż… dosyć powiedzieć, że w pewnym momencie na Podhalu to funkcjonariusze nowego rządu zmuszeni byli do ukrywania się, rządził natomiast Ogień.
Idźmy dalej: wiara, że komuniści istotnie w dobrej wierze ogłaszali amnestie celem zakończenia wojny domowej, jest daleką od realizmu naiwnością. Dla nowych władz było to narzędzie, którego wprowadzenie miało przynieść dobrowolne poddanie się oddziałów partyzanckich i ich rozbrojenie. Etap kolejny – to aresztowanie, nieistotne, czy tuż po poddaniu, czy też w odstępie kilku tygodni lub miesięcy. Tak postępowano w znakomitej większości przypadków. Ci, którzy przeżyli, byli potem prześladowani całe życie. „Inwigilowano ich do końca istnienia Polski Ludowej, do 1989 r. Nawet jeśli byli wybitnymi profesorami, jak Wacław Felczak – hungarysta UJ, nieangażującymi się w bieżące zwarcie z komunistami. Z kolei ci, którzy w latach 60., 70. weszli do struktur opozycyjnych, do końca swych dni byli intensywnie rozpracowywani, jak płk Józef Rybicki, członek Zrzeszenia WiN, a następnie KOR, czy też płk Marian Gołębiewski, także z WiN, współtwórca Ruchu, czy w końcu Antoni Pajdak, jeden z szesnastki, pobity przez „nieznanych sprawców” jeszcze w latach 80., gdy miał ponad 80 lat” [J. Żaryn, Agonia Rzeczypospolitej, za:http://www.rp.pl/artykul/629244,629245-Agonia-Rzeczypospolitej.html?p=3].
Czy ocena zagrożenia, właściwa Żołnierzom Wyklętym, a także ich rozumienie obowiązku służby takiej samej, jak w roku 1939 była słuszna? Przywołajmy w tym miejscu orzeczenie Sądu Najwyższego, stwierdzające nieważność wyroków śmierci, wydanych w sprawie płk Hieronima Dekutowskiego „Zapory” oraz jego towarzyszy. W uzasadnieniu napisano m.in. co następuje: „żołnierze AK, działający później w organizacji WiN byli zmuszeni do przeciwstawienia się zbrojnej, masowej eksterminacji, poprzez walkę zarówno z oddziałami NKWD, jak i wspierającymi je formacjami polskimi, tj. milicją, UB i tzw. Wojskami Wewnętrznymi. Była to walka potrzebna i celowa, polegająca na odbijaniu jeńców lub zapobieganiu morderstwom i aresztowaniom. Sąd Najwyższy określa to obecnie w swoim orzecznictwie jako prawo do zbiorowej obrony koniecznej. Nie ulega wątpliwości, że właśnie taki charakter miały działania zbrojne oddziału Zapory„.
„Prawo do zbiorowej obrony koniecznej„ – jakże ważne są te słowa z orzeczenia Sądu Najwyższego.
W przedmiotowym tekście prof. Wielomski pisze również: „Polska komunistyczna, nawet w okresie stalinowskim, była czymś zdecydowanie mniej złym niż Generalna Gubernia, a okupacja sowiecka czymś mniej tragicznym niż nazistowska”. Otóż była czymś równie złym – pisaliśmy o tym wyżej, potwierdza to ogromna literatura historyczna, a nawet zacytowany przed momentem fragment orzeczenia Sądu Najwyższego. Należy w związku z tym raz jeszcze zadać pytanie o to, co można w tym wypadku uznać za realną ocenę sytuacji…
* * *
Jakkolwiek dyskusję o Żołnierzach Wyklętych prowadzić można długo, to zakończmy krótkim stwierdzeniem, że na portalu MyslKonserwatywna.pl będą zawsze bohaterami. A to dlatego, że – by sparafrazować słowa Danuty Siedzikówny, „Inki” – w chwili próby zachowali się, jak trzeba. W społeczeństwie, które dopiero odradza się jako naród, patriotyzm potrzebuje przy tym bohaterów. Wraz z Ogniem, Łupaszką, czy Burym, w świadomości powszechnej zakorzeniają się wartości, których byli oni nośnikiem. Jeżeli więc udaje się dzięki nim odwrócić w końcu (a niechby tylko na chwilę) uwagę młodego pokolenia od serwowanej mu kulturowej papki i socjal-liberalnej nowomowy, to tym bardziej – wieczna im za to chwała i cześć.
Mariusz Matuszewski
Kategoria: Historia, Mariusz Matuszewski, Myśl
Trudno nie stwierdzić iż postawa i poglądy profesora Wielomskiego (bynajmniej nie wyjątkowe wśród współczesnych polskich konserwatystów), dowodzą że owszem, Polska komunistyczna była nie tylko równie zła jak Generalna Gubernia, ale nawet jeszcze gorsza. Generalna Gubernia, bowiem, nigdy nie wychowała pokolenia konserwatystów gotowych bronić koniunkturalizmu jako realizmu. PRL natomiast, niestety, takie pokolenie konserwatystów wychował, i do dzisiaj trzeba tą fałszywą formę realizmu zwalczać.
Ciekawa polemika.
Tak na margniesie: Jednak jedno jest dla mnie nie do zaakceptowania. Po co to ciągłe powoływanie na "Ognia" oraz (to nie dotyczy akurat tego tekstu, ale ogólnie polityki historycznej i "Wyklętych") na "Burego"?
Te postacie nie są świetlane! To życiorysy Kmiciców (przed nawróceniem).
Wystarczy poczytać trochę o tym głębiej.
Ludzie we wsiach Puchały czy Zanie na podlasiu, gdzie pomordował mieszkańców Bury nie bardzo się czują komfortowo gdy słyszą o tym w TV lub widzą transparenty białostockiego ONR-u typu "Bury – pamiętamy. Cześć i chwała boharetorm!".
Naprawdę było wielu wybitnych dowódców. Co się macie z tym Ogniem i Burym? I politykę historyczną trzeba prowadzić z głową. Wybierajmy inne przykłady. Tyle wydano książek, a ciągle się słyszy Ogień, Bury i tak w kółko…