Matuszewski: Ostatni Interrex – Aleksander kardynał Kakowski
11 listopada to jak co roku okazja do przywoływania wydarzeń z roku 1918, niestety od zawsze kojarzonych głównie ze schematem Piłsudski – Dmowski, a także odmalowywaniem rozbiorów jako czegoś w rodzaju 123-letniej narodowej martyrologii, po której w konsekwencji wybuchu I wojny światowej na mapach pojawiło się (cokolwiek nagle) państwo polskie. Jest to obraz zbyt uproszczony.
Niepodległość stanowiła nie tyle efekt jednego rajdu legionów, co efekt wieloletnich działań i zabiegów tysięcy osób – polityków, pisarzy, publicystów, księży, lokalnych działaczy społecznych i innych, które to działania w wystąpieniu Dmowskiego w Paryżu i zbrojnych eskapadach żołnierzy Piłsudskiego znalazły jedynie najbardziej widoczny i symboliczny wyraz. Gdyby nie ci mniej znani, a jakże często bezimienni patrioci, wierzący i poświęcający sprawie polskiej zarówno czas, jak też nierzadko majątek, niepodległość – co stwierdzam z pełną odpowiedzialnością – nie była by możliwa.
Jednym z tych, którzy odegrali znaczącą rolę najpierw w procesie wspierania sprawy polskiej, a w roku 1918 znajdowali się w centrum kluczowych wydarzeń politycznych, był ostatni polski Interrex, ks. Aleksander kardynał Kakowski. Jego postać znana jest wprawdzie z nazwiska, nieliczne grono zainteresowanych kojarzy go z funkcjonowaniem Rady Regencyjnej – najczęściej jednak pozostaje on w cieniu.
Urodził się 5 lutego 1862 r. w Dębinach k. Przasnysza, w rodzinie szlacheckiej. Jego ojciec, Franciszek Kakowski, zresztą powstaniec styczniowy, posiadał niewielki majątek ziemski, a dom, w którym wychowywał się późniejszy kardynał, źródła zgodnie opisują jako bardzo polski i głęboko religijny. Zdaje się, że nie pozostało to bez wpływu na formację samego Aleksandra. Zachowała się wzmianka, że już w gimnazjum w Pułtusku, które ostatecznie ukończył w roku 1878 z wynikiem celującym, jego konflikt z podważającym polską godność narodową nauczycielem języka rosyjskiego dość poważnie utrudniał mu zaliczenie tego przedmiotu.
Od razu po ukończeniu gimnazjum Kakowski zdecydował się wstąpić do seminarium duchownego. Wyjechał w tym celu do Warszawy, jakkolwiek nie obyło się bez pewnych trudności spowodowanych stanowiskiem ojca, który jednak po dość długich naleganiach (szczególnie ze strony matki Aleksandra) ostatecznie wyraził zgodę. W seminarium osiągał bardzo wysokie noty, podobno celował zwłaszcza w znajomości łaciny. Następnie przeniósł się do Petersburga. Jak sam pisze: „w 1882 roku zostałem przez profesorów seminarium warszawskiego wybrany na stypendystę Imperatorskiej Rzymskokatolickiej Akademii Duchownej, celem dalszego kształcenia. Studiowałem tam filozofię i teologię w okresie jednego roku”. Po roku musiał przerwać naukę w związku z chorobą płuc i ponownie wyjechać – tym razem celem podjęcia odpowiedniego leczenia. W ten sposób znalazł się w Cannes, gdzie – poza powrotem do zdrowia, opanował język francuski, włoski i niemiecki, a także nawiązał szerokie kontakty osobiste, które niedługo potem otworzyły mu drogę do Rzymu. Wstąpił tam na Wydział Prawa Uniwersytetu Gregoriańskiego, a chcąc uniknąć ewentualnych represji ze strony władz carskich występował pod przybranym nazwiskiem – Długosz. W roku 1885 z doktoratem w zakresie prawa kanonicznego (miał wówczas 23 lata) powrócił do Warszawy, a rok później – 30 maja 1886 w Petersburgu otrzymał święcenia kapłańskie.
Bardzo szybko (po kilku miesiącach posługi w parafii św. Andrzeja) zdecydowano o przeznaczeniu księdza Kakowskiego do pracy naukowej i administracyjnej. Od r. 1887 zaczął wykładać prawo kanoniczne, teologię pastoralną, homiletykę i literaturę polską w Seminarium Duchownym w Warszawie. Równolegle pełnił obowiązki sekretarza w Sądzie Arcybiskupim i prokuratora w sprawach karnych duchowieństwa, a także administratora parafii Kurdwanów. Gdy kandydatura ks. W. Szcześniaka na stanowisko rektora seminarium nie została zatwierdzona przez rząd carski, zdecydowano o powierzeniu go w roku 1898 właśnie ks. Aleksandrowi Kakowski, którą to funkcję pełnił on później przez kolejne 12 lat. W roku 1901 został kanonikiem kapituły warszawskiej, a następnie prałatem.
W 1910 pojawił się wakat na stanowisku rektora znanej Kakowskiemu Akademii Duchownej w Petersburgu; kandydatura ówczesnego zwierzchnika seminarium warszawskiego wypłynęła wówczas prawie natychmiast (według jednej z wersji – z jego własnej inicjatywy). Wiosną 1910 dokonano nostryfikacji jego doktoratu, a po serii zabiegów dyplomatycznych i podjęciu stosownych kroków administracyjnych w Rzymie i Petersburgu (gdzie należało uzyskać akceptację władz carskich) Kakowski objął wspomnianą wyżej funkcję, a wraz z nią stanowisko wykładowcy prawa kanonicznego.
Po trzech latach w Petersburgu ks. prof. Kakowski otrzymał kolejną nominację: tym razem wiązała się ona z objęciem arcybiskupstwa w Warszawie. Konsekracja miała miejsce 22.VI.1913 r. w kościele Św. Katarzyny w Petersburgu, ingres do Archikatedry Św. Jana w Warszawie odbył się 14.09. tego roku, a kolejny – do kolegiaty w Łowiczu, dwa tygodnie później. Co ciekawe: pomimo przepychu, z jakim dokonało się przyjęcie nowego metropolity, ks. Kakowski domyślał się, że fakt jego długoletniego pobytu w Petersburgu może wywołać podejrzenia co do intencji, w związku z czym w swoim przemówieniu programowym bardzo mocno podkreślił wierność zarówno Kościołowi, jak też narodowi polskiemu.
W chwili wybuchu I wojny światowej arcybiskup przebywał za granicą, jednak w związku z następującymi po sobie wypadkami natychmiast powrócił do Warszawy. Będąc świadkiem wycofania się wojsk rosyjskich, a także wkraczania do Królestwa Kongresowego armii pruskiej i austriackiej, początkowo zakazał duchownym prowadzenia jakichkolwiek akcji politycznych. Sam dawał przykład: gdy np. Niemcy zapowiedzieli, iż 5 listopada 1916 roku generał-gubernator von Besler na zamku królewskim w Warszawie ogłosi akt niepodległości Polski – arcybiskup odmówił wzięcia udziału w ceremonii twierdząc, że „to nie jest manifest, ani patent cesarski, to raczej akt agitacyjny na rzecz armii niemieckiej (…) Jako najwyższy przedstawiciel Kościoła w kraju w propagowaniu tego aktu nie mogę wziąć udziału”. Nie wyraził też zgody, by w delegacji jadącej do Berlina z wyrazami wdzięczności za akt 5 listopada znalazł się przedstawiciel duchowieństwa. Z czasem jednak dostrzegł, że wobec dokonujących się przemian i coraz bardziej realnej szansy na powołanie do życia jakiegoś polskiego bytu państwowego bierność może Kościołowi jedynie zaszkodzić – zwłaszcza w obliczu agresywnej agitacji ugrupowań komunistycznych i socjalistycznych oraz wydarzeń w Rosji. Zmieniając dotychczasową strategię zalecił współdziałanie tam, gdzie było to możliwe – zwłaszcza w dozorach i radach szkolnych. Sam w początkach 1917 r. współdziałał w tworzeniu prawicowego Zjednoczenia Ludowego, a także współorganizował Wydział Teologiczny na Uniwersytecie Warszawskim.
12 maja 1917 roku zaprosił do siebie na konferencję przedstawicieli najważniejszych warszawskich stronnictw politycznych (co jednak znamienne: bez SDKPiL, PPS-Lewicy oraz organizacji żydowskich). Chodziło o podjęcie decyzji co do dalszego działania na rzecz sprawy polskiej. W wyniku tego spotkania powołano komisję, która opracowała rezolucję o dążeniu do uniezależnienia się od państw walczących i dążeniu do utworzenia rządu polskiego.
16 lipca 1917 roku marszałek koronny Tymczasowej Rady Stanu Wacław Niemojewski poinformował arcybiskupa o wybraniu go na członka Rady Regencyjnej. Abp Kakowski uzależnił swoją zgodę od akceptacji Episkopatu i Międzypartyjnego Koła Politycznego, złożonego z polityków związanych z Komitetem Narodowym Polski. W liście z 7 sierpnia 1917 roku tak wyraził powody swej wstrzemięźliwości: „pragnąłbym pracować dla kraju, zgodnie z sumieniem i stanowiskiem, wszelako ta praca ma być wykonywana w takich warunkach, by istniały widoki że uwieńczona będzie pomyślnym a rychłym, skutkiem i rzeczywistym pożytkiem dla narodu. (…) przyjęcie udziału w Radzie Regencyjnej czynię zależnym od kompetencji, jakie będą przyznane Radzie Regencyjnej, i od opinii społeczeństwa. Jeśli kompetencje będą poważne i Rada Regencyjna nie będzie fikcją tylko, to opinia społeczeństwa może mnie zmusić do wzięcia udziału w rządzie”. Ostatecznie jednak zgodził się i wszedł w skład Rady Regencyjnej obok księcia Zdzisława Lubomirskiego i hrabiego Józefa Ostrowskiego. Został jej przewodniczącym – jako prymas Polski uważany był bowiem za interrexa. Na jego wniosek członkowie Rady zrzekli się pensji i pracowali wyłącznie honorowo.
We wspólnym komunikacie z 27 października 1917 roku regenci ogłosili, że ich celem jest budowa „podwalin pod niepodległe i potężne państwo polskie z mocnym rządem, sejmem i siłą zbrojną. Takiego państwa wymaga nasza przyszłość i to znaczenie, które w przyszłym układzie państw europejskich Polska mieć powinna”. Po oświadczeniu prezydenta Stanów Zjednoczonych, iż jednym z celów polityki amerykańskiej w toczącej się wojnie jest odbudowanie Polski, arcybiskup oficjalnie podziękował w imieniu Rady – mimo nacisków Niemców. Był bowiem świadomy, że „sprawa polska wymknęła się z rąk niemieckich i przeszła bezpowrotnie w ręce koalicji”.
7 października 1918 roku Rada Regencyjna wydała odezwę o powołaniu nowego rządu z Janem Kucharzewskim na czele i zapowiedziała równocześnie wybory do sejmu polskiego. W specjalnym orędziu proklamowała utworzenie niepodległej Polski. Orędzie miało zasadnicze znaczenie polityczne, gdyż zawierało bezwarunkową deklarację pełnej niepodległości, nie tylko Królestwa Polskiego, ale „Polski Zjednoczonej Niepodległej, (…) wszystkich ziem polskich z dostępem do morza, z polityczną i gospodarczą niezawisłością, jako też z terytorialną nienaruszalnością ”. Ponadto zadeklarowano niezwłoczne utworzenie przez Radę koalicyjnego gabinetu „złożonego z najszerszych warstw narodu i kierunków politycznych”. Po ogłoszeniu orędzia Rada przejęła zwierzchnictwo nad dotychczasowym wojskiem polskim i przystąpiła do tworzenia armii regularnej w oparciu o wydaną przez siebie ustawę o powszechnym obowiązku wojskowym. Dowództwo nad armią powierzono gen. Tadeuszowi Rozwadowskiemu.
6 listopada 1918 roku przybyła do Rady Regencyjnej delegacja stronnictw lewicowych z Arturem Śliwińskim i Stanisławem Patkiem na czele, którzy w imieniu lewicy zaproponowali, by regenci arcybiskup Kakowski i Ostrowski zrezygnowali ze swej władzy na korzyść Lubomirskiego. Zadeklarowali, że jeśli książę jako jedyny pretendent do polskiej korony utworzy rząd z ich udziałem, przyjmą zaproponowane przez księcia teki i podporządkują się mu jako przyszłemu królowi. Jednak hr. Ostrowski wiedząc, że rząd USA nie zgodził się na odrodzenie Polski z ustrojem monarchicznym, odmówił dymisji z funkcji współregenta. Propozycja lewicy przestała być aktualna i następnego dnia powstał rząd ludowy w Lublinie, na którego czele stanął Ignacy Daszyński.
Po utworzeniu 7 listopada 1918 roku Tymczasowego Rządu Republiki Ludowej w Lublinie, regenci stanęli przed dylematem: abdykować czy walczyć z uzurpatorami. „Sprzeciwiłem się temu – wspominał ks. Kakowski – stanowczo, gdyż uważałem, że nie godzi się ażeby z rozkazu arcybiskupa polała się bratnia krew polska. Gotów byłem raczej natychmiast abdykować, ale i to zdawało się przedwczesnym, bośmy spodziewali się lata chwila przyjazdu do Warszawy Józefa Piłsudskiego (…)”.
Piłsudski przyjechał do warszawy 10 listopada 1918 roku; niemal natychmiast odbył kilkugodzinną konferencję z członkami Rady Regencyjnej, którą kontynuowano też w dniu następnym. Początkowo chciano go uczynić współregentem i dowódcą polskich sił zbrojnych, jednak naczelnik nie wyraził zgody, tak więc ostatecznie 11 listopada Rada Regencyjna przekazała mu władzę nad wojskiem, jednocześnie upoważniając go do utworzenia rządu narodowego, złożonego przedstawicieli najważniejszych stronnictw politycznych.
Trzy dni później, 14 listopada, Rada rozwiązała się, przekazując Józefowi Piłsudskiemu pełnię rządów. Najważniejszym powodem tej decyzji była chęć likwidacji dwuwładzy i powołania jednolitego ośrodka budowy nowego państwa. „Piłsudski kilkakrotnie – wspominał arcybiskup Kakowski – wyraził się bardzo dyskretnie, że władzę <wziął>. Tak <wziął>, bośmy mu ją oddali dobrowolnie dla dobra Ojczyzny. Czy byłby ją <wziął>, tj. usunął nas, gdybyśmy mu jej nie oddali samochcąc? Na to on sam jeden może dać odpowiedź. Mniemam, że nie usunąłby nas, tylko rządziłby przy nas. (…)”.
Piłsudski po przejęciu władzy przyszedł do pałacu arcybiskupiego z podziękowaniem za zaufanie. „W dłuższej przemowie – zanotował arcybiskup – wywodził, że Polska nie może być, jak dawniej, szlachecka, że duch czasu wymaga, aby była demokratyczna, ludowa. (…) Dalej Piłsudski rozwodził się rozwlekle na koniecznością zastosowania w Polsce leczniczego zastrzyku. (…) [Twierdził] że Polska przedrozbiorowa była szlachecka, tylko uprzywilejowana szlachta stanowiła naród. To była choroba. (…)” Arcybiskup ostrzegał jednak Komendanta, by zastrzyk nie był zbyt silny, taki „który może sprowadzić sztuczny tyfus plamisty”, mogący „zabić Polskę, narazić ją na konanie powolne”.
Mimo wszystko Regenci uważali, że aktem abdykacji uratowali rodzącą się państwowość polską od wstrząsów politycznych i społecznych. „Poranek 14 listopada 1918 – zanotował potem arcybiskup – kiedym podpisał akt abdykacji, uważam za najszczęśliwszy dzień życia. Błogość i szczęście panowały w mojej duszy i spokój, nie tylko nadzieja, ale i pewność lepszej przyszłości dla Polski. Rada Regencyjna spełniła zadanie. Głównym naszym zadaniem było budowanie zrębów ustroju państwa polskiego. Państwo już żyło i zaczęło działać. A myśmy nic nie przesądzali i nie popełnili takich błędów, które by stanęły w poprzek życia państwa polskiego. Dziękowałem Panu Bogu, że mi pozwolił spełnić wielką misję w narodzie”.
Po zakończeniu działań wojennych i rozwiązaniu Rady Regencyjnej arcybiskup Kakowski wrócił do pełnienia funkcji kościelnych. 28 października 1919 roku w obecności głowy państwa Józefa Piłsudskiego i premiera Ignacego Paderewskiego udzielił święceń biskupich nuncjuszowi papieskiemu w Polsce, ks. Achillesowi Ratti, który w 1922 r. wstąpił na Stolicę Piotrową jako Pius XI. Dn. 15 grudnia 1919 r. papież Benedykt XV nadał księdzu metropolicie godność kardynalską. Został on członkiem Kongregacji Sakramentów, Propagandy Wiary, Seminariów i Uniwersytetów oraz administratorem tzw. Reverenda Fabrica di s. Pietro.
Tymczasem po kilkunastu miesiącach istnienia odrodzonej państwowości polskiej ze wschodu coraz bardziej nieubłaganie nadciągała wizja agresji Sowietów. W roku 1920 arcybiskup niemal natychmiast wezwał duchowieństwo do obejmowania posług kapelanów wojskowych i sanitariuszy. Pisał, że „wszyscy kapłani powinni stać na powierzonych sobie przez władze stanowiskach”. Polecał dalej tworzyć we wszystkich parafiach komitety opieki nad rodzinami walczących na froncie i zachęcał wiernych do uczestnictwa w uroczystych Nabożeństwach celem uproszenia błogosławieństwa dla Ojczyzny i wojska. 7 sierpnia w Kościołach całej Polski ogłoszono skierowaną do wiernych odezwę Kardynała Metropolity: „Nadeszła chwila kiedy cały Naród, a w szczególności m. st. Warszawa ma zdobyć się na siłę, aby odeprzeć najeźdźców i spełnić święty względem Ojczyzny obowiązek. W tym celu tymczasowa Rada Obrony Miasta wzywa do tworzenia batalionów ochotniczych, do których stanąć winien każdy, kto zdolny unieść broń. Kogo na to nie stać – niech śpieszy do drużyn, które pracują koło kopania okopów. Nie trwoga, nie zemsta pchać nas winna, lecz płomienne wołanie Matki Ojczyzny o pomoc i ratunek…. Niech serca nie waży zwątpienie i małoduszność, bo dopóki tętni w duszy Polskiej wiara w opiekę Bożą i prawdziwy patriotyzm, nie masz takiej siły, która by nas złamać mogła. Więc naprzód, na posterunek pod hasłem Bóg i Ojczyzna”.
W roku 1925, przy aktywnym współudziale arcybiskupa, zawarto konkordat ze Stolicą Apostolską. W dowód uznania jego zasług na tym polu otrzymał Order Orła Białego, a po śmierci kardynała E. Dalbora został kanclerzem kapituły tego orderu. Po przewrocie majowym w 1926 r. ogłosił list pasterski do duchowieństwa i wiernych, w którym wzywał do zgody, do zaniechania nienawiści i waśni a także poszanowania władzy i praw państwowych. Od 1927 r. brał aktywny udział w organizowaniu Akcji Katolickiej – powołał w związku z tym w 1930 r. Katolicki Związek Instytucji i Zakładów Wychowawczych „Caritas” oraz zorganizował działalność kleru wśród młodzieży akademickiej. Zalecał opiekę nad zabytkami sztuki sakralnej, był inicjatorem utworzenia Muzeum Archidiecezjalnego w roku 1936, wtedy też zwołał pierwszy synod plenarny biskupów polskich w Częstochowie. Erygował łącznie 50 parafii, w tym 20 w Warszawie i a 30 na prowincji.
Jako arcybiskup warszawski, kardynał Kakowski dożywotnio (od 1925) używał tytułu Prymasa Królestwa Polskiego.
Zmarł 30 grudnia 1938 r. w Warszawie. Na własną prośbę spoczął na Bródnie – w tamtym czasie cmentarzu najuboższych, których zawsze otaczał opieką.
Mariusz Matuszewski
fot. Wikipedia, Creative Commons
Kategoria: Historia, Mariusz Matuszewski, Polityka, Społeczeństwo