Matuszewski: Nacjonalizm jako cnota?
Nacjonalizm, w znacznej mierze za sprawą zafundowanej mu nagonki ze strony gadzinówki niejakiego Szechtera et consortes, ostatnio skupił na sobie niemało uwagi. Z przykrością stwierdzam, że również po naszej stronie nie brakuje zacietrzewienia i nie do końca chyba przemyślanej gloryfikacji tej ideologii w sposób, który prowadzić może jedynie do nieporozumień.
Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza wypowiedź księdza prałata Romana A. Kneblewskiego, który w jednym z wywiadów określił nacjonalizm mianem cnoty. Jakkolwiek ksiądz prałat jest dla mnie – podobnie, jak dla nas wszystkich, jednym z największych autorytetów i wychowawców, którego słowa nie raz i nie dwa wskazywały właściwą drogę lub utwierdzały w wytrwaniu na niej, w tym jednym punkcie jego wypowiedź zastanawia.
Przede wszystkim – zgadzam się z księdzem, że nacjonalizm jest pokrewny patriotyzmowi. Uważam jednak, że niewłaściwie ujmuje on związek pomiędzy tymi postawami.
Nacjonalizm stanowi bowiem próbę ideologizacji patriotyzmu, jego daleko idące upolitycznienie.
Nie można mówić o nacjonalizmie jako o cnocie – ta bowiem odnosi się do indywidualnej formacji etycznej, lub inaczej: stałej etycznej dyspozycji człowieka, sprawiającej, że jest on gotów posługiwać się swoimi władzami moralnymi − rozumem, wolą i zmysłami − w celu wyboru postaw i dokonywania konkretnych czynów zgodnych z dobrem etycznym – a zatem i Bożą wolą. Innymi słowy – cnota prowadzi do dokonywania określonych wyborów, ale nie jest tożsama z przedmiotem tych wyborów.
Zresztą – jak można mówić o cnocie w przypadku ideologii sformułowanej dopiero w wieku XIX na gruncie redefinicji wielu fundamentalnych pojęć, jakiej dokonano po rewolucji francuskiej? Bo taka właśnie jest geneza nacjonalizmu…
W innym miejscu podkreśliłem, że niektórzy nacjonaliści stawiają naród na samym szczycie wyznawanej hierarchii wartości, a tym samym uznają, że wszelkie inne muszą być mu podporządkowane. Dotyczy to również religii. W sposób oczywisty jest to wbrew Bożemu porządkowi, który każdemu organizmowi państwowemu i każdej zamieszkującej go społeczności wyznacza misję, do realizacji której winny one dążyć. Naród, podobnie jak państwo, jest jednym z narzędzi, których Bóg zażyczył sobie dla wypełnienia swojego planu. Nigdy jednak narzędzia te nie mogą stać wyżej od swojego Stwórcy.
By uniknąć nieporozumień: nie twierdzę rzecz jasna, że czcigodny ks. prałat podpisał by się pod tego rodzaju poglądami, ale fakt, że nacjonalizm ma różne odcienie i różne interpretacje tego, co dla konserwatysty stanowić ma dogmat, jest tylko kolejnym dowodem na to, że to nie cnota, a jedynie wytwór ludzkiego intelektu. Ideologia, mająca wprawdzie ogromny potencjał, ale – jak wszystko, co ludzkie – niedoskonała i dlatego wymuszająca daleko posuniętą ostrożność.
Zgadzam się przy tym z ks. Kneblewskim, że nacjonalizm może dziś być ogromną szansą. W czasach, gdy głównym frontem wojny o dusze jest wychowanie i formacja, ofiarne i zdyscyplinowane szeregi ludzi, których dusze płoną miłością do Boga i ojczyzny, stanowić będą jedną z najważniejszych linii obrony. Ważne jednak jest, by nacjonalizm traktować adekwatnie do tego, czym on w swojej istocie jest, a także w odpowiedni sposób reagować na jego braki – nie udając przy tym, że takowych nie ma.
Wierzę, że wynoszenie tej ideologii do poziomu cnoty może jedynie zachęcić do przyjęcia postawy fanatyzmu i zaślepienia. Nacjonalista musi przede wszystkim pamiętać o ordo caritatis, porządku miłości, w którym na pierwszym miejscu jest Bóg i jego prawo. Tylko w ten sposób wykształci on w sobie cnoty prawdziwe, dzięki którym będzie w stanie stanąć do boju i nie pobłądzić.
Mariusz Matuszewski
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Polityka, Publicystyka
Panie Matuszewski!
Z wielu Pańskimi wypowiedziami można się zgodzić, ale nie ze wszystkimi. Widzę, że (chyba nie celowo, bo celowo miesza to gazeta Szechtera) myli Pan nacjonalizm z szowinizmem i w dodatku z patriotyzmem. Każde z tych pojęć posiada swoją autonomię i mieszanie ich jest przyczyną wielu nieporozumień. A zatem…
"Nacjonalizm stanowi bowiem próbę ideologizacji patriotyzmu, jego daleko idące upolitycznienie."
Raczej jest odwrotnie. To patriotyzm jest często ideologizowany. Patriotyzm, czyli miłość do Ojczyzny, ma wartość wtedy, gdy jest to Ojczyzna moja, nasza, a nie zniewolona, zawiadywana przez obcych, którzy nami rządzą. Patriotyzm często uważany jest za miłość do państwa, czyli do struktury. Osobiście przedkładam miłość do ludzi, do Rodaków nad miłość do struktur. Owszem – "państwo jest najwyższą formą istnienia narodu", tak, ale Państwo Narodowe, a nie obywatelskie, które często jest antynarodowe. Trzeba tu zwrócić uwagę, iż obecnie pojęcie obywatelskości jest definiowane inaczej niż za czasów Dmowskiego, a mianowicie jako przeciwstanienie nacjonalizmowi.
"W innym miejscu podkreśliłem, że niektórzy nacjonaliści stawiają naród na samym szczycie wyznawanej hierarchii wartości, a tym samym uznają, że wszelkie inne muszą być mu podporządkowane."
Powyższa definicja dotyczy szowinizmu, a nie nacjonalizmu. Mylenie tych pojęć – celowe – to metoda Szechtera i nie należy go tutaj naśladować, nie należy przyjmować jego zwodniczej interpretacji.
"Wierzę, że wynoszenie tej ideologii do poziomu cnoty może jedynie zachęcić do przyjęcia postawy fanatyzmu i zaślepienia. "
Tego rodzaju wypowiedż to kolejny wynik mylenia nacjonalizmu z szowinizmem. Takim jest szowinizm. Miłość do własnego narodu, czyli miłość do ludzi (a do struktur jedynie jeśli służą one ludziom, narodowi) jest taką samą cnotą, jak miłość do własnej rodziny, do wspólnoty religijnej, związanej z zainteresowaniami czy ze wspólną pracą – wspólnoty zawodowe. Czy to coś złego? Miłość do własnej rodziny może być wypaczona, szowinistyczna, także miłość do własnego narodu. Czy fakt iż niekiedy miłość do własnej rodziny jest wypaczona dyskwalifikuje tą miłość jako taką? Nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Nacjonalizm TAK, szowinizm NIE.
Andrzej Marszałkowski – mojeteksty@AMarsz.pl
1) Nacjonalizm może być katechonem dla konserwatysty i jako katechon może być wspierany. Należy jednak pamiętać, że nacjonalizm to nie tyle rewolucja francuska, co Machiavelli. On pierwszy wymyślił nową konkurencyjną quasireligię, która uchyliła moralność katolicką.
2) Pewna separacja jest pożyteczna i dobrze, że została sformułowana. Nie wszystko musi być robione na konto Kościoła, który nie może przecież związać się trwale z żadnym ludzkim prądem politycznym.
3) Niestety podzielam irytację pewnymi wypowiedziami hierarchów, ale trzeba pamiętać, że są oni politycznie omylni – jak każdy. Czasem lepiej jest jedbak mądrze milczeć, niż głupio gadać…
4) Nacjonalizmem nam pomaga zwalczać pewne struktury międzynarodowe, które są wobec nas opresyjne. Tylko, że nam bardziej chodzi o wymianę treści i debizantynizację formy niż rozmontowanie.