Matuszewski: Czego nas uczy Minneapolis?
Świat ogląda orgię zniszczenia i zdziczenia, jakiej doświadczają dziś Stany Zjednoczone, z mieszanymi odczuciami. Zatrważa liczba tych, którzy sympatyzują z (by nazwać rzecz po imieniu) bandytami, którzy pod pretekstem walki z rasizmem niszczą dorobek tysięcy ludzi. Przeraża masowy amok, w przypływie którego biała ludność USA zaczęła – ku uciesze gawiedzi – klękać przed czarnoskórymi współobywatelami, przepraszając ich za kolonializm i niewolnictwo. Zadziwia dynamizm tych procesów.
Na pierwszym planie zamieszek, wywołanych najpierw w Minneapolis, a potem rozprzestrzeniających się na inne miasta USA, pojawia się ANTIFA. Nie jest to niespodzianka jeżeli prześledzić rosnącą aktywność tej organizacji w ostatnich latach. Przypomnijmy dla porządku, że nie jest to jednolity byt organizacyjny ze stałą strukturą i przejrzystą hierarchią; składa się raczej z setek mniejszych lub większych organizacji anarchistycznych, komunistycznych, socjalistycznych, a także innych, które chcą działać wspólnie pod szyldem czerwono-czarnego sztandaru, a które podzielają zarówno określone cele, jak i metodę – którą jest wprowadzana przemocą anarchia i rewolucja, połączona z niszczeniem wszelkich zorganizowanych struktur, atakowaniu własności prywatnej, etc. Osobom mniej zorientowanym grupy te jawią się jako formuła aktywnej walki z faszyzmem i niesprawiedliwością, rodzaj miejskiej partyzantki, złożonej z idealistów i wolnych duchów, których jedynym celem jest niesienie powszechnego wyzwolenia i równości. Niestety – faszyzm w rozumieniu członków ANTIFY uosabiają wszyscy, którzy się z nią nie zgadzają (zwłaszcza wszelkie podmioty osobowe i prawne na prawo od socjalizmu), państwo do dla nich forma opresji, z kolei jedyną uznawaną przez nich formę równości zdaje się symbolizować ostrze gilotyny, przy którego pomocy od 1789 wprowadzano sprawiedliwość społeczną we Francji.
Dlaczego jednak przywiązujemy tyle uwagi do przedstawicieli skrajnej lewicy? Gdyż ANTIFA stanowi współczesne wcielenie najgorszych, najbardziej brutalnych tradycji i dążeń, obecnych na przestrzeni ostatnich dwóch wieków historii Zachodu, wzbogacone o nowoczesne metody komunikacji i walki w miastach. Polem ich działania są społeczeństwa rozbrojone, a także podzielone i pozbawione woli trwania przy tradycyjnych formach życia zbiorowego oraz obrony normalnych stosunków politycznych i ekonomicznych.
Znaczenie kluczowe mają tu zwłaszcza podziały… Od samego bowiem początku komunizm (którego socjalizm stanowi jedynie forpocztę) dążył do destrukcji struktur społecznych, a najlepszą po temu metodą było rozpalanie konfliktów. Wprowadzono pojęcie walki klas. Potem płci. Wykorzystano różnice rasowe. Pod pretekstem ochrony coraz to nowych mniejszości usuwano kolejne elementy jedności społecznej i wartości, które były jej spoiwem. Celem ostatecznym stało się rozbicie więzi rodzinnych. Sytuacja w Minneapolis stanowi doskonały przykład tej strategii: pod pretekstem walki z rasizmem podjudzono ludność kolorową do rozpoczęcia zamieszek. Nie miejmy jednak złudzeń, tu nie chodziło o niczyje prawa. Celem od samego początku był właśnie chaos, którego jesteśmy świadkami. Śmierć George’a Floyda stanowiła po prostu pretekst. Dowodzi tego np. ogłoszenie, które pojawiło się w amerykańskich mediach społecznościowych 31 maja 2020. Przytoczmy jego treść w całości:
„Jesteśmy ANTIFA i chcemy opłacić do 1000 osób, 25 dolarów na godzinę za udział w protestach w Lincoln, NE (Nebraska – dop. tłum.) i Omaha, NE (Nebraska – dop. tłum). Chcemy po prostu doprowadzić do chaosu i zniszczeń tak dużych, jak to tylko możliwe. Mamy fundusz na kaucje i pomoc prawną. Będzie to miało miejsce co noc w czasie protestów [pod hasłem] BLM (Black Life Matter – dop. tłum.) 13 czerwca. Zapłatę będziecie otrzymywać co noc, możecie przychodzić lub odchodzić kiedy wam się podoba. Chcemy chaosu, który pomoże w dalszej realizacji naszych celów”.
Zrzut z ekranu, zawierający treść tej wiadomości, prezentuję na zdjęciu obok.
Powyższy cytat prowadzi do kilku wniosków:
- Zamieszki, które opinia publiczna uznaje za spontaniczny zryw, związany ze śmiercią George’a Floyda, są (przynajmniej częściowo) zaplanowane i skoordynowane. Członkowie ANTIFY zwiększają ich zakres werbując manifestantów.
- ANTIFA przyznaje, że wykorzystuje sytuację – a zatem konflikt rasowy – do wywołania chaosu, który posłuży realizacji jej celów.
- Zastanawia data 13 czerwca. Czy zamieszki zaplanowano na co najmniej dwa tygodnie?
- ANTIFA dysponuje znaczącymi środkami finansowymi. Jeżeli planowane jest zwerbowanie 1000 osób, a każda z nich ma otrzymać 25 dolarów za godzinę, to biorąc pod uwagę fakt, że protesty trwają wiele dni, otrzymujemy kwotę mogącą iść w setki tysięcy dolarów.
Punkt 4 jest tu niezwykle frapujący. Jeżeli bowiem ANTIFA dysponuje tak poważnymi funduszami, a także zapleczem prawnym, to nie jest to już grupa chuliganów, a potężna machina, mogąca zdestabilizować sytuację w dowolnym mieście i dokonać zniszczeń na ogromną skalę. Bardzo ciekawe jest w tym kontekście zestawienie, które podaje portal wRealu24:
„Ujawnione fundusze, które trafiły do Antify:
W.K. Fundacja Kellogg: 3 000 000 dolarów
Fundacja Forda: 2 350 000 dolarów
George Soros (Fundacja Społeczeństwa Otwartego): 1 750 000 dolarów
Hillary Clinton (Onward Together): 800 000 dolarów
California Endowmen: 524 000 dolarów
Marquerite Casey Foundation: 515 000 dolarów
Fidelity Charitable Gift: 505 100 dolarów
National Immigration Law Center: 316 000 dolarów”[i].
Powyższe dane pochodzą z roku 2018. Jeżeli są one prawdziwe, to mamy do czynienia z sytuacją bez precedensu. Oto bowiem skrajnie lewicowe bojówki, których członkowie uchodzili dotąd za zatwardziałych przeciwników kapitalizmu, finansowane są przez środowiska będące dysponentami niemal nieograniczonych zasobów finansowych. Terroryści i bandyci, których celem jest zniszczenie wszelkich form własności i unicestwienie państwa, dostają pieniądze na zaprowadzanie chaosu od osób współtworzących współczesną politykę i decydujących o kształcie procesów gospodarczych (na gruncie polskim ciekawe wydaje się zwłaszcza wydanie przez prezydenta Warszawy, p. Trzaskowskiego, 3,6 mln zł na instytucję kultury (sic!) szkolącą anarchistów z – jak to określono – taktyki miejskiej…).
Pozornie wygląda to jak sojusz ognia i wody. Można domniemywać, że na krótką metę wspólnym mianownikiem dla współpracy obydwu światów jest bieżąca walka polityczna (w USA chodzi zapewne o niedopuszczenie do reelekcji Donalda Trumpa), ale poziom zła, do którego w jej imię dopuszczono, zaskakuje.
Sprawa zaczyna wyglądać nieco inaczej jeżeli odrzucimy utarte podziały partyjne, a nawet ideologiczne, a zamiast tego spojrzymy na dzieje świata przez pryzmat odwiecznej wojny cywilizacji i anty-cywilizacji – tak, jak proponował o. Denis Fahey. Wierzył on w istnienie Bożego planu, który w jego przekonaniu objawił Chrystus. Bieg historii ujmował w kategoriach akceptacji, bądź negacji tego objawienia, jak również porządku, który miało ono zaprowadzić. W działalności tych, którzy odrzucili Bożą wolę, dostrzegał przygotowywanie gruntu pod zniszczenie Ładu Bożego i zwycięstwo cywilizacji zła.
Zarówno promujący anty-cywilizacyjne postawy i wartości dysponenci wielkich majątków, jak i starający się zniszczyć wszelkie przejawy organizacji państwowej anarchiści, są tak samo groźni. Atakują Miasto Boże z różnych stron, ale ich cel pozostaje ten sam: doprowadzenie do jego ruiny.
Ostatnie wydarzenia z USA muszą dla nas stanowić sygnał alarmowy w podwójnym tego słowa znaczeniu. Po pierwsze: chcąc stanąć do wojny o wszystko, a więc w pierwszej kolejności o przetrwanie cywilizacji zbudowanej na greckiej filozofii, rzymskim prawie i chrześcijańskiej etyce, należy dokonać ponownego zdefiniowania tego, co dąży do jej destrukcji. Nie wystarczy już opierać się na z dawna utartych podziałach partyjnych lub ideologicznych. Obserwować należy dążenia i cele – albowiem „po owocach ich poznacie”. Po drugie: tradycyjny model działalności politycznej, której nas nauczono, nie jest już aktualny. Owszem – zachowuje się pewne pozory, ale należy pamiętać, że przebudowa społeczeństwa, a wraz z nim całej cywilizacji, nie toczy się już w parlamentach. Przeniesiono ją na ulice, do szkół, uniwersytetów, miejsc pracy – wszędzie tam, gdzie można wpływać na postrzeganie rzeczywistości, dokonać cenzury poglądów niezgodnych z oczekiwanymi, zastraszyć, wywrzeć nacisk, etc. Ci, z którymi przychodzi nam się mierzyć, do mistrzostwa opanowali sztukę manipulacji, kontrolują platformy komunikacyjne oraz media – w tym te społecznościowe, a w razie konieczności doprowadzenia do starć ulicznych dysponują armią bezwzględnych bandytów. Wydarzenia w USA pokazały, że są to środki niezwykle skuteczne.
Chcąc wygrać, prawica musi się przestawić na walkę w zupełnie nowych warunkach. Czekają nas tysiące bitew o każdy zakład pracy, każde zdanie w prasie, a także każdą lekcję o równouprawnieniu środowisk homoseksualnych. Musimy zabezpieczyć środki finansowe. Nie wolno nam kłócić się o detale i skupiać na personalnych ambicjach bądź animozjach. Do naszych szeregów zaprosić należy każdego ojca rodziny, który chce troszczyć się o swoje potomstwo, a także wszystkich tych, którym bliskie jest elementarne przeświadczenie o niezbędności etyki oraz wartości ludzkiej wolności. Podzieleni nie wygramy. Stawką jest przetrwanie – lub totalna destrukcja, dokonana przy akompaniamencie wrzasków pijanej zniszczeniem czerwono-czarnej hałastry.
Mariusz Matuszewski
Kategoria: Mariusz Matuszewski, Myśl, Polityka, Publicystyka
"Chcąc wygrać, prawica musi się przestawić na walkę w zupełnie nowych warunkach. Czekają nas tysiące bitew o każdy zakład pracy, każde zdanie w prasie, a także każdą lekcję o równouprawnieniu środowisk homoseksualnych". Rozumiem, że idąc za słowem p. Matuszewski zarzuci nieefektywną bezczynność i pójdzie wreszcie na wybory, np. te najbliższe, gdzie mamy, w osobie Krzysztofa Bosaka, godnego obrońcę wartości drogich Szanownemu Redaktorowi?
Socjalizm od badzo dawna już nie stanowi forpoczty komunizmu.To socjaliści powstrzymali czerwonych w republice weimarskiej,stali się ofiarami bolszewików w Rosji,że o naszej PPS już nie wspomnę.