Maria Teresa – cesarzowa i matka
Jest w sieci sporo filmów historycznych skomponowanych na zasadzie zestawienia dokumentu i fikcji. Sceny kostiumowe przekłada się komentarzami współczesnych nam historyków i potomków rodzin monarszych. Ostatnio odkryłam wspaniały film o największej spośród kobiet z rodu Habsburgów, koprodukcję niemiecko – franusko – austriacką.
"Maria Teresa, cesarzowa i matka" bardzo przystępnie i ciekawie podaje wiedzę o władczyni i jej epoce. Liczne wątki fabularne są barwne i pełne ekspresji. Żywą, i do tego ciepłą, kobiecą narrację prowadzi między innymi autorka nowej biografii cesarzowej, Elisabeth Badinter ("Le pouvoir au féminin Marie-Thérèse d'Autriche" – "Władza po kobiecemu", Francja 2016), wypowiada się także hrabina Walburga Habsburg-Douglas, wnuczka cesarza Karola.
Znając analogiczne francuskie filmy popularnonaukowe, choćby z serii "L'ombre d'un doute" ("Cień wątpliwości"), mogłam spodziewać się marksistowskiej propagandy, podważającej zarówno zasługi władczyni, jak i zwyczajnie jej uczciwość małżeńską. Np. Francuzi mają obsesję na punkcie sypialni swoich królów, a zdradzanie żon określają jako liberalne podejście do życia oraz dowód na nowoczesność. Film o Marii Teresie nie zawiera takich sugestii. Wręcz przeciwnie, powiedziano w nim, że była energiczną, mądrą i dzielną reformatorką państwa. Dużo miejsca poświęcono życiu rodzinnemu. "To była prawdziwa matka" – mówi Badinter. Miała chmarę dzieci (z szesnaściorga część zmarła przedwcześnie), interesowała się nimi, znała ich mocne strony i słabości, nianiom dawała szczegółowe wskazówki co do nauki i wychowania, wymagała od dzieci posłuchu i codziennego uczestnictwa w Mszy św. Narratorki twierdzą, że wśród rodzin królewskich stanowiła wyjątek: tam dzieci zdane były w zupełności na łaskę służby. Wychowywała je do przyszłych zadań w świecie, a na koniec "zorganizowała" im małżeństwa tak politycznie, że teraz można ją nazwać "babcią Europy".
Jak to określiła Elizabeth Badinter, Maria Teresa była "ekstremalnie" religijna i "ekstremalnie" wierna swojemu mężowi, którym był Franciszek I Lotaryński. Ich małżeństwo było szczęśliwe, również dzięki jasnemu podziałowi zadań. On się zajmował sprawami przyziemnymi, ona polityką. Na co dzień cesarzowa była powściągliwa w okazywaniu emocji. Prawda o niej jako kobiecie odtwarzana jest na podstawie 86 niedawno odnalezionych listów do hrabiny Zofii von Enzenberg, byłej damy dworu i przyjaciółki. To obraz kobiety wrażliwej, ciepłej, cierpiącej po śmierci męża i osamotnionej po odejściu w daleki świat najmłodszej córki, Marii Antoniny. Władczyni – wdowa, Maria Teresa, zmarła w 1780 roku, a więc nie dożyła Rewolucji i dekapitacji córki. Spoczęła w jednym grobowcu z 15 lat wcześniej zmarłym mężem, było to jej wyraźne życzenie.
Taką Marię Teresę pokazano w filmie.
Ciekawe, że reżyserka, Monika Czernin jest między innymi potomkinią słynnego Ottokara Czernina, dyplomaty i ministra spraw zagranicznych Austro-Węgier.
Aleksandra Solarewicz
"Marie-Thérèse d'Autriche, impératrice et mère", reż. M. Czernin, Austria – Niemcy – Francja 2016
Kategoria: Aleksandra Solarewicz, Recenzje
A moze napiszecie Panstwo wsrod tych zachwytow i fiolkow nad cesarzowa ze razem z protestanckimi Prusami i prawoslawna Rosja napadla i rozebrala katolicka Polske.
Napiszcie moze takze kim byl Ottokar Czernin – zaprzysiegly wrog Polakow, wspoltworca traktatu brzeskiego 1918 oddajacemu nowotowrowi o nazwie Ukraina polskie ziemie az po Lublin , inicjator przekazania wladzy w polskim Lwowie w rece Rusinow.
Obejrzałem. Film ma feministyczny przekaz: 'kobieta też potrafi dobrze rządzić' – i pewnie dlatego "żywą, i do tego ciepłą, kobiecą narrację" prowadzi w nim arcyfeministka Elżbieta Badinter, która narobiła wiele szkód swojemu krajowi. Jednym z jej wynalazków, głośno dyskutowanym nad Loarą, Sekwaną czy Rodanem, była teza, iż jakoby uczucie macierzyńskie kobiety wcale nie jest wrodzonym, tylko efektem patriarchalnego wychowania w ucisku, itd., Itp.; zresztą małżonek tej pseudofilozof, Robert, też jest znanym bojownikiem o prawoczłowiecze "wartości", to on jako minister tzw. Sprawiedliwości zniósł, za prezydentury socjalisty Franciszka Miterranda, karę śmierci. Fakt, że ten mdły, cukierkowy, bez specjalnej wartości poznawczej film jest reklamowany na tym portalu spowodowany jest prawdopodobnie tym, że "Myśl konserwatywną" przenika od pewnego czasu feministyczna "myśl"…
Kuriozalnie, a zarazem groteskowo brzmi wtręt o "popularnonaukowej serii "L'ombre d'un doute" ("Cień wątpliwości")" zawierającej jakoby marksistowską propagandę. Pomijając już poziom merytoryczny ("L'ombre d'un doute" opiera się głównie na archiwalnych dokumentach tworząc swoje emisje), którym ten cykl zdecydowanie góruje właśnie nad innymi tego typu produkcjami, to czasem celuje on nie tyle może w marksistowską, co rewolucyjną propagandę, co we Francji jest naprawdę sporym wyczynem. To właśnie w jednym z filmów z owej serii na temat wojen wandejskich, czy raczej ludobójstwa mieszkańców tej krainy (dla znających francuski do obejrzenia tutaj – https://www.youtube.com/watch?v=06AUS0c9lTo&t=111s) pozwolono wypowiedzieć się zamilczanemu we Francji historykowi, Rejnaldowi Secherowi, a także obficie cytowano archiwa z wypowiedziami i rozkazami ówczesnych rewolucyjnuch decydentów, nawołujących do zagłady Wandei. Seria ta ma także bardzo interesującą produkcję na temat związków otoczenia i rodziny Napoleona Bonaparte z masonerią (masonami byli właściwie wszyscy, tylko na samego cesarza Francuzów nie znaleziono kwitów…, tutaj – https://www.youtube.com/watch?v=432Er7Cu1VE). Oczywiście z punktu widzenia kontrewolucyjnego można tym programom to i owo zarzucić, ale należy pamiętać, że były one tworzone dla tamtejszej zlewaczonej telewizji publicznej. Dodam jeszcze, że prowadzący emisję – a i chyba autor – Franek Ferrand, ma także swoją emisję radiową na tematy historyczne. W jednej z nich przedstawił zbrodnię katyńską – https://www.youtube.com/watch?v=h-HDRrXbop8 To tyle na temat marksistowskiej propagandy…
@PR. Nie, w tym miejscu nie napiszemy, bo to jest recenzja konkretnego filmu, a nie biografia.
@ Gierwazy. To jest recenzja filmu, a nie dokonań Badinter (nawet nie zwróciłam uwagi na to, że ona feministka). Serii "Cień wątpliwości" nie potępiam, bo ją bardzo lubię, a tylko konkretne motywy. Będziemy się cieszyć, gdy Pan przyśle jakąś recenzję, bo apelujemy o teksty od dawna.
@ Gierwazy: Konia z rzędem jak mi Pan pokaże gdzie na naszym portalu – że zacytuję – "Myśl konserwatywną przenika od pewnego czasu feministyczna myśl".
@Aleksandra Solarewicz. Zajrzałem tu w środku tygodnia i widziałem Pani komentarz do mojego komentarza, wówczas nie miałem jednak czasu na zredagowanie odpowiedzi, ale mam wrażenie, iż tamten Pani wpis diametralnie różnił się od widniejącego obecnie. Cóż, w tym poprawionym wpisie Pani argumentacja do mnie przemawia. Oprócz może tego, co pisze Pani na temat serii "Cień wątpliwości", której imputowała Pani marksistowską propagandę.
@Mariusz Matuszewski. Po co odgrażać się obiecankami, których nie jest Pan w stanie zrealizować? Takie nieodpowiedzialne zachowanie nie przystoi konserwatyście… Moje stwierdzenie o przenikaniu feministycznej "myśli" na portal, na którym ma Pan zaszczyt pełnić funkcję redaktora naczelnego, zakończone było trzema kropkami, ergo w formie żartobliwej. Ale skoro mogę przy okazji wzbogacić się o konia i to w dodatku z rzędem, to chętnie podejmę się wyzwania. Właściwie to mógłbym wskazać na artykuł, pod którym polemizujemy, gdyż, jak napisałem powyżej, film pozytywnie zrecenzowany ma narrację feministyczną, ale byłoby to pójście na łatwiznę. Polecam zatem Panu inny tekst, p. Agnieszki Sztajer – https://myslkonserwatywna.pl/sztajer-manowce-dyskusji-o-malzenstwie/ – uzasadnienie znajdzie Pan w moim komentarzu poniżej.
Pozdrawiam serdecznie, czekając na pokrętną argumentację, dlaczego to nie da mi Pan obiecanego konia z rzędem…
@ Gierwazy. Tak, edytowałam swój komentarz. Ws. marksizmu: sporo oglądam tych francuskich filmów i jest możliwe, że wtręty o równości i nowoczesności dotyczyły filmu akurat spoza serii „Cień wątpliwości”. Chociaż, co pewnie sam Pan zauważy, tam też się zdarzają lepsze i gorsze fragmenty, ja czasem aż przewijam klatki (vide „Kim był Jezus”).
@AS. Oczywiście zgadzam się, że odcinki z cyklu "Cień wątpliwości" mają "lepsze i gorsze fragmenty". Autorzy zdaje się chcą dać głos osobom o różnych spojrzeniach na zagadnienia rostrząsane w danym odcinku. Niemniej we Francji, gdzie dominuje (a w szkolnictwie posiada w zasadzie monopol) paradygmat oświeceniowo-rewolucyjny, dopuszczenie do głosu innej narracji stanowi poważny wyłom w przestrzeni medialnej. Zresztą kiedy w poleconej wyżej przeze mnie emisji na temat ludobójstwa w Wandei jako adwersarz rzeczowego Rejnalda Sechera, który cytuje konkretne ustawy, wypowiedzi czy zachowane plany względem mieszkańców Wandei rządzących ówcześnie we Francji jakobinów, występuje robespierysta Jan Klemens Martin (pan ten ma olbrzymie problemy z jasnym przekazem swych myśli…) mamy wrażenie jakby twórcy filmu faworyzowali antyrepublikańską wersję. W dodatku prowadzący Franek Ferrand wyciąga z lamusa (czytaj z archiwum) filipiki odnośnie Wandejczyków, inżyniera Łazarza Carnota, nieutożsamianego dotychczas z terrorystami, uważanego raczej za umiarkowanego polityka w łonie rewolucyjnym, wyładowującym swoją energię jedynie na polu organizacyjnym.
PS. Skrytykowałem Panią za recenzję, pod którą dyskutujemy, czuje się zatem zobowiązany do wyznania, iż całkowicie zgadzam się z Pani przemyśleniami zawartymi w artykule o cesarzowej Elżbiecie – "„Sissi”, czyli tysiąc sześćset dwudziesty trzeci sonet o Giewoncie". Pozdrawiam serdecznie.
@Gierwazy. Tego filmu jeszcze nie oglądałam, ale zawsze bawią mnie łzawe wyznania Francuzów – przypadkowych komentatorów z sieci „pod filmami” o martyrologii Romanowów i innych zbrodniach rewolucjonistów 1917.