Kumor: Pacynki cudzej wojny
Aby skutecznie uprawiać uczciwą politykę, móc zmieniać świat, trzeba mieć siłę; siłę organizacji, pieniądza, wielopoziomowego oddziaływania medialnego – propagandowego, siłę wojskową. Nie da się budować domu od dachu.
Wydawałoby się, że jest to banał, no bo uczy tego historia na bolesnych często przykładach.
Tymczasem wielu ludziom nadal wydaje się, że świat można zmienić przekazem, zmianą świadomości; że jak się tak wszyscy skrzykniemy i coś mądrego powiemy, a może jeszcze podpiszemy jakąś petycję anonsując wszem wobec nasze zapatrywania i racje, to zaraz będzie lepiej. Najciekawsze jest w tym to, że tabuny ludzi głoszą obrazoburcze “antysystemowe” treści, chodzą centymetr nad ziemią w aureoli bojowników nowej jutrzenki, jednocześnie wykorzystując do tego „głoszenia” środki podsunięte im przez system; środki pozostające poza ich kontrolą, słowem, są przez system trzymani na smyczce.
Kierownicy naszego ziemskiego padołu od czasu, kiedy zaczęli głosić tezę, iż to lud ma tu rządzić, uczyli się sztuki rządzenia „ludem”.
Skoro lud rządzi, no to ten ma władzę, kto rządzi ludem – taka jest istota demokracji.
Dzięki skonstruowaniu kanałów kontestacji, prowokacjom, implantowaniu agentów możemy całkowicie kontrolować “obóz pokrzykujących kontestatorów”, obejmując kuratelą, a nieraz nawet inicjując obrazoburcze “niezależne” grupy antysystemowe i ich działania. Są to receptury dobrze opisane w podręcznikach politycznej kuchni; każdy może je poznać, choćby badając historię XIX wiecznych tajnych policji.
Dzisiaj, kiedy sami wszystkim udzielamy informacji, tworząc w Internecie dossier na własny temat, kiedy nasze słabości, zwyczaje i nawyki można prześledzić z rachunków kart kredytowych, sugerowanie – proszę wybaczyć marksowski schemat – że zmieniając „nadbudowę”, doprowadzimy do zmiany „bazy” – odwracając skibę faktycznego świata, to przekonanie bajkowe, zakorzenione w mitach o „zbiorowej mądrości narodu”.
Niestety, w realu dominuje ostry hardcore, a bajania i bajkopisarze wykorzystywani są co najwyżej do mobilizacji społecznej, a „co najniżej” do propagowania pożądanych przez system postaw lub produktów.
Mamy tego liczne przykłady. Proszę zerknąć choćby na Ukrainę – państwo na poły upadłe, funkcjonujące dzisiaj pod kuratelą starszych i mądrzejszych.
Najnowsza historia wygląda tam tak, że w celu przeprowadzenia ruchawki na wschodzie, będącej elementem antyputinowych gier globalnych (Putin przeciwstawił się „przebudowie” Syrii – obaleniu Asada, pozbawieniu tego państwa regionalnej roli sprawczej i zamontowaniu reżimu popieranego przez mądrzejszych), wsparto pieniądzem (i nie tylko) ukraiński nacjonalizm banderowski – rozpoznany jako najsilniejsze emocjonalnie „pasmo przenoszenia”, zdolne nie tylko wyprowadzić ludzi na ulice (oczywiście przy zapewnieniu im wiktu, opierunku oraz kieszonkowego), ale również skłonić do położenia karku w batalionach ochotniczych i pójścia w kamasze. Za co? No jak to za co?! Za „samostijnu Ukrainu”. Kilka tysięcy najbardziej umotywowanych ukraińskich nacjonalistów oddało za nią życie.
Co wywalczyli?
Kuratelę starszych i mądrzejszych, pogłębiającą się biedę i perspektywą dalszej wyniszczającej wojny. Mają państwo, w którym wybór premiera narzuca zagranica, a większość decyzji jest konsultowana z ambasadami; państwo przezroczyste dla obcych służb; narodowcy pod hasłami suwerenności „wywalczyli” dalszą desuwerenizację i biedę dla własnego narodu.
Dlaczego?
Bo nie mieli i nie mają własnych struktur władzy i pieniądza, zostali podpłaceni, zinfiltrowani, wyekwipowani i wysłani na wojnę. Oligarchowie i ich zagraniczni koleżkowie bawią się banderowcami jak koty myszką.
Jest to pouczający przykład tego, na czym polega realna władza; przykład także dla Polski, gdzie – choć sytuacja jest bardziej skomplikowana, a kraj mniej „dziki” – starsi i mądrzejsi mogą pokusić się o podobne operacje, wzmacniając, nagłaśniając, finansując (co za tym idzie, kontrolując) frondę „demokratów”, czy też ruchy odwołujące się do haseł tożsamościowych i narodowych; ruchy kanalizujące autentyczne frustracje poszczególnych segmentów społeczeństwa, ale niezdolne same z siebie zbudować podmiotowej, niezależnej struktury władzy – niezależnego finansowania działalności, wywiadu zwykłego i elektronicznego, cyberbezpieczeństwa, środków przekazu. Są to więc struktury, które system albo toleruje, mogąc w każdej chwili wyeliminować, albo wykorzystuje do własnych celów.
Po co te intrygi?
Po pierwsze, aby uzasadnić i uwiarygodnić bieżące ruchy na geopolitycznej szachownicy czy mapie gospodarczej.
Po drugie, by podobnie jak na Ukrainie – w razie konfliktu – móc szybko zmobilizować młodzież.
Prosto mówiąc, po to by móc rządzić. Rządzenie to możliwości realnej zmiany biegu wypadków. A do tego trzeba mieć środki oddziaływania (pieniądze, media, broń) i wiedzę. Dopiero wówczas można coś naprawdę robić, można być mniejszym lub większym partnerem, bez tego jest się jedynie mapetem; pacynką cudzej wojny.
Morał? Chcesz mieć dom, buduj od fundamentów. Nie ma innej metody.
Andrzej Kumor
za: goniec.net
Kategoria: Andrzej Kumor, Myśl, Polityka, Prawa strona świata, Publicystyka
Przedstawione w powyższym artykule tezy pozostają dla mnie jako czytelnika zrozumiałe i klarowne. Pojawia się jednak pytanie co zrobić w sytuacji gdy po stronie jednostki czy organizacji chcących działać i coś zmieniać brak jest owej siły we wszystkich wspomnianych aspektach. Jak pomimo braku środków oddziaływania (pieniądze, media, broń) nie czuć się, czy też nie być sterowaną marionetką systemu, w którym chcąc nie chcą zmuszeni jesteśmy egzystować. Czy samo pokorne budowanie fundamentów własnej osobowości poprzez zdobywanie wiedzy i kształtowanie poglądów wystarczy? Nie ulega wątpliwości, że pracę nad wspomnianym "domem" należy zacząć od podstaw. Z tym że, z perspektywy jednostki owo budowanie kończy się właśnie na osobowości, poglądach i zdobytej wiedzy. W przypadku jednak próby zrobienia czegość sensownego w szerszym aspekcie np. dla dobra państwa czy narodu niechybnie spotyka nas klęska powiązana z owym brakiem wspomnianych już środków szerszego oddziaływania, o których z perspektywy szarego obywatela można jedynie pomażyć…
Odnosząc się do kwestii łatwości z jaką osoby owładnięte chęcią zmian podejmują określone działania nie mając realnych podstaw do ich dokonania, muszę przyznać że pomimo, iż nie popieram takiego sposobu działania to w pełni rozumiem jego motywy. Narastająca frustracja spowodowana bezsilnością potrafi naprawdę dać się we znaki i szybko pobudzić do działania całe grupy, gdy ktoś trzymający władzę rozpali płomyk nadzieji pochyli się nad zdesperowanymi i uda że pomoże w przeprowadzeniu dobrych zmian.
Świetny tekst.